Strona główna • Mistrzostwa Świata w Lotach

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Wstrętni sabotażyści i skrzywdzony zajączek

Stefan Kraft idzie jak czołg i w drodze po puchar świata zgarnia również medal w lotach. Słoweńcy - choć nie tak spektakularnie jak dwa lata temu - zdobywają medal drużynowy. Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich Kulm 2024 przeszły do historii.


I przeszły do historii brzydko. Dla nas - wiadomo dlaczego. Nie mam ochoty specjalnie się rozwodzić ani nad formą naszych skoczków, ani nad dyskwalifikacją Aleksandra Zniszczoła, więc napiszę urzędową formułkę "z wiadomych względów". Ale i dla kibiców innych krajów nie było to porywające widowisko. 

Może sobie Sandro Pertile snuć dalekosiężne plany o ekspansji dyscypliny na egzotyczne rynki. Może opowiadać piękne bajki o organizacji skoków na Maracanie czy w Dubaju. A potem przychodzą jacyś sabotażyści i kładą na łopatki w teorii najbardziej widowiskową imprezę sezonu. Widowiskową, bo loty to przecież okienko wystawowe skakania na nartach. A przecież i prestiżową, bo nie o zwykłe pucharowe zmagania tu chodzi, ale o imprezę mistrzowską, z medalami i oprawą. Imprezę organizowaną raz na dwa lata. Sabotażyści wiedzą, że rekord skoczni wynosi 244 metry, a HS 235. Ile zatem mieliśmy podczas tej całej imprezy skoków poza HS? Jeden. O pół metra! Sabotażyści! Jak inaczej nazwać kolesi, którzy tak ustawiają belkę? "Stary, czyś ty zwariował? Kogo jeszcze obchodzą rekordy? Kto się jara dalekimi skokami? Kogo to przyciągnie do naszej dyscypliny? Mamy XXI wiek, ludzie włączają telewizory, żeby słuchać jak komentator tłumaczy dlaczego ten, co skoczył najdalej, nie wygrał, żeby przeliczać sobie w głowie rekompensaty za wiatr i belkę, rozkminiać, dlaczego ten co leciał jak rozkraczona żaba i machał rękami jak w delirium i prawie nie upadł, dostał od sędziów dziewiętnastki a ten co mu lekko noga ujechała na odjeździe - siedemnastki! To jest czad! To kręci tłumy, boring and ugly is new sexy, man! Dawaj mi tę belkę w dół o cztery pozycje!" - tak sobie pewnie mówili tam na tej skoczni ci sabotażyści.

Trochę inna sprawa. Doskonale pamiętam loty w Harrachovie w 2013 roku. Pamiętam, bo tam byłem. W sobotę nie dało się skakać, to przenieśli zawody na niedzielny poranek i cześć pieśni. Dało się. A teraz się nie dało. Zamiast przenieść serie konkursowe na niedzielę, opóźniali rozpoczęcie o kwadrans co kwadrans a potem rozegrali jedną serię, zamiast dwóch. A rozegrali jedną zamiast dwóch, bo nie dało się bardziej opóźniać. A nie można było bardziej opóźniać, bo się robiło ciemno. A nie można było włączyć świateł, bo ich nie ma. Czaicie? W XXI wieku na skoczni goszczącej puchar świata i mistrzostwa świata jupiterów nie mają. W kraju w którym narciarstwo stoi na takim poziomie, że na zwykłych turystycznych wyciągach narciarskich co drugi wyciąg ma podgrzewane kanapy z automatycznie otwieraną poręczą i osłoną przeciwwiatrową. Nosz kurka na murku. 

Skocznie w Vikersund i w Oberstdorfie już mają jupitery. W Planicy zamontowano je tymczasowo, ale właśnie na mistrzostwa świata w lotach. Nawet wyłączony z użytku od lat Czortek w Czechach miał oświetlenie. A Austriacy sobie gwiżdżą na takie fanaberie i dobra jest. Nie mamy pańskiego oświetlenia i co Pan nam zrobi? 

Nic nie zrobi. Tak jak niczego nie zrobi już skrzywdzony zajączek. Jak patrzyłem na Timiego Zajca po zakończonym konkursie indywidualnym, to miałem dwa skojarzenia. Pierwsze, to z wierszem Józefa Czechowicza "Przy sianokosach". "Na naszej łące siano pachnące kosili, zajączka kosą zranili". A drugie, to z Timim, tym od Baranka Shauna. Szczególnie z tym odcinkiem, co Timi zgubił swojego misia. Dwa lata temu Timi stracił złoto przez decyzje jurorów i własnego trenera. Gdyby skakał z niższych belek, byłby mistrzem jak amen w pacierzu. Tym razem stracił z powodu warunków, więc w sumie łatwiej się z tym pogodzić. Ale "łatwiej" to nie znaczy "łatwo". Mógł sobie Timi prowadzić po dwóch skokach i być jedną nogą w niebie. Ale jak rywale do medalu mają rekompensaty jednocyfrowe, a ty masz 16 punktów dodanych za wiatr? Nietrudno myśleć co by było, gdyby warunki były trochę bardziej sprawiedliwe. Na przykład, gdyby skoki przeniesiono na niedzielę rano. 

Ale w niedzielę Timi znów sobie odbił niepowodzenie z indywidualnego i po raz drugi został mistrzem w drużynie. Zresztą tak samo bracia Prevcowie. I (jak już jesteśmy przy skrzywdzonych przez los Słoweńcach) gdyby Anže Lanišek nie wypadł przez kontuzję, to Słoweńcy obronili by złoto w tym samym składzie, w którym je zdobywali dwa lata temu w Vikersund. Srebro dla Austriaków, a brąz dla Niemców, więc na podium te same flagi, co w indywidualnym, tylko w innej kolejności. 

Tym samym Norwegowie po raz pierwszy od 12 lat i po raz drugi w historii drużynowych konkursów na mistrzostwach lotników, nie mają medalu. Szanujący tradycję i ustalone zwyczaje Stephan Layhe robił co mógł, by ich na to podium wpuścić, ale Wikingowie się uparli i nie chcieli współpracować. No to jak nie, to nie, skoro chłopaki nie chcą, to ile się można prosić. Tak przy okazji to Niemcy mają już szósty medal drużynowy na lotach, ale złotego wciąż im brakuje. Inna sprawa, że podobnie jak dwa lata temu, Niemcy słabo wypadli w konkursie indywidualnym, ale na drużynówkę się sprężyli. Paschke wszedł w konkurs z drzwiami i belką. Aż sprawdzałem, czy to nie Wellinger z buźką w technologii deepfake. Ale się zaraz zorientowałem, że deepfake'em to mógłby może zmylić nas przed telewizorami, ale nie kontrolerów na górze skoczni. No chyba że Niemiaszki już mają takie maski jak w Mission Impossible. Nawet jakby mieli, to czas na protesty już upłynął. Medale powędrowały w te ręce, w które powędrowały i po herbatce. A wracając do Norwegów, to wyjeżdżają oni z Bad Mittendorf również bez medalu indywidualnego, a więc jak łatwo wywnioskować - nie wywalczyli na lotach żadnego medalu. A takie coś nie zdarzyło im się od 22 lat, od mistrzostw w Harrachovie. To były zresztą ostatnie mistrzostwa w lotach bez konkursu drużynowego. Potem Norwegowie już zawsze mieli jakiś łup, jak nie w indywidualnym to w zespołowym, albo i tu i tu. Aż do wczoraj. I jak tu teraz żyć? Och, żebyśmy my mieli tylko takie problemy. A ponieważ, jak pisałem w pierwszym akapicie - nie mam dziś ochoty sie rozwodzić nad występami podopiecznych Thurnbichlera - to odnotujmy w ramach polskich akcentów - łamiacą wiadomość z kontynentala. Ponieważ Maciek Kot w zeszłym sezonie ani razu nie był piąty, więc tym razem zaliczył swoje piąte miejsce już w drugim występie. I do tabelek. 

 

Aktywni skoczkowie z medalem indywidualnym mśwl
zawodnik kraj 1. 2. 3. suma  
Stefan Kraft Austria 1 0 2 3
Peter Prevc Słowenia 1 0 1 2
Noriaki Kasai Japonia 1 0 0 1
Kazuyoshi Funaki Japonia 1 0 0 1
Simon Ammann Szwajcaria 1 0 0 1
Daniel-André Tande Norwegia 1 0 0 1
Karl Geiger Niemcy 1 0 0 1
Marius Lindvik Norwegia 1 0 0 1
Timi Zajc Słowenia 0 1 1 2
Kamil Stoch Polska 0 1 0 1
Halvor Egner Granerud Norwegia 0 1 0 1
Andreas Wellinger Niemcy 0 1 0 1
Markus Eisenbichler Niemcy 0 0 1 1

Powyżej aktywni wciąż skoczkowie, którzy mają na koncie co najmniej jeden indywidualny medal mistrzostw świata w lotach. Tak, tak, Kazuyoshi Funaki wciąż skacze. A Noriakiego możemy nawet zobaczyć w pucharze świata w Sapporo i osobiście bardzo na to liczę. Ale wracając do meritum - jak łatwo się zorientować, Kraft jest od soboty najbardziej utytułowany w tej kategorii. 

Medale mśwl drużynowo
kraj 1. 2. 3. suma  
Norwegia 5 1 2 8
Austria 3 1 2 6
Słowenia 2 1 1 4
Niemcy 0 4 2 6
Finlandia 0 3 1 4
Polska 0 0 2 2

A tu tabelka medalowa konkursów drużynowych na mistrzostwach. Jak widać, Niemcom, pomimo aż sześciu medali, wciąż brakuje złota. Ale co tam Niemcy - Japonia nie ma żadnego. Na ich nieszczęście konkurencję tę wprowadzono - z ich punktu widzenia - o jakieś 10 lat za późno. Ale tak czy owak - doceńmy tym bardziej te dwa nasze. 

Cytat zupełnie na temat:

"Simon Ammann ląduje tylko na 144. metrze, a to przecież rekordzista Szwajcarii. 293,5 metra z Vikersund sprzed siedmiu lat"

Stanisław Snopek

Zawsze wiedziałem, że przebudowa "Potwora" z Vikersund sprawiła, że teraz lata się tam krócej. Ale że aż o tyle??

Cytat zupełnie nie na temat:

"Nie daj się nigdy odwieść swoim zasadom moralnym od zrobienia tego, co słuszne."

Isaac Asimov

No i to by było na tyle z Bad Mitterndorf. Znaczy, z Kulm. Znaczy, z Tauplitz. A za tydzień już wracamy do pucharu świata, a konkretnie jedziemy do Willingen. A w Willingen tylko dwie rzeczy sa pewne. Miejscowa kiełbasa ze skoczkiem na etykiecie i zapach sosnowej żywicy.

Ceterum autem censeo notas artifices esse delendas.

***

Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejętność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Złośliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Działania pożądane - mądre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem. Kamil Stoch ostrzega - nieczytanie felietonów Samozwańczego Autorytetu grozi poważnymi brakami wiedzy powszechnej jak i szczegółowej o skokach.

P.S. Kochani, nie karmcie mi tu trolli. Ja też się będę starał.