Strona główna • Puchar Świata

Śledztwo w sprawie Norwegów w toku. FIS planuje zmiany w kontroli sprzętu!

Postępowanie w sprawie sprzętu norweskich zawodników wciąż trwa, a FIS przygotowuje zmiany pod kątem sezonu 2025/26. W rozmowie ze Skijumping.pl Sandro Pertile mówi o możliwym kierunku ewolucji kontroli sprzętu, tłumaczy decyzje jury dotyczące asekuracyjnego obniżania belek startowych oraz zapowiada możliwe zaostrzenie kar za nieprawidłowości sprzętowe.

Skijumping.pl: Afera wokół norweskich zawodników w Trondheim mocno nadszarpnęła wizerunek skoków narciarskich. Czy FIS ma plan, jak odbudować zaufanie kibiców i zawodników?

Sandro Pertile: Śledztwo wciąż trwa i na ten moment nie mam nowych informacji. Mogę jednak potwierdzić, że pewne działania są już podejmowane za kulisami i jak tylko będzie to możliwe, FIS wyda kolejny komunikat.

Jeśli chodzi o sprawy sprzętowe – po mistrzostwach w Trondheim prowadzimy stałą wymianę informacji i opinii. Wiele osób zgłaszało się do nas z różnymi uwagami, które teraz analizujemy. Wśród rozważanych rozwiązań pojawiła się też możliwość, by to FIS przejęła kontrolę nad kombinezonami. Zdajemy sobie jednak sprawę, że wiąże się to z pewnymi wyzwaniami. To przede wszystkim kwestia logistyki, ale też fakt, że nawet jeśli kombinezony byłyby wydawane na pół godziny przed startem, zespoły wciąż miałyby czas, by coś przy nich majstrować.

W najbliższy piątek odbędzie się posiedzenie komisji ds. sprzętu. Przedstawimy na nim aktualny stan spraw, opinie inspektorów sprzętowych oraz możliwe scenariusze na przyszłość. Członkowie komisji będą następnie dyskutować nad różnymi opcjami i potencjalnymi rozwiązaniami.

Podczas transmisji telewizyjnych kibice często zwracają uwagę na zbyt obszerne kombinezony zawodników. W sieci nie brakuje zdjęć skoczków siedzących na belce z wyraźnie za dużymi strojami. Czy widzisz jakiś sposób, by w przyszłym sezonie skutecznie temu zapobiec i zakończyć dyskusje o zbyt luźnych kombinezonach?

Jestem niemal przekonany, że uda nam się osiągnąć ten cel. Uważam, że kluczową rolę odegra wstępna kontrola, bo to właśnie od niej wszystko się zaczyna. I ta kontrola musi być przeprowadzana bezpośrednio z udziałem zawodnika, a nie – jak do tej pory – wyłącznie na podstawie pomiaru niektórych wymiarów, nie wszystkich. Wstępna kontrola powinna być bardzo dokładna i obejmować cały kombinezon, który na tym etapie nie może być zbyt luźny. Jeśli już na początku kombinezon będzie dobrze dopasowany do ciała, to później można go co najwyżej zmniejszać, ale nie będzie możliwości, by go powiększyć.

Pracujemy nad kilkoma elementami, aby dostosować nasze procedury i działać jeszcze skuteczniej. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że zespoły są niezwykle sprytne i w pewnym sensie cały czas próbujemy je dogonić. Wprowadzimy jednak dodatkową wiedzę i kompetencje do naszej grupy kontrolującej sprzęt i jestem przekonany, że uda nam się rozwiązać obecne problemy.

Masz poczucie, że w Trondheim – w kontekście całej sytuacji z norweskimi zawodnikami – dało się zrobić coś więcej ze strony FIS? Czy były to błędy, których można było uniknąć, czy może była to sytuacja, której i tak nie dało się przewidzieć?

Osobiście uważam, że sytuacja w Trondheim była absolutnie wyjątkowa. Nie sądzę, żeby można ją traktować jako regułę – to był przypadek skrajny. I nie wierzę, że cały system funkcjonuje na takich ekstremalnych zasadach. Musimy jednak poczekać na zakończenie śledztwa, aby zobaczyć, jakie będą ostateczne wnioski. Oczywiście to, co zobaczyliśmy w pokoju kontroli sprzętu, było ekstremalne. Ale powtórzę – moim zdaniem był to przypadek skrajny.

Z pewnością mogliśmy zwrócić większą uwagę na nasze procedury kontrolne. Jednym z błędów, które prawdopodobnie popełniliśmy, było to, że nie sprawdzaliśmy kombinezonu bezpośrednio na zawodnikach. Ograniczaliśmy się do podstawowych pomiarów, a – jak już wspominałem – zespoły są bardzo kreatywne. Materiał kombinezonów jest bardzo elastyczny, co otwiera zawodnikom dodatkowe możliwości. Jestem jednak przekonany, że dokładniejsza, bardziej rygorystyczna wstępna kontrola pozwoli nam w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji.

Może kara za dyskwalifikację powinna być bardziej dotkliwa? Choćby brak startu w kolejnym konkursie?

Tak, to jedna z sugestii, która pojawia się ze strony wielu osób zaangażowanych w ten proces. Myślę, że niektóre z tych propozycji prawdopodobnie wdrożymy już w przyszłym sezonie. Z pewnością zwiększy to presję na zawodników, by przestrzegali zasad, bo jeśli zaczną tracić zawody z powodu nieprawidłowości, stanie się to także ich problemem.

Jakie tematy są obecnie najważniejsze podczas wewnętrznych spotkań FIS?

Proszę o trochę cierpliwości. W najbliższych dniach zakończymy wszystkie spotkania i wtedy będziemy mieć już sporo ustaleń. W tej chwili naszym głównym priorytetem jest sprzęt i na tym w pełni skupiamy swoją uwagę w kontekście nadchodzącego sezonu.

Nie spodziewam się jednak wielkich rewolucji. Na spotkaniach będziemy także rozmawiać o powiększeniu skoczni do lotów narciarskich – uważam, że nadszedł na to odpowiedni moment. W tym roku padł nowy rekord, ale to, co widzieliśmy w Planicy, było sytuacją skrajną. Prawdopodobnie czas zacząć poważnie myśleć o większych skoczniach, by móc wejść na kolejny poziom.

Czy uważasz, że jury czasami obniża belkę nawet wtedy, gdy wcześniejsze skoki nie są szczególnie dalekie?

Przede wszystkim, dla nas punkt HS to teoretyczna odległość, do której zawodnik może bezpiecznie dolecieć. To właśnie ta zasada przyświeca wszystkim członkom jury. Jeśli zawodnicy lądują zbyt daleko, pojawia się kwestia bezpieczeństwa.

Obecnie mamy też nową zasadę dotyczącą lądowania telemarkiem – za jego brak odejmuje się teraz trzy punkty zamiast dwóch. To również ma znaczenie przy decyzjach o wysokości belki, bo nie chcemy zmuszać zawodników do skoków na odległość, przy której poprawne lądowanie telemarkiem staje się praktycznie niemożliwe. Dobrym przykładem był Domen Prevc w Planicy – tam było to szczególnie widoczne.

Szczerze mówiąc, nie widzę w tym wielkiego problemu, ponieważ zmiany belek są kompensowane punktowo. Trzeba też pamiętać, że to wiatr ma większy wpływ na długość skoku niż sama zmiana belki. Czasem obniżymy belkę, ale podmuch wiatru i tak sprawi, że warunki się pogorszą – albo przeciwnie, mimo zmniejszenia prędkości najazdu, skoki i tak są bardzo dalekie. Różnica 0,2 m/s w wietrze może zrobić ogromną różnicę.

Co chcę podkreślić, i być może to też w pewnym sensie efekt takiego podejścia, to fakt, że w tym sezonie – przynajmniej w zawodach – nie mieliśmy poważnych kontuzji. A to – koniec końców – jedno z najważniejszych osiągnięć, jakie możemy sobie postawić. Oczywiście, mieliśmy przypadek Halvora Egnera Graneruda, ale to zdarzyło się podczas zgrupowania.

Niebawem poznamy zaktualizowane kalendarze na Letnie Grand Prix 2025 i Puchar Świata 2025/26. Czy czekają nas zmiany?

W letnio-jesiennym kalendarzu pojawi się coś nowego, ale muszę prosić o jeszcze trochę cierpliwości – za kilka dni będziemy mogli ogłosić więcej szczegółów. Mogę natomiast powiedzieć, że pracujemy nad tym, aby jak najlepiej wykorzystać szansę na organizowanie zawodów, w których mężczyźni i kobiety będą startować razem. W przyszłości zobaczymy coraz więcej takich wspólnych konkursów.

Z Sandro Pertile rozmawiał Tadeusz Mieczyński