„Musimy patrzeć na świat” – Kot o bezzasadności wewnętrznych porównań
Wiślański Puchar Świata to dla Macieja Kota okazja na zdobycie pierwszych punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata 2025/26. W sobotę podopieczny Wojciecha Topora z kadry narodowej B zajął 31. miejsce, a do awansu do drugiej serii zabrakło mu niespełna pół punktu.
– Metr dalej i miałbym komfort już po skoku. Widziałem, że będzie trudno. Obstawiałem 32. miejsce, a wyszło 31. Przy odrobinę lepszym skoku nie byłoby problemu. To nie są duże błędy i wielkie różnice, ale na tym poziomie kosztują sporo miejsc. Główną rzeczą, którą delikatnie chcieliśmy zmienić po piątku, była pozycja najazdowa. Była troszeczkę za bardzo agresywna. W sobotę chcieliśmy zachować nieco rezerwy w celu poprawy stabilności. Lepiej to wyglądało, ale z tej pozycji za bardzo spieszyłem się do lotu. Nie byłem energicznego wyjścia z progu połączonego z lotem, tylko pojawiło się zbyt szybkie przejście do lotu. W zawodach byłem zbyt agresywny zaraz za progiem. Były trudniejsze warunki, wyczułem przesadną agresywność i troszkę się wycofałem. To był ten moment, kiedy zacząłem być pasywny, narty przyszły i wytraciłem prędkość. Potem już trochę ratowałem to, co się dało z tego skoku. Dokładnie czułem, co się stało. Trzeba znaleźć złoty środek między kontrolą tego, co się dzieje, a naturalnym skakaniem – analizuje drużynowy mistrz świata z 2017 roku, który latem tego roku wygrał zawody z cyklu Letniego Grand Prix w Wiśle.
– Treningi, kwalifikacje i seria próbna pokazały, że z normalnymi skokami jestem w stanie walczyć o punkty. Widać, że jest bardzo ciasno, więc metr czy dwa robią ogromną różnicę. Odrobinę lepszy skok i przelot nad bulą dałyby punkty, ale trzeba przełknąć tę gorzką pigułkę. Czeka nas kolejny dzień. Trzeba wyciągnąć wnioski i delikatnie zmienić plan w kierunku większej swobody. Więcej zaufania do siebie, mniej kontrolowania pozycji, pozytywne ryzyko i to też może zadziałać – uważa drużynowy medalista olimpijski z Pjongczangu.
W serii próbnej Kot był najwyżej sklasyfikowanym skoczkiem z grona Biało-Czerwonych.
– Nie przyjechałem tutaj z kimś rywalizować, żeby być najlepszym z Polaków. Trzeba skupić się na tym, żeby rywalizować z najlepszymi. Z Niemcami, Austriakami, Norwegami… Jeżeli zostaniemy na swoim podwórku i będziemy koncentrować się na tym, który z Polaków jest najlepszy, to równie dobrze można być mistrzem Rumunii i się z tego cieszyć. Musimy być silni jako drużyna, ale nie patrzeć na to, kto jest lepszy od kogo i jakie miejsce zajmuje. Musimy patrzeć na świat i to z nim rywalizować. Trzeba mocno cisnąć i znaleźć rozwiązanie pewnych problemów, które są i skakać coraz lepiej. To dopiero początek sezonu, ale wiemy, jak to szybko ucieka – przypomina Kot, który w niedzielę powalczy o miejsce w składzie na kolejny weekend Pucharu Świata, który odbędzie się w Klingenthal.
– Jest współpraca, o której tyle się mówi. Widać, jak płynne przejście z kadry B do Pucharu Świata miał Kacper Tomasiak. Ja latem też nie miałem większych problemów. Kwestia odnalezienie odpowiedniej komunikacji na skoczni. Współpraca jest i wciąż jest siła w tej drużynie. Mamy doświadczenie w postaci starszych zawodników, jest też powiew młodości w osobie Kacpra. Mamy karty, którymi możemy grać. Pozwalają myśleć o wysokich miejscach, ale czegoś brakuje i jak najszybciej trzeba znaleźć rozwiązanie tego problemu. Każdy z nas wie, na co go stać. Brakuje niewiele, ale wciąż brakuje – dodaje na koniec.
Korespondencja z Wisły, Dominik Formela