Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

"... i nawet czerwonej kreski nie przelecisz" - sfrustrowany Kubacki po konkursie indywidualnym

Pierwszy z indywidualnych konkursów rozgrywanych w ramach PolSKIego Turnieju trudno uznać za sukces. Najwyżej sklasyfikowanym Polakiem był czternasty Piotr Żyła, do finału awansowało 4 naszych skoczków. 


Tak się złożyło, że najlepiej wypadli miejscowi. Trudno składać to na karb znajomości skoczni, skoro jej profil był nowością dla wszystkich. Tak czy owak, najlepiej spisali się wiślanie. Czternaste miejsce zajął Piotr Żyła.

- Taki jest sport, a szczególnie skoki. Szło już nieźle i coś się zacięło. Wciąż brakuje stabilności. Piątek dał nadzieję na tę stabilizację. Wczoraj było fatalnie. Tym bardziej się cieszę, że udało mi się zakończyć weekend w Wiśle takim lepszym skokiem. Nie ma dla mnie dużej różnicy między Wisłą, Szczyrkiem a Zakopanem, skocznią dużą czy normalną. Trzeba skakać swoje i dawać z siebie wszystko. A kto będzie skakał najlepiej, ten będzie pierwszy. Fajne jest to, że nie mamy daleko, pojedziemy na drugą stronę góry i git. Jutro do południa mamy odpoczynek a po południu trening na siłowni — powiedział po konkursie Piotr.

Wiślanin zdradził też swoje preferencje co do treningów na skoczni: - Wolę treningi oficjalne od takich zwykłych. Skocznia jest wtedy zwykle lepiej przygotowana, a i bardziej się zwraca uwagę na warunki. Czasem im mniej skoków, tym lepiej. Wtedy wzrasta głód skakania — powiedział Żyła.

- W pierwszej serii nie było szans. Po prostu ssało jak magnes, nie było z czego odlecieć. Tak się to ułożyło, że na całe szczęście udało się zakwalifikować. W tej drugiej serii chciałem wypaść lepiej, bo wiedziałem, że nie trafiłem w pierwszej serii i wszystko wyszło za późno. Poziom zadowolenia z weekendu w Wiśle to 50%. Wiem, że jak skaczę dobrze, to potrafię osiągać dobre rezultaty, więc tutaj nie ma co gdybać, tylko dalej konsekwentnie robić swoje.Chodzi o to, żeby ta regularność weszła w rytm, żeby te skoki treningowe przełożyć na skoki startowe. Będę skakał w Szczyrku, tak jak teraz skakałem. Chyba sobie dziś wieczorem pożartujemy z kolegów z Podhala, że ich tak zlaliśmy na naszej skoczni — zakończył żartobliwie Aleksander Zniszczoł.

Oczko niżej od Zniszczoła uplasował się Paweł Wąsek.

- Koniec końców — jestem zadowolony. To był dość ciężki konkurs, bo trochę ten wiatr dziś namieszał. Niby te wartości wyświetlane w systemie nie są duże, ale wieje z każdej strony, więc te przeliczniki nie oddają do końca tego, co się dzieje na skoczni. No, ale fajnie, że na ten ostatni skok i warunki mi się zgrały ze skokiem. Takim fajnym skokiem mógłbym zakończyć to skakanie. Na pewno Wisła wniosła to, że podświadomie czuję, że idę w dobrą stronę. Są kolejne punkty, o co w tym sezonie było bardzo trudno. Cieszę się i mam nadzieję, że to się będzie dalej rozwijać do przodu. Lubimy skocznię w Szczyrku. Bardzo dużo tam trenowaliśmy w przeszłości, dalej latem tam często trenujemy. Skocznię Skalite mamy bardzo obskakaną i liczymy, że to będzie dla nas atut. Jak dla mnie przebudowa Wisły — na plus. Skacze mi się lepiej i jeszcze by się przydał taki dodatkowy trening, żeby do końca ten próg zrozumieć, bo trochę jeszcze dalej mi ucieka, ale cały zeskok to na duży plus. Jeśli chodzi o skakanie przed własną publicznością, to daje mi ono dużą radość. Fajnie, że mogę skakać tu, gdzie praktycznie mieszkam, przed moją rodziną, która tu przyjechała, przed kibicami i przyjaciółmi. Ale też wiadomo, że przez to jest więcej stresu, bo gdzieś tam zawsze głowa się odzywa i chciałoby się przed tymi bliskimi pokazać się z jeszcze lepszej strony. Koniec końców, myślę, że fajnie udało mi się od tego odciąć, będąc u góry i wykonać taki plan, jaki miałem dziś do wykonania - ocenił reprezentant klubu WSS Wisła.

Dawid Kubacki na półmetku był sklasyfikowany na 17. pozycji. W drugiej serii oddał zły, krótki i rozchwiany skok, który pozbawił go szans na poprawę swojego wyniku. Ostatecznie zajął 25. miejsce. 

- Na moim drugim skoku zaważyły nie tylko złe warunki, bo tam był jednak mój spory błąd na progu. Już siedząc na belce, widziałem, że warunków zbyt dobrych znowu nie trafię i nie wiem, czy chciałem tam trochę za mocno nogą popchać, ale odbicie było zdecydowanie spóźnione. Tułów poszedł za szybko w górę, nogi spadły z progu i nie dałem sobie szansy, żeby odlecieć w tej drugiej serii. Znowu  dwa przyzwoite skoki na trzy i ten najgorszy niestety znowu w serii ocenianej. Ale patrzę na to z tej strony, że tych skoków lepszych jest coraz więcej i one się coraz częściej zdarzają. Dwa na trzy lub trzy na cztery, a nie jeden na trzy to rzeczywiście jest krok do przodu. Dzisiaj w pierwszej serii całkiem fajny skok, no ale trafiłem warunki, jakie trafiłem i nie dało się na dole odlecieć. To też jest frustrujące, kiedy się w końcu oddaje całkiem przyzwoity skok, trafisz takie warunki i nawet czerwonej kreski nie przelecisz. W normalnej sytuacji, gdy jest troszeczkę wiaterku na dole i można skoczyć ponad 130, człowiek się inaczej czuje, od razu się buzia uśmiecha. Każdy by chciał, żeby ta praca przyniosła efekty jak najszybciej, ale niestety… Droga z dobrego do złego jest bardzo krótka, a niestety ze złego do dobrego dużo dłuższa.

Jutro skoczkowie przeniosą się do Szczyrku. Tam we wtorek czekają ich kwalifikacje a w środę konkurs indywidualny. Skocznia Skalite jest skocznią normalną (HS 104). Takie skocznie w Pucharze Świata zdarzają się znacznie rzadziej, niż duże.

- Jeżeli chodzi o te mniejsze skocznie, to wbrew pozorom tam tak naprawdę najwięcej można popracować nad lotem. Jeśli ktoś się gdzieś na większych skoczniach przeciska za bardzo do przodu, przecina ten tor lotu, to na tych małych skoczniach tego oporu powietrza nie ma. I jak przetnie, to wyląduje na głowie, więc musi się pilnować. Oczywiście takie skocznie są też specyficzne, bo większość zawodników skacze tak naprawdę w jedną dziurę i różnica metra czy połowy to jest piętnaście miejsc. Tak samo noty za styl. Też się trzeba bardzo pilnować. Ale ja zawsze lubiłem mniejsze skocznie, więc nie mam nic przeciwko — zakończył Kubacki. 

Najmniej powodów do zadowolenia miał Klemens Murańka, który zajął 40. miejsce: - Lipa straszna. Wciąż mam problemy z pozycją najazdową. A to podstawa. Na każdej skoczni inaczej się czuję. Brakuje mi treningów na dużej skoczni. Warunki mi nie pomogły, ale przede wszystkim zawaliłem skok i tyle. Po dobrych wynikach w pucharze kontynentalnym liczyłem na to, że uda się w pucharze świata jakieś punkty złapać. Ale nie wykonałem planu. Może uda się w Zakopanem. Wolę Wielką Krokiew od Malinki. Dużo nie brakuje, gdybym ustabilizował pozycję dojazdową, zrobiłoby to olbrzymią różnicę.  

Korespondencja z Wisły - Marcin Hetnał