Strona główna • Koreańskie Skoki Narciarskie

Wciąż mocno kocha skoki i marzy o medalu olimpijskim - rozmowa z Choi Heung-chulem

W grudniu skończył 42 lata. Nie posiada w swoim dorobku spektakularnych osiągnięć, w tej chwili skacze bez trenera, sponsora, sztabu i wsparcia finansowego swojej federacji. Wciąż się jednak nie poddaje, a tym co go napędza jest marzenie o medalu olimpijskim na igrzyskach w 2026 roku.


Skijumping.pl: W latach 90. byłeś wielkim talentem. Na Mistrzostwach Świata Juniorów zająłeś 5 miejsce, wyprzedzając tak wielkich skoczków jak Simon Ammann, Robert Kranjec, Martin Koch czy Bjoern Einar Romoroen. Dlaczego później nie było już tak dobrze?

Choi Heunh-chul: To prawda, w Mistrzostwach Świata Juniorów w 1998 roku zająłem piąte miejsce. Wygrał wtedy Wolfgang Loitzl, trzeci był Matti Hautamaeki, do którego zabrakło mi pięciu punktów, czyli wcale nie jakoś bardzo dużo. Można powiedzieć, że nawet medal był w zasięgu ręki, a rywalizowałem wtedy z zawodnikami, którzy stali się później gwiazdami skoków. Najlepsze wyniki w Pucharze Świata osiągnąłem w sezonie 1999/2000.  Można powiedzieć, że do 2002 roku nadal uzyskiwałem akceptowalne rezultaty. Potem jednak, tak ja mówisz, nie było już tak dobrze. Moje skoki nie robiły na nikim większego wrażenia, byłem daleki od najwyższego poziomu. Trudno powiedzieć dlaczego tak się stało, na pewno nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. 

- Skaczesz na nartach większą część swojego życia. Jakie momenty spędzone na skoczni wspominasz najlepiej?

- Muszę wspomnieć o poznaniu przyjaciół różnych narodowości. To ludzie, którzy do dziś dodają mi pozytywnej energii. Miło wspominam wielu z nich,  z niektórymi nadal zamierzam się spotykać w przyszłości. A gdybym miał wybrać jeden z najcenniejszych sukcesów w skokach narciarskich, wymieniłbym Igrzyska Azjatyckie 2003 w Aomori w Japonii. To była zacięta rywalizacja ze znakomitymi japońskimi zawodnikami. Skakali tam m.in. Kazuyhoshi Funaki, Akira Higashi czy Yuta Watase. Zdobyliśmy jednak złoty medal w zawodach drużynowych. Poczułem wtedy, że nasza ciężka praca nie poszła na marne, że otworzyła się przed nami nowa droga do dalszej kariery.

- Wasz były trener Słoweniec Jure Radelj powiedział kiedyś, że niektórzy skoczkowie z Korei skaczą, bo chcą po prostu podróżować po świecie i nie trenują zbyt sumiennie. Jak byś się do tego odniósł?

- Trochę niechętnie odpowiem na to pytanie, ale wspomnę o tym krótko, ponieważ wiem, skąd wzięło się całe zamieszanie. W czasie, gdy Jure był naszym trenerem doszło do sporych nieporozumień i konfliktów pomiędzy dyrektorem federacji, trenerem i zawodnikami. W rezultacie pojawiło się wiele plotek nie mających nic wspólnego z rzeczywistością, na niektórych skoczków spadły gromy, ale zarzuty były po prostu nieprawdziwe. Po jakimś czasie wszystko zostało wyjaśnione i otrzymaliśmy przeprosiny od związku. Była to przykra sytuacja. Ja sam też ucierpiałam z powodu tych fałszywych oskarżeń i przez jakiś czas było mi z Jure trochę nie po drodze, nasze relacje stały się chłodniejsze. Teraz jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, którzy wszystkie nieporozumienia dawno sobie wyjaśnili. Pomyśl, gdyby moim celem było tylko podróżowanie dookoła świata, dlaczego nadal miałbym brać udział w zawodach na własny koszt, jak bywało to w ostatnich latach? Były w sezonie 2021/22 momenty, gdy musiałem prosić trenera innego zespołu, by machnął mi chorągiewką. Byłem zdany tylko na siebie. 

- Jesteś obecnie wciąż tylko skoczkiem narciarskim, czy masz jeszcze jakieś inne zajęcie?

- Nadal jestem aktywnym zawodnikiem i nie robię nic poza uprawianiem sportu. Jeśli będzie to możliwe, chcę skakać na nartach do sezonu 2025/26, czyli do najbliższych igrzysk olimpijskich.

- A jak powinniśmy rozumieć deklaracje, że Twoim celem na tych igrzyskach jest zdobycie medalu. Naprawdę uważasz ten cel za realny? 

- Wiesz, każdemu wolno mieć marzenia. Zwycięstwo na igrzyskach olimpijskich to marzenie każdego sportowca. Póki wciąż uprawiam sport, dlaczego miałbym sobie te marzenia odbierać  Zawsze pragnąłem medalu olimpijskiego, jednak wiem, że w obecnej sytuacji jest to cel ogromnie trudny do realizacji. Umiejętności i możliwości fizyczne zawodników na arenie światowej stale się podnoszą, a wszystkie federacje zapewniają swoim zawodnikom technologię do skoków narciarskich na najwyższym poziomie. Wszystko to mocno mi przesłania możliwość osiągnięcia tego marzenia, ale nie zabiera mi go. Zamierzam dawać z siebie wszystko.

- Wiemy, że nie masz już wsparcia ze strony federacji. Czy masz jakiegoś trenera, czy trenujesz sam? 

- Aktualnie trenuję sam, bez trenera. Nie mam jeszcze potwierdzonego sponsora, z którym nawiązałem relacje co do potencjalnej współpracy, więc udział w Pucharze Świata w tym sezonie wydaje się mało prawdopodobny. Ale nie poddaję się. Liczę, że znajdę partnera, który będzie mnie wspierał. Chcę rzucić wyzwanie moim siódmym igrzyskom olimpijskim w charakterze skoczka podczas imprezy Mediolan-Cortina d'Ampezzo w 2026 roku. Wciąż bardzo mocno kocham skoki narciarskie. Zawsze dawałem z siebie wszystko i zawsze tak będzie, aż do ostatniego skoku, który oddam w życiu.

- Niedawno dwójka młodych skoczków z Korei wystartowała w Igrzyskach Olimpijskich Młodzieży ale bez wielkich sukcesów. Jak postrzegasz przyszłość skoków w swoim kraju?

- Koreańskie skoki narciarskie ruszyły w 1991 roku i rozwijały się bardzo dynamicznie dzięki ogromnemu wsparciu dużej korporacji aż do 1998 roku, czyli do igrzysk w Nagano. Tylko dzięki tym funduszom ten projekt mógł w ogóle zaistnieć. W 1998 roku w wielu krajach, w tym także w Korei miał miejsce duży kryzys gospodarczy. Miliony ludzi straciły pracę. Musieliśmy radzić sobie z dużo mniejszym budżetem. Na szczęście mimo to osiągnęliśmy dobre wyniki, choćby w postaci wspomnianego złotego medalu w konkursie drużynowym na Igrzyskach Azjatyckich w 2003 r. gdzie indywidualnie dołożyłem jeszcze brąz. Ogólnie dobrze radziliśmy sobie w różnych rozgrywkach. Jednak współczesne skoki narciarskie stają się coraz trudniejsze do uprawiania, wymagają integracji z zaawansowaną nauką i technologią, sprzętu i wsparcia finansowego. Niestety skoki na nartach w Korei nie należą do głównego nurtu w sporcie, więc nie jest łatwo i nie będzie, dopóki jakaś duża firma nie zgłosi swojej chęci do ich wspierania. Wierzę jednak, że koreańscy skoczkowie wypłyną jeszcze kiedyś na szerokie wody. Osiągamy ostatnio dobre wyniki w bobslejach i curlingu, a to dyscypliny, które jakiś czas temu nie były u nas szerzej znane. Może to jest jakaś nadzieja dla skoków...

- Żeby skończyć na wesoło opowiedz jakąś zabawną historię, która przytrafiła Ci się w czasie kariery.

- Kiedy byłem bardzo młody, po Mistrzostwach Świata Juniorów w Kanadzie, prawie cała ekipa wróciła do Korei, a mój trener Jochen Danneberg i ja pojechaliśmy do Europy na kolejne zawody. Trafiliśmy do Predazzo we Włoszech i dzieliliśmy jeden pokój. Ale, jak mówię, byłem wtedy naprawdę młody, nie mówiłem zbyt dobrze w żadnym obcym języku. Czułem się źle, byłem samotny, każdej nocy płakałem. W tym czasie mój brat, będący reprezentantem Korei w biathlonie, przyjechał do Włoch na zawody. Skontaktowałem się z nim i Jochen zrobił wszystko, by zabrać mnie na spotkanie z nim. Plan Jochena był taki, że spędzę z nim tylko jedną noc, ale następnego dnia płakałem jeszcze bardziej, więc zgodził się na jeszcze jedną noc, zanim trzeba będzie odhaczyć kolejny punkt harmonogramu naszego zgrupowania. Ale nawet potem nadal płakałem każdego wieczoru. Jochen robił co mógł, bym poczuł się jak najlepiej. W końcu znalazł koreańską restaurację i zabrał mnie w długą drogę, abym poprawił sobie humor koreańskim jedzeniem.

- Można powiedzieć, że był dla Ciebie jak ojciec...

-  Tak, bardzo starał się mnie pocieszyć. Jestem niesłychanie wdzięczny za to, jak bardzo się o mnie troszczył w tamtym momencie. Wciąż się uśmiecham, kiedy wspominam ten czas.

Choi Heung-chul to sześciokrotny olimpijczyk, siedmiokrotny uczestnik mistrzostw świata i także siedmiokrotny mistrzostw świata w lotach. W Pucharze Świata, najwyżej sklasyfikowany został w sezonie 1999/2000, zajmując w generalce 46. miejsce. Posiada w dorobu 10 medali, indywidualnych i drużynowych, Zimowej Uniwersjady i Igrzysk Azjatyckich. Sześciokrotnie stawał na podium letniego i zimowego Pucharu Kontynentalnego notując dwa zwycięstwa, trzykrotnie plasował się w czołowej trójce FIS Cup, odnosząc dwa triumfy. W 1998 roku zajął 5. miejsce podczas mistrzostw świata juniorów w St. Moritz w 1998 roku, jako młody skoczek wygrywał też i stawał na podium juniorskich zawodów w Rueckershausen, Eberbach, Konigsbronn, Bischfsgruen, Garmisch-Partenkirchen, Reit Im Winkl, Bad Griesbach, Oberwiesenthal czy Oberhofie.