Strona główna • Niemieckie Skoki Narciarskie

"Najwyższy czas, by jeden z nas to zrobił" - Niemcy chcą powtórki sukcesu Hannawalda

Sven Hannawald to nadal ostatni reprezentant Niemiec, który zdołał wygrać Turniej Czterech Skoczni, do tego triumfując na wszystkich czterech obiektach. 6 stycznia minie dwadzieścia jeden lat od momentu, kiedy niespełna 28-letni skoczek z Saksonii wzniósł w Bischofshofen ręce w geście triumfu. Od tego czasu kibice zza naszej zachodniej granicy nadal czekają na końcowy sukces swojego zawodnika podczas niemiecko-austriackiej imprezy. Od tego czasu Austriacy brylowali w Turnieju siedmiokrotnie, czyniąc to siedem razy z rzędu.


Bieżąca zima nie rozpoczęła się po myśli ekipy dowodzonej przez Stefana Horngachera. Niemcy są piątym zespołem Pucharu Narodów po przedświątecznym okresie Pucharu Świata. Drużynowi mistrzowie świata tylko raz wprowadzili swojego zawodnika na podium. Stało się to przy okazji zmagań w Titisee-Neustadt, gdzie Karl Geiger w pierwszym z konkursów finiszował trzeci.

- Nie mogę się doczekać wzięcia udziału w moim jedenastym Turnieju, zwłaszcza inauguracji w domowym Oberstdorfie, przed wieloma fanami na stadionie. Początek sezonu był trochę niepewny i przez to nie był dla mnie łatwy, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. Wiem, że moje skoki w zasadzie działają, ale jak dotąd nie byłem w stanie wykonywać ich powtarzalnie. Pozostaję zatem cierpliwy i staram się poprawiać formę z zawodów na zawody - mówi Geiger w przedturniejowym komunikacie Niemieckiego Związku Narciarskiego.

Mieszkaniec Oberstdorfu przed rokiem przystępował do boju o Złotego Orła jako lider Pucharu Świata. Ostatecznie nie stanął nawet na turniejowym podium, finiszując czwarty. - W zeszłym roku, jako główny faworyt, sytuacja była dla mnie zdecydowanie inna. Dziś mierzą się z nią moi konkurenci. Niemniej, kiedy startuję w Oberstdorfie, naturalnie zawsze chcę dać z siebie wszystko - zapewnia siódmy zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, który traci do Dawida Kubackiego 456 punktów.

- Skoki w Oberstdorfie są dla mnie czymś wyjątkowym. Łączę tyle emocji i wspomnień z tym miejscem. Moim zdaniem otoczka i atmosfera są najlepsze w Oberstdorfie - dodaje Bawarczyk, który przed dwoma laty przegrał w Turnieju Czterech Skoczni tylko z Kamilem Stochem.

Cztery lata temu drugi na turniejowej mecie był Markus Eisenbichler, mistrz świata z 2019 roku. - Jeśli wygrasz Turniej, wówczas otrzymujesz status legendy. Zwłaszcza jako Niemiec. Najwyższy czas, żeby jeden z nas zrobił to ponownie. Jestem osobą przywiązaną do wielkich tradycji, a dzięki temu wydarzeniu tradycja odnalazła także miejsce w naszej dyscyplinie. Na myśl o tej imprezie świecą mi się oczy - nie ukrywa 31-latek, który w tym sezonie dwukrotnie meldował się w czołowej "10".

Wspomniany 67. Turniej Czterech Skoczni był jedynym w XXI wieku, kiedy na podium stanęło dwóch Niemców, choć żaden z nich nie wskoczył na najwyższy stopień. Za Eisenbichlerem znalazł się Stephan Leyhe, co działo się w sezonie 2018/19.

- Turniej to coroczne wydarzenie w kalendarzu, na które bardzo czekam. Format mi odpowiada. W tym roku będę tam już po raz siódmy. Zaskakujące trzecie miejsce w 2019 roku było dla mnie jak dotąd mnie najlepszym doświadczeniem. Turniej pisze najdziksze historie. Dla mnie najdziwniejszym przeżyciem było, gdy Janne Ahonen i Jakub Janda stanęli na szczycie podium po ośmiu skokach z taką samą liczbą punktów. Jako dziecko widziałem, jak Sven Hannawald jako pierwszy zgarnął Wielkiego Szlema, co oczywiście było bardzo imponujące - przyznaje Leyhe.

- Nie mniej imponujące jest to, jak wielu osób przyczynia się do sukcesu imprezy. Zawsze utrzymują skocznie narciarskie w doskonałym stanie, nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach. Spośród czterech obiektów, ta w Oberstdorfie stawia mnie przed największymi wyzwaniami. Atmosfera w Oberstdorfie i Garmisch jest dla nas, Niemców, niezwykle motywująca. Kibice znów dadzą nam ostatnie pięć procent, abyśmy mogli osiągać jak najlepsze wyniki - dodaje 30-latek, nawiązując do powrotu kibiców na trybuny po pandemicznej przerwie.

W sezonie 2017/18 w świetnej formie był Andreas Wellinger, jednak na jego drodze także stanął Kamil Stoch. Obaj kilka tygodni później zostali indywidualnymi mistrzami olimpijskimi w Pjongczangu. - Każdy z nas, skoczków narciarskich, śledzi Turniej od dziecka. Bycie tam osobiście jest po prostu niesamowite. Da się odczuć niecierpliwość i pozytywne napięcie wśród wszystkich zaangażowanych. Stadiony są pełne, a atmosfera jest po prostu wspaniała. Szczególnie w Oberstdorfie - podkreśla 27-latek.

- Dla mnie ważne jest, aby rozpocząć Turniej na stabilnych podstawach. Nie można go wygrać w pierwszym konkursie, ale można przegrać. Dlatego: zacznij spokojnie, bądź skoncentrowany i trzymaj się czołówki, jeśli to możliwe. Moja ulubiona skocznia znajduje się na końcu w Bischofshofen - kontynuuje Wellinger.

- Po naprawdę dobrym lecie, w ciągu ostatnich kilku tygodni sprawy nie potoczyły się tak, jak bym tego chciał. Niewiele brakuje, ale w skokach narciarskich małe rzeczy mają duże znaczenie. Było też kilka nieprzewidzianych incydentów, jak problemy z kostką czy uszkodzenia nart w transporcie - dodaje.

Ważnym ogniwem niemieckiego zespołu jest doświadczony Pius Paschke, który zamyka pierwszą dziesiątkę klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. 32-latek pewnie punktował w każdym z ośmiu dotychczasowych konkursów.

- W tym roku biorę udział w Turnieju po raz ósmy. Oczekiwania są wielkie, jak zawsze. Turniej jest po prostu wydarzeniem, które uczyniło nasz sport wielkim. Oberstdorf to moja domowa arena. Tam chodziłem do szkoły i mieszkałem w Oberstdorfie przez wiele lat. Podczas wieczornych zawodów panuje niesamowita atmosfera. Innsbruck to dla mnie najtrudniejsza skocznia - czytamy wypowiedź olimpijczyka z Pekinu.

Najmłodsi zawodnicy w niemieckim zespole to Constantin Schmid i Philipp Raimund.

- Atmosfera na stadionie bardzo mnie motywuje. Moim zdaniem w Oberstdorfie jest najfajniej, bo stadion jest jak kocioł, ale nastrój w Garmisch jest równie dobry. Konkursy domowe są po prostu punktem kulminacyjnym. Zdobyłem już trochę doświadczenia i wspomnień. Dla młodego sportowca było oczywiście czymś wyjątkowym mieć za sobą wielkie nazwiska, takie jak Peter Prevc czy Domen Prevc w bezpośrednim pojedynku. Kiedyś zepchnąłem Stefana Krafta z listy szczęśliwych przegranych, co było dziwne i pamiętam to do dziś - wspomina Schmid.

Nachodzące wydarzenie będzie wyjątkowe dla Raimunda. - W tym roku po raz pierwszy wystartuję we wszystkich czterech konkursach, ponieważ wywalczyłem miejsce startowe za sprawą dobrych wyników w Pucharze Kontynentalnym. Na zawodach w Oberstdorfie panowała najlepsza atmosfera, jakiej kiedykolwiek doświadczyłem. Stanąłem do walki w systemie KO z Karlem Geigerem, co jest oczywiście bardzo trudne. Stanąłem w niesamowicie głośnym kotle i ze wszystkich stron wywołano imię Karla, na trybunach powiewały tysiące flag. To było niesamowicie! Usiadłem na belce i nie mogłem już dostrzec flagi własnego trenera, bo pod spodem było tyle czerni, czerwieni i złota. Mam nadzieję, że w tym roku będzie podobnie - komentuje 22-latek.

71. Turniej Czterech Skoczni rozpocznie się w środę, od kwalifikacji na Schattenbergschanze w Oberstdorfie.

Oglądaj sporty zimowe (i nie tylko!) w kanałach Eurosportu >>>