Strona główna • Artykuły

Kolejny głos: Jednak jedzie

Dzisiaj zapadła decyzja - Adam Małysz nie opuści lotów w Austrii, wcześniejsze spekulacje co "odpuszczenia sobie" tych zawodów okazały się nieprawdziwe. Czy jest to dobra decyzja? A może lepiej spokojnie potrenować i na jakoś czas wyłączyć się z rywalizacji? Myśle, że na ten problem można spojrzeć z dwóch stron - z punktu widzenia "interesu narodowego", czyli próby obrony kryształowej kuli oraz z perspektywy dobra zawodnika.

Jeśli rozpatrywać pierwszy aspekt, to napewno należy dalej startować. Przewaga Ahonena znacznie stopniała, jeszcze wszystko jest możliwe. Wiele będzie zależeć od formy Svena Hannavalda, jeśli utrzyma dyspozycję z Zakopanego, ciułanie punktów będzie daremne. Tak czy tak należy spróbować, skoki są nieprzewidywalne. Zdobycie trzeciej kryształowej kuli byłoby wydarzeniem bez precedensu, inną sprawą jest, jak duża cenę przyjdzie za to zapłacić.

Patrząc z punktu widzenia Adama Małysza, sytuacja wygląda nieco inaczej. On sam napewno nie powie - mam dosyć, nie chce jechać na loty i do Willingen. Ale skoki to nie piłka nożna, tu nie do końca sprawdza się teoria skoczni szczęśliwych czy lubianych, wszystko zależy od dyspozycji samego zawodnika. W karierze każdego skoczka są różne etapy - czas triumfu, czas porażek oraz okres stabilizacji formy na równym poziomie. Myśle, że właśnie podczas tego trzeciego etapu jest teraz Adam Małysz.

Całkowicie zgadzam się tu z kolegą redakcyjnym piszącym poprzedni felieton - należy teraz maksymalnie ograniczyć presję wywieraną na zawodnika. Ale należy się też liczyć z faktem, że może to nie dać żadnego rezultatu. Małysz może nie zdobyć Pucharu Świata, może być nawet poza pierwszą dzisiątką w Predazzo. I naprawde nie będzie to niczym strasznym, świat się nie zawali. Wielu mówi, że kibicuje Małyszowi na dobre i na złe, ale jednak ktoś nakręca tę spiralę wymagań. A ja mówie wprost - uważam, że nie wygra już w tym sezonie żadnego konkursu. Nie będe powtarzał w nieskończoność sloganu o "skoczku-niemaszynie", o możliwości znalezienia się w gorszej formie. To jest poprostu fakt, że niemożliwym jest utrzymanie przez skoczka szczytowej formy przez trzy sezony. Jeśli w Predazzo Małysz stanie na podium, będzie to dla mnie dużym zaskoczeniem. I naprawde nie dlatego, że mu nie kibicuje, nie sądze też, że już się wypalił.

Ale trzeba obiektywnie patrzeć na fakty - nasz skoczek nie jest obecnie faworytem do zwycięstw. Rozumieją to trenerzy zagranicznych ekip, rozumieją to inni skoczkowie, tylko my wciąż żyjemy złudzeniami, które skutecznie podsyca trener Tajner. Nadszedł czas na pracę z resztą kadry, na odbudowanie formy innych zawodników. Sygnał dał niedawno Robert Mateja, zwyciężając w Pucharze Kontynentalnym. Teraz nadszedł czas dla reszty ekipy, oni także mają możliwości. Ktoś powie - ale nie aż takie by wygrywać zawody (tak myśli miedzy innymi PZN). W takim razie - czy dla regularnego punktowania w Pucharze Świata nie warto się starać? Jak długo mamy jeszcze wałkować te same problemy. Wieczne spory o pozycji dojazdowej Małysza, narzekania na jego niewielką wagę, na złe warunki podczas skoku?

Teraz jest szansa, Mateja pokazał, że potrafi polecieć daleko. To bardzo "delikatny" psychicznie zawodnik, ale ma możliwości, może choć na chwile pomóc Małyszowi. Podobnie inni, Pochwała, Bachleda... W przyszłym sezonie to już nie Adam Małysz może być liderem ekipy, taka możliwość też istnieje, i należy się na jej wypadek przygotować. Dajmy wreszcie spokój spekulacjom, darujmy sobie budowanie własnych teorii co do skoków Małysza, poprostu dajmy mu skakać. Będzie poza pierwszą trzydziestką - to nic, przecież mamy innego niezłego zawodnika. Idealna byłaby sytuacja, w której punktuje kilku naszych skoczków, a Małysz jako najwiekszy talent może na jakiś czas schować się w cień. Nie musieć żałośnie ciułać punktów, świecić oczami za niepowodzenia, zapewniać o swojej doskonałej dyspozycji. I tego właśnie mu życzę, aby jego kariera trwała jak najdłużej i aby osiągnął jeszcze wiele sukcesów. Jeśli nie w tym roku, to w następnym, może w jeszcze kolejnym lub już nigdy, ale zawsze musi mieć obok siebie innego kadrowicza lub cała ich grupę skaczącą na wysokim poziomie. Bez tego o kolejnych sukcesach możemy poprostu zapomnieć.