Strona główna • Mistrzostwa Świata Juniorów

Medalowe żniwa i... zapaść. Osiem lat czekamy na medal mistrzostw świata juniorów

Nie tak miało wyglądać święto młodzieżowego narciarstwa klasycznego, które po czternastu latach wraca na polską ziemię. Młodym skoczkom i kombinatorom przyjedzie rywalizować w smutnej atmosferze toczącej się za naszą wschodnią granicą brutalnej wojny. Osiem długich lat Polacy czekają na medal mistrzostw świata juniorów i nic nie wskazuje na to, by w tym tygodniu doszło do przełamania. Niemniej w oczekiwaniu na dobre występy naszych reprezentantów przypomnijmy sobie medalowe i około medalowe historie związane z występami polskich juniorów.


Chybione instynkty Skupnia

Zanim zainaugurowano w 1977 roku mistrzostwa świata juniorów w narciarstwie klasycznym, w latach 1968-1976 rozgrywane były mistrzostwa Europy dla młodzieżowców. Jedynym polskim medalem tej imprezy jest brąz Adama Krzysztofiaka wywalczony w 1969 roku w szwedzkim Bollnäs. Zakopiańczyk przegrał wówczas tylko z późniejszymi wybitnymi postaciami światowych skoczków, skoczkami z NRD, Henrym Glassem i Hansem-Georgiem Aschenbachem. Żaden Polak do końca funkcjonowania imprezy do podium już się nie zbliżył, choć notowaliśmy jeszcze kilka miejsc w czołowej "10". Na przykład w 1972 roku w Tarvisio ósme miejsce zajął obiecujący 17-latek z Wisły, który wywalczył wysoką lokatę, mimo że specjalizował się głównie w kombinacji norweskiej. Nazywał się Apoloniusz Tajner.

Pierwszym polskim skoczkiem, który był bliski wywalczenia medalu juniorskich mistrzostw świata był Wojciech Skupień. W 1992 roku podczas zawodów w fińskim Vuokatti skoczek z Poronina zajął piąte miejsce, a rok później w Harrachowie poprawił jeszcze to osiągnięcie. Skoki na odległość 87,5 i 86,5 metra pozwoliły mu uplasować się tuż za podium. Lepsi od Skupnia okazali się tylko Janne Ahonen, Andreas Widhoelzl i Alexander Herr. Polak uchodził za jednego z faworytów kolejnej edycji mistrzostw, które rozegrane zostały w austriackim Breitenwang. Miał być w końcu upragniony medal, a skończyło się na dopiero 16 miejscu i ogromnym rozczarowaniu.- Na mistrzostwach świata juniorów była szansa na trzecie miejsce przy skokach na starych wypróbowanych nartach - mówił ówczesny trener skoczka, Piotr Pawlusiak. - Nowe kazałem Wojtkowi wziąć jako rezerwowe - na wypadek, gdyby stare się połamały. On sam zdecydował inaczej. W samochodzie, podczas podróży poinformował mnie, że przemontował wiązania do nowych desek i na nich będzie skakał. Wojtek to człowiek, który kieruje się wyłącznie chybionymi instynktami i samowolą. 

Era Kuttina i Horngachera

Przeszło ćwierć wieku przyszło czekać polskim skokom na krążek juniorskich mistrzostw świata. Polski worek z medalami otworzył się w 2004 roku. Gospodarzem juniorskiego championatu było wówczas norweskie miasto Stryn. 5 lutego rozegrano konkurs drużynowy, podczas którego polska ekipa w składzie: Kamil Stoch, Dawid Kowal, Mateusz Rutkowski i Stefan Hula wywalczyła srebrny medal. Podopiecznych austriackiego trenera Heinza Kuttina wyprzedziła tylko będąca poza absolutnym zasięgiem wszystkich rywali reprezentacja Austrii. Głównym architektem polskiego sukcesu był Mateusz Rutkowski, który oddał dwa znakomite skoki na odległość 96 i 97 metrów. Dwa dni później rozegrano zawody indywidualne, podczas których doszło do wielkiej sensacji. Murowany faworyt do zwycięstwa, mający za sobą udane występy w Pucharze Świata Thomas Morgenstern, musiał uznać wyższość Mateusza Rutkowskiego. Polski skoczek w pierwszej serii oddał fantastyczny skok na odległość 104 metrów (do 2010 roku był to rekord skoczni), podczas gdy złote dziecko austriackich skoków lądowało aż 7,5 metra bliżej. Co prawda w drugiej próbie Morgi skoczył o metr dalej (96,5 m przy 95,5 . Rutkowskiego), jednak sprawa złotego medalu rozstrzygnięta została bezdyskusyjnie na korzyść Polaka.

Na kolejny sukces czekaliśmy tylko rok. W fińskim Rovaniemi polscy skoczkowie obronili wywalczony przed rokiem tytuł  wicemistrzów świata. Do zwycięskiej Słowenii nasz team stracił zaledwie 4 punkty. Polacy, podopieczni trenera Stefana Horngachera, wystartowali w składzie: Kamil Stoch, Piotr Żyła, Paweł Urbański i Wojciech Topór. Indywidualnie najlepszy w konkursie okazał się Stoch, który uzyskał w swoich próbach 95,5 i 101,5 m. Skoki Kamila znakomicie rokowały przed konkursem indywidualnym, który odbył się dwa dni później. Po jego pierwszej serii Stoch po skoku na 95 m. znajdował się na drugim miejscu ex-aequo z finem Joonasem Ikonenem. Niestety drugi skok (na odległość 96 m.) Kamil zakończył upadkiem, który przekreślił jego szanse na medal. Bardzo możliwe, że poprawnie wylądowany skok dałby zawodnikowi z Zębu złoty medal. Ostatecznie sklasyfikowano Stocha dopiero na ósmej pozycji.

Kolejne laury 

Kolejny medal juniorskich mistrzostw świata mógł dla Polski zdobyć Łukasz Rutkowski w 2006 roku. Po pierwszej serii rozgrywanego w słoweńskim Kranju konkursu zajmował drugie miejsce, oddając najdłuższy skok dnia – 111 metrów. Przed nim plasował się tylko Gregor Schlerenzauer. Niestety słabszy drugi skok (102,5 m) pozbawił go medalowej szansy i zepchnął na czwarte miejsce. Kolejną szansę na indywidualny medal MŚJ Rutkowski zaprzepaścił dwa lata później w Zakopanem (imprezę przeniesiono wówczas ze Szczyrku). W pierwszej serii Łukasz znów oddał najdłuższy skok dnia, lądując na 94 metrze. Słabsze noty za styl sprawiły jednak, że po pierwszej części konkursu zajmował trzecie miejsce. 86 metrów uzyskane w drugiej serii nie wystarczyło do podium. Po raz wtóry młodszy brat Mateusza musiał zadowolić się czwartą pozycją. To, co nie udało się Łukaszowi w konkursie indywidualnym, udało się w zawodach zespołowych. Czwórka w składzie: Rutkowski, Maciej Kot, Dawid Kowal i Krzysztof Miętus wyskakała w Zakopanem brązowy medal, a najjaśniejszą postacią naszej ekipy był właśnie Łukasz Rutkowski.

W 2009 roku impreza zawitała do słowackiego Szczyrbskiego Jeziora. W konkursie indywidualnym na drugi stopień podium wskoczył Maciej Kot oddając skoki na 92,5 i 96,5 metra, tracąc cztery punkty do Austriaka, Lukasa Muellera. W zawodach drużynowych reprezentacja Polski w składzie: Maciej Kot, Jakub Kot, Grzegorz Miętus i Andrzej Zapotoczny zajęła trzecie miejsce. W 2011 roku mistrzostwa zorganizowała estońska Otepaeae. Indywidualnie polscy skoczkowie nie odnieśli tam sukcesów, jednak szczęście było blisko w konkursie drużynowym. Po jego pierwszej serii Polacy w składzie: Krzysztof Miętus, Tomasz Byrt, Klemens Murańka i Andrzej Zapotoczny zajmowali drugie miejsce. W drugiej części zawodów fatalny skok na odległość 77 metrów oddał Miętus, grzebiąc tym samym medalowe nadzieje. Nasza reprezentacja zajęła ostatecznie czwarte miejsce.

W 2012 roku w konkursie indywidualnym w tureckim Erzurum srebrny medal wywalczył Aleksander Zniszczoł, który po skokach na 107,5 i 109,5 m zajął drugie miejsce ex-aequo ze Słoweńcem, Jaką Hvalą. Szóste miejsce zajął Klemens Murańka. Niewiele zabrakło polskim juniorom do złota w konkursie drużynowym. Nasi skoczkowie (Murańka, Zniszczoł, Bartłomiej Kłusek i Tomasz Byrt) przegrali z Norwegią o zaledwie trzy punkty. Rok później w Libercu Polacy kontynuowali medalową passę. Tym razem na drugim stopniu podium stanął Murańka wyprzedzony tylko przez wielki ówczesny talent ze Słowenii Jakę Hvalę. Biało-czerwoni znów dzielnie walczyli w zawodach zespołowych. Kłusek, Biegun, Zniszczoł i Murańka zajęli drugą lokatę, ustępując tylko będącej poza zasięgiem rywali drużynie Słowenii. 

Złota drużyna

Nastał wreszcie rok 2014 roku i zdecydowanie najbardziej udana dla Polaków edycja juniorskich mistrzostw. Jednym z głównych faworytów do złota był Krzysztof Biegun, który tamtej zimy wygrał konkurs Pucharu Świata w Klingenthal, zdobył też dwa złote i brązowy medal na uniwersjadzie, która podobnie jak mistrzostwa świata dla juniorów rozgrywana była w Predazzo.Sensacyjnym zwycięzcą konkursu indywidualnego został jednak Jakub Wolny. O 0,8 pkt pokonał wówczas Austriaka Patricka Streitlera, który nigdy na poważnie nie zaistniał w świecie skoków i szybko zakończył przygodę ze skakaniem. Brązowy medal zdobył specjalizujący się jeszcze wtedy w kombinacji norweskiej Jewgienij Klimow. W konkursie drużynowym po raz pierwszy i jak dotąd ostatni reprezentacja polskich juniorów zdobyła złoty medal. Biało-czerwoni szli jak burza, wydawało się, że mogą zdeklasować rywali. Jednak w ostatniej serii swój skok zupełnie zepsuł Murańka i do końca musieliśmy drżeć o końcowy rezultat. Ostatecznie wystarczyło to do zajęcia pierwszego miejsca przed Austrią i Norwegią, która w swoim składzie miała m.in. Daniela-Andre Tande i Johana Andre Forfanga.

Na tym kończy się lista polskich zdobyczy na mistrzostwach świata juniorów, choć jeszcze kilkakrotnie medal był blisko. W 2015 roku w Ałmaatach Polacy (Krzysztof Leja, Adam Ruda, Andrzej Stękała i Przemysław Kantyka) zajęli czwartą lokatę. Ogromna szansa na medal drużynowy pojawiła się rok później w Salt Lake City. Brązowy medal był na wyciągnięcie ręki, ale w finałowym skoku upadek zaliczył "kolega Kastelik" i skończyło się na piątej pozycji. Kolejny krążek przeszedł Polsce koło nosa rok później w Kandersteg w Szwajcarii. Tomasz Pilch przegrał wtedy podium o zaledwie 0,2 pkt... 

Czy w pełni wykorzystaliśmy talent naszych juniorskich medalistów? Oczywiście, że nie. Czy problemem jest poziom polskich juniorskich skoków w ostatnich latach? Oczywiście, że tak. To jednak rozważania na inny artykuł.