Strona główna • Artykuły

Tak lata nasz Mistrz Świata, czyli jak Adam Małysz swe tytuły zdobywał

Adam Małysz jest jednym z najbardziej utytułowanych zawodników, jeśli chodzi o Mistrzostwa Świata w skokach narciarskich. Ma na swoim koncie trzy tytuły mistrzowskie.

Tylko dwóch skoczków w historii może pochwalić się takim wynikiem - Małysz i legendarny skoczek norweski Birger Ruud, który zdobywał swe tytuły w latach 1931,1935 i 1937. Jeśli chodzi o dorobek medalowy, Orzeł z Wisły ma ich cztery - trzy złote i jeden srebrny.

Masahiko Harada ma ich również cztery - dwa złote, jeden srebrny i jeden brązowy, Janne Ahonen- dwa złote i dwa brązowe, a Martin Schmitt trzy - dwa złote i jeden srebrny.

Nawet legendarni Matti Nykänen i Jens Wiessflog mogą pochwalić się identycznym a skromniejszym od skoczka z Wisły dorobkiem - jednym złotym medalem, jednym srebrnym i dwoma brązowymi.

Tak więc Adam Małysz już na trwałe zapisał się w panteonie tej prestiżowej imprezy. Odświeżmy w pamięci tamte chwile i powspominajmy...

23 lutego 2001 Lahti, Finlandia
Młody, wąsaty skoczek siedzi na belce startowej. Znanym już milionom kibiców ruchem nakłada gogle, poprawia zapięcie kasku, rusza bojowo wąsikiem i czeka na sygnał od trenera. Biało-czerwona chorągiewka miga na platformie trenerskiej, zapala się zielone światło. Ruszył.
Ten skoczek to Adam Małysz, rewelacja sezonu. Od dwóch miesięcy cały świat narciarski mówi głównie o nim. W fenomenalnym stylu wygrał Turniej Czterech Skoczni i lideruje w klasyfikacji Pucharu Świata. Ma tylko jednego realnego rywala - Niemca Martina Schmitta. Ów rywal okazał się lepszy 4 dni wcześniej. Choć Małysz prowadził po pierwszej serii konkursu na skoczni dużej, w drugim skoku obrońca tytułu zdobytego w Ramsau i podwójny zdobywca Pucharu Świata fantastycznym skokiem na 131 metrów pokazał, że wciąż jest groźny, że detronizacja nie obędzie się bez walki. Małysz musiał zadowolić się srebrem. Ale teraz nadszedł czas rewanżu.

Tym razem role się odwróciły. To Martin Schmitt prowadził po pierwszej serii konkursu na skoczni K90. Skoczył 91,5 metra, co było jedyną odległością poza punkt K. Polak lądował dwa metry bliżej. Teraz siedzi na belce i czeka na swój drugi skok. Wie już, że kwestia zwycięstwa rozstrzygnie się pomiędzy nim, a Schmittem, gdyż prowadzący w tej chwili w konkursie Martin Hoelwarth nie skoczył w drugiej serii imponująco. Najdłuższy skok - 94 metry oddał natomiast Japończyk Masahiko Harada, co jednak przy słabym pierwszym skoku dawało mu w tej chwili 3 pozycję.

Trener Apoloniusz Tajner machnął chorągiewką i zawodnik pomknął w dół rozbiegu na spotkanie z przeznaczeniem. A to było dla niego łaskawe tego wieczoru. Wspaniały lot na 98 metr postawił rywalowi poprzeczkę bardzo wysoko. Za wysoko. Schmitt skoczył 90 metrów i Adam Małysz mógł cieszyć się z pierwszego tytułu Mistrza Świata w historii polskich skoków narciarskich.*

22 lutego 2003 Val di Fiemme, Włochy

Na konkursy o Mistrzostwo Świata we Włoszech polscy kibice czekali w nieco innych nastrojach. Adam Małysz był już przez zadziwiająco długi czas skoczkiem światowej czołówki i wszyscy obawiali się, że jego dobra dyspozycja musi wcześniej czy później się skończyć. Wydawało się, że ten moment właśnie nadchodzi. Skoczek z Wisły nie wygrał konkursu w Pucharze Świata od ponad roku. Trener Apoloniusz Tajner postanowił wycofać go z ostatnich konkursów PŚ przed najważniejsza imprezą, by utytułowany skoczek mógł specjalnie się do niej przygotować. Już skoki w kwalifikacjach i serii próbnej pokazały, że "Orzeł z Wisły" jest jednym z faworytów.

Konkurs rozgrywany był przy dobrych warunkach atmosferycznych. Niewielki wiatr, zapewniał sprawiedliwą rywalizację, bezchmurne niebo skrzyło się gwiazdami. W pierwszej serii oglądaliśmy kilka dalekich skoków. Fenomenalną odległość uzyskał jeden z faworytów - Matti Hautamaeki - 134m - i padł rekord skoczni. Wtedy wydawało się, że oto wyłonił się faworyt, któremu trudno będzie sprostać. Ale rękawicę podjął Adam Małysz. Tak samo daleki skok i noty gorsze o pół punktu dały mu świetną, drugą pozycję.

W drugiej serii osiągano mniej więcej te same odległości co w pierwszej, nieliczni skoczkowie przekroczyli barierę 130 metrów. Skaczący w czarno-srebrzystym kombinezonie z numerem 47 Małysz znów zaczarował wszystkich kibiców, jak zwykł to robić w pamiętnym dla wszystkich roku 2001. Pofrunął dalej, niż ktokolwiek na tej skoczni. 136 metrów w pięknym stylu oznaczało nowy rekord skoczni i trudne warunki dla Fina. Wiedział o tym Adam, tuż po skoku wyrzucając w górę ręce w geście radości. Ale każdemu z polskich kibiców zgromadzonych pod skocznią i przed telewizorami serce biło mocno. Hautamaeki był w wyśmienitej dyspozycji i do niego należało ostatnie słowo. Jednak skok na 133,5 metra nie mógł dać mu zwycięstwa. Adam Małysz pokonując przeciwnika o 2,5 punktu został Mistrzem Świata na dużej skoczni.

28 lutego 2003, Val di Fiemme, Włochy

Drugi konkurs, rozgrywany 6 dni później był już popisem jednego skoczka. Typowany na zwycięzcę i broniący tytułu mistrzowskiego na normalnej skoczni Małysz nie dał szans przeciwnikom. W pierwszej serii oddano tylko kilka skoków powyżej 100 metrów. Po 100,5 metra skoczyli Martin Hoelwarth i Tommy Ingebrigtsen, na 101. lądowali Matti Hautamaeki i Hideharu Miyahira. 104 metry Małysza to był nokaut już w pierwszej serii. Polscy kibice znów ujrzeli wskazujący palec wzniesiony do góry, znany z najlepszych konkursów w karierze Polaka. Wydawało się, że nasz mistrz jest poza zasięgiem, drugi Miyahira tracił do niego 5,5 punktu.

W drugiej serii jednak nie obyło się bez emocji. Najpierw Arttu Lappi skoczył 102 metry. Potem Noriaki Kasai wyrównał rekord Małysza z pierwszej serii i objął prowadzenie. W końcu Ingebrigtsen wylądował na 105 metrze i przed skokiem Polaka okupował pierwszą pozycję.
Na belce pozostał już tylko Adam Malysz. Jak zwykle spokojny, jak zwykle skupiony.

Trener Tajner machnął chorągiewką. Małysz odepchnął się od belki i po chwili przyjął pozycję najazdową. Gdy wybił się z progu, wraz z nim wybiły się miliony Polaków. Gdy płynął w powietrzu wszyscy zaciskaliśmy kciuki. A on leciał i leciał. Gdy wreszcie wylądował, a na ekranie pojawił się wynik - 107,5 metra, w kraju natychmiast rozpoczęło się wielkie narodowe święto. Sygnał dał sam mistrz, który nigdy chyba nie cieszył się tak, jak w ten wyjątkowy wieczór. Kulminacją fety był rajd przed szalejącą z radości publicznością z flagą, pożyczoną od jednego z kibiców, który Małysz wykonał jeszcze na nartach. Nikt już nie miał wątpliwości, że jest on jednym z najlepszych skoczków w historii.

To było piękne zwycięstwo - mierzone nie tylko różnicą 16 punktów nad zdobywcą srebrnego medalu - Ingebrigtsenem, ale swoją wyjątkowością. Oto w skokach, w których do tej pory było regułą, że nikt nie potrafi utrzymywać się na szczycie dłużej niż dwa sezony, pojawił się ktoś, kto dominował dłużej niż ktokolwiek inny i potrafił podnieść się po trudnych chwilach. Uskrzydlony tymi triumfami Adam Małysz zdominował końcówkę sezonu. Wygrał trzy konkursy w Skandynawii i po raz trzeci z rzędu sięgnął po Puchar Świata.

Oto historia trzech wyjątkowych wieczorów. Przed nami kolejne Mistrzostwa Świata, tym razem w dalekiej Japonii i kolejne szanse, by uczynić je wyjątkowymi. Czy okażą się równie radosne dla polskich kibiców? Czas pokaże.

Zobacz jak Adam Małysz zdobywał tytuły Mistrza Świata »



*Do roku 1980 każdy medalista Igrzysk Olimpijskich zostawał automatycznie medalistą Mistrzostw Świata. Tym samym pierwszym Polakiem, który został Mistrzem Świata w sensie formalnym, jest Wojciech Fortuna, który wygrał złoto na Olimpiadzie w Sapporo w 1972 roku. Adam Małysz jest jednak pierwszym Polakiem, który ten tytuł wywalczył na samodzielnej imprezie MŚ.