Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Tajemnicza kontuzja i odrodzenie Tomasza Pilcha

Tomasz Pilch swoją postawą na ostatniej prostej przygotowań do zimy zgłosił mocną kandydaturę do wyjazdu na inaugurację Pucharu Świata. Zimowy mistrz Polski w miniony czwartek został brązowym medalistą krajowego czempionatu na igelicie, a dzień później zdobył złoto w drużynie. W piątek przez kilkadziesiąt minut dzierżył też rekord Średniej Krokwi w warunkach letnich.


- Trzeba podchodzić do tego na spokojnie, bez nakładania presji. Przed rokiem na tym etapie kończyły się moje dobre skoki. Całe lato dobrze się prezentowałem i nagle zgasło, a marzenia i nadzieje były - wspomina Pilch miniony sezon, podczas którego zdobył tylko punkt do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Stało się to w Niżnym Tagile.

W lipcu Pilch nie zdołał wskoczyć do czołowej "30" Grand Prix w Wiśle, a na przełomie sierpnia i września zmagał się z nietypowym urazem. - Przez całe lato mierzyłem się z różnymi problemami, następnie złapałem niespodziwaną kontuzję. Co się stało? Nie wiem. Nagle podczas treningu zaczęła mnie boleć kostka, która potem spuchła. Nie trenowałem przez trzy-cztery tygodnie, po czym wróciłem na skocznię odmieniony. Od momentu wznowienia treningów zacząłem bardzo dobrze skakać - zauważa sportowiec urodzony w Cieszynie.

Przełomowe okazały się październikowe treningi we Francji. - Na zgrupowaniu w Courchevel złapałem stabilizację. Podczas obozu na torach lodowych w Zakopanem było nieco gorzej, ale w zawodach dałem z siebie wszystko i przyniosło to fajny wynik - nawiązuje do brązowego medalu zdobytego na krajowym podwórku. W piątek Pilch potwierdził solidną dyspozycję, dokładając się do zdobycia złotego medalu przez skoczków z Wisły w konkursie drużynowym. Warto wspomnieć, iż w pierwszej serii 21-latek ustanowił letni rekord Średniej Krokwi - 107 metrów. W finale jeszcze dalej poszybował Klemens Murańka.

Pilch na półmetku indywidualnej rywalizacji zamykał czołową "10". W drugiej serii zaatakował i wskoczył na najniższy stopień podium, który podzielił z Dawidem Kubackim. - Pierwszy skok nie był zły. Był delikatnie spóźniony, a do tego zmieniały się warunki. Nie chcę jednak zrzucać na wiatr, bo nie była to czysta próba. W finale oddałem bardzo dobry skok, ale dostrzegam rezerwy w locie. Będę starał się je wyeliminować. Co może dać ten wynik w kontekście areny międzynarodowej? Oby jak najwięcej! To zastrzyk pewności siebie. Te zawody potwierdzają, że skacze mi się coraz lepiej. Po wejściu na tory lodowe pojawiły się wątpliwości, nie mogłem znaleźć pozycji najazdowej i wkradały się błędy na progu, ale mistrzostwa Polski mi to wynagrodziły - przyznaje.

To nie pierwsza taka sytuacja w karierze Pilcha, kiedy po przerwie od treningów wdrapuje się na wysoki poziom. Podobnie było w poprzednim sezonie olimpijskim, 2017/2018. Wtedy skoczek walczył z kontuzją mięśnia czworogłowego uda, po czym na początku zimy błyszczał na drugoligowym froncie zawodów FIS. - Wtedy nie trenowałem niemal całe lato, wróciłem i dawałem z siebie 200% na treningach. Zaczęło to procentować na tyle, że wygrywałem zawody z cyklu Pucharu Kontynentalnego - wspomina.

Pilch po udanym starcie u podnóża Tatr włączył się do walki o bilety do Niżnego Tagiłu, gdzie 20 listopada rozpocznie się bój o Kryształową Kulę. - Chciałbym tam polecieć. Mam swoje cele i marzenia. Zamierzam zostać w Pucharze Świata, jeśli się do niego dostanę - zapowiada w rozmowie ze Skijumping.pl.

Korespondencja z Zakopanego, Dominik Formela