Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Zdeklasował Morgensterna i sięgnął po złoto. Mija 20 lat od sukcesu Mateusza Rutkowskiego [WIDEO]

Poznaliśmy dziś indywidualne rozstrzygnięcia tegorocznej edycji mistrzostw świata juniorów wśród mężczyzn. Wczoraj zaś, 7 lutego, minęło dokładnie 20 lat od wielkiego triumfu Mateusza Rutkowskiego podczas rywalizacji w norweskiej miejscowości Stryn.


Podgryzał Małysza

W sezonie 2003/04 małyszomania zaczęła nieco przygasać. Skoki mistrza nie były już tak dalekie jak na przestrzeni trzech wcześniejszych zim, zainteresowanie narodową dyscypliną zimową Polaków spadało. Niespodziewanie na horyzoncie pojawił się jednak inny polski skoczek, który na moment mocno zelektryzował kibiców znad Wisły. Jeszcze latem 2003 roku, a nawet wczesną jesienią, nic nie wskazywało na to, że 17-letni Mateusz Rutkowski może w najbliższym sezonie zacząć podgryzać samego Adama Małysza. Podczas wrześniowych mistrzostw Polski rozegranych na Średniej Krokwi zajął 12. miejsce, a w kategorii juniorów zdarzało mu się przegrywać z Kamilem Stochem i Janem Ciapałą. On sam jednak wierzył w swoje możliwości i już wtedy wyznaczył sobie jasny cel na najbliższe miesiące. - Chcę zająć miejsce w pierwszej trójce podczas mistrzostw świata juniorów. To będzie wynik, który mnie zadowoli - mówił wówczas w rozmowie ze Skijumping.pl młodziutki zawodnik.

Zimą był już skoczkiem o kilka klas lepszym, rozkręcającym się z każdym tygodniem. W grudniu w Predazzo wygrał dwa konkursy z cyklu Alpen Cup, a początkiem stycznia zajął 1. i 3. miejsce podczas Pucharu Kontynentalnego w Planicy. Z uwagi na wciąż rosnącą dyspozycję kolejnym etapem dla niego musiał być już Puchar Świata. W Libercu i Zakopanem skoczek ze Skrzypnego wskakiwał do czołowej trzydziestki, a ostatnią jego próbą przed mistrzostwami świata juniorów były mistrzostwa Polski zaplanowane na 28-31 stycznia. Podczas zmagań na skoczni normalnej w Karpaczu prowadził po pierwszej serii, by przegrać finalnie z Małyszem o 6,5 punktu. Kilka dnia później na Wielkiej Krokwi zdobył swój drugi srebrny medal, tracąc do wiślanina tylko 3,2 pkt. Trzeciego, Roberta Mateję, wyprzedził aż o blisko 45 oczek!

104,5 metra szczęścia

Mistrzostwa świata juniorów, które odbywają się od 1977 roku zastąpiły rozgrywane wcześniej mistrzostwa Europy juniorów. Podczas drugiej edycji tej imprezy, zawodów rozgrywanych w szwedzkim Bollnaes w 1969 roku, brązowy medal zdobył Adam Krzysztofiak i było to jedyne podium wywalczone przez reprezentanta Polski podczas europejskiego czempionatu dla młodych skoczków. Pierwszym z kolei Polakiem, który mógł wywalczyć medal juniorskich mistrzostw świata był Wojciech Skupień. W 1992 roku podczas zawodów w fińskim Vuokati skoczek z Poronina zajął piąte miejsce, a rok później w Harrachowie poprawił jeszcze to osiągnięcie. Skoki na odległość 87,5 i 86,5 metra pozwoliły mu uplasować się tuż za podium. Lepsi od Skupnia okazali się tylko Janne Ahonen, Andreas Widhoelzl i Alexander Herr.

Aż 27 lat przyszło czekać polskim skokom na krążek mistrzostw świata juniorów. Polski worek z medalami otworzył się w 2004 roku. Gospodarzem imprezy było wówczas norweskie miasto Stryn. 5 lutego rozegrano konkurs drużynowy, podczas którego polska ekipa w składzie: Kamil Stoch, Dawid Kowal, Mateusz Rutkowski, Stefan Hula wywalczyła srebrny medal. Naszych skoczków wyprzedziła tylko będąca poza absolutnym zasięgiem wszystkich rywali reprezentacja Austrii. Głównym architektem polskiego sukcesu był Mateusz Rutkowski, który oddał dwa znakomite skoki na odległość 96 i 97 metrów.

Dwa dni później rozegrano zawody indywidualne, podczas których doszło do wielkiej sensacji. Murowany faworyt do zwycięstwa, mający za sobą świetne występy w Pucharze Świata, Thomas Morgenstern, musiał uznać wyższość Mateusza Rutkowskiego. Podopieczny Heinza Kuttina w pierwszej serii oddał fantastyczny skok na odległość 104,5 m (do 2010 roku był to rekord skoczni), podczas gdy złote dziecko austriackich skoków lądowało aż 7,5 metra bliżej. Co prawda w drugiej próbie Morgi skoczył o metr dalej (96,5 m przy 95,5 m Rutkowskiego), jednak sprawa złotego medalu rozstrzygnięta została bezdyskusyjnie na korzyść Polaka. - Skoczyłem dziś jak mój idol, Adam Małysz - powiedział tuż po zawodach. - Co do Morgensterna, to jak widać nie zawsze wygrywa faworyt. Mam to, zostałem mistrzem świata juniorów, może kiedyś zostanę nim również wśród seniorów - dodawał z nadzieją.

Morgensterna zatkało

Morgi, jadąc do Norwegii, nie zakładał innego scenariusza niż zdobycie złotego medalu. Tak po prawdzie nie chciał tam być, wolał startować podczas  rozgrywanych równolegle lotów w Oberstdorfie. Sześciogodzinna jazda busem z Oslo do Strynu w czasie, gdy starsi szykowali się do skoków na mamucie była dla niego gorzką pigułką do przełknięcia, zwłaszcza, że tytuł najlepszego juniora na świecie wywalczył już rok wcześniej. Niemniej dla niego, jako zwycięzcy i trzykrotnego "podiumowicza" zawodów Pucharu Świata złoty medal był czymś więcej niż obowiązkiem. Po konkursie indywidualnym Austriak był totalnie zbity z tropu i nie bardzo wiedział, co powiedzieć. - Ten chłopak z Polski jest fenomenalny. Jeszcze do niedawna nie znałem jego nazwiska, a on wygrał mistrzostwa świata. Słyszałem, że macie jakiegoś dobrego zawodnika, ale nie przypuszczałem, że aż tak dobrego. Kiedy skoczył 104,5 metra w pierwszej serii, aż mnie zatkało - wydukał w końcu Thomas w rozmowie z portalem Onet.pl. 

Sukces Rutkowskiego choć w drobnej części zrekompensował polskim kibicom słabszy sezon w wykonaniu Małysza. Bo wydawało się, że mamy już zawodnika, który w przypadku kryzysu mistrza będzie w stanie w niedługim czasie zastępować go w czołówce lub współtworzyć wraz z wiślaninem klasowy biało-czerwony duet na szczycie. W końcu w Strynie młody Polak pokonał gwiazdę z Austrii aż o 12,5 pkt, co na skoczni normalnej jest wynikiem kapitalnym, a pamiętać należy, że Morgi jechał do Norwegii jako piąty (!) zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i to pomimo faktu, że odpuścił udział w czterech konkursach.

Kubeł zimnej wody

Młody skoczek nie był jednak przygotowany, na wszystko co stać się miało za chwilę jego udziałem. Po mistrzostwach pojechał na Puchar Świata do Willingen, gdzie nie przebrnął nawet kwalifikacji, podczas, gdy Morgenstern zakręcił się koło czołowej "10". - Mateusz chyba trochę spalił się psychicznie. Wszyscy mu powtarzamy, że w tym sezonie on już zrobił wszystko, co do niego należało, ale on jest nienasycony. Wciąż mu mało. Chce już rywalizować z najlepszymi, przez to się denerwuje. Nie słucha nas, gdy mówimy mu, żeby się wyluzował - opowiadał Wojciech Skupień.

Kubłem zimnej wody próbował gasić rozgrzane polskie głowy Edi Federer, menadżer Adama Małysz, który zamierzał ściągnąć pod swoje skrzydła także i Mateusza. Swoją drogą zawirowanie związane z przepychankami menedżerskimi także nie wpływało pozytywnie na "mental" Rutkowskiego. - Co z tego, że wygrał mistrzostwo świata juniorów? - pytał Federer. - To nic wielkiego. Polacy mają skłonność do robienia wielkiego szumu bez powodu. Wartość Rutkowskiego dla reklamodawców wzrośnie jak będzie skakał w Pucharze Świata, transmitowanym przez telewizję z wielu krajów. Może osiągnie coś w mistrzostwach świata w lotach... Sukces Rutkowskiego mnie cieszy, ale nie róbmy takiego zamieszania. Jak można porównywać Mateusza z Małyszem? Adam to prawdziwa gwiazda i jeszcze dużo czasu minie zanim Rutkowski będzie postacią podobnej klasy - tłumaczył.

Kojonkoski ostrzegał

Ale austriacki menedżer nie był jedynym, który starał się studzić nastroje Polaków w kontekście skoczka ze Skrzypnego. - Juniorom nie można stawiać krótkowzrocznych celów w stylu: "Wygrałeś, no to teraz na ciebie liczymy" - ostrzegał Mika Kojonkoski, wówczas trener Norwegów. - Istotne są cele długofalowe. Młody sportowiec powinien mieć czas, by do nich dochodzić. A już najgorsza z możliwych dla młodego skoczka jest sytuacja, gdy sam uwierzy, że jest świetny. Wtedy przepadł z kretesem. Jego oczekiwania stają się bowiem kilka razy większe od możliwości. Skoczek myśli, że jest super, a nie jest i kompletnie tego nie rozumie.

Mateusz zdołał jeszcze uplasować się w "30" mistrzostw świata w lotach. Kolejnych sukcesów nie było. Pojawiły się problemy z trzymaniem diety, ze zbyt luźnym stylem życia. Świętej Pamięci dziś Mateusz Rutkowski zakończył karierę de facto w 2006 roku w wieku zaledwie 20 lat. - Jeśli chodzi o sport, to będzie go brakowało - mówił jego dawny kolega z kadry juniorów, Kamil Stoch podczas konferencji prasowej przy okazji Pucharu Świata w Wiśle. - Jego historia może być przestrogą dla wszystkich. Trzeba się zastanowić, jak należy zapobiegać takim sytuacjom. Każdy powinien się zreflektować, czy dostrzega kogoś, kto potrzebuje pomocy.