Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Inaczej niż zwykle

Jeśli szukacie analizy zawodów w Râșnovie, mniej lub bardziej mądrych przemysleń, ciekawostek statystycznych, czerstwych żartów - czyli tego, co zwykle - to nie klikajcie w ten link. Chyba, że szukacie tabelek. Tabelki będą. 


Z góry Was wszystkich przepraszam, ale dziś będzie inaczej niż zwykle. Pozwolę sobie wykorzystać licencia poetica charakterystyczną dla felietonistów i popłynę dziś znacznie bardziej, niż zdarza mi się to w innych artykułach z tego cyklu.

Za kilka dni minie dokładnie rok, od kiedy wojska Federacji Rosyjskiej przekroczyły bez wypowiedzenia wojny granice Ukrainy i tlący się od lat w Donbasie konflikt rozbuchały do rozmiarów pełnoskalowej wojny. Tak, to już rok. Pamiętacie tamte uczucia, tamten szok, niedowierzanie, strach, obrazki kolumn pancernych prących na Kijów, czerwone strzałki na mapach, rosyjskich żołnierzy desantujących się na lotnisku Hostomel? Rakiety padające na domy, szkoły, szpitale, ukraińskich cywili próbujących gołymi rekami powstrzymać rosyjskie czołgi i ciężarówki? Pamiętacie reakcje świata? Pamiętacie pierwsze zawody Pucharu Świata w Skokach Narciarskich zaraz po rosyjskiej agresji? Lahti, Finlandia - państwo sąsiadujące z jedną ze stron konfliktu, szare, betonowe skocznie, wielkie emocje pozasportowe. Gdy Kamil Stoch wypowiedział się w tym temacie i zaprezentował swoje przesłanie wypisane mazakiem na nartach, reakcje były różne. "Stop war, better fight in sport". Jedni uważali, że to za mało, za słabo, zbyt ostrożnie, że zabrakło odwagi. Drudzy, że po co się wyrywa przed szereg, niech siedzi cicho jak reszta, "nie mieszajmy sportu z polityką" i inne takie. 

Ja należałem do tych, którzy ten gest uznali za tyleż szlachetny, co trochę naiwny, a w każdym razie czysto symboliczny. Slogan, nie plan. Owszem, czytałem w młodości w różnych książkach - bardziej chyba beletrystycznych, niż naukowych - że były na świecie takie plemiona, które konflikty rozstrzygały w podobny sposób. W imieniu całego plemienia walczył wódz lub jego reprezentant - najlepszy z wojowników. Pojedynek był na śmierć i życie lub do pierwszej krwi i potem pyk - wodopój, sporne tereny łowieckie, rączy mustang lub stado kóz przechodziło z rąk do rąk. Ale żeby tak granica państwowa została ustalona w wyniku walki na pięści, wyścigu lub meczu piłkarskiego? Czysta fantazja, nie? Otóż właśnie nie!

Poprzez żyzne ziemie Wyżyny Południowoszkockej płynie sobie rzeka Tweed, która wpada do Morza Północnego. To właśnie od niej pochodzi nazwa materiału, z którego wytwarza się marynarki, żakiety czy płaszcze. W swoim dolnym biegu stanowi ona granicę angielsko-szkocką. Dziś to granica krajów składowych Wielkiej Brytanii, ale przed Aktem Unii była to przecież granica dwóch niepodległych państw, kiedyś nawet królestw. Granica biegnie środkiem rzeki niemal do jej ujścia, z pewnym dziwnym wyjątkiem. To Ba Green - podmokła łąka na południowym brzegu rzeki o powierzchni trzech akrów, która z jakiegoś dziwnego powodu należy do Szkocji, a nie Anglii. 

A cóż to za dziwny powód? Ha! Sport, proszę wycieczki. Wierzcie lub nie, ale Szkocja wygrała tę łąkę w meczu piłkarskim! Nie, nie chodzi o słynne zwycięstwo Szkotów na Wembley w 1967 roku, ani o pierwszy oficjalny mecz międzypaństwowy z 1872 roku. Trzeba się cofnąć, cóż, troszkę głębiej w przeszłość. Zanim ustalono zasady powszechnie dziś obowiązujące. Do czasów, gdy na terenie Wielkiej Brytanii tradycyjnie rozgrywano mecze zwane "ba" albo "mob football" czyli "futbol tłumny" jak nieco niezgrabnie, ale jednak w sposób dobrze oddający zjawisko, można by tę nazwę przetłumaczyć. Pierwsze takie mecze odbywały się już w VIII wieku. Nie było sędziów, linii, zbyt wielu przepisów w sumie też nie. Liczba zawodników? Grał kto chciał, najczęściej grała wieś na sąsiadujacą wieś, a bramki były ustawione na ich przeciwległych granicach. Kopał, odbijał ręką lub rzucał, każdy kto chciał, pod warunkiem że był mieszkańcem jednej z osad. Faule? Jedynym stałym przepisem był ten, że nie wolno było zabić gracza drużyny przeciwnej. Gra kończyła się pojedynczym golem - gdy piłkę udało się wbić do jednej z bramek. Za pierwsze bramki w historii robiły... balkony kościołów. Grało się na uliczkach miejscowości, placach, polach, łąkach, podwórkach, jak piłka wpadła do wody, grało się w wodzie. Czasem mecz trwał kilka godzin, czasem dzień i noc. Te gry są jeszcze tu i ówdzie kultywowane do dziś jako element tradycji.

W każdy dzień Nowego Roku odbywał się mecz między szkockim miasteczkiem Coldstream a angielskim Wark, położonym na przeciwległym brzegu rzeki Tweed. Pierwsze z tych meczów odbywały się najprawdopodobniej jeszcze w średniowieczu. Miejscowość, która wygrała, otrzymywała na rok prawo do włąsności łąki, położonej na południowym brzegu rzeki, bo było to najlepsze pastwisko w okolicy. Z czasem jednak Coldstream urosło znacznie bardziej niż Wark, zatem Szkoci zawsze wygrywali dzięki przewadze liczebnej graczy. Ba Green już zawsze była szkocka a ostatecznie granicę zatwierdzono jako oficjalną granicę państwową. Da się? Da się.  

Czyż to nie  piękny precedens? Być może jestem jeszcze bardziej naiwnym marzycielem niż Kamil Stoch, ale nie tracę nikłej nadziei, że kiedyś uda się przeforsować taki sposób załatwiania problemów między społecznościami, narodami, może państwami. Tak sobie pomyślałem - prezydent Rosji jest dżudoką, mer Kijowa bokserem. Osobiście nie cierpię MMA, ale taką walkę w klatce to ja bym zobaczył, a Wy? No dobra, spróbujmy być nieco bardziej realistyczni. Dwa państwa mające ze sobą jakiś konflikt ustalają protokół rozbieżności i decydują, jakie tereny, kontrybucje czy warunki polityczne mają być kwestią rozgrywki - dokładnie w ten sam sposób, w jaki ustala się punkty do negocjacji przy zawieszeniu broni lub podpisywaniu aktu kończącego stan wojny. Dzieje się to przy arbitrażu ONZ. Podpisują taki dokument, czyli co konkretnie można wygrać, lub przegrać. Potem wybierają sześć dyscyplin sportowych, przyporządkowują im numery od 1 do 6. Każdy kraj proponuje trzy. Potem ktoś (na przykład przewodniczący ONZ, najstarszy żyjący laureat pokojowej nagrody Nobla, ostatnia Miss Świata, albo kapitan drużyny piłkarskiej, która ostatnio zdobyła Mistrzostwo Świata) rzuca kostką. I dwa kraje rywalizują na boisku, bieżni, w ringu lub na skoczni narciarskiej - co tam wypadło na kostce. Oczywiście wystawiają swoich najlepszych sportowców. I tak rozstrzygają spór. Czy to nie jest lepsza alternatywa, niż iść zabijać i samemu dać się zabijać? Brzmi jak bajka? Tak, jak kompletna bajka. Jak ludzie latający metalowymi maszynami cięższymi od powietrza nie tylko z kontynentu na kontynent, ale do gwiazd, jak przesyłanie głosu i obrazu na odległość, jak zaglądnięcie komuś do brzucha bez jego rozcinania, jak idea kraju nie rządzonego przez ubranego w złotą koronę człowieka, którego władza pochodzi od Boga lub bogów, jak mała biała tabletka, po której przestaje boleć głowa, skok na nartach dłuższy niż 100 metrów. Kompletne bajki, rojenia fantastów, herezje. Niemożliwe.

Bądźmy szczerzy - od czasów wynalezienia broni jądrowej nie było żadnej wojny, który w jakiś drastyczny, ostateczny sposób zmieniła obraz świata. Nie było takiej, która wymazała z mapy jakieś imperium, która zakończyła się aktem bezwarunkowej kapitulacji, rzezią stolicy, anihilacją dużego narodu. W każdym razie nie bezpośrednio. Świat podzielił się na bloki i zawsze ktoś z arsenałem jądrowym ostatecznie stwierdzi, że ma interes, by jakaś wojna się skończyła jakimś tam kompromisem. Skoro i tak nikt nikogo nie rzuci na kolana i nie zgarnie wszystkiego, to czy warto za kilka miast i fabryk ponosić straty idące w setki tysięcy ludzkich żyć? Mówię tu oczywiście o perspektywie zwykłego obywatela, tego, którego decyzją administracyjną można wziąć w kamasze, dać mu w rękę karabin i wysłać do okopu. Nie mówię tu o perspektywie grubych ryb za wielkimi biurkami, którzy pociągają za sznurki i na takim lub innym wyniku konfliktu wygrywają krocie. A i na samym trwaniu zbijają kokosy i robią kariery. Ale jakby nie patrzeć - wojna na Ukrainie też się tak skończy. Nikt nie zgarnie całej puli, każda z zainteresowanych stron będzie miała poczucie niedosytu i nieuniknione stanie się pytanie - to po co było to wszystko? Te wszystkie trupy, ranni, gruzy, traumy, sieroty, wdowy... za ten krzywy kompromis? Za powrót do - mniej-więcej - status ante? Warto było jeść tę żabę?

Im więcej ludzi to to zrozumie, tym większa szansa na to, że kiedyś ziści się naiwne marzenie, koślawe wezwanie, płynący z serca apel wypisany niebieskim markerem na żółtej skokówce. Że ci przy władzy albo sami zmienią sposób postępowania, albo ci rządzeni zawsze będą się w obliczu wojny buntować, przestaną dać się ogłupiać, że za kawałek ziemi, kreskę na mapie i siedem zer na koncie jakiegoś cwaniaka warto jest zabijać i ginąć.

Kamilu, Ty jesteś mądry facet. Stop war, better fight in sport. My tego nie dożyjemy, ale może nasze praprapraprapraprawnuki?

A zawody w Râșnovie? A odbyły się. 

 

Czołówka PŚ 22.02.2023
Lp zmiana zawodnik kraj przybytek pkt. strata1 strata2
1   Halvor Egner Granerud Norwegia 0 1652 0 0
2   Dawid Kubacki Polska 0 1359 293 293
3   Anže Lanišek Słowenia 0 1096 556 263
4   Stefan Kraft Austria 0 1078 574 18
5   Piotr Żyła Polska 0 822 830 256
6      +1 Andreas Wellinger Niemcy 100 743 909 79
7      -1 Ryōyū Kobayashi Japonia 0 704 948 39
8   Manuel Fettner Austria 0 584 1068 120
9   Timi Zajc Słowenia 0 532 1120 52
10     +2 Karl Geiger Niemcy 60 511 1141 21

Matematyczne szanse na Puchar Świata 2022/2023 zachowała czołowa piątka. Wellinger za późno zaczął gonić. Ale Piotrek jakby się jeszcze sprężył... A Granerud wyjechał na Sri Lankę... A nie, on jest Norwegiem, nie Finem...

Poczet Zwycięzców 22.02.2023
Lp zawodnik kraj liczba wPŚ
1 H.E. Granerud Norwegia 10 1
2 Dawid Kubacki Polska 5 2
3 Anže Lanišek Słowenia 3 3
4 Stefan Kraft Austria 2 4
5 Andreas Wellinger Niemcy 2 7
6 Ryōyū Kobayashi Japonia 2 6

Oligarchia, czy też oligopol. Nie ma zawodników z jednym zwycięstwem, każdy ma co najmniej dwa.

Poczet Podiumowiczów 22.02.2023
Lp zawodnik kraj 1. 2. 3. suma wPŚ
1 Halvor Egner Granerud Norwegia 10 4 1 15 1
2 Dawid Kubacki Polska 5 4 4 13 2
3 Anže Lanišek Słowenia 3 5 2 10 3
4 Stefan Kraft Austria 2 2 5 9 4
5 Ryōyū Kobayashi Japonia 2 2 1 5 7
6 Andreas Wellinger Niemcy 2 1 0 3 6
7 Piotr Żyła Polska 0 1 2 3 5
8 Manuel Fettner Austria 0 1 0 1 8
9 Timi Zajc Słowenia 0 1 0 1 9
10 Žiga Jelar Słowenia 0 1 0 1 16
11 Karl Geiger Niemcy 0 0 2 2 10
12 Daniel Tschofenig Austria 0 0 1 1 11
13 Marius Lindvik Norwegia 0 0 1 1 17
14 Markus Eisenbichler Niemcy 0 0 1 1 15
15 Daniel-Andre Tande Norwegia 0 0 1 1 19
16 Domen Prevc Słowenia 0 0 1 1 20
17 Naoki Nakamura Japonia 0 0 1 1 27

Žiga Jelar wybił Hornowi i spółce marzenia o niemieckim podium w Rumunii.

Polacy 22.02.2023
Lp zawodnik przybytek liczba wPŚ
1 Dawid Kubacki 0 1359 2
2 Piotr Żyła 0 822 5
3 Kamil Stoch 0 423 14
4 Paweł Wąsek 0 131 33
5 Aleksander Zniszczoł 0 89 35
6 Tomasz Pilch 22 30 45
7 Jan Habdas 14 24 48
8 Kacper Juroszek 18 18 51
9 Stefan Hula 0 4 71
9 Maciej Kot 4 4 71

10 Polaków z punktami, ale wiemy jakim okolicznościom to zawdzięczamy.

Bracia 22.02.2023
Lp bracia kraj liczba
1 Kobayashi Japonia 718
2 Prevc Słowenia 550

Tu bez zmian.

Plastikowa Kulka 22.02.2023
Lp zawodnik kraj liczba wPŚ
1 Peter Prevc Słowenia 11,3 21
2 Markus Eisenbichler Niemcy 11 15
3 Arrti Aigro Estonia 10 50
4 Andrew Urlaub USA 8 68
5 Alex Insam Włochy 8 43
6 Michael Hayboeck Austria 6,3 12
7 Decker Dean USA 6 n
8 Kristoffer E. Sundal Norwegia 6 34
9 Ryōyū Kobayashi Japonia 6 7
10 Anders Fannemel Norwegia 5 71
11 Rok Masle Słowenia 5 67
12 Markus Mueller Austria 5 63
13 Kacper Juroszek Polska 5 51
14 Władimir Zografski Bułgaria 5 37
15 Aleksander Zniszczoł Polska 5 35
16 Gregor Deschwanden Szwajcaria 5 32
17 Clemens Aigner Austria 5 30
18 Philipp Aschenwald Austria 5 28
19 Constantin Schmid Niemcy 5 24
20 Jan Hörl Austria 5 13

A tu zmian sporo a najważniejsza taka, że Andrew Urlaub od razu wskoczył na czwarte miejsce.

Ceterum autem censeo notas style esse decedam.

***

Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejętność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Złośliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Działania pożądane - mądre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem. Kamil Stoch ostrzega - nieczytanie felietonów Samozwańczego Autorytetu grozi poważnymi brakami wiedzy powszechnej jak i szczegółowej o skokach.

P.S. Kochani, nie karmcie mi tu trolli. Ja też się będę starał.