Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Jan Szturc: Może czas na trening na jeszcze mniejszych skoczniach?

- Może Dawid i inni skoczkowie szybciej znaleźliby właściwe czucie na skoczni jeszcze mniejszej niż ta w Ramsau? - zastanawia się w rozmowie z naszym portalem trener Jan Szturc, pierwszy szkoleniowiec Adama Małysza i wychowawca wielu beskidzkich talentów.  Jest przekonany, że sztab znajdzie w końcu źródło obecnego kryzysu, problemem może być tylko zbyt mała ilość czasu dzieląca nas od najważniejszych wydarzeń zimy. 


Jak oceni Pan ostatni weekend w wykonaniu Polaków?

- Niedziela na maleńki plusik. Takie rzeczy też trzeba dostrzegać i o nich mówić. Trzech zawodników w "30" to w tym sezonie jednak wynik powyżej normy. Niestety. Cieszy 19. miejsce Pawła Wąska, drugi jego najlepszy wynik w karierze, cieszy, że poprawił się Piotrek Żyła. Kamil natomiast trochę poniżej swoich możliwości i poniżej tego, co pokazywał w sobotę. W pierwszym skoku wyszedł za szybko z progu, drugi z kolei wyglądał na spóźniony. Ale nie da się ukryć tego, że to on właśnie jest najbliższej swojej optymalnej formy, najbliżej czołówki, najbliżej powrotu na podium. To, czego jednak powinien pilnować, to pozycja najazdowa w tym momencie krótko po odepchnięciu się od belki. Jeżeli wówczas biodro pójdzie za nisko, to może być ciężko się już przestawić do właściwego odbicia.

- Czego brakuje pozostałym skoczkom?

- U pozostałych widzę bardzo duże problemy najazdowe, co znajduje potem swoje odbicie w technice wyjścia z progu. Jedni jeżdżą za wysoko, inni za nisko. A czym to jest spowodowane? Nie potrafię na tę chwilę odpowiedzieć na to pytanie. Mogę to sobie tylko próbować tłumaczyć na różne sposoby. Wiadomo, że zawodnicy raz lub dwa razy w tygodniu są badani na platformie dynamometrycznej. Może ta platforma wymusza na nich nieprawidłowe ruchy, które potem skutkują błędami na skoczni? Mogę się tylko domyślać, bo nie jestem w środku. Kiedy nie "daje noga", potem głowa przestaje wytrzymywać, wszystko się zapętla. Gorzej, że problem nie tylko ma ta siódemka, która była w Engelbergu. Na Pucharze Kontynentalnym też nie było szału. Daje to wszystko do myślenia. Powiedzmy sobie szczerze, że takiej sytuacji nie mieliśmy już bardzo dawno.

- Sztab momentami wydaje się trochę bezradny. Czy nie uważa Pan, że przydałoby się tam jakieś spojrzenie z zewnątrz? Może Pan mógłby wesprzeć tę grupę swoim olbrzymim doświadczeniem i wiedzą?

- Nie, myślę, że nie ma takiej potrzeby. W sztabie jest tyle fachowych par oczu, że któraś z nich w końcu wypatrzy, gdzie jest ten problem i zaczniemy się odbijać. Myślę, że sztab da sobie radę, tyle tylko, że zaczyna się wyścig z czasem. Jest go coraz mniej. Nie jesteśmy już na początku sezonu, a osiągnięcie każdego progresu tego czasu wymaga. Pytanie więc czy zdążymy być gotowi na najważniejsze momenty tej zimy. Ja mimo wszystko mam nadzieję, że tak.

- Zapytam jeszcze czy Pana zdaniem Dawid Kubacki w takiej formie powinien jechać na Turniej Czterech Skoczni?

- Nie odpowiem wprost na to pytanie. Ale powiem inaczej. Pamiętam, jak kiedyś Adama Małysza trzeba było wycofać z Turnieju Czterech Skoczni po części niemieckiej, bo skakał bardzo słabo. Zaraz po przyjeździe do kraju poszliśmy na trening na skocznię K-65 do Łabajowa. Na takim obiekcie wiele kwestii wyraźniej widać. Być może część zawodników powinna wrócić do treningu na takim małym obiekcie? Może w Zakopanem... Widać wyraźnie, że zgrupowanie w Ramsau nic nie dało. Może Dawid i inni zawodnicy na małej skoczni szybciej znaleźliby właściwe czucie na najeździe i na progu...

Rozmawiał Adrian Dworakowski