Strona główna • Kobiece Skoki Narciarskie

"Miałam objawy choroby Alzheimera". Eva Pinkelnig - skoczkini "z kosmosu"

Mówi się o niej, że jest człowiekiem z innej planety. Zwykły śmiertelnik po przejściach, które stały się jej udziałem, mógłby mieć poważny problem z powrotem do normalnego, codziennego funkcjonowania. Eva Pinkelnig nie tylko wracała za każdym razem do zawodowego sportu, ale wskakiwała na co raz to wyższy poziom. Nadużywane dziś często określenie "fenomen" w jej przypadku tym nadużyciem z pewnością nie jest.


- Z uwagi na moją historię wszystkie podręczniki do szkolenia skoków narciarskich będą musiałyby zostać chyba napisane od nowa - śmiała się w jednym z wywiadów. Pierwsze, rekreacyjne skoki na nartach oddała w wieku 11 lat, ale dopiero mając 24 lata rozpoczęła profesjonalne treningi, których zwieńczeniem było powołanie do kadry narodowej. I trudno powiedzieć, który fakt jest w jej przypadku bardziej zdumiewający - to, że tak późno zaczęła uprawiać skoki i dotarła na niemal sam szczyt, czy to, że wracała do uprawiania sportu na najwyższym poziomie po kontuzjach, które innym sportowcom szybko wybiły z głowy uprawianie jakiejkolwiek aktywności w wymiarze zawodowym.

Przypomnijmy najpierw pokrótce dokonania aktualnej liderki klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. 34-letnia dziś Austriaczka posiada dwa srebrne medale wywalczone w drużynie i w mikście podczas mistrzostw świata w Seefeld w 2019 roku. Sezon 2019/20 zakończyła na trzeciej pozycji w cyklu Pucharu Świata. 15 razy stawała na podium zawodów najwyższej rangi, pięciokrotnie była to pierwsza lokata. W 2020 roku na trzeciej pozycji zakończyła turniej Raw Air, notowała zwycięstwa w Letnim Grand Prix i Pucharze Kontynentalnym. To wszystko dużo, jak na to, przez co musiała przechodzić na przestrzeni swojej, krótkiej bądź co bądź, bo trwającej dopiero 10 lat, przygody z profesjonalnym sportem.

Przełożeni z austriackiej federacji próbowali wybić jej z głowy jakiekolwiek plany powrotu do zawodowego sportu. Ale ona się zaparła. Dzięki zaawansowanemu treningowi neuroatletycznemu wróciła do pełnej sprawności. Jednak w 2020 roku los postawił na jej drodze kolejną kłodę. W wyniku upadku na treningu musiała walczyć o życie. Pękła jej śledziona, straciła litr krwi, trafiła w trybie pilnym na stół operacyjny. - Lekarze mówili mi, że wielu ich pacjentów z podobnymi obrażeniami nie przeżyło w takiej sytuacji - opowiadała. Tymczasem sportsmenka pochodząca z Dornbirn już kilka tygodni później trenowała na skoczni. Z jeszcze większą niż dotąd pasją. 

Pinkelnig planuje pisać kolejne rozdziały swojej absolutnie niezwykłej historii sportowej. Niech to tym razem będą już tylko rozdziały pełne chwały i sukcesów. Jakiej rady udzieliłaby młodym kobietom zastanawiającym się nad wyborem drogi życiowej? - Nigdy się nie poddawaj, podejmuj ryzyko, na karierę nigdy nie jest za późno - uważa. Jednak dodaje też z uśmiechem: - Ale nie muszą to być skoki narciarskie, istnieją na świecie mniej niebezpieczne zajęcia.