Strona główna • Słoweńskie Skoki Narciarskie

"Musiałem wybierać tych, którzy mieli pieniądze" - Bine Norčič o pracy w Norwegii

Zeszłej zimy Bine Norčič znalazł się mimowolnie w centrum skandalu związanego z norweskimi kombinezonami. W rozmowie z portalem Blick.ch nowy trener reprezentacji Szwajcarii wraca do tamtych wydarzeń i odsłania kulisy całej afery. Opowiada też o innych aspektach pracy w Skandynawii.

Po jej wybuchu Słoweniec, dotąd pracujący z norweskim zapleczem, został ogłoszony nowym szkoleniowcem pierwszej drużyny. Według mediów miał opuścić zespół po zaledwie trzech dniach. Rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej.
– To wszystko nieprawda. Nigdy się na to nie zgodziłem. Ten epizod pokazuje tylko, jak ogromny chaos wtedy panował – mówi Norčič.

Film, na którym widać jak Norwegowie manipulują przy kombinezonach wywołał w nim niezwykłą konsternację. – Gdy zobaczyłem ten materiał po raz pierwszy, nie mogłem w to uwierzyć. To był ogromny szok. Nie miałem pojęcia, że coś takiego się dzieje – przekonuje.

Wkrótce potem Norčič zachorował na grypę i wrócił do Słowenii. W drodze na lotnisko zadzwonił do niego dziennikarz, który chciał poznać jego opinię o… nowym stanowisku. – Nie rozumiałem, o co chodzi. Dopiero później dowiedziałem się, że na konferencji prasowej ogłoszono mnie następcą głównego trenera – wspomina.

Słoweniec natychmiast odrzucił tę propozycję, a nawet zapowiedział rezygnację z funkcji szkoleniowca kadry B. Ostatecznie, po rozmowach z norweską federacją, pozostał na stanowisku do końca sezonu. Nie zmienia to faktu, że czuł się wówczas wyjątkowo niekomfortowo.
– Poczułem nieufność. To bolało. Moja drużyna w Pucharze Kontynentalnym również odczuła skutki afery – ludzie patrzyli na nas z podejrzliwością, jakbyśmy byli z innej planety – opowiada.

Na jego pracy w Norwegii cieniem kładły się również chroniczne problemy finansowe. Zawodnicy zaplecza musieli częściowo sami pokrywać koszty startów, a niektórzy z najlepszych skoczków po prostu nie mogli sobie pozwolić na drogie podróże. – Czasami musiałem zabierać na zawody tych, którzy mieli więcej pieniędzy. To było brutalnie niesprawiedliwe – przyznaje Norčič.

Aby ograniczyć wydatki, gościł kilku zawodników w swoim domu w Słowenii, by nie musieli wracać do Norwegii między weekendami startowymi. – Moja żona gotowała dla nich obiady, a my pojechaliśmy autobusem na najbliższą skocznię, żeby odbyć mały obóz treningowy. Cały czas szukałem tańszych hoteli, tańszych lotów… Spałem wtedy bardzo źle – wspomina trener.

Bine Norčič zakończył karierę zawodniczą wyjątkowo wcześnie – w wieku zaledwie 22 lat. W tym samym czasie zmarł jego ojciec, Bogdan, również były skoczek narciarski. – Był moim pierwszym trenerem. Mieliśmy świetne relacje – wspomina Bine.

Niedługo później doznał poważnej kontuzji pleców po upadku. – Nie byłem już gotowy, ani psychicznie, ani fizycznie, żeby dalej skakać. Poza tym pilnie potrzebowałem pieniędzy – mówi. Tak rozpoczęła się jego kariera trenerska, która zaprowadziła go m.in. do Turcji i USA. Dziś zakotwiczył w Szwajcarii – i początek jego pracy wygląda naprawdę obiecująco.