Strona główna • Mistrzostwa Świata

Adam Małysz: "To jest sport"

Polski zespół stał dziś przed niepowtarzalną okazją do zdobycia historycznego medalu drużynowego na Mistrzostwach Świata. Niestety, podobnie jak wczoraj Adam Małysz, także i dziś Polacy otarli się o „brąz".

Po fatalnych skokach Roberta Matei odezwały się gorzkie słowa krytyki w kierunku skoczka. Lider Polaków broni swojego kolegi z kadry w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" - „Panowie, dajcie spokój. To jest sport. Ja w sobotę też zawaliłem. Było nie tak, jak wszyscy oczekiwaliśmy. Trzeba już o tym zapomnieć. Ale to trudne. Jak w sobotę wróciłem do hotelu, dopiero wszystko do mnie dotarło. Co przegrałem. Byłem załamany. Zastanawiałem się, co zrobić, żeby mi przeszło. Wyspałem się".

Oczekiwania co do skoków Matei nie były wielkie jednak ten nie sprostał wyzwaniu. Małysz przyznaje, że szansa na medal była duża - „Jest mu przykro. Chciał skoczyć, ale im bardziej się chce, tym gorzej się dzieje. Na treningach skakał dobrze. W serii próbnej miał 120 m. Ale wiem, mnie też jest przykro. Bo szansa była niesamowita. I ją zmarnowaliśmy. Po pierwszej serii mieliśmy tylko trzy punkty do Japończyków. Tak mało...".

Orzeł z Wisły wciąż nie może pogodzić się z 4. miejscem zajętym podczas konkursu indywidualnego, oczekiwał także czegoś więcej po rywalizacji drużynowej - „Cieszą mnie moje skoki. Drugi był naprawdę świetny. To czwarte miejsce będzie jeszcze we mnie długo siedzieć. Ale nie chcę o tym myśleć. Bo to najgorsze miejsce. I to piąte miejsce też jest porażką. Po cichu marzyłem o podium w drużynówce. Była szansa, przeszlibyśmy do historii, osiągnęlibyśmy coś wspaniałego. Ja chciałem skoczyć swoje, wiedziałem, że jestem w formie. Robert i Piotrek Żyła mieli w głowie więcej problemów. Bo są w gorszej dyspozycji. Nie skakali dobrze, starali się jeszcze bardziej. Za bardzo".

Małysz, jak zwykle, nie traci jednak wiary i wykazuje ogromną wolę rewanżu za niepowodzenia z dnia wczorajszego i dzisiejszego - „Powiedziałem w sobotę żonie, że najlepszy dla mnie byłby konkurs na normalnej skoczni już za dwa dni. Żebym mógł zapomnieć. Żebym mógł zaliczyć trening i od razu następnego dnia zawody. A tak muszę czekać tydzień. I po głowie mi to będzie chodziło. Ale jestem silny i będę myślał o tym, że w drużynowym konkursie skoczyłem bardzo dobrze".

Nasz najlepszy skoczek mówił po konkursie także o tym, jak zamierza spędzić najbliższe dni - „Mam nadzieję, że uda się potrenować na tej małej skoczni, na której skakałem raz w życiu, dziesięć lat temu, i wygrałem. Zupełnie jej nie pamiętam. Zresztą w Pucharze Świata nie skacze się na normalnych skoczniach. Pierwsze, tej zimy, skoki na takim obiekcie oddałem tuż przed odlotem do Japonii. To było w Szczyrku. Poza treningami będziemy też chcieli wyjść do miasta na zakupy".