Przełomowe lato Polek. Trenerzy dumni ze skoczkiń
Tego lata każda z medalistek kobiecych mistrzostw Polski osiągnęła najlepsze wyniki w zawodach najwyższej rangi w karierze. Niekwestionowaną liderką niewielkiego zespołu dowodzonego przez Marcina Bachledę jest jednak Anna Twardosz, która w Rumunii dwukrotnie stanęła na podium Grand Prix – jako pierwsza reprezentantka naszego kraju w historii.
– Pięknie się ten weekend w Rasnovie dla mnie rozpoczął. Bardzo się cieszę, ponieważ w skokach przedkonkursowych zbyt wcześnie się odbijałam. Już wcześniej miałam z tym problemy na treningach w Szczyrku. Nie mogłam się odnaleźć, natomiast zazwyczaj mam tak, że w zawodach potrafię się zmobilizować i odsunąć myśli. Po pierwszej serii byłam w szoku. Zrobiłam to, co powinnam zrobić i poszło – mówi Anna Twardosz o przebiegu sobotnich zawodów, którym liderowała na półmetku.
– Przeżyłam chyba największy stres w życiu, choć dopiero po kontroli sprzętu na górze skoczni. Na belce startowej czułam bicie serca, strasznie się stresowałam i próbowałam to opanować. To była pierwsza taka sytuacja w mojej karierze, kiedy kończyłam zawody najwyższej rangi. W drugiej serii nie poszło tak, jak chciałam. Stres mnie zjadł. Nie wiedziałam, ile muszę skoczyć. Słyszałam tylko okrzyki spikera i mogłam przypuszczać, że rywalki skakały bardzo daleko. Po swoim czułam, że próg tak nie oddał i nie było to takie płynne. Była lekka obawa, że może być trudno, ale skończyło się podium, a to dla mnie bardzo dużo. Niesamowicie się cieszę, fajne uczucie, polecam – mówiła nam w minioną sobotę Twardosz, która od początku sezonu letniego nie wypadła z czołowej „10” zawodów Grand Prix.
W niedzielę Twardosz powtórzyła wynik z soboty, po raz drugi meldując się na najniższym stopniu podium w towarzystwie zawodniczek z Japonii.
– Bardzo bym chciała, żeby to stało się codziennością i podia były w moim zasięgu. Odczuwam lekki niedosyt. Czuję, że czegoś zabrakło w moich niedzielnych skokach. Pierwsze podium smakowało nieco inaczej. Po cichu liczyłam na wyższe miejsce, ale jestem bardzo zadowolona. Całe życie trenowałam dla takich chwil i teraz pokazuję, że mogę i daję radę. Jestem z siebie dumna. Cieszę się, że umiem to pokazać podczas zawodów – podkreśliła 24-latka.
Mistrzyni Polski w Rumunii zbierała gratulacje między innymi od Sary Takanashi, którą dwukrotnie ograła w walce o podium.
– To dość dziwne uczucie. Zawsze to ja patrzyłam na takie zawodniczki z ogromnym respektem, a teraz walczymy ramię w ramię. Fajnie, że można powalczyć z idolami. Na próbie przedolimpijskiej pojawią się pewnie wszystkie kraje i dużo dziewczyn z czołówki, więc zrobi się ciaśniej, ale ja skupiam się na oddawaniu dobrych skoków – dodaje Twardosz w odniesieniu do zbliżającej się próby przedolimpijskiej w Predazzo.
Tego lata do czołowej „10” zawodów z cyklu Letniego Grand Prix wskoczyła też Pola Bełtowska, co miało miejsce w drugiej połowie sierpnia w Wiśle.
– To był zdecydowanie najlepszy weekend w mojej karierze. Żaden skok nie był niespodzianką, wszystkie były równe. To efekt pracy wykonanej w ostatnich latach. Myślę, że sporo dała też tegoroczna współpraca z psycholożką. Po rozmowach z trenerami i rodzicami stwierdziłam, że chciałabym spróbować. Teraz regularnie konsultuję się z pan i jest fajnie. Zmieniłam swoje podejście i nastawienie do skoków. Każdy następny jest nową szansą. Nie muszę niczego udowadniać. Wystarczy robić swoje, a efekty przyjdą. Potknięcia zdarzały mi dotąd na każdych zawodach. Weekend w Wiśle był pierwszym tak stabilnym na dobrym poziomie. Idzie to w dobrą stronę, ufamy trenerom stu procentach i wierzymy, że ich rady pozwolą nam się dalej rozwijać. Zaufanie to klucz– mówiła nam 18-latka po zajęciu 11. i 10. miejsca na obiekcie im. Adama Małysza.
Bełtowska przy okazji odniosła się do życiowego lata w wykonaniu Twardosz.
– Fajnie, że mamy taką dziewczynę, która pokazuje, że da się. Wiem, że ciąży na niej spory stres z racji bycia liderką, ale nie jest super i nie musi niczego udowadniać. Jest dla mnie dużą inspiracją. Sporo przeżyła i szacunek, że jest dalej z nami w skokach narciarskich. Jestem z niej dumna – słyszymy od młodszej z kadrowiczek.
W minioną niedzielę o czołową „10” zawodów najwyższej rangi w Rasnovie otarła się Nicole Konderla-Juroszek, która na co dzień trenuje pod okiem klubowego trenera, którym jest Łukasz Kruczek. Olimpijka z Pekinu w Rumunii finiszowała jedenasta.
– Nareszcie, trochę się naczekałam z zaktualizowaniem swojej życiówki (prawie trzy lata od 15. miejsca w Klingenthal – przyp. red.). Obsada była, jaka była, ale nie zmienia to faktu, że dzień wcześniej ledwo zakwalifikowałam się do drugiej serii. Droga do skoków, które oddaję na luźnych treningach, jest jeszcze długa. Trzeba się w to wskoczyć i czekać, aż to się przeniesie na zawody. Kiedyś to robiłam, więc nie jest tak, że się nie da – powiedziała nam zawodniczka, która treningi skoczkini łączy z pracą.
– W Predazzo pewnie nastąpi inne zderzenie z rzeczywistością, bo na pewno będzie więcej skoczkiń, a potem trzeba solidnie przepracować okres do listopada. Wtedy będziemy myśleć, co dalej. Motywacji mi nie brakuje. Bardziej na ziemię z ambicjami sprowadzają mnie realia życia codziennego. Czuję nadchodzące igrzyska i to moja główna motywacja, by próbować i oczekiwać takich startów, jak ten w Rasnovie – dodała 23-latka.
Szefem kobiecej reprezentacji Polski od wiosny 2024 roku jest Marcin Bachleda, który po raz kolejny doprowadził nasze skoczkinie do historycznych rezultatów, jak chociażby w przypadku mistrzostw świata w Seefeld i pamiętnego mikstu z udziałem Kamili Karpiel i Kingi Rajdy.
– Jestem człowiekiem, który chce zrobić coś do końca, jeśli się za coś bierze. Miewałem pod górę, ale staram się walczyć o te dziewczyny. Chcę, żeby polskie skoki kobiet stały na dobrym poziomie. Dziewczyny mają spore rezerwy, potrzeba czasu. Jeżeli wszyscy wykonamy swoja pracę, wówczas wszyscy będziemy zadowoleni – słyszymy od 43-latka.
Podia Twardosz były pierwszymi w historii kobiecej reprezentacji Polski w zawodach elity.
– Troszkę się wzruszyłem, choć w Wiśle jeszcze bardziej, kiedy Ania i Pola zaczęły osiągać życiowe wyniki. Miałem z tyłu głowy, że Anię stać na podium. To jest cały proces nauki i spokojnego wskakiwania się. Myślę, że teraz będzie z górki. Ania przed wyjazdem do Rasnova była troszkę spięta. Próby treningowe nie były swobodne. Przed zawodami powiedzieliśmy jej parę słów i zaczęła oddawać swoje normalne skoki – relacjonuje Bachleda.
Teraz Bełtowską, Konderlę-Juroszek i Twardosz czeka próba przedolimpijska w Predazzo, gdzie należy spodziewać się całej światowej czołówki na starcie.
– Jesteśmy dumni z dziewczyn, stać je na dobre skoki. Chodzi nam o to, by latem przyzwyczaić je do tego, że przy dobrych skokach, a czasem nawet gorszych, mogą meldować się w drugiej serii, spokojnie punktować i szykować formę. Po zeszłym sezonie mówiłem, że chcieliśmy ruszyć z przygotowaniami z tego poziomu, na jakim zakończyliśmy zimę. To nam się udaje nie tylko z Anią, ale i z Polą, która też prezentuje naprawdę dobry poziom. Na tym można tylko budować. Trzeba dawać sporo pracy od siebie, zrozumiały to i chcemy wszystko powoli wdrażać, by zimą oddawały dobre skoki – kończy Bachleda.