Strona główna • Inne

Krzysztof Miklas: Długo nie umiałem opanować tremy...

Krzysztof Miklas każdej zimy komentuje dla nas konkursy skoków narciarskich, dzięki czemu jest dobrze znany kibicom tej dyscypliny. Obecnie jest jednym z najpopularniejszych dziennikarzy sportowych. Lecz do tej pory znaliśmy głównie jego głos, który słyszeliśmy na antenie. Nadeszła okazja, by dowiedzieć się znacznie więcej o osobie znanego komentatora skoków.

Skijumping.pl: Od kilku lat relacjonuje Pan transmisje z konkursów PŚ w skokach narciarskich, czym zyskał Pan popularność wśród kibiców tej dyscypliny. Czy jest Pan rozpoznawany na ulicy?

Krzysztof Miklas: Rzadko, choć tego do końca nigdy się nie wie. Pewnie dlatego, że sporadycznie pokazuję się na ekranie telewizyjnym. Piętnaście - szesnaście lat temu, gdy byłem jednym z najczęściej pokazujących się prezenterów sportowych TVP, rozpoznawano mnie znacznie częściej. Teraz bardziej jestem rozpoznawany "po głosie" niż "po twarzy", ale ja w swej codziennej pracy mam od kilkunastu lat całkowicie inne obowiązki. Odpowiadam za programy sportowe, a także krajoznawczo-turystyczne w TV Polonia.

Skijumping.pl: Praca komentatora sportowego jest dosyć odpowiedzialnym zadaniem. Czy jest trudna?

Krzysztof Miklas: Każda praca, także komentatorska, wymaga pewnej rutyny i doświadczenia. Jednym strach przed "żywym mikrofonem" przechodzi szybciej, innym wolniej. Ja z pewnością należałem do tej drugiej grupy sportowych komentatorów. W Polskim Radiu dość długo nie umiałem opanować tremy. Ale gdy już przeszło - to na dobre. Jeśli jest się należycie przygotowanym do transmisji - nie ma sensu nadmiernie się denerwować. Trzeba być jednak maksymalnie skoncentrowanym, mieć tzw. podzielną uwagę, reagować na to, co przynosi widowisko, nie zanudzać i nie opowiadać z detalami o tym, co każdy telewidz widzi. Z pewnością trudno jest wypośrodkować oczekiwania kibiców bardziej wyrobionych, mających dużą wiedzę o materii i tych, którzy transmisję oglądają trochę z przypadku. Dobrze jest, gdy się tych drugich zainteresuje na tyle, że nie zmienią kanału na inny.

Skijumping.pl: Z wykształcenia jest Pan przede wszystkim prawnikiem. Czy pracował Pan w wyuczonym zawodzie?

Krzysztof Miklas: Studia prawnicze skończyłem na Uniwersytecie Warszawskim w 1972 roku. Po dwóch latach pracy zdecydowałem się jednak na drugie studia - dziennikarstwo, które interesowało mnie znacznie bardziej i mówiąc wprost, szczególnie w tamtych czasach, było o wiele bardziej atrakcyjne. Choć wówczas na studia prawnicze było bardzo ciężko się dostać. W latach sześćdziesiątych w całej Polsce było zaledwie siedem wydziałów prawa - tyle, co uniwersytetów. Ale studia dziennikarskie, i to podyplomowe, prowadził tylko Uniwersytet Warszawski. Już podczas pierwszego roku studiów dziennikarskich dostałem propozycję etatu w dziale sportowym „Trybuny Mazowieckiej - dziennika dla Warszawy i Mazowsza, który wychodził do stanu wojennego. Trudno było z takiej propozycji nie skorzystać; byłem chyba pierwszym na roku, który miał etat w redakcji gazety. Wśród moich kolegów trochę to później obrosło legendą, bowiem jednocześnie studiowałem dziennikarstwo (podyplomowo, ale stacjonarnie), pracowałem w gazecie, czasem jeździłem w delegacje, dojeżdżałem codziennie do Warszawy z Łowicza (80 km), byłem już żonaty i miałem dwoje dzieci. Po czterech latach pracy w gazecie (w 1978 roku) dostałem propozycję od red. Bogdana Tuszyńskiego przejścia do Redakcji Sportowej Polskiego Radia, a po pierwszych moich igrzyskach olimpijskich, w Seulu w 1988 roku, za namową red. Edwarda Mikołajczyka, ówczesnego szefa sportu w TVP, przeszedłem do telewizji.

Skijumping.pl: Katolickie Stowarzyszenie Sportowe zawdzięcza swoje istnienie m.in. Panu. Na czym polega jego działalność?

Krzysztof Miklas: Zawsze miałem ciągoty do działalności społecznej i nadszedł na szczęście czas, gdy mogłem je swobodnie realizować. Byłem więc w 1992 roku jedną z kilkunastu osób, które na spotkaniu w Tczewie założyły Katolickie Stowarzyszenie Sportowe. Dało ono formalno-prawne podstawy do zakładania parafialnych klubów sportowych. Chodziło głównie o te środowiska, w których nie było żadnego klubiku, a przy parafiach znajdowali się ludzie, księża czy też osoby świeckie, którzy zechcieliby taką działalność z młodzieżą prowadzić. Od wielu lat wspomagam też swoją działalnością Stowarzyszenie „Parafiada, gdzie od roku jestem wiceprezesem. Na finały "Parafiady" przyjeżdża co roku do Warszawy około dwóch tysięcy młodych ludzi, z kraju, ale także z zagranicy. Na "Parafiadzie" swoją sportową przygodę zaczynali m.in. bracia Paweł i Piotr Brożkowie. Solidne przygotowanie takiej imprezy trwa praktycznie cały rok.

Skijumping.pl: Praca dziennikarza sportowego nierozerwalnie wiąże się z wyjazdami na różne imprezy sportowe, także te najważniejsze, jak igrzyska olimpijskie. Która z tych wypraw najbardziej zapadła Panu w pamięć?

Krzysztof Miklas: Chyba igrzyska w Seulu. Po pierwsze były to moje pierwsze igrzyska. Po drugie jechaliśmy do kraju niezwykle egzotycznego, na dodatek dla Polaków wówczas praktycznie niedostępnego, o którym w tamtym czasie z polskich źródeł niewiele można było się obiektywnego dowiedzieć. Taką wiedzę dostałem dopiero na miejscu i wielkim zaskoczeniem było dla mnie nawet nie to, że Seul to olbrzymie, bardzo nowoczesne miasto, ale to, że działały w nim aż dwadzieścia trzy uniwersytety. Stąd przede wszystkim brała się coraz większa siła gospodarki tego kraju.

Skijumping.pl: W tegorocznych wyborach parlamentarnych ubiegał się Pan o fotel senatora. Skąd decyzja o kandydowaniu?

Krzysztof Miklas: Decyzja kandydowania do Senatu dojrzewała we mnie około roku, trochę za namową niektórych moich przyjaciół. Była z pewnością pochodną całej mojej dotychczasowej działalności. Mogę się pochwalić między innymi tym, że przed dziesięcioma laty udało mi się doprowadzić do wskrzeszenia światowych igrzysk polonijnych - imprezy dla Polonii bardzo potrzebnej. W ostatnich, w sierpniu tego roku w Warszawie startowało prawie tysiąc osób z 28 krajów.

Skijumping.pl: A zatem polityka również należy do Pana rozległych zainteresowań. Trochę zaskakujący może być fakt, że startował Pan jako poseł niezrzeszony.

Krzysztof Miklas: Oczywiście, że mam swoje poglądy polityczne i z jedną z partii sympatyzuję od dawna. Kandydowałem do Senatu jako niezależny z podstawowego powodu: zasady etyki obowiązujące dziennikarzy telewizji publicznej zabraniają wspomagania w kampanii wyborczej jakiejkolwiek partii czy ugrupowania. Decydując się na kandydowanie do Sejmu czy Senatu z jakiejkolwiek listy partyjnej musiałbym tę zasadę złamać. Nie mogłem, choć nie ukrywam, że była konkretna propozycja. Myślę, że na 95 procent byłbym teraz posłem lub senatorem.

Skijumping.pl: Czy to może oznaczać, że rozstaje się Pan z telewizją?

Krzysztof Miklas: Oczywiste jest, że na czas kadencji zawiesiłbym pracę etatową w TVP, choć do mikrofonu czasem chciałbym usiąść. Myślę, że nie kolidowałoby to z godnością parlamentarzysty. Ale teraz to już są rozważania czysto teoretyczne.

Skijumping.pl: Podczas wielu lat swojej pracy dziennikarskiej został Pan wyróżniony wieloma nagrodami. Czy któraś z nich ma dla Pana szczególne znaczenie?

Krzysztof Miklas: Mam złote odznaki honorowe kilku polskich związków sportowych, a od Prezydenta RP - Złoty Krzyż Zasługi przyznany mi za działalność społeczną, o której wspomniałem. Ale najbardziej wzruszyła mnie statuetka i przepiękny dyplom przyznany mi przez młodzież "parafiadową" - "Wdzięczność młodych serc". Tym bardziej, że zostałem wyróżniony jako pierwszy w historii tej nagrody.

Skijumping.pl: Dziękuję bardzo za wywiad.

Krzysztof Miklas: Nie ma za co.

Z Panem Krzysztofem Miklasem rozmawiała Alicja Bochenek.