Strona główna • Rosyjskie Skoki Narciarskie

Rosyjska przygoda trenera Steierta - Obudzić śpiącego olbrzyma - Cz. 1

Wolfgang Steiert - pierwszy w historii skoków rosyjskich trener, który nie jest Rosjaninem i nie ma żadnych rodzinnych powiązań z tym wielkim krajem, będzie przygotowywał drużynę do igrzysk olimpijskich w Turynie. Od lat siedemdzisiątych, od sukcesów Władimira Bielousova i Gari Napalkova, rosyjskie skoki popadały w stopniowy niebyt. Niszczały skocznie pobudowane 40 lat temu, niemodernizowane, ulegały stopniowej degradacji. Dopiero niedawno Rosyjska Federacja Skoków, której prezydentem jest Władimir Sławski, postanowiła reaktywować tę dyscyplinę sportową. Znalazły się fundusze, aby zatrudnić trenera spoza kraju - Wolfganga Steierta. Niemiecki szkoleniowiec otrzymał zadanie: Obudzić rosyjskiego olbrzyma.

Swoją decyzję o podpisaniu kontraktu Wolfgang Steiert tak wspomina:

- Władze Rosyjskiej Federacji Skoków zwróciły się do mnie dwa tygodnie po tym, jak zostałem zwolniony z funkcji trenera niemieckiej kadry. Byłem wtedy jeszcze związany z DSV. Jednak po rozmowie z Thomasem Pfuellerem zdecydowałem się na pracę dla drużyny zagranicznej i podpisałem kontrakt. Większa część zobowiązań w tym dokumencie leży po stronie niemieckiej.

O wynagrodzeniu, jakie mu zaproponowano, poinformował tylko ogólnikowo:

- Związek zrozumiał, że zapraszając do współpracy kogoś z zagranicy będzie operować zupełnie innymi sumami wynagrodzenia niż to było przedtem. Jednak władze federacji mają swój cel: chcą, aby skoki narciarskie były popularną dyscypliną, by ich zawodnicy brali udział w konkursach miedzynarodowych i odnosili w nich sukcesy. W Rosji od początku listopada aż do końca kwietnia panują dobre warunki zimowe, leży śnieg. Jeśli zadba się tam o dobrą infrastrukturę, zbuduje trzy - cztery nowoczesne skocznie - można wtedy mówić o dobrej bazie dla rosyjskich skoczków. Władimir Sławski - prezydent narciarskiej federacji i inni działacze zgodzili się na to, abym miał pełną swobodę w wykonywaniu swoich obowiązków. I są już pierwsze rezultaty, takie małe sukcesy na początek.

Praca z rosyjską reprezentacją to dla Wolfganga Steierta niesamowite wyzwanie, kto wie, czy nie większe, niż prowadzenie tradycyjnie znakomitych skoczków niemieckich. W grę tutaj wchodzi prestiż olbrzymiego kraju o wielkich, sportowych tradycjach i ambicjach.

Kiedy pierwszy raz przyjechał do Moskwy na rozmowy, wieziono go przez przedmieścia rosyjskiej stolicy. Domy, które tam widział, były podobne do tych pobudowanych we wschodniej części Berlina. Na początku nie mógł uwierzyć, gdzie go też wymiotło. Ale czekały go poważne rozmowy z Władimirem Sławskim i jego współpracownikami. Okazało się wówczas, że z powodu braku solidnej infrastruktury w Rosji, 90% zadania będzie wykonywane w Centralnej Europie.

Praca zagranicznego trenera na pewno nie jest łatwa. Wolfgang Steiert od władz związku dostał "karte blanche". Taki układ bardzo mu odpowiada:

- Mam pod opieką 6 skoczków. Czterech z nich startuje w Pucharze Świata, a na dodatek muszę też porozumiewać się z Władimirem Sławskim, który nie mówi ani po angielsku, ani po niemiecku. Jestem szczęśliwy, że za wszystko odpowiadam sam, nie muszę przed nikim tłumaczyć się z moich decyzji. Gdy pracowałem w DSV wyglądało to zupełnie inaczej.

- W naszej ekipie nie ma serwismena. Taka była umowa. Aż do momentu, kiedy chłopcy nie pokażą skoków na najwyższym poziomie. Póki co, sam mogę pobiegać tu i tam... - zakończył optymistycznie.

Koniec części 1

Zobacz cz. 2 artykułu "Rosyjska przygoda trenera Steierta - Chcę, aby patrzyli w oczy swoim rozmówcom"