Strona główna • Artykuły

Po Oberstdorfie - "Szczypta zachwytu, łyk cierpienia"

Należy szczerze przyznać - nie tak to miało wyglądać. Wczoraj nawet więcej niż umiarkowani optymiści, pełni nadziei przed konkursem w Oberstdorfie, dziś pesymiści bez wiary w to, że będzie lepiej.

I trudno się dziwić, wydaje się bowiem, że ten wczorajszy Adam Małysz to ten, który w marcu z gigantyczną przewagą zmiażdżył rywali podczas konkursu Mistrzostw Świata w Sapporo na skoczni normalnej. Widzieliśmy tego skoczka, który w fenomenalnym pościgu za liderem Pucharu Świata w sezonie 2006/2007, po raz czwarty w swojej karierze zdobył Kryształową Kulę. Niestety, dzisiejszy Adam przypominał jednak tego sprzed tygodnia, dwóch, trzech i czterech - niepokój na twarzy, niska prędkość na progu, obniżony tor lotu.

Dlaczego? - dziwimy się. To pytanie jak najbardziej na miejscu, ale chyba niewielu potrafi na nie w tej chwili udzielić sensownej i bliskiej prawdy odpowiedzi. Sześć dni przerwy od startów, relaks i wypoczynek, święta w rodzinnym gronie z pewnością były naszemu najlepszemu skoczkowi potrzebne. Rezultaty tego odpoczynku objawiły się nam wczoraj, przed treningami liczyliśmy po cichutku na miejsce Adama w szóstce, po kwalifikacjach niewielu miało wątpliwości co do tego, że Małysz znów jest wielki i powalczy o zwycięstwo nie tylko w Oberstdorfie, ale i w całym Turnieju Czterech Skoczni. Po 24 godzinach wiemy już jednak, że jest to zadanie niewykonalne, powód oczywisty - blisko 50 punktowa strata do lidera Turnieju, Thomasa Morgensterna, z którym wczoraj nasz mistrza skakał ramię w ramię, o ile nie lepiej. To silny cios, bo kiedy znów wszystko wydawało się wracać na dawne tory, coś się zacięło.

Co dalej? Czas pokaże. Turniej Czterech Skoczni to impreza, podczas której nie ma czasu na choćby odrobinę odpoczynku, szlifowanie formy i naprawę błędów. Jeśli nie ma mowy o tym, abyśmy świętowali zwycięstwo Polaka w tym Turnieju, to pozostaje nam czerpać radość z każdego dobrego skoku naszego reprezentanta. Czy możemy obwiniać najlepszego skoczka XXI wieku, a być może i wszechczasów, za to, że skacze poniżej naszych oczekiwań? Czy można bezczelnie pisać "Małysz się już skończył" zapominając przy tym o jego genialnych osiągnięciach sportowych na przestrzeni ponad 10 lat? Czy można z takim nietaktem, jak to czynią teraz pseudokibice, kazać mu kończyć karierę? Nie, nie, nie. To wielce niesprawiedliwe i krzywdzące. Adam Małysz to człowiek godny naszego wielkiego szacunku i bezgranicznego zaufania, bez względu na wyniki osiągane dziś na skoczni. Ile to już razy po załamaniu formy Polski superskoczek wracał tam, gdzie jego prawowite miejsce, na sam szczyt? Ciężko zliczyć. Czekajmy więc, wierzmy, trzymajmy kciuki, wspierajmy naszego mistrza a z pewnością jeszcze niejeden raz miło nas zaskoczy.