Strona główna • Szwedzkie Skoki Narciarskie

Wolfgang Hartmann: "W Szwecji jest ten problem, że nikt nie jest w stanie właściwie ocenić sytuacji"

Wolfgang Hartmann to niemiecki trener, który od lata zeszłego roku opiekuje się kadrą Szwecji. Ten niezwykle miły człowiek znalazł chwilę czasu, aby opowiedzieć o sobie, swojej pracy, a także planach związanych ze swoimi podopiecznymi.

Skijumping.pl: Czy mógłby nam Pan opowiedzieć o swojej przygodzie ze skokami? Jak to w ogóle wyglądało?

Wolfgang Hartmann: Zacząłem skakać w wieku sześciu lat w klubie w Garmisch - Partenkirchen. Na forum międzynarodowym skakałem tylko raz, podczas Turnieju Czterech Skoczni w 1983, właśnie w tej miejscowości. W Niemczech odkąd pamiętam było bardzo ciężko przebić się na sam szczyt. W wieku dwudziestu pięciu lat zakończyłem moją "karierę", ale cały czas czynnie udzielałem się w naszym klubie. Potem (było to przed około piętnastoma laty) zacząłem pracę jako trener, przy okazji robiąc wszystkie potrzebne mi do tego kursy: licencję C, B i później A. Potem studiowałem jeszcze w Kolonii w Wyższej Szkole Sportowej. Po zakończeniu edukacji pracowałem w DSV (Niemieckim Związku Narciarskim) pod kierownictwem Reinharda Hessa, a w zeszłym roku tak się złożyło, że zacząłem pracować razem ze Szwedami.

Skijumping.pl: No właśnie - a jak to się w ogóle stało, że zaczął Pan trenować kadrę Szwecji?

Wolfgang Hartmann: Tak się stało, gdyż właśnie w Garmisch - Partenkirchen mamy od piętnastu lat FIS Schueler Grand Prix i po prostu ludzie się znają. Podczas tych zawodów zawiązywały się różne kontakty, również między mną a Szwedami. Kiedy mnie poproszono o przyjęcie tego stanowiska, po głębszych namysłach po prostu się zgodziłem.

Skijumping.pl: Przenieśmy się do wydarzeń teraźniejszych... Co się dzieje z Isakiem Grimholmem?

Wolfgang Hartmann: Z Isakiem rozmawiałem właśnie piętnaście minut temu i niestety nie wygląda to zbyt dobrze. Wiedzieliśmy, że nabawił się kontuzji, nie wiedzieliśmy tylko, jak ciężkiej. W następną środę ma badania w Sztokholmie, zrobią mu tomografię i wtedy będziemy wiedzieć coś więcej. Niestety podejrzewam, że w tym przypadku operacji nie da się uniknąć...

Skijumping.pl: Po upadku w Falun było niby wszystko w porządku. Isak przyjechał do Lahti, ale skakał tam tylko w treningach. Nie pokazał się ani na kwalifikacjach, ani podczas konkursu drużynowego...

Wolfgang Hartmann: Taaak... Skakał i to całkiem nieźle... Wypadek w Falun zdarzył się w niedzielę 26 lutego. W Szwecji jest ten problem, że nikt nie jest w stanie właściwie ocenić sytuacji. Różnice pomiędzy poszczególnymi skoczkami są tak duże - a wtedy podczas Mistrzostw Szwecji było ich na starcie chyba czternastu czy piętnastu - że nie można było przewidzieć, jaka prędkość najazdowa będzie odpowiednia. Belkę ustawiono po prostu za wysoko, najadz był zbyt długi. Trzeba tu przy okazji powiedzieć, że w tej chwili Isak jest najsilniejszym zawodnikiem, nikt właściwie nie może teraz dorónać jego poziomowi. Pomiędzy nim, a następnymi skoczkami - Johanem Eriksonem i Andreasem Arenem jest wielka przepaść. Natomiast między tymi dwoma a resztą - jeszcze większa. To jest w tej chwili największy problem szwedzkich zawodników... To sprawiło, że Isak skoczył zbyt daleko i stało się tak, jak się stało.

Skijumping.pl: W zeszłych sezonach to Johan Erikson był najlepszym skoczkiem Szwecji, nie Isak. Co się teraz dzieje z nim, z jego formą?

Wolfgang Hartmann: Johan jest największą ofiarą nowych przepisów. Jeszcze przed dwoma laty, kiedy nie liczył się wskaźnik BMI, a kombinezony (ich rozmiar) były raczej sprawą osobistą - skakał dobrze. W momencie wprowadzenia nowych reguł wszystko się popsuło. Musiał przytyć sześć kilogramów, kombinezony są o wiele węższe i to jest dla niego wielkim problemem. Jednak praca, którą teraz wykonuje pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość. To nawet dla niego lepiej, że jest teraz w takim całkowitym dołku i musi nad swoją formą właściwie od początku pracować. Powiem tak - wydawało mu się, że jest w Szwecji wielką gwiazdą, a teraz po prostu jest na dnie. Przez to musi nauczyć się pokory i jeszcze ciężej nad sobą pracować. Inna sprawa jest z Andreasem Arenem. On zastanawiał się już nad zakończeniem kariery po swojej ciężkiej kontuzji, której nabawił się w zeszłym roku w Trondheim. W Szwecji nikt się o niego nie troszczył. Miał zrobioną operację i na sześć tygodni założono mu gips na nogę. Zostawiono go tak bez rehabilitacji, bez niczego. Ale chciałem koniecznie mieć go w drużynie, sprowadziłem go do Niemiec na sześć tygodni, gdzie przeszedł rehabilitację z pięcioma specjalistami. Po tym czasie efekty były imponujące, ale dla mnie to, że on teraz skacze to po prostu cud. Pozwolenie na skakanie w Pucharze Świata dostał właśnie dlatego, że tak ciężko nad sobą pracował. Nie można było tego nie docenić.

Skijumping.pl: Czy teraz jest już z nim wszystko w porządku? Cała ta kontuzja jest już do końca wyleczona?

Wolfgang Hartmann: Przy niektórych ruchach ma jeszcze czasami bóle, ale teraz kolano jest w pełni ruchome, co nie miało miejsca poprzednio - przed rehabilitacją. Ma jeszcze różnicę w masie mięśniowej - w kontuzjowanej nodze brakuje mu jeszcze około sześciu do ośmiu centymetrów, więc to naprawdę sporo. Teraz poprzez treningi musi to tak do maja wyrównać i wtedy zobaczymy, co będzie dalej, ale Aren to wielki talent.

Skijumping.pl: Na konkursy Pucharu Świata jeździli w tym sezonie głównie Johan i Isak. W pewnym momencie zamiast Johana zaczął pojawiać się Jakob Grimholm. Jakob pojechał również na Mistrzostwa Świata w lotach do Bad Mitterndorf. Skąd ta decyzja?

Wolfgang Hartmann: U Johana był ten problem, że pod koniec września się rozchorował. Choroba, która go dopadła zdarza się wielu sportowcom - objawia się bardzo wysoką temperaturą i sprawia, że strasznie traci się na wadze, a osoba chora robi się coraz słabsza. Choroba trwała dziesięć tygodni. Potem postanowiliśmy wysłać go do Kuusamo i zobaczyć, czy da radę normalnie skakać, ale znowu dopadła go czterdziestostopniowa gorączka i to był koniec. Wysłałem go na trzy tygodnie do domu, żeby się już tak do końca wyleczył antybiotykami i wszystkim, co tylko dozwolone. Tak się też stało, ale na Turniej Czterech Skoczni nie miał przez to w ogóle formy. Zdecydowałem wtedy, że to nie ma najmniejszego sensu, żeby brać go dalej na zawody, gdzie na dużej skoczni ledwo doskakiwał stu metrów. Po Garmisch - Partenkirchen wysłałem go do domu i wymieniłem na Jakoba, który podczas zawodów Pucharu Kontynentalnego w Rovaniemi raz był ósmy, a raz siedemnasty. Postanowiłem, ok - ten chłopak dostanie szansę. Był już podczas zawodów Turnieju Czterech Skoczni w Innsbruck i Bischofshofen, więc do Bad Mitterndorf też go zabrałem.

Skijumping.pl: Podczas Igrzysk Olimpijskich pojawiły się narodowości jak Kazachstan, Korea itp. Dlaczego nie Szwecja?

Wolfgang Hartmann: Szwecja miała bardzo ciężkie kryteria do spełnienia. Żeby wziąć udział w Igrzyskach Olimpijskich musielibyśmy mieć raz miejsce w pierwszej szóstce albo dwa razy miejsce w pierwszej dwunastce. To od początku było nierealistyczne. Niestety z Komitetem Olimpijskim nie ma gadki. Ja tego wszystkiego też dowiedziałem się dopiero w lipcu - jak to w ogóle wygląda, jakie są struktury, jak to wszystko funkcjonuje... Niestety zmienić tych postanowień nie mogłem. Teraz po Turynie prowadzone są już całkowicie inne rozmowy z Komitetem Olimpijskim, żeby zmienić te przepisy na Igrzyska Olimpijskie w Vancouver. Teraz reguły są ustalane pod kątem biegów narciarskich, ale dotyczą niestety także innych dyscyplin sportowych. Tak to wygląda w Szwecji, ale również i w Niemczech. Tylko, że dla skoczków szwedzkich te kryteria są w tej chwili totalnie niemożliwe do spełnienia.

Skijumping.pl: Jakie ma Pan teraz plany?

Wolfgang Hartmann: Myślę, że na wszystkie konkursy do końca sezonu pojadę z Johanem i Andreasem, chociaż jeszcze nie jestem pewien, czy Aren pojedzie na loty do Planicy - choć myślę, że tak. To się jeszcze zobaczy... Isak, tak jak już wcześniej powiedziałem, w środę powinien otrzymać już końcową diagnozę. Wtedy zadecydujemy, czy będzie operowany w Szwecji, czy w Niemczech, i czy ta operacja w ogóle będzie potrzebna. mam nadzieję, że mimo wszystko uda się jej uniknąć, choć zdaję sobie sprawę, że szanse na to są znikome. Jakob z kolei pozostanie już do końca sezonu w domu.

Skijumping.pl: A jak będzie wyglądać lato?

Wolfgang Hartmann: Musimy po sezonie porozmawiać ze Szwedzkim Związkiem Narciarskim, pozmieniać parę struktur, przedstawić nowe koncepty i plany na przyszły sezon. Do tego dochodzi nowy plan marketingowy i nowy plan dotyczący rozwoju młodych talentów. Właściwie to wszystko zostało już opracowane i przedstawione - brakuje tylko decyzji Związku, miejmy nadzieję dla nas pozytywnych. Jeśli wszystko ułoży się tak, jak zaplanowałem, to do rozpoczęcia konkursów letnich powinniśmy odbyć jak najwięcej zgrupowań treningowych. Zobaczymy, może uda się nam zwiększyć liczbę naszych zawodników występujących w konkursach, gdyż na razie wyjazdy wiążą się dla nas z wielkimi kosztami podróży, noclegów itp. Także mamy zamiar wrócić po treningach na tyle mocni, żeby podczas Letniego Grand Prix zacząć zdobywać punkty. Na treningach zajmiemy się głównie techniką, ponieważ przez ostatnie cztery - pięć lat jest ona u Szwedów po prostu w opłakanym stanie. Chłopcy są zdolni, ale żeby zaczęli coś osiągać potrzebny jest czas, mnóstwo cierpliwości oraz pracy. Także plan na lato jest taki, że będziemy trenować, ile tylko się da, potem wyślemy chłopaków na zawody Letniego Pucharu Kontynentalnego i może pojedziemy na jeden albo dwa konkursy Letniego Grand Prix, właśnie po to, żeby zdobyć punkty, a tym samym pewne miejsca na start w Pucharze Świata. W tej chwili jest tylu dobrych zawodników, że już klasyfikacje są swojego rodzaju konkursami. Mimo wszystko jeżdżę z moimi zawodnikami teraz na zawody, żeby nie stracili kontaktu z tą światową czołówką. Oczywiście to nie jest wcale dla nich łatwe ani śmieszne, cały czas odpadać w kwalifikacjach... Ale drużyna ma ogromny potencjał i trzeba nad tym pracować, bo inaczej nigdy nie posuniemy się do przodu. Lato potraktujemy więc jako czas wielkich przygotowań. Tego brakowało im właśnie w ostatnich sezonach - przygotowania.