Strona główna • Byli Mistrzowie

Zmarł Józef Gąsienica-Daniel

W wieku 63 lat zmarł Józef Gasienica-Daniel, olimpijczyk, uczestnik MŚ FIS i mistrz Polski w kombinacji norweskiej.


Urodził się 15 czerwca 1945 r. na Krzeptówkach, jako najmłodszy z usportowionej rodziny Gąsieniców-Danieli, o których pisaliśmy niedawno na łamach „Dziennika. Wywodzi się z niej 4. olimpijczyków, którzy zdobyli w sumie 22 tytuły mistrzów Polski. Upodobał sobie szczególnie kombinację norweską i skoki. W kombinacji osiągał światowe wyniki, wielokrotnie lokując się w czołówce ważnych zawodów np. był na podium w Reit im Winkl przed olimpiadą i na innych wielkich zawodach w kombinacji, a w skokach raz zdobył wicemistrzostwo Polski (1969), za Tadeuszem Pawlusiakiem. Był więc kompletnym zawodnikiem, tj. świetnie biegał na nartach i dobrze skakał. Reprezentował barwy klubu sportowego „Start Zakopane.

Józef Gąsienica-Daniel był bardzo utalentowanym zawodnikiem. Znawcy światowego narciarstwa przepowiadali mu wielką karierę sportową. W 1966 r. startował na Mistrzostwach Świata FIS w Oslo i wywalczył tam 20. lokatę. Można powiedzieć, że był zawodnikiem na skalę światową. Tak twierdzi do dzisiaj jego trener Tadeusz Kaczmarczyk. Miejscem, gdzie miał sięgnąć po dobry wynik, nawet po wymarzony olimpijski medal, było Grenoble i Zimowe Igrzyska 1968 r. 10 lutego 1968 r. na skoczni w Autrans rozegrano konkurs skoków do kombinacji norweskiej. W pierwszej serii miał 72 m i był na dobrym 8. miejscu. W drugiej serii, jak wspomina po latach, chciał iść na całego. Po wyjściu z progu czuł, że skok będzie długi i udany. To było aż 75,5 m i była szansa, gdyby ten skok ustał, na wysoką pozycję w konkursie skoków, ale miał upadek. Konkurs skoków zakończył więc poza „dziesiątką.

Pozostał jednak bieg, w którym waleczny chłopak z Krzeptówek mógł jeszcze nadrobić trochę straty. Ale wiedząc, że już nie ma szansy na dobry wynik, nie pobiegł jak go często oglądano w Zakopanem. To nie był ten sam chłopak, który w morderczym tempie pokonywał strome podbiegi. Całą kombinację norweską zakończył na 15. miejscu z notą 407,76 pkt. i stratą prawie 42 punktów do zwycięskiego mistrza olimpijskiego Franza Kellera. Wspominał: - Dla mnie 15. lokata w Grenoble to była porażka. Liczyłem, że jak wszystko wyjdzie, to będę w czołówce, liczyłem nawet na medal. Wiedziałem jednak, że startują najlepsi, tacy jak Keller, czy Kaehlin. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli chcę z nimi wygrać, to muszą mi wyjść i skoki, i biegi. Po powrocie do kraju wygrał mistrzostwo Polski w kombinacji (zdobył w karierze pięć razy z rzędu Mistrzostwo Polski w kombinacji norweskiej w latach 1965-69). Zwyciężył też w kombinacji norweską na zawodach Armii Zaprzyjaźnionych w Szpindlerowym Młynie.

Szybko zakończył karierę. Mieszkał w domu rodzinnym na Starych Krzeptówkach, w bardzo skromnych warunkach. Nie miał pracy i żył dzięki pomocy rodziny. Na ścianie domu widać było oprawione zdjęcia ze skoczni na których startował: Le Brassus, Oslo, Reit im Winkl, Grenoble i czarno-białe zdjęcie zawodnika w białej czapce, pięknie wychylonego na skokówki w locie. To właśnie on w latach swoich największych sukcesów. Zmarł w nocy z 4 na 5 lutego.