Strona główna • Historia Skoków Narciarskich

Nadzieje na 200 metrów, dramatyczne upadki i zakaz notowania rekordów - Kulm'86

Przed nami próba generalna przed zaplanowanymi na kolejny sezon mistrzostwami świata w lotach narciarskich w Bad Mitterndorf. Te odbywały się jak dotąd na Kulm pięć razy. Za najbardziej ekstremalną uchodzi edycja z 1986 roku. Organizatorzy oczekiwali wówczas skoku na 200. metr, skończyło się zakazem rejestrowania rekordów świata.


Czempionat w 1986 roku odbył się nietypowo, bo już rok po poprzednim rozegranym w Planicy.  Tamtą imprezę wygrał Matti Nykaenen, ustanawiając rekord świata skokiem na 191 metrów. Fin miał całkiem sporą szansę na obronę tytułu, ale... nie byłby sobą, gdyby czegoś, mówiąc kolokwialnie, nie odstawił. Miał wówczas taką pozycję, że kierownictwo ekipy przymykało jeszcze czasem oczy na jego wyskoki i samowole. 

Do Bad Mitterndorf przyjechał na ledwie kilka godzin przed rozpoczęciem pierwszego treningu, podobno w nie najlepszej kondycji psychofizycznej. Rozkręcał się więc bardzo powoli, po pierwszym dniu zmagań zajmował dopiero 9. pozycję, przegrywając m.in. z czwartym Janem Kowalem. Ale drugiego dnia skakał już wyśmienicie i wyszarpał brązowy medal. 

Mistrzostwa zakończyły się podwójnym triumfem gospodarzy. Zwyciężył Andreas Felder, który wyrównał wyczyn Nykaenena z ubiegłej zimy i wylądował na 191 metrze. To ostatni jak dotąd rekord świata ustanowiony w Bad Mitterndorf. Felder o 15 punktów wyprzedził wówczas swojego rodaka Franza Neuländtnera. Generalnie rzecz biorąc, triumf Feldera nie był żadną niespodzianką, ale na treningach przed zawodami Austriak dwukrotne spektakularnie "przydzwonił" w bulę i zasiał ziarnko niepewności u swoich kibiców. 

Dobry start zanotowali Polacy. Piotr Fijas zajął 10. a Jan Kowal 12 pozycję. Na 36 miejscu w gronie pięćdziesięciu uczestników sklasyfikowano Roberta Witke, który nie był przewidziany do startu w tych zawodach. Do Austrii przyjechał na własny koszt z rodzicami i dopiero na miejscu uprosił polską federację, by zgłosiła go do udziału w imprezie. 

Kontrowersyjnym celem komitetu organizacyjnego dowodzonego przez byłego skoczka Huberta Neupera był pierwszy w historii skok powyżej dwusetnego metra. Jak pamiętamy, magiczna bariera została pokonana dopiero osiem lat później w Planicy, kogoś tu zatem mocno poniosła ułańska fantazja. Ale kwestię tę traktowano wtedy naprawdę poważnie. Firma Adidas ufundowała but ze szczerego złota dla pierwszego "dwustumetrowca".

Drugiego dnia rywalizacji nie myślano już o dwustumetrowym locie, a co najwyżej o tym, by nikt na Kulm nie odniósł poważnych obrażeń. Doszło do trzech absolutnie mrożących krew w żyłach upadków, które do dziś sprawiają potworne wrażenie. Na zeskok z ogromną siłą upadali kolejno: Japończyk Masahiro Akimoto, Niemiec z NRD Ulf Findeisen oraz Norweg Rolf Age Berg. Festiwal makabrycznych upadków najgorzej skończył się dla tego pierwszego, który doznał otwartego złamania kości podudzia. Dla czterokrotnego zwycięzcy zawodów Pucharu Świata był to w zasadzie koniec poważnego skakania. Wrócił jeszcze na chwile po niespełna dwóch latach do zawodów najwyższej rangi, ale skakał już wtedy bardzo słabo.  

Na wypadki z Kulm już po sezonie zareagowała Międzynarodowa Federacja Narciarska. Komisja skoków FIS wystosowała następujący komunikat: "Aby powstrzymać gonitwę za nowym rekordem świata i niebezpiecznie długimi odległościami, ustalono, że loty dłuższe niż 191 metrów nie będą mierzone. Każdy lot za 191 metr będzie zapisywany jako lot 191-merowy. Sędziowie pomiarowi ani inni działacze nie mogą być rozmieszczeni za tą granicą".

Inżynier Jerzy Muniak, projektant wielu polskich skoczni narciarskich, w rozmowie z Gazetą Krakowską sugerował, że czas na ograniczenie roli "mamutów". - Skocznie do lotów odegrały niewątpliwie pozytywną rolę w ewolucji skoków narciarskich, ale dziś bezsensownej pogoni za rekordami trzeba powiedzieć stop. Można pokusić się o budowę jeszcze większych obiektów dla tej garstki najlepszych, ale co zrobimy wówczas ze średniakami? Trzeba zaostrzyć przepisy, niech zawodnicy skaczą krócej, ale bezpieczniej. 

Nie wszyscy jednak przyczyn dramatycznej niedzieli na Kulm upatrywali w nieposkromionej chęci wyścigu za rekordami. - Cała ta trójka skakała na „atomikach" - zauważył trener reprezentacji Polski Lech Nadarkiewicz. - Te deski mają o 10 cm przesunięty środek ciężkości do tylu, a przez to dłuższe szpice. Pod czołowy wiatr, a taki dziś wiał na skoczni, leci się na tych nartach albo bardzo daleko jak Felder albo możliwe są groźne wywrotki. Kto wie czy FIS nie powinien wydać zakazu produkowania tych nart. 

Wynik Feldera i Nykaenena poprawił rok  później w Planicy Piotr Fijas, skacząc 194 metry. Ale zgodnie z ustaleniami FIS seria konkursowa, w której dokonał tego wyczynu, musiała zostać przerwana i zrestartowana. Rekord Polaka przetrwał aż siedem lat. Najpierw 17 marca 1994 roku Martin Hoelwarth uzyskał 196 metrów, a chwilę potem zaczęła się już era dwustumetrowych lotów. Jako pierwszy tę granicę, o której marzył Hubert Neuper i jego ekipa organizująca mistrzostwa świata w 1986 roku, przekroczył i zakończył poprawnym lądowaniem Fin Toni Nieminen (203 m). Zanim do tego doszło, Andreas Goldberger podparł skok na 202 metry. 

Czytaj też: Szalona akcja w Nowym Jorku. Skoki pod wieżami World Trade Center!