"Apolityczne" oświadczenie polityczne FIS [KOMENTARZ]
Międzynarodowa Federacja Narciarska opublikowała wczoraj oświadczenie. Jej szefowie naciskają w nim na zniesienie zakazu udziału rosyjskich sportowców w zawodach organizowanych pod egidą FIS. Oświadczenie jest kuriozalne w treści, niemoralne w przesłaniu i niezgrabne w formie.
"Nikt nie może decydować o tym, gdzie się urodzi. Musimy patrzeć na sportowców bez nacisków i wpływów politycznych. Musimy wspierać wszystkich sportowców i dopilnować, aby nie byli wykorzystywani jako narzędzia polityczne. Nasze statuty stanowią, że FIS musi zachować neutralność polityczną. Ta zasada jest święta – zasada zakorzeniona w przekonaniu, że sport jednoczy ludzkość. Zawody międzynarodowe tworzą pomost między ludźmi i narodami" - możemy przeczytać w tym niezwykle interesującym i pobudzajacym do myślenia tekście.
Zacznijmy od tego, że jeśli mówimy o sporcie w wydaniu reprezentacyjnym, a nie klubowym, czy też czysto amatorskim, to sportowcy z zasady, z definicji i w sposób zupełnie świadomy i systemowy są wykorzystywani jako narzędzia polityczne. I nie ma w tym nic złego. Tym bardziej, że - przynajmniej według deklaracji niemal wszystkich sportowców - reprezentowanie kraju jest zaszczytem i powodem do dumy. Robią to oni całkowicie świadomie i chętnie. Stąd też może sformułowanie "są wykorzystywani" jest tu trochę niezręczne. Może lepiej - "aktywnie współuczestniczą w oddziaływaniu politycznym na arenie międzynarodowej". Sport pod flagą narodową jest w najbardziej pacyfistycznym ujęciu częścią soft power każdego państwa. W rozumieniu wielu ludzi - po prostu substytutem wojny. Co jest zresztą ideą słuszną, wręcz genialną. Bezkrawa potyczka, w której traci się co najwyżej poczucie własnej dumy, a nie życie, kończyny czy litry krwi - to doskonały pomysł.
Agresja jest wpisana w ludzkie geny. Dać ujście tej agresji w sposób ujęty w cywilizowane ramy, jest jednym z naszych najmądrzejszych osiągnięć cywilizacyjnych. Najwyraźniej to widać w sportach walki, całkiem nieźle w sportach drużynowych, jak piłka nożna, piłka ręczna, czy hokej. Tam drużyna sportowców symbolizuje po prostu mały oddział wojskowy, który potyka się z oddziałem przeciwnika. A każdy mecz jest małą bitwą. I przecież nie zawsze zupełnie bezkrwawą. W każdym razie doskonale rozumieją to choćby kibice piłki nożnej, dla której nie jest najważniejsze, żeby na boisku zobaczyć idealną realizację taktycznych założeń stworzonych przez trenera. Najważniejsze jest "bić Niemca", dokopać ruskim", "roznieść pepików". Zresztą, to żaden przypadek, że w sporcie i w wojnie używamy tego samego samego języka. Wygrać, pokonać, taktyka, napastnik, obrońca. Nawet gole raczej się "strzela" niż "zdobywa".
Zatem pisanie bajeczek, o "apolityczności sportu" to mydlenie oczu. Zwycięstwo w tabeli medalowej Igrzysk Olimpijskich jest dla krajów takich jak Chiny czy USA jednym z ważnych celów państwa, na który przeznacza się wielkie kwoty pieniędzy. Sport międzynarodowy jest częścią polityki. Bardzo fajną, bardzo rozrywkową, bardzo pozytywną i budzącą mnóstwo pozytywnych emocji. Ale jest. Nie udawajmy, że jest inaczej. W nieco inny sposób mogą na to patrzeć poszczególni sportowcy. Dla mnie też nie ma nic piękniejszego, niż przyjaźń i braterstwo sportowców lub kibiców z różnych krajów. Wzajemny szacunek i podziw dla fromy sportowej, przemagajacy niechęć, czy pęd do rywalizacji i pokonania przeciwnika. Ale z punktu widzenia państwa sport to jeden z obszarów budowania prestiżu, wizerunku, wpływów i władzy. Zawody międzynarodowe mogą tworzyć pomost między ludźmi i narodami. Pod warunkiem, że ci ludzie i te narody tego chcą. Jeśli jakieś narody i reprezentujący te narody sportowcy chcą wymazać inne narody z mapy, to nie ma mowy o budowaniu pomostów, lecz ich paleniu. Budować należy z tymi, którzy chcą. Tych, co bawią się zapałkami i benzyną należy izolować. Nawet nie za karę. Tylko po to, by zrozumieli, że wspólnie budowanie jest jednak korzystniejsze dla wszystkich, niż podpalanie.
Wykluczanie sportowców państw łamiących międzynarodowe zasady jest ideą stosowaną od dawna. Jest częścią szerszych sankcji sportowych. Takich jak brak przyznawania organizacji zawodów w danym kraju, wykluczanie całych związków sportowych, odsuwanie działaczy od podejmowania decyzji a sędziów od sędziowania. Jest skuteczne - o czym przekonaliśmy się na przykładzie RPA, która była wykluczana z międzynarodowej rywalizacji ze względu na apartheid. Ma na celu zmuszenie państwa do rezygnacji z wojny, dyskryminacji własnych obywateli, czy innych nieakceptowanych w międzynarodowej społeczności praktyk.
Oświadczenie FIS brzmi tak, jakby sama idea wykluczania sportowców była błędna. Skoro tak, to dlaczego 3 lata temu FIS tych sportowców wykluczyła? Nie ma żadnego powodu, by znosić sankcje na Rosję. Rosja nie zmieniła swojego postępowania, dalej prowadzi napastniczą wojnę na Ukrainie, śmiejąc się zresztą światu w twarz i nazywając ją "Specjalną Operacją Wojskową". Co więcej - od czasu zawieszenia sytuacja tylko się pogorszyła. Mamy narastającą wojnę hybrydową przeciw krajom europejskim. Każdego miesiąca dowiadujemy się o kolejnych zbrodniach wojennych na Ukrainie. Ostrzałach budynków cywilnych, szpitali, szkół, przedszkoli. Na terenach okupowanych trwa proceder wynaradawiania Ukraińców, porywania ich dzieci, odbierania im praw nie nie tylko obywatelskich, ale i człowieka. Torturowanie jeńców i cywili. Nie ma w tym zresztą (niestety) nic zaskakującego czy wyjątkowego, taka jest wojna - zawsze i wszędzie. Są też przecież dowody na zbrodnie wojenne popełniane przez Ukraińców - dobijanie rannych, czy żołnierzy, którzy się poddali. Różnicą jest natomiast podejście do tych zbrodni dowódców czy polityków. W Ukrainie są one potępiane, a winni ścigani. W Rosji są one nie tylko akceptowane czy też wręcz promowane. Rosja 29 września wystąpiła z Europejskiej Konwencji o Zapobieganiu Torturom. A ponad połowa Rosjan w różnych badaniach opinii społecznej uważa, że tortury jako takie są w niektórych przypadkach nie tylko akceptowalne, ale wręcz konieczne.
Zatem nie ma żadnych powodów, by z jakichkolwiek sankcji się wycofywać, czy je luzować. Wprost przeciwnie - są powody, by je zaostrzyć. Zamiast odwoływać sankcje nałożone na Rosję, FIS powinna nałożyć je także na Izrael. Być może kibice skoków narciarskich tego nie wiedzą, ale Izraelczycy startują w różnych sportach zimowych. W bazie FIS jest obecnie 26 aktywnych reprezentantów i reprezentantek tego kraju. A zbrodnie dokonywane na cywilach przez armię izraelską mają znacznie większą skalę, niż te dokonywane przez armię rosyjską.
W 2022 roku FIS wprowadziła zakaz startów dla rosyjskich sportowców. Teraz, jak gdyby nigdy nic, pisze, że taki zakaz jest z zasady niesłuszny, bo "nikt nie wybiera sobie kraju, w którym się urodził". Może zatem powinni w tym oświadczeniu napisać coś o tym, że trzy lata temu popełnili błąd? Co jednak się stało, że Federacja zmieniła zdanie o 180 stopni w kwestiach zasadniczych? Być może łatwiej byłoby zrozumieć motywację FIS sprzed trzech lat, gdyby można było na ich stronie internetowej przeczytać tresć i uzasadnienie wykluczenia z marca 2022. A także oświadczeń o przedłużaniu tej sankcji. Ale nie można, bo te oświadczenia zniknęły. Bardzo wymowne, prawda?
To prawda, nikt nie wybiera sobie kraju, w którym się urodził. A raczej to truizm i banał. Ale coraz więcej sportowców wybiera sobie kraj, który będzie reprezentować. Bez względu na to, gdzie się urodzili. Można to pochwalać, lub potępiać, ale nie da się ukryć, że tak jest. Być może fakt, że jakiś kraj prowadzi brutalną wojnę napastniczą, dokonuje zbrodni wojennych i akceptuje tortury, jest lepszym powodem, by zmienić obywatelstwo, niż inne? Wielu rosyjskich czy białoruskich sportowców skorzystało z tej możliwości. Ze względów moralnych, czy praktycznych. I to też jest jakąś formą nacisku na dany kraj. Gdy chce się zatrzymać u siebie utalentowanych zawodników, warto zastanowić nad tym, czy chce się być czarną owcą w międzynarodowym środowisku.
"Musimy patrzeć na sportowców bez nacisków i wpływów politycznych". To kolejne, bardzo ciekawe zdanie w oświadczeniu FIS. Klimat polityczny na świecie zmienia się na korzyść Rosji. Prezydent USA, Donald Trump, spotkał się ze ściganym za zbrodnie wojenne Władimirem Putinem, kazał przed nim rozwinąć czerwony dywan, publicznie mu klaskał i przewiózł swoją prezydencką limuzyną - Bestią. Nie każdy polityk goszczący w Stanach Zjednoczonych doświadcza takich zaszczytów. Niedawno w obecności prezesa FIFA, Gianniego Infantino Trump mówił, że Rosja powinna brać udział w rozgrywanych między innymi w USA Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej - najpopularniejszym sporcie na świecie. Rosja wszelkimi siłami, własnymi, oraz osób sobie przychylnych, próbuje wyjść z izolacji i przestać być postrzeganą jako kraj, który sojuszników ma tylko w Teheranie, Pekinie i Pjongjangu. Kto uwierzy, że wczorajsze oświadczenie FIS jest wynikiem czekogolwiek innego, niż nacisków i wpływów politycznych?
***
Niniejszy tekst jest felietonem i nie stanowi oficjalnego stanowiska redakcji portalu.