Strona główna • Kobiece Skoki Narciarskie

FIS rozważa powiększenie kombinezonów skoczkiń. „Znowu będzie burza"

Kontuzje czołowych zawodniczek skłaniają Międzynarodową Federację Narciarską i Snowboardową (FIS) do podjęcia działań w celu zwiększenia bezpieczeństwa na skoczni. W sobotnie popołudnie w Predazzo odbyło się spotkanie z trenerami wszystkich kobiecych reprezentacji. Jednym z proponowanych rozwiązań, w celu zmniejszenia prędkości zawodniczek w locie, jest powiększenie kombinezonów jeszcze przed sezonem zimowym. Swoim zdaniem w tej sprawie podzielił się z nami Stefan Hula, asystent Marcina Bachledy w polskiej ekipie.

– Znowu będzie burza. Aktualnie mamy tolerancję czterech centymetrów w kombinezonach. Patrząc na zdjęcia czy nagrania każdy idzie na limicie. U niektórych dziewczyn nie wydaje mi się, żeby to był nadmiar czterech centymetrów, lecz trochę więcej… Obawiam się tego, że poszerzenie tolerancji do sześciu centymetrów w praktyce będzie oznaczać więcej. Wiadomo, że FIS nie jest w stanie skontrolować wszystkich podczas zawodów. Niepokoję się, że znowu pójdzie to w złą stronę, kombinezony będą duże i pojawi się sporo manipulacji. Nie jestem przekonany, czy to dobre rozwiązanie – nie ukrywa Stefan Hula przed kamerą Skijumping.pl.

Czy zdaniem Huli zbyt ciasne kombinezony są głównym powodem poważnych kontuzji kolana, których tego lata nabawiły się Lara Malsiner, Eva Pinkelnig i Alexandria Loutitt?

– Nie tylko kombinezon może być przyczyną odniesienia kontuzji. Może to być także but czy wiązanie, każdy chce skakać możliwie daleko. Wszyscy szukają takich rozwiązań technicznych, które pomagają skakać jak najdalej, a niekoniecznie są one w stu procentach bezpieczne. Czy to tylko kombinezon? Nie sądzę – zachowuje dystans drużynowy medalista olimpijski z Pjongczangu.

Przed tegorocznym sezonem letnim ekipy musiały dostosować się do bardzo rygorystycznych przepisów FIS, które powstały wskutek skandalu sprzętowego na mistrzostwach świata w Trondheim.

– Mam nadzieję, że nie będzie wielu zmian, bo dużo pracowaliśmy nad kombinezonami. Było dużo niuansów, by przechodzić kontrole. W Courchevel rozeszło się o 3-4 mm i Pola Bełtowska nie startowała. Dużo nas to kosztowało, więc kolejne zmiany nie są dla nas w pełni korzystne. Nasze dziewczyny rok czy dwa lata temu skakały w kombinezonach zgodnych z przepisami, więc w tym roku nie było wielu zmian w kontekście obwodów. Dla nas zmiany strojów na większe mogą okazać się na minus – zwraca uwagę 38-latek.

Niewykluczone, że skoczkinie pokażą się w powiększonych strojach już w ostatni weekend października, na kiedy zaplanowano finał Letniego Grand Prix.

– Potencjalnie zmiany mają wejść w życie już w Klingenthal. To kolejny problem, ponieważ część dziewczyn wykorzystała już pulę pozwalającą na zaczipowanie dwóch kombinezonów latem, jak Ania Twardosz. Co teraz? Trudno będzie przerobić kombinezon na większy w taki sposób, żeby mogła rywalizować na równi z resztą. To nie będzie proste. Mniejsze nacje znowu dostaną w kość. My nie mamy problemów z kombinezonami, bo mamy bardzo dobre wsparcie od Polskiego Związku Narciarskiego i niczego nam nie brakuje. Dla mniejszych ekip będzie to jednak kłopot. Nie mają swoich producentów kombinezonów i muszą szukać u innych zespołów. Najlepsi znowu zyskają na tym wszystkim – zauważa Hula.

– Najważniejsze jest zdrowie dziewczyn. Trzeba obrać taką drogę, żeby skoki były dla nich jak najbardziej bezpieczne. Jeżeli każdy będzie stosował się do zasad, wówczas nawet sześć centymetrów tolerancji nie będzie problemem. Byle każdy grał sprawiedliwie i miał tak samo – kończy asystent Marcina Bachledy.