Strona główna • Mistrzostwa Świata Juniorów

Adam Celej: Potrafią skakać, nie potrafią startować

W Zakopanem rozpoczęły się Mistrzostwa Świata Juniorów. O szansach naszych zawodników, treningu, trudnościach, infrastrukturze i organizacji - rozmawiamy z trenerem kadry młodzieżowej - Adamem Celejem.


Marcin Hetnał: Zacznijmy od tego, że mistrzostwa zostały przeniesione ze Szczyrku do Zakopanego. To dobrze, czy źle?

Adam Celej: To jest dowód naszej nieudolności w organizacji. Mamy cały tabun działaczy, ale ludzi działających efektywnie już niewielu. Było chyba dość czasu, by zmagazynować i zabezpieczyć zapasy śniegu. Nas to wcale nie cieszy. Nowa skocznia w Szczyrku jest akurat dużo przyjemniejsza do rozgrywania zawodów.

Co to znaczy - przyjemniejsza? Jak ją Pan scharakteryzuje?

- Jest bardzo czuła na ruchy powietrza. Najazd jest dość łatwy dla zawodników. Na wielu starszych skoczniach w pewnym momencie jest ostre wypłaszczenie i zawodnika wciska w tory. Trudniej jest się wtedy wybić. Tu jest to rozwiązane wzorowo. Pierwsza faza lotu jest niska, dzięki czemu zawodnik nie odczuwa gwałtownego uderzenia powietrza. To bardzo dobry, nowoczesny obiekt, na którym można skakać dobrze ponad sto metrów. I bardzo potrzebna Polsce inwestycja. Teraz tylko się modlimy, by wszytko poszło za ciosem i by inwestycja została zakończona. Bo jakoś tak się składa, że prowizorki u nas są najtrwalsze.

Jakie są szanse Polski na Mistrzostwach Świata juniorów ? Wiadomo, że apetyty kibiców są spore, bo przecież w ostatnich latach miewaliśmy medale, szło nam szczególnie dobrze za czasów austriackiego duetu - Kuttin Horngacher. Ostatnio jednak jest trochę gorzej, choć nadal się mówi, że mamy wielu uzdolnionych juniorów.

- Ja bym nie przeceniał roli Austriaków w tamtym okresie. Moim zdaniem to w dużym stopniu efekt pracy naszych krajowych trenerów. Przecież gdy tylko ci młodzi skoczkowie przyszli do kadry, to od razu odnosili sukcesy. Ktoś ich wcześniej przygotowywał, uczył skakać przez wiele lat. Więc nie można całej zasługi przypisać trenerom zagranicznym.

W dodatku trenerzy zagraniczni w Polsce mają łatwiej, bo się ich ceni. Często bywa, że my nie możemy się doprosić o przygotowanie skoczni do treningów. Przyjedzie trener zagraniczny, klaśnie w dłonie i już dookoła niego skaczą i ma, czego chce. Ich przewaga wynika też z ich znajomości w świecie. Łatwiej im załatwiać za granicą sprzęt czy kombinezony. Kuttin odnosił sukcesy już po kilku miesiącach - czyli polscy trenerzy dali mu świetnie przygotowanych zawodników. Część z nich została potem "zajechana" i do tego sam Kuttin się przyznał.

A szanse naszych chłopców w Zakopanem?

-Gdybyśmy mieli porządny system treningu oparty na infrastrukturze, na porządnych bazach treningowych, to bym był spokojny o wyniki. My ich trenujemy na zasadzie - "złap i załataj". Nie ma rytmu treningowego, który pozwoliłby na spokojną i systematyczną pracę.

Jakie są największe bolączki treningu z juniorami?

-Pierwsza bolączka to fatalnie przygotowane skocznie. A właściwie w ogóle nie przygotowane. Tej zimy musimy jeździć do Szczyrbskiego Plesa albo gdzieś do Niemiec - 700-800 km. A przecież moi podopieczni to uczniowie, trzeba pogodzić sport z nauką. Nie mogę ich zabrać na tydzień ze szkoły. Z młodzieżą jest tak, że w jednym roczniku jest skoczków utalentowanych trochę więcej w innym trochę mniej. Ale dobry system pomógłby ich zawsze odnaleźć. A dobry system to: obiekty, sprzęt i dobry trener klubowy. A dobry trener musi być dobrze opłacany. On odwala kawał ciężkiej roboty.

A jakie u nas są obiekty? Skalite, które dopiero co odremontowano i to teraz naprawdę będzie świetny obiekt, no i nasza Średnia krokiew, która jest już przestarzała. W dodatku w tym roku praktycznie nieprzygotowana do treningów. Więcej trenowaliśmy na Słowacji i na Wielkiej Krokwi. A wiadomo, że trenować się powinno na skoczniach normalnych, nie dużych. Żeby, chociaż skocznia była przygotowana, byśmy mogli na niej trenować, to już byłby sukces. Ale ktoś, kto jest odpowiedzialny za jej właściwie przygotowanie, tak naprawdę nie ponosi odpowiedzialności, jeśli jej nie przygotuje. A my teraz już jeździmy po świecie i widzimy jak to wygląda. Spadnie pierwszy śnieg i za dwa dni obiekty juz są gotowe, już czekają na skoczków, już witają trenujące drużyny z otwartymi ramionami. U nas nie można się doprosić, kiedy wreszcie skocznia będzie gotowa.

Brakuje nie tylko treningu na skoczni. Brakuje sali gimnastycznej z prawdziwego zdarzenia. Takiej z odpowiednim wyposażeniem.

Natomiast nie możemy narzekać na sprzęt czy kombinezony. Mamy tego pod dostatkiem w dobrym gatunku, możemy korzystać z nart elan lub fischer. Nieźle jest też z ekipą. Servicemanem jest Grzegorz Sobczyk. Mamy też podpisaną umowę z fizjoterapeutą i dobrze ona funkcjonuje. Zawodnik nie musi się więc martwić o sprzęt czy obolałe mięśnie.

Na kogo Pan liczy najbardziej w Zakopanem?

- Nasze największe szanse na dobry wynik to w tej chwili Maciek Kot i Łukasz, Rutkowski. Ale ostatnio obudził się Dawid Kowal. Jeśli utrzyma tę dyspozycję, może być nieźle. Ale konkurs na Średniej Krokwi oznacza fory dla zawodników skaczących siłowo. Ponieważ na niej nie trenowaliśmy, nie mamy też żadnej przewagi nad innymi drużynami. Za to przed Mistrzostwami trenował tam Kuttin ze niemiecką kadrą. A my skakaliśmy na Skalitem, choć już było wiadomo, że mistrzostwa zostały przeniesione.

Czego w tej chwili brakuje naszym zawodnikom, by walczyć z najlepszymi?

- Obycia startowego. Poza Maćkiem Kotem, chłopcy startują za mało. Potrafią dobrze skakać, ale nie potrafią jeszcze startować. Peszy ich ranga zawodów, peszy ich obecność sław na belce. Muszą pamiętać o tym, że to też ludzie. Ale to może przyjść tylko dzięki startom. Oni powinni regularnie startować w FIS Cup i Pucharze Kontynentalnym.

Nie jest jednak źle. Ich skoki są coraz lepsze i na pewno nie zabraknie ambicji. A jak będzie - zobaczymy.

rozmawiał Marcin Hetnał