Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

„Byłem w swoim świecie” – Żyła o walce o podium w Wiśle

Piotr Żyła po raz pierwszy od marca 2024 roku znalazł się w czołowej „10” zawodów z cyklu Pucharu Świata. 38-latek na obiekcie im. Adama Małysza cieszył się z 7. pozycji, choć na półmetku zawodów apetyty były znacznie większe. Dwukrotny mistrz świata do finałowego skoku przystępował bowiem jako wicelider konkursu.

– Wystarczyło energii na cały weekend i było coraz lepiej. W sobotę nie pomyślałbym, że w niedzielę mogę walczyć o podium. Wyciągnąłem jednak wnioski, zniwelowałem rezerwy i przed pierwszym skokiem na górze… odpłynąłem. To było coś, czego dawno nie czułem. Dawno nie byłem w takim pięknym stanie. Ojej… Chodzi o czucie swojego ciała, że robisz wszystko, co chcesz. To jest taki stan, w którym czujesz każdy niuans. Nie ma negatywnych emocji, tylko tu i teraz. Byłem w swoim świecie. Ostatni raz czułem się tak chyba na koniec sezonu 2022/23, podczas lotów w Planicy – mówi Piotr Żyła, nawiązując do swojego ostatniego jak dotąd podium w Pucharze Świata.

Żyła w pierwszej serii niedzielnych zawodów uzyskał 129,5 metra i plasował się tuż za Ryoyu Kobayashim. Na finał musiał czekać wyjątkowo długo, bo czterdzieści minut, co wynikało z planów transmisyjnych telewizji. Skoczek podkreśla jednak, że szybko znalazł sobie zajęcie na nienaturalnie długą przerwę.

– Oglądaliśmy Formułę 1, gdzie walczyli o tytuł. Internet nam zacinał, trochę się wkurzaliśmy <śmiech>… Ostatecznie nic się nie pozmieniało w klasyfikacji generalnej. Mistrzem został Lando Norris przed Maxem Verstappenem i Oscarem Piastrim. Bardzo fajna i sympatyczna przerwa, po której trzeba było pójść i skoczyć <śmiech>…  – zdradza kulisy.

W decydującej próbie Żyła doleciał do 125. metra i spadł na 7. miejsce.

– W drugiej serii popełniłem dużo błędów. Poczynając od minimalnego błędu mentalnego, że wkradły się myśli, po techniczne. Siadło mi, przyciąłem, jeszcze nad bulą dołożyłem i pomyślałem: jaki ja głupi <śmiech>... – analizuje w swoim stylu.

Podopieczny Macieja Maciusiaka podkreśla, jak dużym zastrzykiem motywacji był niedzielny występ przed wiślańską publiką.

 – Na pewno będę dalej pracował. Każdego dnia wstajesz rano i czeka cię nowa praca do wykonania. To taka zwykła, żmudna robota. Trzeba właściwie zaplanować czas, żeby wszystko było poukładane tak, jak powinno. Wszystkie elementy tej układanki muszą się zgadzać. Począwszy od najważniejszego, czyli jedzenia. Bez tego trudno uzyskać właściwą energię i dobrze się czuć. To najważniejsze. Reszta to dokładnie różnych detali – słyszymy.

Początek sezonu był trudny dla Żyły, podobnie jak dla całej reprezentacji. Przed przyjazdem do Wisły jego dorobek wynosił zaledwie 14 punktów. W Wiśle udało się dołożyć kolejne 54 „oczka” i awansować na 22. miejsce w klasyfikacji generalnej – plasując się tuż za Kamilem Stochem.

– Nie zamierzam tego głęboko analizować. Zima dopiero się zaczęła i nie jest to czas na podsumowania. W Wiśle zrobiłem super robotę. Wiem, że w pierwszych zawodach na północy Europy popełniłem dużo błędów. Cieszę się, że potrafiłem wyciągnąć z tego wnioski i kontynuować pracę, szczególnie mentalną, dość istotną. Nie śledzę tego, co pisze się w sieci, ale czasem można się pośmiać, jak mi dziennikarze powiedzą. Mamy za zadanie skoncentrować się na sobie, a nie na tym, co mówią o tobie – podkreśla dwukrotny zwycięzca zawodów z cyklu Pucharu Świata.

W Wiśle jeszcze lepiej spisał się Kacper Tomasiak, który w debiutanckim sezonie w Pucharze Świata nie wypada z punktowanej „30”. W ubiegłą niedzielę finiszował na piątej lokacie, najlepszej w dotychczasowej karierze.

– Kacper to jest fenomen. Po prostu robi swoje. Trochę się zachowuje, jakby był zawodnikiem starszym mentalnie ode mnie, bardziej doświadczonym. Jest w nim dużo spokoju. Po prostu nadaje się do naszej dyscypliny sportu. Widać po nim, że łatwo i lekko mu to przychodzi. Robi, co trenerzy mówią i nie widać po nim emocji. Fenomen, piąte miejsce to rewelacja. Nie da się dostrzec w nim stresu czy napięcia. Podchodzi do tego bez emocji, po prostu taki jest. Różnie bywa, ale fajnie by było i mam taką nadzieję, że będziemy mieli nowego gościa, który będzie ciągnął te skoki – nie szczędził komplementów Żyła na temat 18-latka z Bielska-Białej.

W najbliższy weekend Żyła spróbuje swoich sił na Sparkasse Vogtland Arenie.

– Od dłuższego czasu nie mam dobrych wspomnień z Klingenthal… Nie będę się nad tym zastanawiał. Po prostu będę robił to, co lubię. Chce mi się pracować, niezależnie od skoczni. Trzeba popracować nad tym, żeby ta energia była i wejść w swój piękny świat, w którym nic złego się nie dzieje. Tam można… odpłynąć. Czuję, że można walczyć o podium. W niedzielę byłem w zasadzie pewny, że na nie wejdę, choć z tyłu głowy. Bardziej skupiałem się na sobie, na pracy do wykonania. Miałem jednak przeczucie, że to mój dzień… Popełniłem sporo błędów i będzie trzeba zaczekać na ten dzień – kończy trzykrotny olimpijczyk.

Korespondencja z Wisły, Dominik Formela