Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Poruszająca historia Pauliny Cieślar. "Sport pomógł mi w życiu"

Paulina Cieślar to jedyna debiutantka w składzie kobiecej reprezentacji polskich skoczkiń na tegoroczne mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym. W 2018 roku zawodniczka z Wisły złamała kręgosłup podczas treningu na Wielkiej Krokwi, a dziś realizuje marzenia związane z rywalizacją z najlepszymi skoczkiniami w Planicy.


- Dla mnie to jest spełnienie marzeń. Przyjechałam tutaj, zobaczyłam to wszystko i łzy cisnęły się do oczu. Obecność na mistrzostwach świata? Rok temu bym nie uwierzyła. Bardzo ciężko na to pracowałam, by tutaj się pojawić - powiedziała nam skoczkini z Wisły, której nie udało się przebrnąć środowych kwalifikacji. Skok na odległość 75,5 metra dał jej 51. miejsce w stawce 57 zawodniczek.

- Cała zima jest bardzo w kratkę. Więcej nieudanych startów niż udanych, ale to też nauczyło mnie ogromnej pokory. Podchodzę do tego spokojnie. Ostatnio drżałam po zawodach FIS Cup w Szczyrku, gdzie bardzo mi nie poszło, czy pojadę do Planicy. Dostałam jednak szansę i będę walczyć - zapowiada.

Cieślar w styczniu reprezentowała nasz kraj podczas Zimowej Uniwersjady 2023. Polka wróciła z Lake Placid z drużynowym srebrem. - Udowodniłam sobie, że potrafię, co by się nie działo... Jestem w stanie dalej walczyć, a przede wszystkim to, że kocham skoki. Sport pomógł mi w wielu aspektach życia. Było dużo kontuzji, ale jestem przeszczęśliwa, że jestem w Planicy, bo uwielbiam rywalizować i po to trenujemy - dodaje.

Nasza rodaczka najpoważniejszego z urazu nabawiła się na największej polskiej skoczni - na Wielkiej Krokwi.

- To wydarzyło się w październiku 2018 roku, podczas zgrupowania. Zdarzył mi się upadek. Do tej pory potrafię sobie odtworzyć to w głowie. Przy wyjściu z progu zaczęło mnie dźwigać. Pamiętam tylko, że lewa narta zaczęła zabierać powietrze i zaczęło mnie skręcać, a następnie moment uderzenia o zeskok. Ocknęłam się na dole. Koledzy i koleżanki bili mnie w nogi, aby sprawdzić czucie. Potem było niczym przez mgłę. Przeszłam ogromną drogę przez prawie pięć lat. Diagnoza mówiła o złamaniu kompresyjnym trzonu kręgowego L1. Leżałam pomiędzy dwoma stołami, z ogromnym bólem. Lekarze naciągali mnie i gipsowali, miałam zagipsowana cały tułów. Trudne przeżycie - wspomina.

Cieślar przed wyjazdem do Planicy wróciła na dużą skocznię w Zakopanem.

- Teraz skakałam na Wielkiej Krokwi zimą, więc leciało mi się niżej, ale potrafiłam się skoncentrować na swoich zadaniach. Podczas wspomnianego FIS Cup w Szczyrku skok wyszedł super z progu, ale poczułam, że zabiera mi nartę. Musiałam się ratować, zrobiło mi się ciepło. Niektórzy po wypadku mają obawy, a mi odblokował się kolejny poziom w głowie. Jestem w stanie się uratować z takiej wysokości? To idziemy na Wielką Krokiew! Trener Szczepan Kupczak tak powiedział, machnął chorągiewką i pojechałam - opisuje.

- Działałam krok po kroku i przełamywałam się. Ten sezon jest przełomowy, bo zmieniliśmy bardzo dużo w technice mojego skakania. Taki postęp? W życiu bym nie powiedziała, że tak to wszystko się potoczy... Z drugiej strony wiem, że potrafię znacznie lepiej i dalej. Pokazywałam to sobie na treningach - uzupełnia.

20-latka od momentu debiutu w Pucharze Świata, do czego przy okazji ostatniej edycji Turnieju Sylwestrowego, skacze w wyjątkowym kasku. Zawodniczka wspomina na nim swojego tatę - Zbigniewa, rajdowego mistrza Polski, który zmarł w listopadzie ubiegłego roku.

Korespondencja z Planicy, Dominik Formela