Strona główna • Byli Mistrzowie

Poczet skoczków polskich: Zdzisław Hryniewiecki - Przerwany lot "Dzidka"

[strona=1]

Największym talentem sportowym końca lat 50. spośród skoczków śląskich był reprezentant BBTS Bielsko-Biała - Zdzisław Hryniewiecki. Zadziwiał on rywali i kibiców pięknymi i dalekimi skokami. Przebojowo wdarł się do czołówki skoczków krajowych, a potem światowych. W prasie sportowej naszego kraju pisano o nim - "Zadziora", "Kozak", ale najczęściej nazywano go po prostu "Dzidkiem". Był niesamowitym talentem, jednym z największych w historii polskiego narciarstwa, zabłysnął jak meteor i nagle zgasł. Wcześniej młodego, bo zaledwie 21-letniego zawodnika, nazywano objawieniem na światowych skoczniach. W kraju wszyscy znawcy narciarstwa byli zgodni, że od czasów Stanisława Marusarza nie mieliśmy równie utalentowanego zawodnika.

Zdzisław Hryniewiecki urodził się 1 września 1938 r. we Lwowie. Tam zaczynał przygodę z nartami. Po wojnie Hryniewieccy przenieśli się do Bielska-Białej, gdzie startował w barwach klubu BBTS Włókniarz Bielsko - Biała. Uprawianie narciarstwa rozpoczął od kombinacji norweskiej. Jego marzeniem było osiągnięcie wyników Władysława Tajnera. Startował właściwie tylko przez dwa sezony, ale jakie to były sezony. Pisano o Polaku, że na Zimowych Igrzyskach w Squaw Valley będzie walczył o medale jak równy z równym z wyśmienitym Niemcem - Helmutem Recknaglem. Niestety tak się nie stało. Tragiczny wypadek na skoczni w Wiśle - Malince rzucił "Dzidka" na wózek inwalidzki. Ale okrutny los go nie załamał... Aż do śmierci w 1981 r. Miał więc, jak łatwo obliczyć, zaledwie 43 lata, gdy zmarł. Chociaż los był dla niego wyjątkowo okrutny. W ciągu ułamka sekundy zmienił tego wyjątkowo zdolnego, tryskającego młodością i wysportowanego chłopaka, w kalekę...

Droga do wielkiej sławy...

W przedolimpijskim roku 1959 Hryniewiecki wywalczył tytuł mistrza Polski. Pokonał plejadę najlepszych polskich skoczków: drugi był wtedy Jan Furman, a trzeci Władysław Tajner. Dzidek dostarczył widzom wielkich emocji podczas konkursu skoków na Wielkiej Krokwi, rozegranego podczas Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. W pierwszej serii miał 77,5 m. Prowadził przed Szwedem Linqvistem, który skoczył 76,5 m i zawodnikiem ZSRR Szamowem. Rywale chcieli postawić na swoim i koniecznie wygrać z "zadziornym" Polakiem. Skakali bardzo daleko: Sannikow z ZSRR miał 79,5 m, Linqvist - i Szamow - po 78 m. Teraz wszyscy kibice czekali na skok Polaka. Ten znowu pokazał klasę. Po idealnym wybiciu z progu Dzidek osiągnął 81 m i wygrał konkurs. Stoczył kilka porywających pojedynków z najlepszym skoczkiem z NRD, Helmutem Recknaglem. Wynikiem tej walki był remis, ponieważ Dzidek wygrał jeden konkurs, Recknagel drugi. Dwa razy Recknagla ograł na skoczni.

Po tych sukcesach Zdzisław Hryniewiecki był, jak to się mówi w żargonie sportowców, murowanym kandydatem na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Squaw Valley, i jako jeden z pierwszych otrzymał olimpijską nominację. Rok 1960 Hryniewiecki rozpoczął od bardzo dobrych startów. Po tych znakomitych skokach redaktor Krzysztof Blauth pisał o fenomenalnej dyspozycji Hryniewieckiego, a także o tym, że nie jest on już zwykłym skoczkiem, ale prawdziwym fenomenem, przynależącym do czołówki najlepszych skoczków świata. W artykule Za "ptasią" granicą czytamy:

Granica jest niedostrzegalna i trudno właściwie uzasadnić, dlaczego ten właśnie zawodnik ją przekroczył, a inny, choć skacze niewiele krócej i całkowicie poprawnie, pozostaje w cieniu swojego szczęśliwszego rywala. Po prostu skoki pierwszego porywają, ich dynamika "zapiera dech w piersiach", a wybicie i lot dają widzom maksimum doznań estetycznych. Gdy przypadek, nieznaczny błąd w lądowaniu, dziura w zeskoku - niweczą wysiłek takiego zawodnika, odczuwamy fizyczny ból. I dzieje się tak bez względu, czy ten zły los spotyka naszego krajana, czy też kogokolwiek z jego konkurentów. Spotyka on bowiem człowieka, który przekroczył ptasią granicę, który w krótkich sekundach lotu daje na tak dużo, że nie jesteśmy już w stanie bez zakrycia twarzy patrzeć na jego porażkę. Tę właśnie granicę, dzielącą "skoczka człowieka" od "skoczka ptaka" przekroczył Zdzisław Hryniewiecki, a zbliżają się do niej wyraźnie Władysław Tajner i Józef Bryjak. Gdy obserwowałem ostatni międzynarodowy konkurs skoków w Szczyrku, w którym startowały wszak takie sławy jak drugi i trzeci skoczek NRD Werner Lesser i Lothar Glass, jak aktualny mistrz ZSRR, pogromca Kamieńskiego i Czakadze, Zacharow, nie mogłem oprzeć się wrażeniu iż ustępują oni w tej chwili Dzidkowi i Władkowi nie tylko długościami i elegancją lotu. Brakuje im jeszcze czegoś. Kozak - oto najlepsze określenie Dzidka Hryniewieckiego. Jego skoki mogą być lepsze lub gorsze, udane lub nieudane, lecz w każdym najdrobniejszym elemencie każdego z nich widać olbrzymie serce do walki, widać tę młodzieńczą czupurność, "kozackość"... No i wrodzony ptasi instynkt1.


1Za: Krzysztof Blauth, Za "ptasią" granicą, "Sportowiec" 1960.

[strona=2]

Loty na mamucie w Kulm...

Prześledźmy tę wspaniałą serię sukcesów. Zaczęło się w austriackim Kulm. Hryniewiecki skakał wtedy pierwszy raz w życiu na skoczni "mamuciej" i pokazał na co go stać.

Było to na lotach w Kulm (Austria) w roku 1959. Dzidek Hryniewiecki podszedł do Harry Glassa i zaproponował: "Załóżmy się. Jeśli pan wygra ze mną, to stawiam ja, jak ja z panem, to płaci pan". Brązowy medalista z Cortina d’ Ampezzo, fenomenalny skoczek, bóstwo NRD, rekordzista połowy skoczni europejskich, a w tym również naszej Krokwi (88 m) zawodnik należący przez parę lat do ścisłej czołówki światowej, popatrzył na nieznanego szerzej młokosa jak na wariata, ale zgodził się. W Kulm było pięć kolejek skoków. Dzidek Hryniewiecki wygrał z Glassem wszystkie i po drodze ustanowił rekord Polski w długości skoku odległością 116 m, a w lotach, w których startował po raz pierwszy w życiu, wywalczył piąte miejsce. Znalazł się w gronie najlepszych skoczków świata2.

Pięknym sukcesem Hryniewieckiego zakończył się loty na mamuciej skoczni w Bad Mitterndorf/Kulm, rozegrane w drugiej połowie marca 1959 r. W pierwszym dniu zawodów, ze skokami na 114 m3 i 103 m, Hryniewiecki był czwarty. Zwyciężył wtedy Norweg Yggeseth, przed Leodolterem i Habersatterem z Austrii. W drugim dniu Hryniewiecki był jedenasty, ze skokami na 108 i 96 m, a w trzecim dniu zawodów zajął piątą pozycję. Pokonał tej miary skoczków, co Glass i Bolkart. W klasyfikacji generalnej tych zawodów Polak zajął piątą pozycję. Drugi z Polaków, Władysław Tajner był dwunasty. "Dzidek" należał już wtedy do ścisłej czołówki światowej.

Kolejny sukces odniósł na międzynarodowych zawodach w Klingenthal, gdzie Dzidek był czwarty ze skokami 84 i 75 m. W Oberwiesenthal był trzeci, minimalnie ulegając tylko niemieckim "asom" - Recknaglowi i Glassowi. W tym konkursie Hryniewiecki poszedł na całego i w jednym ze skoków miał upadek. Mimo to cała trójka najlepszych polskich skoczków - Hryniewiecki, Tajner i Bujok reprezentowała bardzo wysoką formę4.

Był murowanym kandydatem na Olimpiadę Zimową do Squaw Valley, liczono nawet, że zdobędzie tam medal. Rok 1960 Hryniewiecki rozpoczął od bardzo dobrych startów. W styczniu wygrywa Puchar Beskidów w Wiśle, przed Tajnerem i Gąsienicą-Bryjakiem. Wygrywa także konkurs w Oberwiesentahl, znowu pokonując plejadę najlepszych skoczków świata: Recknagla, Lessera, Szamowa i Sannikowa. Jego przyjaciel z reprezentacji - Władysław Tajner, był trzeci. "Dzidek" uzyskał przewagę w pierwszej serii, w drugiej Recknagel skoczył daleko i miał upadek. Hryniewiecki widząc to skoczył bliżej, ale pewnie ustał skok i zajął pierwsze miejsce. Wydawało się, że ten niezwykły skoczek wywoła furorę w Squaw Valley. Fachowcy zgodnie przepowiadali, że sięgnie po olimpijski medal. Stało się jednak inaczej.

 


 

2L. Fischer, J. Kapeniak, M. Matzenauer, Kronika śnieżnych tras, Warszawa 1977, s. 207, tamże.

3To był nowy rekord Polski - przyp. W.S.

4Art. Krzysztofa Blautha, Polacy na olimpijskim szlaku, w: „Sportowiec nr 3 476 z 13 stycznia1960 r.

[strona=3]

Tragedia na skoczni Wiśle-Malince...

Skocznia w Wiśle-Malince. Obiekt ten powstał w 1933 r. w pięknie położonej Dolinie Malinki, dzięki grupie zapaleńców, którym przewodził znany w Wiśle miłośnik sportu, dziś już nieżyjący Rudolf Kowala. Pierwsza skocznia w Malince była bardzo prymitywna, a próg wzniesiono z okrągłych bali, rozbieg był naturalny, a zeskok mieścił się w małym wąwozie. Mimo to skocznia ta była drugą co do wielkości w Polsce, po zakopiańskiej Krokwi. Pierwszym rekordzistą tego obiektu był późniejszy trener reprezentacji, Mieczysław Kozdruń. Po wojnie obiekt przebudowano dzięki pomocy wiślańskiego "Startu", i Kowali, który obiektem się opiekował. Zmieniono na bardziej nowoczesny profil skoczni, przeniesiono zeskok i wybudowano drewnianą wieżę sędziowską. Dzięki Malince skoczkowie ze Śląska zaczęli się liczyć w krajowej rywalizacji, a z czasem nawet wygrywać z zakopiańczykami. Od 1958 r. odbywał się na tej skoczni Puchar Beskidów - jedna z największych imprez narciarskich w kraju, obok Mistrzostw Polski i zakopiańskiego Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. W 1960 r. Puchar Beskidów miał się odbyć po raz trzeci, a faworytem konkursu był oczywiście Hryniewiecki.

15 stycznia 1960 r. Hryniewiecki, po najdłuższych w konkursie skokach, wygrał międzynarodowy konkurs skoków, organizowany w ramach Pucharu Beskidów na skoczni w Wiśle-Malince, przed Władysławem Tajnerem i Józefem Gąsienicą-Bryjakiem. Dzień później prasa sportowa donosiła: 16 stycznia 1960 r. Hryniewiecki rozniósł zagranicznych i krajowych rywali na skoczni w Malince. Większość dziennikarzy mówi już o nim nie jako o skoczku, ale jak o zjawisku, fenomenie - podobnie wyrażano się w ubiegłych sezonach o naszym super skoczku - Adamie Małyszu. Hryniewiecki zwyciężył po skokach na 78,5 i 70,5 m, z notą 227,5 punktu, aż o 10. punktów wyprzedzając drugiego w klasyfikacji Władysława Tajnera i o 16 punktów Józefa Gąsienicę-Bryjaka5. 78,5 metrowy skok "Dzidka" był przez cztery lata rekordem skoczni w Wiśle-Malince6. Dobra passa sukcesów trwała więc nadal. Drugi konkurs skoków rozegrano w Szczyrku na Skalitem. Tam miało się zadecydować czy w Pucharze Beskidów zwycięży Tajner, czy prowadzący po pierwszym konkursie Hryniewiecki. Wygrał Władysław Tajner, ale są tacy, którzy twierdzą, że Dzidek specjalnie podparł swój konkursowy skok, by umożliwić zwycięstwo swojemu przyjacielowi. Warto w tym miejscu dodać, że sukcesy polskich skoczków spowodowały, że w Dolinie Malinki ponad trzy tysiące sportowych kibiców obserwowało skoki Hryniewieckiego i jego kolegów. Zainteresowanie skokami narciarskimi było więc duże. Wszyscy sportowi kibice w kraju wierzyli w sukces olimpijski Hryniewieckiego i zaciskali kciuki za „beskidzkiego jastrzębia. Ten w wywiadzie dla "Expresu Wieczornego" miał powiedzieć: - "Jadę po olimpijskie złoto, ale srebro i brąz też się liczy. Przecież to moje pierwsze igrzyska olimpijskie". Hryniewiecki był pewny sukcesu i nie krył tego. Wypowiedź opublikowano w środę 27 stycznia na dzień przed treningiem w Wiśle-Malince. Okazało się jednak, że los okrutnie obszedł się z polskim skoczkiem.

Tragedia wydarzyła się w czwartek 28 stycznia 1960 r. Na kilka dni przed wyjazdem na olimpiadę Hryniewiecki i Tajner brali udział w ostatnim przedolimpijskim treningu na skoczni w Wiśle-Malince. Gdy rozgrywano na niej trening, trzeba było zamknąć ruch kołowy, bo zeskok kończy się na środku asfaltowej szosy, która go przecina. Rekordzistą skoczni był "Dzidek" - 78,5 m. Niby był to zwykły trening, ale zmienił życie Hryniewieckiego. Skakało dwóch skoczków kadry: Hryniewiecki i Władysław Tajner. W pierwszej serii treningowej Tajner skoczył jako pierwszy około 70 m, a "Dzidek" aż 78 m - tylko o pół metra mniej od swojego rekordu tej skoczni z tego samego roku. Lądował jednak z podpórką i w drugiej serii chciał wyeliminować ten błąd. Mimo kłopotów z lądowaniem skoczkowie poszli skakać jeszcze raz. Tajner, jak wspomina, zaproponował obniżenie rozbiegu, ale Hryniewiecki nie zgodził się i skakał z najwyższego rozbiegu. Tym razem on miał skakać pierwszy, a Tajner jako drugi.

"Dzidek" ruszył w dół. Wtedy zdarzyła się tragedia; zbyt wczesne wyjście z progu i ciężki upadek. Po nim skoczek poczuł tylko przeraźliwy ból, potem zapadła ciemność... Po pewnym czasie sam Hryniewiecki tak opowiadał o swoim drugim skoku: W drugiej próbie nie wziąłem pod uwagę zaleceń trenera Kozdrunia, by skakać ostrożniej. Nie była to jednak brawura. A może to moja klasa mnie zgubiła, mój upór? Walczyłem o długi ustany skok, mimo iż wybiłem się jeszcze przed progiem. W drugiej fazie lotu zacząłem niebezpiecznie pikować głową w dół i upadłem na narty. Rzeczywiście fakty zdają się świadczyć o tym, że Hryniewiecki mimo iż wiedział o swoim błędzie na progu wiślańskiej skoczni ciągnął skok na siłę, wierząc w swoje szczęście, które nigdy go dotąd nie opuściło. Tym razem jednak nie udało się. Władysław Tajner dodaje:

Tym razem Dzidek postanowił skakać jako pierwszy. Odbił się za wcześnie. Czubki nart ślizgały się jeszcze po lodzie, kiedy ich tyły i zawodnik byli już w powietrzu. Impet sprawił, że Dzidek fiknął salto do przodu Zdziwiło mnie, że nie próbował się ratować. On spadał bezwładnie, jak pozbawiony sterowności samolot. Trwało to sekundy. Wylądował, uderzając o zamarznięte podłoże... Dzidek był przytomny. Mówił, że nie czuje ani rąk ani nóg. Nie dostrzegłem jednak żadnych obrażeń. Sądziłem, że bezwład stanowi jedynie efekt szoku7.


 

5Puchar Beskidów 1960 - konkurs skoków w Wiśle-Malince - 15 stycznia 1960 r. pierwsza szóstka: 1. Z. Hryniewiecki - 78,5 i 70,5 m, nota 227,5 pkt, 2. Władysław Tajner - 76,5 i 67,5 m, 217,5 pkt, 3. Józef Gąsienica-Bryjak - 73 i 66 m, 211,5 pkt, 4. Lothar Glass (NRD) - 74 i 64,5 m, 203,5 pkt, 5. Jebavy (Czechosłowacja) - 70 i 62,5 m, 203,0 pkt, 6. Zacharow (ZSRR) - 72 i 61,5 m, 202,5 pkt w: V Międzynarodowe konkursy skoków o Puchar Beskidów, Wisła - 19 stycznia 1962, Szczyrk - 21 stycznia 1962, xero ze zbiorów Józefa Gąsienicy-Bryjaka w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego.

6Wykaz rekordzistów skoczni w Wiśle-Malince (stara skocznia, obecnie budowana jest nowa K 120): 1933 - Mieczysław Kozdruń - 41 m, 1947 - Rudolf Fros - 67 m, 1952 - Stanisław Marusarz - 78 m, 1960 - Zdzisław Hryniewiecki - 78,5 m, 1964 - Józef Przybyła - 81 m, 1968 - Józef Kocyan - 86,5 m, 1968 - Erwin Fiedor - 87,5 m, 1969 - Gari Napalkow (ZSRR) - 90,5 m, 1971 - Stefan Hula - 90,5 m, 1973 - Rudolf Hoehnl (Czechosłowacja) - 93 m, 1973 - Stefan Hula - 93 m, 1975 - Stanisław Bobak - 99 m, 1984 - Janusz Malik - 102,5 m, Piotr Fijas - 103,5 m, Robert Mateja - 104,5 m, 1997 - Adam Małysz - 110 m, 1999 - Robert Mateja - 110,5 m, 2001 - Wojciech Skupień - 112,5 m w: Puchar Beskidów, Szczyrk-Wisła 1978, s. 23 i materiały własne.

7Wypowiedź Władysława Tajnera z: Tomasz Zbigniew Zapert, 20 lat temu zmarł Zdzisław Hryniewiecki, Nie chciał żyć, Skoki - magazyn narciarski nr 1 (3), styczeń 2002 r. s. 4-6. Artykuł przedrukowano z "Rzeczpospolitej" nr 269, s. 4.

[strona=4]

Władysław Tajner, który miał skakać zaraz po Hryniewieckim, obserwował z rozbiegu skoczni tragedię kolegi, która była dlań życiowym wstrząsem. Byłem zszokowany. Wiedziałem, że jest źle. W powietrzu "Dzidek" poleciał głową do przodu, widziałem spody jego nart! Po upadku rzuciłem nartami i pobiegłem do niego. "Dzidek" był jeszcze świadomy i w pierwszym momencie nie zdawałem sobie sprawy, że to tragiczny koniec jego wspaniałej, lecz jakże krótkiej kariery. Były trener alpejczyków w BBTS-ie, Kazimierz Koterbski powiedział mi, że być może na tak ciężki upadek miało wpływ także znakomite wygimnastykowanie "Dzidka", który w powietrzu wykonał rozpaczliwe ruchy, chcąc się ratować, które, jak się potem okazało, okazały się tragiczne w skutkach (mowa o nieudanej próbie kręcenia salta w powietrzu). Koniec końców czwartek 28 stycznia 1960 r. okazał się najtragiczniejszym dniem w życiu Hryniewieckiego8. Warto też dodać, że z pewnością obiekt w Wiśle-Malince nie był na miarę olimpijskiej formy Hryniewieckiego, który przeskakiwał wtedy skocznie, był po prostu zbyt niebezpieczny. Profile takich obiektów, nie tylko w Polsce, były już mocno przestarzałe i nieodpowiednie do aż tak długich skoków i tak dobrych skoczków. Stąd na skoczniach Polski i świata tak wiele ciężkich upadków w tym okresie. W rozmowie ze mną Władysław Tajner nie zawahał się nazwać trenera Kozdrunia głównym winowajcą kalectwa Dzidka. Uważa on, że trening na skoczni w Wiśle-Malince był już zupełnie niepotrzebny. Twierdził też, że Dzidek był wtedy w tak wysokiej formie, że ten trening przeprowadzony w ciężkich warunkach, był wyzwaniem rzuconym losowi i skończył się tragicznie. W innym z wywiadów dodał:

Przed wyjazdem na igrzyska do Squaw Valley przebywaliśmy na obozie w Wiśle. Przestał wiać halny, chwycił ostry mróz i zaświeciło słońce. Resztki śniegu na skoczni i zeskoku zlodowaciały. Narty straciły przyczepność. Skakanie w takich warunkach wydawało się nam absolutnie niemożliwe. Trener Mieczysław Kozdruń był jednak odmiennego zdania. Znając jego autorytarne metody, potraktowaliśmy to jako rozkaz. Za odmowę wykonania poleceń trenerskich w tamtych czasach wylatywało się z reprezentacji. Nierzadko z dyskwalifikacją za niesubordynację9.

Jest jednak w tym poglądzie raczej odosobniony i, być może, ta krytyczna ocena trenera wynika z szoku jaki przeżył po wypadku przyjaciela, z którym do dzisiaj nie jest w stanie się pogodzić. Uważam bowiem, że trener Kozdruń nie ponosi winy za kalectwo Dzidka. W tygodniu poprzedzającym olimpiadę chciał jeszcze dopracować w skokach Hryniewieckiego i Tajnera pewne elementy tj. lądowanie, które zwłaszcza u Tajnera nie było pewne i stylowe, i poprawić dyspozycję obydwu skoczków. Czy warunki były rzeczywiście aż tak trudne jak sugeruje Tajner nie udało mi się odtworzyć, gdyż prasa milczy na ten temat, a tylko raz Hryniewiecki dodał, że warunki na skoczni były ciężkie (skocznia miała być oblodzona). Dlatego zapytałem kilku skoczków, którzy byli wówczas członkami kadry narodowej skoków narciarskich. Wszyscy byli zgodni, że był to nieszczęśliwy wypadek, który mógł przydarzyć się na każdej skoczni. Piotr Wala powiedział, że dla sportowców kalectwo tak utalentowanego zawodnika było wielkim wstrząsem. - "Dzidek" był wtedy w znakomitej formie. Jego wypadek to był błąd w sztuce, zbyt wczesne wybicie się z progu skoczni spowodowało ciężki upadek. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci tym, co się stało. Panowała w kadrze polskich skoków pewna psychoza tego upadku. To był według mnie nieszczęśliwy upadek10. Gustaw Bujak, ówczesny skoczek kadry narodowej wspomina "Dzidka" w sposób bardzo ciepły:

Dzidek był moim kolegą od najmłodszych lat. Po wypadku nieraz przyjeżdżał do mnie do Wisły. Był to wspaniały chłopak, któremu przydarzyło się wielkie nieszczęście. Już jako junior był nieprzeciętnym zawodnikiem. Jako senior na ten czas był wielkim talentem. Niestety został kaleką. Być może przyczyną tragedii był fakt, że w powietrzu robił niewielki błąd, polegający na ruchu głową "do nart" w środkowej fazie lotu. W Malince skoczył podobnie i przez ten ruch przesunął się do przodu. Za późno zaczął się ratować w powietrzu, upadł i złamał kręgosłup. Trener Kozdruń niezwykle przeżył tragedię Dzidka. Teraz tak ciężkie upadki rzadko się zdarzają. Kiedyś upadków było na skoczniach dużo więcej. Technicznie skoki obecnie są dużo bezpieczniejsze i łatwiejsze. Dzidek był, mimo kalectwa, bardzo silny psychicznie. Do końca. To bardzo pozytywna postać11.

Z kolei słynny skoczek z LKS "Bystra", zwany w sportowej prasie "beskidzkim jastrzębiem", Józef Przybyła dodaje: - Poleciał od razu z progu, a takie upadki zwykle kończą się bardzo ciężkimi urazami12. Trener kombinacji norweskiej, Tadeusz Kaczmarczyk, który wielokrotnie rozmawiał z "Dzidkiem" o jego feralnym skoku w Malince wspomina:


 

8Z wywiadu telefonicznego z trenerem Koterbskim z 13 sierpnia 2004 r.

9Wypowiedź Władysława Tajnera z: Tomasz Zbigniew Zapert, 20 lat temu zmarł Zdzisław Hryniewiecki, Nie chciał żyć, Skoki - magazyn narciarski, nr 1 (3), styczeń 2002 r. s. 4- 6. Artykuł przedrukowano z "Rzeczpospolitej" nr 269, s. 4.

10Wypowiedź Piotra Wali z wywiadu z 21 października 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski

11Wypowiedź Gustawa Bujoka z wywiadu z 26 lipca 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.

12Wypowiedź Józefa Przybyły o wypadku Z. Hryniewieckiego na skoczni w Wiśle-Malince z: Jerzy Wykrota, "Przerwana kariera", "Sport" nr 94 (10925), sobota-niedziela 21-22 kwietnia 2001 r.

[strona=5]

Skocznia w Malince była obiektem przestarzałym - wszystko tam było stare - drewniany rozbieg, próg i zeskok. Mimo to tam właśnie trenowała przed Zimową Olimpiadą w Squaw Valley kadra polskich skoczków. Z tego co pamiętam to w Zakopanem było wtedy mało śniegu i tylko w Wiśle były warunki do treningu. Dlatego trener Kozdruń zdecydował o treningu właśnie tam. Skakali wszyscy kadrowicze. Ostatni skok treningowy Hryniewiecki podparł i już po zakończeniu treningu zdecydował się na jeszcze jeden skok. Niestety na progu popełnił błąd i kręcił salto. Upadł i złamał kręgosłup. Kiedyś mówił mi, że w Norwegii widział jak skoczkowie kręcą salta w powietrzu i chciał to właśnie zrobić, by się uratować, ale nie udało się. To była śmierć sportowa tego doskonałego w tym okresie zawodnika. Trener Kozdruń bardzo przeżywał tragedię Hryniewieckiego, który był jego olimpijska nadzieją na dobry wynik. Już po wypadku często odwiedzaliśmy Dzidka w jego mieszkaniu w Bielsku-Białej razem z Januszem Forteckim i skoczkami kadry. W środowisku sportowym były różne opinie na temat tego co się wydarzyło w Wiśle-Malince; niektórzy Kozdrunia krytykowali, inni bronili. Pewne jest jedno, polski sport poniósł wielką stratę, bo jak mówiono Zdzisiek Hryniewiecki miał szanse na olimpijski medal w Squaw Halley13.

Zapytałem o ocenę tego co stało się w Wiśle jednego z trenerów BBTS - u, Bronisława Klęczka, który zajmował się Hryniewieckim w początkowym okresie rozwoju jego kariery sportowej. Potwierdza on wcześniejsze opinie mówiące, że to co się stało podczas feralnego treningu w Wiśle-Malince było nieszczęśliwym wypadkiem:

To był z pewnością nieszczęśliwy wypadek. Dzidek to była odwaga, brawura, troszeczkę w tym feralnym skoku przeholował i skończyło się to dlań groźnym upadkiem i kalectwem. Czy trening był prowadzony w trudnych warunkach? Jako trener uważam, że trening musi być prowadzony w każdych warunkach atmosferycznych, bo zawody też mogą odbyć się w trudniejszych warunkach. Dlatego nie ma tu winy trenera. Dzidek jako zawodnik był dla nas trenerów świetny w prowadzeniu. Nie dopuszczał, by atmosfera w zespole była zła. On rozwiązywał jako lider wszelkie konflikty. Był niekwestionowanym liderem grupy polskich skoczków, którego wszyscy słuchali. Muszę powiedzieć, że znałem Dzidka, gdyż byłem jego trenerem w okresie kiedy biegał na nartach i uprawiał oprócz skoków kombinację norweską. Po upadku nadal był wspaniałym człowiekiem. Mimo kalectwa humor nadal go nie opuszczał. Przychodzili do niego koledzy, a on był zadowolony z tego, że miał rozrywkę14.

Tyle zawodnicy i trenerzy, którzy widzieli tragiczny w skutkach trening w Wiśle-Malince, w wyniku którego Dzidek został już do końca życia kaleką.

Między niebem a piekłem...

9 lutego 1960 r.15 w Piekarach Śląskich miała miejsce operacja "Dzidka". Udała się, ale tylko częściowo. Ówczesny stan wiedzy pozwalał już tylko na uratowanie go przed śmiercią. Długi, biały szpitalny korytarz i poszczególne pokoje chorych. To klinika w Piekarach Śląskich, gdzie w sali nr 27 leżał wtedy czołowy skoczek krajowy Zdzisław Hryniewiecki. Na łóżku leżał "Dzidek", z głową unieruchomioną na wyciągu, który mu rozciągał uszkodzony kręgosłup. W szpitalu odwiedził go wysłannik "Sportowca" Cezary Chlebowski. Szpital wzywał wówczas najlepszych specjalistów z kraju: dra Liszkę, który był adiunktem Kliniki Neurochirurgii w Krakowie, zespół operacyjny z Piekar Śląskich na czele z dwoma ordynatorami Kliniki Urazowej - dr Januszem Daabem i dr Smolikiem i wielu innych. Sytuacja była bardzo poważna, lekarze naradzali się jak pomóc Dzidkowi. Zalecili w piątek 29 stycznia odpoczynek dla zszokowanego organizmu, dalszą obserwację. - Na razie założyliśmy mu (Dzidkowi - W. S) wyciąg szkieletowo-czaszkowy, którego zadaniem jest rozciągnięcie wgniecionego kręgu i przywrócenie drożności płynu mózgowo-rdzeniowego. Wynik nakłuć jeszcze nie dał rezultatów potrzebnych do podjęcia decyzji operacji - mówili dr Sowiński, Daab i Smolik na spotkaniu z dziennikarzem. Dzidek czekał na operację, po 13 dniach czekania, kolejnych zabiegach i rozpoznawaniu. Cała medyczna wiedza zamknięta w murach piekarskiej kliniki wciągnięta jest w walkę o przyszłość Hryniewieckiego16. Operacja odbyła się dopiero 9 lutego 1960 r. Przeprowadzono ją pionierską w tamtej epoce laminechtomię i usztywnienie, a Dzidka operował słynny specjalista od urazów kostnych, profesor Adam Gruca. Operacja nie mogła jednak postawić go na nogi, gdyż uraz był zbyt wielki. Zresztą przy ówczesnym poziomie wiedzy lekarskiej, mimo zastosowania najnowszych technik medycznych przez najlepszych krajowych specjalistów, nie mogło być inaczej. Stan pooperacyjny chorego przebiegał jednak bez powikłań. Ale powiedzmy szczerze, że nawet obecnie, mimo ogromnego postępu medycyny, nie przywrócono by Hryniewieckiemu w pełni sprawności fizycznej. Opiekowali się nim najlepsi polscy lekarze, jak doktor Smolik, dr Janusz Daab, dr Sowiński i inni. Tragedię skoczka z Bielska śledził cały kraj. Chory przebywał w klinice do października 1960 r., a następnie został umieszczony w ośrodku rehabilitacyjnym. Przez kilkanaście tygodni leżał w gipsowym gorsecie, a kiedy rany się zabliźniły zdecydowano o wysłaniu go do Danii. Tam nauczył się samodzielnie siedzieć i potrafił stać w poręczach. Jednak na zawsze został "przykuty" do wózka inwalidzkiego.

 


 

13Wypowiedź trenera Tadeusza Kaczmarczyka z wywiadu z 15 sierpnia 2004 r. Wywiad przeprowadzał telefonicznie Wojciech Szatkowski.

14Wypowiedź trenera B. Klęczka o Zdzisławie Hryniewieckim z wywiadu z 16 sierpnia 2004 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski (Muzeum Tatrzańskie).

15Tą datę operacji podaje red. Jerzy Wykrota w artykule "Przerwana kariera" w: "Sport", nr 94 (10925), sobota - niedziela 21-22.04. 2001 r.

16Cezary Chlebowski, "Walka o Hryniewieckiego trwa", "Sportowiec", 1960.

[strona=6]

Kontynuował leczenie w duńskim sanatorium w Hornbaek. Dzięki intensywnemu treningowi rehabilitacyjnemu poprawiła się w pewnym stopniu sprawność rąk, na tyle, że próbował przy pomocy pałeczki pisać na maszynie. Władzy w nogach nie odzyskał nigdy. Z uporem walczył o powrót do zdrowia także w wielomiesięcznej kuracji w Ciechocinku i w Konstancinie. W Ciechocinku zaprzyjaźnił się z pielęgniarką Wandą Góralską i poślubił ją. Małżeństwo trwało 5 lat. Dzidek Hryniewiecki pełen humoru, niewymuszonej pogody ducha, optymizmu, przyciągał ludzi. Zawsze otoczony był gronem wielbicieli i przyjaciół, którzy go kochali i bezinteresownie ofiarowywali mu swą pomoc. Znawca muzyki, posiadał płytotekę najwspanialszych nagrań świata. Ze szczególną przyjemnością słuchał głosu Elvisa Presleya i Franka Sinatry. Grał w brydża, słuchał radia, czytał prasę17.

PKOL zakupił dla Hryniewieckiego "Skodę". Z przyjaciółmi i kolegami jeździł latem nad rzekę, zimą na zawody narciarskie do Wisły, Szczyrku, Zakopanego. Długie godziny spędzał na balkonie swojego mieszkania w Bielsku - Białej przy ulicy Zegadłowicza, skąd roztaczał się piękny widok na pasmo Beskidów.

Z biegiem czasu następowało pogorszenie zdrowia. Coraz dłuższe okresy czasu spędzał w łóżku, coraz bardziej męczyło go siedzenie w inwalidzkim wózku. W ostatnich pięciu latach leżał nieruchomo na brzuchu, ze względu na odleżyny, ze wzrokiem utkwionym w telewizor, blisko telefonu. Stracił swą młodzieńczą sylwetkę. I niewiarygodne - nadal był wspaniałym towarzyszem i kompanem. Fascynował i przyciągał... Wystarczyło pobyć chwilę z nim, by zapomnieć o sytuacji, nie widzieć nieruchomego bezwładnego ciała, a tylko roziskrzone wesołością oczy. Swoją inteligencją i dowcipem zmuszał do stałej uwagi. W pokoju mogło być mnóstwo osób, lecz on był niewątpliwie najważniejszą personą. Wiedział, kto aktualnie w kuchni przygotowuje sobie kawę, kto bawi się z psem w przedpokoju, kto akurat wyszedł. Do "Dzidka" z respektem odnosili się wszyscy18.

Z czasem kłopoty ze zdrowiem były coraz większe. W związku z odleżynami na plecach "Dzidek" większość czasu spędzał leżąc na łóżku na brzuchu. Dla zabicia bólu i frustracji przez rurkę łykał alkohol. Organizm był w końcu lat 70 coraz słabszy, coraz gorzej przyjmował jedzenie i lekarstwa. Ostatnie lata życia były dlań coraz trudniejsze z wielu powodów, o których pisze Tomasz Zbigniew Zapert:

Z czasem Hryniewiecki popadł w apatię. Wcześniej starannie ogolony i uczesany, pachnący old spicem, gustujący w golfach zakładanych pod marynarkę w pepitkę, kolekcjonujący nagrania Elvisa Presleya i Paula Anki, pochłaniający łapczywie kolejne książki, na bieżąco śledzący repertuar kin, po rozwodzie prawie nie opuszczał kawalerki przy ulicy Zegadłowicza w Bielsku-Białej. Czasami wyjeżdżał na wózku na balkon i spoglądał na widoczne przy dobrej pogodzie pasmo Beskidów. W 1976 r. stwierdzono u niego odleżyny uniemożliwiające siadanie. Znalazł się w łóżku. Ponieważ nie dawał sobie naciągać mięśni i zginać kończyn, powrót na wózek stawał się coraz mniej realny19.

Jesienią 1980 r. Hryniewieckim zainteresowała się bielska "Solidarność", ale organizm tego wielkiego niegdyś sportowca znajdował się już w zupełnej ruinie: układ gastryczny odmawiał posłuszeństwa i źle pracowały nerki, pojawiły się też problemy z krążeniem. Zdzisław Hryniewiecki zmarł w nocy z poniedziałku na wtorek 17 listopada 1981 roku. Wzmianki o "Dzidku", jego karierze sportowej i ostanie pożegnania, zamieściły czołowe dzienniki sportowe w kraju, a mianowicie "Przegląd Sportowy" i "Sport". Niezwykle ciepło pożegnał wielkiego polskiego sportowca w swoim tekście Tadeusz Radłowski. Napisał między innymi jedno zdanie, które było próbą wyjaśnienia tragedii Hryniewieckiego: - "W nocy z poniedziałku na wtorek Zdzisław Hryniewiecki przekroczył punkt krytyczny już po raz ostatni. Miał 43 lata z czego połowę spędził na inwalidzkim wózku. Zdzisław Hryniewiecki - bodaj czy nie największy talent narciarski w Polsce - zawsze chciał być najlepszy i w tym jego uporze tkwił już zarodek tragedii"20. Po latach znany dziennikarz sportowy, Andrzej Łozowski z "Rzeczpospolitej" napisał:

Dzisiaj, kiedy Adam Małysz jest najlepszym skoczkiem świata, łatwiej zrozumieć dlaczego po upadku Hryniewieckiego płakała cała Polska. On miał być Małyszem, tylko czterdzieści lat wcześniej. O ile jednak Małysz dystansuje się od popularności, ucieka w skromność, o tyle Hryniewiecki był z urodzenia gwiazdorem. Chciał być wielki na skoczni i taki sam poza nią. Miał być Jamesem Deanem polskiego sportu: tak samo przystojny jak amerykański aktor, może tylko mniej zbuntowany. Dziś na szczęście takich dramatów na skoczniach już prawie nie ma. Temu, kto wynalazł bezpieczny styl "V" należy się narciarska Nagroda Nobla21.

 


 

17A. Tajner, Legendy polskiego sportu, cz.1. Białe szaleństwo, biogram Z. Hryniewieckiego, s. 66 - 68.

18A. Tajner, Legendy polskiego sportu, cz.1. Białe szaleństwo, biogram Z. Hryniewieckiego, s. 66 - 68.

19Zbigniew Zapert, 20 lat temu zmarł Zdzisław Hryniewiecki, Nie chciał żyć, Skoki - magazyn narciarski nr 1 (3), styczeń 2002 r. s. 4 - 6. Artykuł przedrukowano w "Rzeczpospolitej" nr 269.

20Tadeusz Radłowski, Zdzisław Hryniewiecki. Taki był - takim go pamiętamy, "Sport" z 19 listopada 1981r.

21Andrzej Łozowski, Płakała cała Polska, Skoki - magazyn narciarski nr 1 (3), styczeń 2002 r. , s. 6.

[strona=7]

W sobotę 21 listopada orszak żałobny, żegnający na zawsze niezapomnianego skoczka, wyruszył z kaplicy cmentarnej w Bielsku-Białej i udał się do Kościoła Św. Mikołaja, gdzie odbyło się nabożeństwo żałobne. Stąd kondukt żałobny ruszył na cmentarz przy ulicy Grunwaldzkiej. Szła w nim rodzina zmarłego, delegacje beskidzkich i podhalańskich klubów sportowych, przedstawiciele władz, przyjaciele i setki mieszkańców Podbeskidzia, którzy żegnali jednego ze swoich "beskidzkich jastrzębi", któremu los nie pozwolił w pełni rozwinąć skrzydeł22.

W historii polskich skoków Zdzisław Hryniewiecki pozostanie jednym z największych talentów. Jest też, niestety, talentem, który nigdy nie mógł wykorzystać swojej szansy. Pokazał jednak, że hart ducha pomaga nawet w takich sytuacjach, w jakiej on się znalazł. Tylko nigdy nie należy się poddać. Mimo, że niektórzy lekarze dawali mu sześć, może dziesięć lat życia, on dzięki żelaznemu wręcz hartowi ducha, żył mimo kalectwa 21 lat.

W czterdzieści lat po jego tragicznym skoku obserwowaliśmy wspaniałe trzy sezony w wykonaniu Adama Małysza. "Dzidek" tego wielkiego sukcesu polskich skoków już niestety nie doczekał. Jego imieniem nazwano skocznię narciarską na "Białym Krzyżu", poniżej Przełęczy Salmopolskiej. Organizowano na niej także "Memoriał Hryniewieckiego". Skocznia na "Białym Krzyżu" uległa jednak niedawno pożarowi. Już niedługo będzie przebudowywana skocznia w Wiśle-Malince, na której w 1960 r. "Dzidek" stał się kaleką. Może, więc należy nazwać ten obiekt imieniem Zdzisława Hryniewieckiego? Byśmy potrafili pokazać, że nie odwracamy się plecami do tych, którzy odeszli. A wtedy będzie można powiedzieć, że w przypadku Hryniewieckiego sprawdziła się stara maksyma "non omnis moriar" - nie cały umarłem.

W historii polskich skoków narciarskich Zdzisław Hryniewiecki pozostanie jednym z największych talentów. Pozostanie też, niestety, talentem, który nigdy nie mógł wykorzystać swojej szansy23. Zmarł 17 kwietnia 1981 r. 25 lat temu. Jego imieniem nazwano skocznię narciarską na "Białym Krzyżu", poniżej Przełęczy Salmopolskiej. Skocznia ta jednak uległa niedawno spaleniu. Narty i trofea sportowe Dzidka trafiły do warszawskiego Muzeum Sportu i Turystyki wraz z duplikatem złotego medalu olimpijskiego ze Squaw Valley, który przysłał Dzidkowi Helmut Recknagel, wraz z depeszą zawierającą słowa starorzymskiej sentencji "Primus inter pares", czyli "Pierwszy wśród równych". Część pamiątek skrupulatnie przechowuje rodzina Hryniewieckich w Bielsku-Białej. A pamięć o Zdzisławie Hryniewieckim, wspaniałym chłopaku ze Lwowa, który być może, mógł na amerykańskiej ziemi w 1960 r. zdobyć pierwszy medal olimpijski dla polskich skoków narciarskich, ciągle trwa w nas. I nie przestanie trwać. Pierwsze kroki po przyjeździe do Bielska-Białej kieruję na cmentarz, do grobu "Dzidka". Niech Ci "Dzidku" ta cmentarna ziemia spokojną będzie!

WOJCIECH SZATKOWSKI

MUZEUM TATRZAŃSKIE


 

22Relacja z ceremonii pogrzebowej z 21 listopada 1981 r. za: "Przegląd Sportowy" z 23 listopada 1981 r. ze zbiorów Andrzej Więcka (Nowy Sącz).

23Najważniejsze sukcesy narciarskie Zdzisława Hryniewieckiego: 5. miejsce w międzynarodowych zawodach w skokach w Kulm (Austria) - 1959 r., zwycięstwo w międzynarodowych zawodach w skokach w Oberwiesenthal - 1960, triumf w Memoriale Bronisława Czecha - 1959 r., zdobycie Pucharu Beskidów - 1960, mistrzostwo Polski w skokach narciarskich - 1959.

[strona=8]

Sukcesy sportowe Zdzisława Hryniewieckiego

 

Zdzisław Hryniewiecki, ur. 1.09. 1938 r. we Lwowie, od 1945 r. do śmierci zamieszkały w Bielsku-Białej.

1959.

Luty, Klingenthal (NRD).

Pierwszy międzynarodowy sukces dwudziestolatka: w mocno obsadzonym konkursie Hryniewiecki zajmuje 5-te miejsce, ulegając tylko Helmutowi Recknaglowi, najwybitniejszemu skoczkowi tamtych lat, i trzem innym czołowym skoczkom NRD [1. Recknagel, 2. Lesser, 3. Brunner, 4. Glass, 5. Hryniewiecki, 6. Stenersen (Norwegia)]. Z Recknaglem będzie odtąd przez 12 miesięcy walczył jak równy z równym.

15 luty, Zakopane, Wielka Krokiew.

Hryniewiecki zdobywa Mistrzostwo Polski, przed J. Furmanem i Wł. Tajnerem.

15 marzec, Zakopane, W. Krokiew, Memoriał B. Czecha i H. Marusarzówny.

Hryniewiecki w znakomitym stylu wygrywa, ze sporą przewagą, swój pierwszy międzynarodowy konkurs w silnej obsadzie [1. Hryniewiecki, 2. Szamow (ZSRR), 3. Lindqvist (Szwecja), 4. Sannikow (ZSRR).

20 - 22 marzec, Kulm/ Austria/, Turniej Lotów Narciarskich.

Pierwsze w życiu Hryniewieckiego loty na mamucie, potwierdzające jego wejście do ścisłej światowej czołówki.

I konkurs: Hryniewiecki 4-ty, po raz pierwszy pokonuje Recknagla [1. Yggeseth (Norwegia), 2. Leodolter (Austria), 3. Habersatter (Austria)].

II konkurs: Hryniewiecki 11-ty.

III konkurs: Hryniewiecki 6-ty (116 m, rekord Polski w długości skoku). Klasyfikacja łączna: Hryniewiecki 5-ty, wyprzedza m. in. Bolkarta (RFN) i Glassa (NRD).

25 marzec, Klingenthal (NRD)

Hryniewicki 4-ty w bardzo mocno obsadzonym konkursie (1. Yggeseth, 2. Recknagel, 3. Glass, 4. Hryniewiecki).

27 marzec, Oberwiesenthal (NRD).

Minimalna przegrana Hryniewieckiego z dwoma sławami niemieckich skoków (1. Recknagel, 2. Glass, 3. Hryniewiecki).

 

 

1960.

30 grudzień 1959 r., Oberstdorf (RFN).

Turniej 4 Skoczni rozpoczyna się bez skoczków NRD, ZSRR, CSRS i Polski, ponieważ kierownictwa tych ekip decydują się zbojkotować Turniej za nie wywieszenie przez organizatorów flagi NRD, i w ten sposób Helmut Recknagel traci szansę na niemal pewne trzecie pod rząd zwycięstwo w Turnieju. Wspomniane 4 ekipy przenoszą się do Oberwiesenthal (NRD), gdzie po dniach oczekiwania na poprawę pogody odbywają się w dniach 9 i 10 stycznia (sobota i niedziela) dwa konkursy skoków w obsadzie o wiele silniejszej od obsady Turnieju 4 Skoczni.

9 styczeń, Oberwiesenthal.

Recknagel wygrywa zdecydowanie, skokami 82 m i 80 m, przed Rosjanami Sannikowem i Szamowem, bo Hryniewiecki, po pierwszym skoku 77 m, w drugiej serii leci aż na 83 m, i nie udaje mu się tego ustać.

10 styczeń, Oberwiesenthal.

Wspaniałe i w pełni zasłużone zwycięstwo Hryniewieckiego. W pierwszej serii oddaje piękny skok na 82,5 m, a Recknagel, chcąc koniecznie z nim wygrać, za wcześnie się wybija i upada po ciągniętym na siłę skoku 80 m. W drugiej serii Hryniewiecki skacze ze skróconego rozbiegu 73,5 m, o dwa metry krócej od Recknagla, i pewnie wygrywa zawody przed Szamowem i Tajnererm.

11 styczeń, Klingenthal.

Zaplanowany na ten dzień trzeci z cyklu konkursów nie odbywa się z powodu ogromnych opadów śniegu, w rozegranej w zamian sesji treningowej najdłuższy skok oddaje Hryniewiecki (78,5 m). Wieczorem polska ekipa wyjeżdża do kraju.

13 - 15 styczeń, Wisła-Malinka.

Hryniewiecki trenuje na skoczni w Malince.

16 styczeń, Wisła-Malinka, Puchar Beskidów.

Hryniewiecki wygrywa zdecydowanie I konkurs Pucharu, z przewagą 10,5 pkt nad Wł. Tajnerem.

17 styczeń, Szczyrk-Skalite, Puchar Beskidów.

Wł. Tajner wygrywa II konkurs Pucharu, bo Hryniewiecki ma podpórkę w najdłuższym skoku konkursu.

19 - 28 styczeń, Wisła-Malinka.

Hryniewiecki i Tajner trenują na skoczni w Malince przed wyjazdem na Igrzyska Olimpijskie.

28 styczeń, Wisła-Malinka.

Tragiczny wypadek Zdzisława Hryniewieckiego.

Opr. Jan Nieśpiałowski

INFORMACJA:

W lecie 2007 r. ukaże się drukiem książka Wojciecha Szatkowskiego, "Przerwany lot. Zdzisław Hryniewiecki (1938-1981)". Pewne jej fragmenty zostały wykorzystane w tym artykule. Do lektury już dzisiaj zaprasza -Autor-