Strona główna • Artykuły

Po klęsce w Kuusamo...

Nie udało się polskim skoczkom wejście w nowy sezon Pucharu Świata. Nasi zawodnicy zarówno w konkursie drużynowym jak i indywidualnym wypadli zdecydowanie poniżej oczekiwań.

Przed zawodami w Kuusamo nieustannie zasypywani byliśmy informacjami, z których wynikało, że tak silnej reprezentacji jeszcze nigdy nie mieliśmy. Zawodnicy zapewniali, że są w wysokiej formie, mówili o świetnie przepracowanym okresie przygotowawczym i dużych nadziejach związanych z początkiem sezonu. Jeszcze dalej w prognozowaniu pierwszych wyników naszych skoczków posunęli się trenerzy i osoby związane z kadrą. Łukasz Kruczek zapewniał, że podium w zawodach zespołowych jest w naszym zasięgu. Wtórował mu Sekretarz PZN, Grzegorz Mikuła, a nawet pierwszy szkoleniowiec naszej reprezentacji, Hannu Lepistoe, który przewidywał, że w konkursie drużynowym znajdziemy się w przedziale od 2 do 6 miejsca.

Niestety początek sezonu okazał się dla nas klęską. Konkurs zespołowy druga drużyna Letniego Pucharu Narodów zakończyła na 11 miejscu i odpadła z rywalizacji już po pierwszej serii wyprzedzając tylko Kazachstan i słabiutką Estonię. Był to najgorszy występ Polaków w zawodach drużynowych od blisko 16 lat, kiedy to w Planicy czwórka w składzie: Kowal, Klimowski, Młynarczyk i Moskal zajęła 13 miejsce. Przez kwalifikacje do konkursu indywidualnego przebrnął tylko Piotr Żyła, który jednak w konkursie zaprezentował się słabo, a Adam Małysz, który występ miał zapewniony, nie był w stanie włączyć się do walki o czołowe lokaty.

Pojawia się w tym momencie szereg pytań. Jak to możliwe, że kadra szkoleniowa nie potrafiła realnie ocenić dyspozycji polskich skoczków? Dlaczego nasi skoczkowie skakali tak słabo i nie trafili z formą na początek sezonu? Czy to wynik błędów trenerskich czy może kwestia nieodpowiedniego przygotowania mentalnego? Sądzę, że najbardziej spokojni możemy być o Adama Małysza. Nasz najlepszy zawodnik pokazywał już nie raz, że po nieudanym początu sezonu bardzo szybko potrafi się otrząsnąć i wrócić do optymalnej dyspozycji. Sezon 2004/05 zaczął fatalnie, w Kuusamo zajął dwukrotnie 19 miejsce, a już dwa tygodnie poźniej wygrał zawody w Harrachowie, pokonując znajdującego się wtedy w kosmicznej formie Janne Ahonena. Małysz to na tyle doświadczony skoczek, że szybko wyciągnie wnioski z pierwszych niepowodzeń i sporo radości sprawi jeszcze w tym sezonie swoim kibicom. W tym przypadku nie mam żadnych obaw. Będzie dobrze.

Gorzej przedstawia się sytuacja jeżeli chodzi o pozostałych skoczków naszej reprezentcji. Kamil Stoch jeszcze półtora miesiąca temu w rewelacyjny sposób zakończył swoje występy w Letniej Grand Prix, bijąc na głowę całą światową czołówkę w Oberhofie i znakomicie skacząc w Klingenthal. Nie ma wątpliwości, że jest to skoczek o wyjątkowo kruchej konstrukcji psychicznej. Zaryzykuję stwierdzenie, że bez stałej, regularnej i fachowej współpracy z psychologiem Kamil nigdy nie przebije sie do światowej czołówki i nie będzie skakał na miarę swojego, ogromnego przecież, talentu. Po świetnych występach latem pojawiły się znacznie większe oczekiwania od skoczka z Zębu. Tymczasem Stoch nie poradził sobie z presją. O ile treningowe skoki dawały jeszcze pewne nadzieje na dobry występ, o tyle skoki w czwartkowych kwalifikacjach i piątkowym konkursie drużynowym były zupełnie nieudane. Niemożliwe, by w tak krótkim czasie skoczek o tak wielkim potencjale zapomniał jak się skacze. Truizmem jest powtarzanie, że problem tego zawodnika tkwi w głowie, ale jeżeli PZN nie zatroszczy się o psychologiczną opiekę nad Stochem będziemy zmuszeni patrzeć jak niekwestionowany talent męczy się na skoczni zamiast odgrywać na niej pierwszoplanowe role.

Również i Maciej Kot nie poradził sobie w Kuusamo. Pierwszy indywidualny pucharowy start zakończył na ostatnim miejscu w kwalifikacjach, lądując tuż za bulą. Młodziutkiego skoczka z Zakopanego należy w świat wielkiego sportu wprowadzać w sposób odpowiedzialny i bardzo czujny. Jednym z koniecznych warunków prawidłowego rozwoju tego chłopaka i zresztą każdego młodego skoczka jest nauczenie go już na samym początku sportowej drogi umiejętności radzenia sobie z presją i odporności na stres.

Buńczuczne wypowiedzi polskich trenerów sprzed kilku dni odnośnie świetnej rzekomo dyspozycji Polaków nie mogły wziąć się przecież z powietrza. Musiały być poparte dobrymi skokami na przedsezonowych zgrupowaniach. Jeżeli tak rzeczywiście było to nie ma wątpliwości, że zawody w Kuusamo nasi skoczkowie przegrali w swoich głowach.

Przed włączeniem do sztabu reprezentacji psychologa bronił się Heinz Kuttin i jak pamiętamy nie skończyło się to dobrze. Ważne jest jednak, by ewentualny psycholog był fachowcem najwyższej klasy i współpracował z kadrą stale i regularnie, a nie z doskoku na zasadzie luźnych konsultacji. Były już takie próby i nie przyniosły one żadnych efektów.

Co by dużo nie mówić poczatek sezonu dał dużo do myślenia wszystkim, którym dobro polskich skoków leży na sercu. Władze związku wraz ze sztabem szkoleniowym powinny dokładnie przeanalizować całą sytuację i podjąć odpowiednie decyzje. Tak skaczącej reprezentacji Polski nie życzę sobie już nigdy oglądać. I myślę, że nie jestem odosobniony w tym życzeniu.