Strona główna • Mistrzostwa Świata w Lotach

Okiem Samozwańczego Autorytetu: I tylko mi Ciebie brak

Te mistrzostwa to był po prostu sLOVEnia show i tylko błąd taktyczny Roberta Hrgoty spowodował, że nasi bracia Słowianie nie wracają z Norwegii z kompletem złotych medali. Zacznijmy jednak od początku.


W treningach Słoweńcy dali taki pokaz mocy, że gdyby pozostali skoczkowie nie byli urodzonymi twardzielami, to by spakowali manatki i pojechali do hoteli. Przypomnę tylko, że taki Lovro Kos był w treningach piąty i ósmy. I nie zmieścił się w składzie, został odstrzelony przed kwalifikacjami. Tak samo jak Cene Prevc, który w obu treningach znalazł się wyżej od wszystkich Polaków. Cene zaraz zaklepał sobie skakanie w charakterze przedskoczka i przed serią kwalifikacyjną huknął 234 metry. Gdyby to był skok oceniany i dostał za niego trzy "osiemnastki" (a na taką ocenę zasłużył) to w kwalifikacjach zająłby... drugie miejsce! Odstrzelony został też Granerud, najwyżej sklasyfikowany w pucharze świata Norweg, który spakował narty, pojechał do domu i powiedział, że tej głupiej imprezy to nawet w telewizji nie będzie oglądał. A przecież Stöckl troszczył się tylko o jego zdrowie. Jeszcze jeden skok i Golas przydzwoniłby w prawą bandę i się połamał.

Tym samym w kadrze norweskiej dopełniło się przewartościowanie. Dziś już dla wszystkich jest oczywiste, że liderem tego zespołu jest Marius Lindvik. Drugi zawodnik Turnieju Czterech Skoczni, złoty medalista ze skoczni dużej w Pekinie i mistrz świata w lotach. Wielkie brawa dla Mariusa za to, jak przygotował się do imprez docelowych. Zwróćmy też uwagę na to, że jeszcze rok temu Lindvik nie startował w  lotach, bo uznał, że nie jest gotowy. Chodziły plotki i spekulacje, że tak naprawdę chodziło o coś innego, bo przecież Norweg skakał już na mamutach w latach 2018 i 2019. Jakby nie było, doświadczenia sporego w lotach nie miał, a imprezę w Vikersund rozegrał po mistrzowsku. W każdej z serii przed konkursem spisywał się coraz lepiej, by ostatecznie wygrać 3 z 4 serii konkursowych i wyprzedzić Timiego Zajca o 9,9 punktu. 

Timi Zajc to kolejny skoczek, którego historia potoczyła się ciekawie. Na poprzednich mistrzostwach wywołał skandal swoją krytyką trenera i został odsunięty od zespołu w trakcie imprezy. Jednak już wkrótce działacze przyznali mu rację. Nastąpiła zmiana trenera a Zajc w przebojowym stylu wywalczył w Vikersund srebro. Nie wiem, co podczas konkursu robił Bertoncelj, ale domyślam się, że dekoracji nie oglądał. A teraz zastanówmy się chwilę, czy te mistrzostwa mogły się inaczej potoczyć. Jak wspomniałem - Lindvik wygrał o 9,9 punktu. Suma metrów w skokach Lindvika - 913,5 metra. Suma metrów w skokach Zajca - 939,5 metrów. 26 metrów na korzyść Zajca. Przeliczniki? Nie tylko. Punkty za styl? Lindvik 230. Zajc 209. Zajc dwukrotnie lądował za 240. metrem i za te skoki dostał; 48 punktów w pierwszej serii i 49 w trzeciej. Podczas gdy najniższa nota Lindvika to 56. Gdyby Hrgota pamiętał, że Zajcowi można obniżyć belkę na żądanie i Zajc za oba te skoki dostał choćby te 56 punktów (a tyle dostał za drugi i czwarty) to wygrałby z Lindvikiem o 5,1 punktu. Hrgota ze swoim sztabem przygotował na ten czempionat swoich skoczków na szóstkę. Ale w krytycznym momencie zabrakło mu doświadczenia i taktyki. Bo przecież słoweńscy skoczkowie przeskakiwali skocznię już pierwszego dnia. Taki scenariusz dało się przewidzieć.

Stefan Kraft - ma kolejny medal z wielkiej imprezy do swojej długiej kolekcji, ale znów nie jest to złoto. Znów - jak na Kulm w 2016 - "tylko" brąz. Z całą pewnością nie jest jeden z tych skoczków, którzy zawodzą na najważniejszych imprezach. Jednak można odnieść wrażenie, że tak wybitny skoczek, zdobywca dwóch pucharów, zwycięzca tylu konkursów, nie pokazuje całego swojego potencjału na imprezach mistrzowskich. W jego przebogatej kolekcji jednak przeważają medale albo drużynowe, albo z tych mniej cennych kruszców. Oczywiście Austriak ma jeszcze czas, by to trochę zmienić.

Ogólnie  - fajna impreza. I tylko mi Ciebie brak  w tych mistrzostwach - polska flago powiewająca na maszcie podczas dekoracji medalowej. Wszyscy w zasadzie się zgadzają, że Jakub Wolny to jedyny polski skoczek, który ma prawo wyjeżdżać z Vikersund z uśmiechem na twarzy. Szczególnie zacnie wyglądało pożegnanie się skoczka z Bystrej z Vikkersundbakken. 

Drużynówka wyglądała w zasadzie jak mecz Słowenia - reszta świata. Albo bitwa, której wynik z góry znamy. Słoweńskie siły już od pierwszej serii zdominowały przestrzeń powietrzną nad zeskokiem, potem tylko powiększały przewagę. W ostatnim skoku Geiger okazał się trochę lepszy od Laniska i nieco zmniejszył straty, ale  mało kto to w ogóle zauważył. Gdy skakał Słoweniec, zielona linia wyświetliła się tuż za bulą. 128 przewagi nad srebrnymi medalistami to największa różnica w historii drużynowego konkursu na MŚwL. Słowenia zdobyła swój pierwszy złoty medal w tej konkurencji, zakończyła trwającą od początku jej istnienia dominację norwesko-austriacką i zrobiła to w fenomenalnym stylu. W dodatku miała w zapasie tak świetnie spisujących się skoczków, że gdyby przepisy na to pozwalały i ściągnęli sobie z kraju jeszcze - dajmy na to Jelara i Semenica - to Słowenia 2 też mogłaby bić się o medal.

Norwegia w ostatnim skoku zapewniła sobie medal. Dzięki temu na 9 edycji tej imprezy 9 razy zdobywała medale w drużynie. Nie udało się jej tylko raz, w Planicy w 2012 roku, gdy zajęła czwarte miejsce. Łał. Stało się to kosztem Austrii, która z kolei zdobywała medale w sześciu pierwszych edycjach a teraz nie udała jej się ta sztuka już trzeci raz z rzędu. Jak tak patrzę na Austrię to myślę, że wyjeżdżają z Norwegii z lekkim niedosytem. Kraft  - już o nim wspominałem - był przed imprezą największym faworytem do złota - skończyło się na brązie. Wiadomo, blacha jest blacha i darowany medal wkłada się w zęby bez spoglądania na kolor. Ale jednak. A drużynowo Austria ten medal trzymała końcami palców po 7 seriach w ósmej wypuściła.

Tym samym srebro dla Niemców smakuje wyjątkowo słodko, bo w konkursie indywidualnym liderzy kadry skakali znacznie poniżej oczekiwań. Z kolei Austriaków ciągnął w dół Huber i właśnie dlatego do srebra można było przymierzać najprędzej Norwegów. I kto wie, może i tak by było, gdyby Johansson nie nałożył na swoje słynne wąsy zbyt dużo pomady, co skutkowało przeciążeniem kręgosłupa i bólem pleców. Trzeba się było odwołać do Graneruda, co to miał już jechać do domu i nie oglądać tego głupiego turnieju nawet w telewizji. Podobno, gdy prawa banda się o tym dowiedziała, to chciała uciekać ze skoczni, ale zbyt mocno ją wkopali w ziemię. Koniec końców Granerud bandę tylko postraszył, skakał nawet przyzwoicie i nie zawalił kolegom medalu przed własną publicznością.

Jak wspomniałem - Jakub Wolny wyjeżdża z Vikersund z tarczą. A pozostali? Paweł Wąsek liczył chyba na trochę więcej. Tym bardziej, ze i jego uważa się za skoczka z predyspozycjami do lotów. Dawid Kubacki skakał marnie na treningach, ale na drużynówkę jakoś tam się pozbierał. Na pewno jednak nie jest to poziom, którego można oczekiwać po medaliście olimpijskim. Piotr Żyła też nie oddał tu skoków, które mogłyby sprawić mu radość, z lotów, które tak przecież kocha. Kamil Stoch? Od Sasa do Lasa - skoki kompromitujące, skoki przeciętne, skoki obiecujące. Wyniki jednak rozczarowały wszystkich, z wykonawcą włącznie. 

Przed nami zostały już tylko dwa weekendy Pucharu Świata i oba na mamutach. Słowenia jest w niesamowitym szwungu. W dodatku w Planicy będą u siebie i wystawią grupę krajową. Czy niesieni taką falą mogą jeszcze wyrwać Norwegii trzecie miejsce w Pucharze Narodów? O to będzie bardzo trudno, ale kto wie? Natomiast niezwykle ciekawie zapowiada się walka o pierwsze miejsce, gdzie Niemcy idą na żyletki z Austrią. Tu nas czeka jeszcze sporo emocji. A emocje związane z mistrzostwami i medalami w lotach zamykana na dwa długie lata.

Cytat zupełnie na temat:

"Decybele Eisenbichlera są głównym powodem drżenia szyb w naszej kabinie komentatorów"

Michał Chmielewski

A porównanie Eisenbichlera lotów do seksu było powodem drżenia wielu niewieścich serc.

Cytat zupełnie nie na temat:

"Ein momment - jak odpowiedziała wróżka Hitlerowi na pytanie jak długo będzie żyć"

Gustlik Jeleń

No i to by było na tyle z Vikersund, gdzie Marius Lindvik udowodnił że potrafi, FIS udowodnił że potrafi i Eisenbichler udowodnił że potrafi, ale każdy na inny sposób. Już za tydzień mamy kolejne loty -  w Oberstdorfie. A w Oberstdorfie tylko dwie rzeczy są pewne: ciasna winda na wieżę skoczni i wurst z bawarską musztardą.

Ceterum autem censeo notas artifices esse delendas.

***

Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejętność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Złośliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Działania pożądane - mądre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem. Kamil Stoch ostrzega - nieczytanie felietonów Samozwańczego Autorytetu grozi poważnymi brakami wiedzy powszechnej jak i szczegółowej o skokach.

P.S. Kochani, nie karmcie mi tu trolli. Ja też się będę starał.