Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Podcięte skrzydła Biało-Czerwonych. „Podejmujemy ryzyko"

Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich 2024 na skoczni Kulm (HS235) zakończyły się konkursem drużynowym. Chociaż po pierwszych skokach Biało-Czerwonych wszystko wskazywało na to, że mamy szansę nawet zakręcić się w okolicy podium, dyskwalifikacja Aleksandra Zniszczoła sprawiła, że musieliśmy pogodzić się z ósmą lokatą.


– Niestety, przydarzyła się dyskwalifikacja za kombinezon. W tym sporcie każdy idzie na limicie i podejmuje jakieś ryzyko. Dzisiejsze było nietrafne – wyjaśnił po konkursie Aleksander Zniszczoł, który pozytywnie podsumował swój występ na czempionacie w Bad Mitterndorf. – Skoki były naprawdę fajne. Jestem zadowolony z tego, jaką postawą zaprezentowałem i jak skakałem. Dałem z siebie wszystko i w każdy skok wkładałem serce – podkreślił.

Wiślanin przyznał przy tym, że nie nastawiał się na wyniki i nie przyjeżdżał do Austrii z jasno określonym celem. – Przyjechałem tu po prostu się bawić. Wiedziałem, że jestem dobrym lotnikiem i stać mnie na fajne loty, szczególnie że ostatnio moja dyspozycja cały czas rosła. Nie chciałem za bardzo czegoś oczekiwać, tylko po prostu dać z siebie wszystko i cieszyć się każdym skokiem. Kluczem jest, by robić to na luzie, a wtedy wynik sam przyjdzie – mówił 29-latek. – Myślę, że takie podejście było bardzo trafne i cieszę się, że pokazałem się z dobrej strony. Forma sobie rośnie, ja nie przeszkadzam, i możemy cieszyć się z fajnego sezonu – dodał.

O pozytywnych aspektach wyjazdu do Bad Mitterndorf mówił także Kamil Stoch. – Mistrzostwa zakończyły się dobrze. Wiem, że trudno stwierdzić, że to był dobry dzień, bo tak naprawdę nie mogliśmy osiągnąć dobrego wyniku przez błąd techniczny – mówił o dyskwalifikacji Zniszczoła.

– Z drugiej strony cieszę się, bo zrobiłem dobrą robotę. Dostałem od trenera szansę startu w drużynie i chciałem oddawać dobre skoki, latać powyżej dwustu metrów. Miałem nawet takie ciche marzenie, żeby latać powyżej 220 metrów – wyjawił 36-latek. – W tym drugim skoku może i by się to udało, gdyby przenieść warunki z pierwszego na drugi. Ale i tak te skoki były dzisiaj naprawdę dobre. Jestem zadowolony z pracy, jaką wykonałem. To też nie było łatwe, żeby wszystko poustawiać w głowie. Bo tak naprawdę był tylko skok próbny i od razu trzeba było wejść na pełne obroty. W konkursach drużynowych nie ma miejsca na błędy, zawsze człowiek chce się w pełni zmobilizować i skakać najlepiej jak potrafi. Cieszę się, że dzisiaj byłem w stanie to zrobić – podsumował swój występ.

Trzykrotny mistrz olimpijski odniósł się także do piątkowej sytuacji, gdy po decyzji trenera Thurnbichlera nie wziął udziału w indywidualnej walce o medale. – Nigdy nie jest fajnie, kiedy nie masz szansy startować. Zwłaszcza kiedy jedziesz na mistrzostwa i po prostu nie kwalifikujesz się do składu. To było trudne do przetrawienia, aczkolwiek zaakceptowałem tę sytuację. To była decyzja trenera, który miał ku temu powody. Starałem się po prostu być cały czas w pozytywnym nastawieniu. Tak naprawdę byłem pewien, że już w ogóle nie oddam skoku na tej skoczni, bo zawodnicy, którzy mieli okazję skakać codziennie, też wprawiali się i łapali czucie obiektu, więc siłą rzeczy mieli łatwiej, żeby iść i w takim rozpędzie skakać w drużynówce – przyznał Stoch. – Nie powiem, że przyjąłem na luzie wiadomość od trenera, że startuję w konkursie drużynowym, bo denerwowałem się bardzo. Ale bardziej ten stres towarzyszył mi wczoraj niż dzisiaj. Wczoraj zastanawiałem się jak to będzie, czy będę w stanie przenieść to, co mam w głowie na realia. Ale cieszę się, że dzisiaj radziłem sobie całkiem nieźle i te skoki były duże lepsze od tych, które oddawałem w piątek – mówił po zakończonej rywalizacji drużynowej.

O lepszych lotach w konkursie drużynowym niż indywidualnym mówił także Dawid Kubacki, który dodał jednak, że wciąż czegoś mu brakuje.

– Nie był to łatwy dzień na skoczni. Choć wydawało mi się, że zrobiłem to, co chciałem zrobić, i było to też widać i czuć na progu i w powietrzu, to ten efekt nie był taki, jakbym tego oczekiwał. Prędkości i wysokości było więcej, ale gdzieś tam w okolicach 180-190. metra to zaczynało tonąć. Nie wiem, dlaczego tak się działo, bo czułem, że te loty były lepsze niż wczoraj czy przedwczoraj. A mimo tego, na dole nie byłem w stanie odlecieć. Mogła to być wina warunków, mogła to być wina moich błędów, na które musimy zwrócić uwagę i te skoki przejrzeć – mówił po zakończeniu konkursu 32-latek.

– Tutaj każdy błąd sporo kosztuje, jak na każdym mamucie. Każda strata prędkości to kilka czy nawet kilkanaście metrów, których brakuje później na dole – mówił o skoczni Kulm. – To nigdy nie jest łatwe skakanie, to nie jest łatwe latanie. Ale z tego względu też jest to takie fajne, bo jest wymagające. Kiedy w końcu człowiek zrobi to dobrze, to jest radość i jest satysfakcja z tego, co się zrobiło – dodał.

Polak powiedział także, że nie czuje zbyt dużego zmęczenia po maratonie, który skoczkowie rozpoczęli od Turnieju Czterech Skoczni, przez PolSKI Turniej aż po MŚ na Kulm. – Nie czuję, żeby to mnie aż tak bardzo wyeksploatowało. Pewnie poczuję to dopiero jutro lub w drodze do domu, bo jednak skocznie mamucie wymagają od człowieka trochę więcej wydatku energetycznego i te nogi mocno później bolą. Pewnie będzie wtedy grzeczna prośba do trenera, żeby troszkę dał odpocząć – żartował.

O zmęczeniu mówił także Piotr Żyła, któremu przyznał, że brakowało mu na skoczni energii. – W tym pierwszym skoku było jeszcze w porządku, nie wiem, co się stało w tym drugim. Chyba coś popsułem, że to nie poleciało. Trudno powiedzieć, czy wpływ miały też warunki – komentował po zakończonej rywalizacji. – Coś tam nie zagrało, trudno mi powiedzieć co. W sobotę fajnie mi się tutaj skakało, ale teraz potrzebuję odpocząć – dodał.

– Jak skoki są lepsze, to ten maraton inaczej idzie – mówił, odnosząc się do napiętego kalendarza zawodów. – W Zakopanem już trochę miałem dość, tutaj też już trochę energii mi brakowało. Ale każdy ma tak samo, trzeba po prostu inaczej rozłożyć siły. Do dopiero połowa sezonu także walczymy dalej – zaznaczył.

Kolejnym przystankiem Pucharu Świata będą zawody w Willingen, które odbędą się w dniach 3-4 lutego na Muehlenkopfschanze (HS147).