Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

"Jestem gotowy do skakania!" - Wąsek po upadku w Lillehammer

- Wszystko jest w porządku, na szczęście. Obyło się bez żadnych konsekwencji. Jedynie boli mnie piszczel, bo chyba dostałem nartą, ale poza tym nic mi nie jest i jestem gotowy do skakania - zapewnia Paweł Wąsek, który w poniedziałkowy wieczór zaliczył upadek na Lysgaardsbakken (HS140) w Lillehammer. 23-latek szybko doszedł do siebie i bezproblemowo awansował do wtorkowego konkursu z cyklu Pucharu Świata.


Olimpijczyk z Pekinu runął na bulę norweskiego obiektu podczas oficjalnego treningu. - Na pewno gorzej mogło to wyglądać na zdjęciach. Z mojej perspektywy też nie wyglądało to zbyt przyjemnie, ale skończyło się na śmiechu. Dużo emocji przynosi taki skok, dzieje się coś innego, ale mam nadzieję, że w trakcie mojej kariery nie będzie wielu takich sytuacji - zaznacza najmłodszy członek kadry narodowej A.

- Co się wydarzyło? To dobre pytanie, sami do końca nie wiemy. Trzeba się bliżej przyjrzeć pewnym rzeczom. Z analizy wynikło, że skok był całkiem fajny, ale zaraz za progiem lewa narta nie zadziałała, nie podeszła i zaczęło mnie przekręcać. Musiałem awaryjnie lądować. Nie do końca wyszło to skutecznie, ale obyło się bez kontuzji, więc na plus - podkreśla Wąsek.

Do zdarzenia doszło podczas intensywnej śnieżycy. - W takich sytuacjach, kiedy na zeskoku jest miękko, jest ryzyko powbijania się nart w kopny śnieg. Tutaj jedna z nich szybko się wypięła, a druga pozsuwała się bezpiecznie ze mną i nic złego się nie stało. Podczas całego zjazdu nie wiedziałem, co się dzieje. Wokół było tyle śniegu, że kompletnie nie wiedziałem, gdzie jest góra, a gdzie dół. Do tego obawiałem się, by nie uderzyć w bandę, ale na szczęście ją ominąłem - wspomina reprezentant Polski.

Wąsek opuścił zeskok i czym prędzej chciał przygotować się do kwalifikacyjnej próby w Lillehammer. - Było we mnie bardzo dużo adrenaliny. Wiedziałem, że jak najszybciej chcę oddać kolejny skok, by od razu się przełamać i nie myśleć o tym, co się stało. Byłem w szoku, bo nie przyszło mi na myśl, by posprawdzać sprzęt, czy wszystko jest w porządku. Dopiero na górze skoczni to zrobiłem. Oczywiście mamy cały serwis od tego, który to rzetelnie zweryfikował. Nikt by mnie nie puścił na kolejny skok z niesprawdzonym sprzętem, ale czasami trzeba samemu coś posprawdzać, żeby się przekonać. Wszystko było dobrze, więc spokojnie skoczyłem - komentuje.

Lot na 129. metr dał Wąskowi 26. lokatę. - To był skok na próbę, bez pełnej pewności siebie. Technicznie było nieźle. Były drobne błędy na progu, ale może zabrakło właśnie stuprocentowego przekonania, by poszła pełna energia z nóg. Był to solidny skok - relacjonuje.

- Fizycznie wszystko jest w porządku. Psychicznie? Myślę, że też, ale o tym przekonam się, kiedy usiądę na belce startowej - dodaje przed wtorkowymi zawodami, których początek wyznaczono na 16:10. Godzinę wcześniej ma ruszyć seria próbna.

Korespondencja z Lillehammer, Dominik Formela