Strona główna • Kobiece Skoki Narciarskie

Marcin Bachleda: Nie satysfakcjonują mnie stumetrowe skoki na dużej skoczni

Marcin Bachleda, były trener kadry pań, a następnie asystent w drużynie prowadzonej przez Łukasza Kruczka, od wiosny tego roku jest odpowiedzialny za podhalańską cześć kobiecej reprezentacji Polski. W rozmowie z naszym portalem wyjaśnił między innymi, dlaczego żadnej z zakopiańskich dziewcząt nie zobaczyliśmy na starcie inauguracji LGP w Wiśle.


- Po ostatnim sezonie zimowym doszło do małej rewolucji w kwestii struktury kadr żeńskiej reprezentacji. Jak pan ocenia pomysł utworzenia dwóch grup szkoleniowych?

- Byłem jednym z inicjatorów tych zmian, o których pan mówi. Pod koniec zimy sam zaproponowałem takie rozwiązanie. Długo dyskutowaliśmy i doszliśmy do wniosku, że może warto wrócić do tego systemu sprzed paru lat, kiedy trenowaliśmy w dwóch ośrodkach, za grupę z Beskidów odpowiedzialny był Sławek Hankus, a ja działałem w Zakopanem. Dobrze to wtedy funkcjonowało.

- A jak funkcjonuje to obecnie? Jak przebiega praca w waszej grupie?

- Wszystko działa w porządku. Tak jak sobie założyliśmy. Pracuję razem z Kubą Kotem, który prowadzi dziewczyny ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Skaczemy w Zakopanem, jeździmy też na konsultacje do Szczyrku. Idziemy swoją drogą.

- Kibiców mocno interesuje fakt, dlaczego żadna z dziewczyn z Podhala nie wystartowała podczas inauguracji Grand Prix w Wiśle.

- Sprawa jest prosta. Obejmując zakopiańską grupę założyłem sobie, że potrzebujemy czasu. I ja i dziewczyny. Wprowadziłem parę zmian w treningu, wykonaliśmy pewien reset, zaczynamy jakby od podstaw. Letnie starty nie mają wysokiego priorytetu. Uczymy się od początku kwestii technicznych. Zaczynamy od zawodów niższej rangi - Lotos Cup, FIS Cup. Powiem tak: żeby wystąpić z powodzeniem w zawodach Grand Prix, trzeba na dużej skoczni skoczyć te 115 metrów albo trochę więcej. Nie satysfakcjonują mnie skoki w takich zawodach w okolicy setnego metra. 

- Jak się trzyma Kamila Karpiel po tej trudnej dla niej zimie?

- O to najlepiej byłoby zapytać samą Kamilę. No na pewno sporo działo się w jej głowie, na pewno to przeżywała, była psychicznie zmęczona, a wtedy pojawiają się różne myśli. Na początku przygotowań było widać u niej dużo motywacji, potem był lekki spadek, ale na dzień dzisiejszy jej nastawienie jest znów pozytywne. Wzięła się za ciężki trening. Mamy nadzieję, że wróci na swoje właściwe tory. Po tylu trudnych doświadczeniach i gorszych momentach staram się ją prowadzić tak, by nie wrócił u niej ten stan emocjonalny z poprzednich miesięcy, a o to nie jest trudno w sytuacji, gdyby coś znowu miałoby się nie powieść. Dużo rozmawiamy, staram się ją mocno motywować.

- Jakie są wasze plany na najbliższe tygodnie? Planujecie jakieś zagraniczne wyjazdy?

- Będziemy trenować w kraju i startować w zawodach, które odbędą się w Szczyrku. W najbliższy weekend będzie to Memoriał Olimpijczyków, a potem FIS Cup. Póki co zamierzamy nadal bazować na ośrodkach w Szczyrku i Zakopanem. 

- Jak przebiega współpraca ze Szczepanem Kupczakiem i jego grupą beskidzką? Jest jakaś wymiana informacji w obie strony?

- Ze Szczepanem jesteśmy w stałym kontakcie. Rozmawiamy, spotykamy się. Ale obaj mamy wolną rękę. Pracujemy w trochę inny sposób, na innych zasadach. Decyzje dotyczące składu na zawody na pewno będziemy jednak podejmować w ścisłym porozumieniu.

- W ostatnich dniach dość głośno zrobiło się o decyzji związku, który zapowiedział, że nie będzie wspomagał finansowo zawodniczek, z BMI powyżej 21. Odbiło się to szerokim echem choćby w Norwegii, gdzie przyjęto taki ruch z zaskoczeniem, a nawet lekkim oburzeniem. Jak pan do tego podchodzi?

- Na pewno będzie to jakiś motywator dla dziewczyn. Trzeba jednak uważać, żeby nie przesadzić, żeby nie okazało się, że stracimy później kilka zawodniczek, których i tak mamy bardzo mało. Natomiast wiemy, że masa ciała jest w skokach narciarskich absolutną podstawą. Młode zawodniczki na pewno będą miały to na uwadze i będą tego mocno pilnować. Tak jak mówiłem, jest to na pewno czynnik motywacyjny. Ale jak to się sprawdzi na dłuższą metę? To nowe rozwiązanie, wcześniej u nas niestosowane. Ale być może potrzebne, zobaczymy. Czas pokaże, jak to zadziała.

Rozmawiał Adrian Dworakowski