Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

„Nie można się poddawać, nie tylko w sporcie” – Stoch po rollercoasterze w Predazzo

Październik to czas finałowych zawodów Letniego Grand Prix 2025. W przedostatni weekend miesiąca światowa elita spotka się w austriackim Hinzenbach, a tydzień później w niemieckim Klingenthal. Wrześniowa część tegorocznej edycji Grand Prix została zwieńczona triumfem reprezentacji Polski w konkursu duetów w Predazzo. Najlepszym skoczkiem olimpijskiej arenie we Włoszech okazał się Kamil Stoch, który oddawał powtarzalne skoki na najwyższym poziomie.

– To był dobry dzień… Najfajniejsze było dla mnie to, że nie starałem się pokazywać czegoś samemu sobie i udowadniać czegoś wszystkim naokoło. Robiłem swoje, wykonywałem normalną robotę. Tą, którą zacząłem w piątek w Predazzo. Miałem pewne założenia do zrealizowania i to robiłem w niedzielę. Wiedziałem, że stać mnie na wiele, na bardzo dobre skoki. Treningi to jedno, a zawody coś innego. Generalnie to to samo, ale trzeba te skoki pokazać w konkursie – powiedział nam Kamil Stoch po dwóch skokach mierzących 134,5 metra, a także finałowej próbie na odległość 135,5 metra.

Weekend w Val di Fiemme był słodko-gorzki dla trzykrotnego mistrza olimpijskiego. Po udanych skokach treningowych przyszły piątkowe kwalifikacje, a w nich niegroźny upadek przy lądowaniu, kolejny tego lata. Jak się okazało, osiągnięty rezultat nie wystarczył do wywalczenia prawa startu w sobotnim konkursie indywidualnym, o czym Stoch dowiedział się dopiero w drodze do hotelu, po udzieleniu pierwszych wywiadów na skoczni.

– Wkurzyłem się, bo błaznowałem przy telewizjach. Śmiechy i żarty, a potem okazało się, że nie ma mnie w zawodach. To mnie bardzo zabolało. Przespałem się jednak, zeszło ze mnie ciśnienie i w sobotę to zaakceptowałem. Pozytywne z piątku było to, że skakałem naprawdę dobrze i to zostało w głowie. Oglądałem sobotni konkurs indywidualny i poniekąd inspirowałem się najlepszymi skokami. Nie oglądałem tych zawodów ze złością. Robiłem to z chłodną głową, dystansem i w pozytywnym sensie brałem do siebie, obserwując Ryoyu Kobayashiego, Stefana Krafta czy Manuela Fettnera. Jeżeli potrafili skakać daleko i ładnie lądować telemarkiem, to oznaczało, że się da – wspomina.

Stoch nie mógł być pewien miejsca w składzie na niedzielne duety. Cenna okazała się jednak rozmowa z Maciejem Maciusiakiem, głównym trenerem reprezentacji Polski.

– Trener Maciek powiedział mi przed sobotnim konkursem indywidualnym, że na 95% wystawi mnie do rywalizacji duetów. Chyba, że ktoś będzie skakał naprawdę super, to ktoś inny dostanie szansę. To naturalne. Liczyłem się z tym, że mogę już nie mieć okazji poskakać w ten weekend. Nie myślałem o tym przesadnie dużo, ale doceniłem zaufanie szkoleniowca. To mnie bardzo zbudowało, że trener widzi, jaką robotę wykonuję podczas treningu i jakim potencjałem aktualnie dysponuję. Wierzy we mnie w kontekście zawodów, to bardzo budujące. W niedzielę chciałem robić swoje i tak się też stało. Był automat i wiara w siebie. Więcej zaufania, pewności i swobody. Tego brakowało mi w ostatnich tygodniach – nie ukrywa podopieczny Michala Doležala.

Stoch wskoczył na szczyt podium wspólnie z Dawidem Kubackim, swoim wieloletnim kompanem z Podhala.

– Od tylu lat razem razem mieszkamy w pokoju podczas zgrupowań czy zawodów, spędzamy ze sobą czas. Walczymy, razem wygrywamy i przegrywamy. Tyle ze sobą przeżyliśmy i super znów doświadczyć z kolegą zwycięstwa i Mazurka Dąbrowskiego. To było piękne, ale już jest historią. Przed nami kolejne dni i ktoś inny może okazać się lepszy. Trzeba twardo stąpać po ziemi i robić swoje. W Predazzo obaj skakaliśmy super. Wspieraliśmy się, motywowaliśmy i dobrą pracą dodawaliśmy sobie otuchy. Mam nadzieję, że tak będzie cały czas – podkreśla.

Występ w Predazzo był dla Stocha debiutem w międzynarodowym formacie duetów, które zimą zastąpią konkurs drużynowy w programie igrzysk olimpijskich. Do zawodów w Val di Fiemme musiał przystąpić z marszu, bez serii próbnej – odwołanej z powodu porywistego wiatru.

– Miałem świadomość, że pierwszy z piątkowych skoków treningowych od razu był dobry, najlepszy tego dnia. To mnie utwierdziło, że nie trzeba skoków treningowych. Wystarczy wykonać normalną pracę i tyle. Z takim nastawieniem przystąpiłem do zawodów. Duety mi się podobają. Z mojej perspektywy było to ciekawe wydarzenie, dobrze było tego doświadczyć. Podoba mi się taki format konkursu. Nie ma wiele czasu. Trzeba brać narty i lecieć na górę, jak na treningu. Dochodzą tylko emocje związane z rywalizacją. Nie zastępowałbym jednak klasycznych drużynówek duetami. Uznałbym to za coś dodatkowego, kolejny dostępny format. Zostawiłbym jednak klasyczne konkursy drużynowe. Mają swój klimat, a przede wszystkim jest czterech zawodników w każdym zespole. Możemy dać sobie więcej wsparcia, ponadto atmosfery towarzyszącej drużynówkom nie da się podrobić żadnymi innymi konkursami – wyraża jasno swoje zdanie.

Stoch po raz kolejny w karierze wyjechał z Predazzo z uśmiechem od ucha do ucha, po bolesnych doświadczeniach we wcześniejszych dniach. Podobnie jak w 2013 roku, kiedy został mistrzem świata na dużym obiekcie, błyskawicznie przepracowując porażkę na normalnej skoczni.

– Tamte doświadczenia cały czas procentują. Nie można się poddawać. Nie tylko w sporcie. To kolejna życiowa lekcja, że nie można się poddawać, co by się nie działo. Cały czas trzeba robić swoje. Brzmi banalnie, ale pracuje się i dąży do jakiegoś celu. Chodzi o to, żeby wierzyć, że się go osiągnie. Nie tylko myśleć, że tak się musi stać, ale i wierzyć w jego osiągnięcie, będąc całym sobą w tym, co się robi – wskazuje 38-letni reprezentant Polski.

Dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli przystąpi do konkursów w Hinzenbach jako szósty skoczek klasyfikacji generalnej Letniego Grand Prix 2025, tracący 133 „oczka” do liderującego Niklasa Bachlingera z Austrii. Zawody na 90-metrowym obiekcie zaplanowano na 18-19 października.