Strona główna • Słoweńskie Skoki Narciarskie

"O wszystkim decyduje głowa" - męczarnie Zigi Jelara

Zaledwie siedem punktów, na samym początku zimy, zdobył w tym sezonie Ziga Jelar, w przeszłości jeden z filarów reprezentacji Słowenii. Tak słaby wynik jest już sam w sobie mocno rozczarowujący, gorzej jednak, że 26-letni skoczek nie ma pomysłu, jak wyjść z impasu.


- Trudno jest być w takiej sytuacji. Robisz wszystko tak, jak robią to inni, zaczynasz treningi już 20 kwietnia, wkładasz dużo pracy w przygotowania... Po pierwszych dwóch weekendach sam chciałem się wycofać z Pucharu Świata, ponieważ moim celem nie jest walka o okolice 20. miejsca. Pocieszam się faktem, że nie jestem sam. Halvor Egner Granerud całkowicie wycofał się na jakiś czas z zawodów - mówi rozczarowany Jelar portalowi Sportklub.n1info.si.

Słoweniec próbował się odbudować w Pucharze Kontynentalnym, ale tam również nie szło. Zanotował jeden względnie udany start w Brotterode, gdzie zajął czwarte miejsce, w pozostałych jednak konkursach plasował się w drugiej i trzeciej dziesiątce. Tuż po powrocie z "Kontynentala" z Japonii dowiedział się, że wskutek kontuzji Anze Laniska został powołany do kadry na mistrzostwa świata w lotach w Bad Mitterndorf. Na treningach spisywał się jednak słabo i w samej imprezie nie wystąpił. 

- To, że nie mam konkretnego planu, jest uciążliwe dla mojej głowy. Jestem bardzo zły, że nie mam teraz systemu, który może mnie doprowadzić do dobrych wyników. Czuję, że marnuję czas, bo nie dostaję żadnego potwierdzenia mojej pracy w postaci wyników. Jestem fizycznie jeszcze lepiej przygotowany niż w zeszłym sezonie, jestem wolny od kontuzji, chorób, więc zdecydowanie to głowa decyduje o wszystkim - wyjaśnia zdobywca małej kryształowej kuli za sezon 2021/22.

W poprzednich sezonach Jelarowi mocno przeszkadzały problemy zdrowotne, a mimo to prezentował dużo lepszą formę niż teraz, kiedy paradoksalnie jego organizm w każdym aspekcie funkcjonuje prawidłowo. Drużynowy mistrz świata juniorów z 2017 roku miał bardzo trudną końcówkę 2021 roku. Najpierw z powodu kłopotliwej infekcji musiał odpuścić finałowe zawody z cyklu Letniego Grand Prix. Następnie dopadła go bardzo ciężką postać Covid-u, która uniemożliwiała mu nawet chodzenie po schodach. Kiedy wydawało się, że po sezonie 2021/22 wyczerpał już limit pecha, doznał dość kuriozalnego wypadku. - Co ciekawe, nie zdarzyło mi się to na skoczni narciarskiej, ale w domu na marmurowych schodach, gdzie poślizgnąłem się idąc w klapkach i uszkodziłem kostkę. Głupie prawda? - pytał retorycznie Jelar. 

Za bardzo się pospieszył z powrotem na skocznię, przez co uraz jeszcze się pogłębił. Idąc za radą lekarzy, zrobił krok wstecz w przygotowaniach, aby sytuacja się nie pogorszyła. Nie chciał powtórzyć błędu sprzed trzech lat, kiedy rekonwalescencja po kontuzji kolana przeciągnęła się do stycznia, a potem sezon szybko się skończył. W samej końcówce ubiegłej zimy znów pojawiły się u niego perturbacje zdrowotne. Już na początku RAW AIR  przez kilka pierwszych dni leżał z gorączką. Walczył do ostatniej chwili, ale w Lahti nie było już odwrotu, musiał jechać do szpitala, bo przez opuchnięte gardło nie mógł przełykać śliny. Na domiar złego, lekarze początkowo źle zdiagnozowali chorobę, co wydłużyło powrót sportowca do zdrowia. Prosto z łóżka przyjechał jednak na ostatni konkurs sezonu do Planicy i zajął w nim szóste miejsce.

- Całe życie to jedna wielka walka - mówi w rozmowie ze Sportklub.n1info.si.. - Być może trzyma się mnie pewien pech, ale postrzegam to wszystko jako nagromadzenie dodatkowych doświadczeń. Jeśli wiesz, jak podnieść się po takich rzeczach i dostać się na szczyt, jest to warte znacznie więcej niż sama wygrana. Trzeba stawić czoła wszystkim niepowodzeniom – uważa skoczek. Wszystko wskazuje w tej chwili na to, że tak czy inaczej Jelara zobaczymy na starcie zawodów w Planicy, gdzie Słoweńcy będą mogli wystawić grupę krajową.