Strona główna • Inne

Mazurczuk walczy za Ukrainę. "Do końca wierzyłem, że wojny uda się uniknąć"

O Dmytro Mazurczuku pisaliśmy niedawno na łamach naszego portalu. Jest olimpijczykiem z Pekinu, specjalistą od kombinacji norweskiej, a przy okazji czołowym skoczkiem narciarskim w swoim kraju. Jeszcze na kilka dni przed rosyjską agresją zdobywał medale mistrzostw Ukrainy, by wkrótce potem stanąć jako członek Gwardii Narodowej do walki z najeźdźcą. Udało nam się zamienić kilka zdań z ukraińskim narciarzem i żołnierzem.


- To, co najistotniejsze to to, że jestem póki co bezpieczny, w okolicy, w której przebywam, w obwodzie tarnopolskim, jest na razie spokojnie - mówi nam 23-letni zawodnik. Do Gwardii Narodowej, uzbrojonej formacji wojskowej dołączył jeszcze przed nowym rokiem jako członek grupy olimpijskiej. Na Ukrainie, podobnie jak w kilku krajach zachodniej Europy, sportowcy są zatrudnieni na etacie w służbach mundurowych. Gdy na naszego wschodniego sąsiada najechał barbarzyński agresor ze Wschodu, Mazurczuk razem ze swoim kolegą, trzykrotnym olimpijczykiem, biathlonistą Dmytro Pidrucznym zarzucił broń na ramię i ruszył w służbę ojczyźnie.

- Kiedy dwa tygodnie temu skakaliśmy w Worochcie podczas mistrzostw Ukrainy, gdy zdobywałem tam medale, cieszyłem się sportowym świętem i nie wierzyłem do końca, że nadejdzie ta wojna - przyznaje Mazurczuk. - Miałem głęboką nadzieję do samego końca, że uda się jej uniknąć. To, co się wydarzyło, było szokiem. Ale nie poddamy się i zwyciężymy. Jestem tego pewien. Chcę przy okazji podziękować Polakom za każdą formę pomocy, zwłaszcza za udzielenie schronienia naszym kobietom i dzieciom.

Ukraiński narciarz z głębokim oburzeniem zareagował na haniebne słowa jego rosyjskiego kolegi po fachu, Wiaczesława Barkowa, który podczas zawodów w Lahti w wywiadzie telewizyjnym stwierdził, że na Ukrainie nie toczy się żadna wojna, a jedynie operacja ratunkowa. - Nie znam go zbyt dobrze, widywaliśmy się tylko czasem podczas zawodów, ale nie sądziłem, że jest tak obrzydliwym człowiekiem! Niech przyjedzie na Ukrainę i spędzi choćby jedną noc w którejś z piwnic w Charkowie. Resztę życia przesiedzi u psychologów. Oczywiście jeśli przeżyje tę noc. Mogę mu powiedzieć to, co nasi żołnierze z Wyspy Węży powiedzieli rosyjskiemu okrętowi.