Strona główna • Artykuły

Skoki - miłość na zawsze (reportaż)

Zapraszamy czytelników i kibiców do lektury tekstu na naszym portalu nietypowego - reportażu. Jest on o Was - kibicach, którzy wspieracie swych ulubieńców i tworzycie pod skoczniami tak niesamowitą atmosferę.


"Bielsko-Biała - Straconka." Pod flagą z takim napisem można ich spotkać na skoczni najczęściej. Ten transparent znają wszyscy kibice oglądający skoki narciarskie w telewizji. Lato czy zima, grupka krewnych i przyjaciół z tej zacisznej dzielnicy Bielska-Białej kibicuje swym ulubieńcom. Od lat.

Początek

Marek: Pierwszy wyjazd - Zakopane 2002. Ale wtedy był chaos. Byliśmy wtedy tylko raz w sektorze D, potem już zawsze w C, by prezentować nasze flagi w telewizji. Zawsze stajemy w tym samym miejscu. Był straszny tłok, nie było kawałka wolnego śniegu. Ponoć przez zawalony płot weszło na skocznię 80 tys. ludzi. Drugie tyle stało pod skocznią.

Tomek: To był początek miłości do skoków. Oczywiście dzięki Adamowi. Nieprzypadkowo mówi się, "jedziemy na Małysza" a nie "na skoki". Boimi się nawet, że jak Małysz kończy karierę, to mało kto będzie na konkursy jeździł. Teraz znamy się na skokach jako mało kto. Ale początki bywały trudne. W 2002 roku byliśmy w Planicy - idziemy sobie po skokach, patrzymy stoi wóz transmisyjny, obok nasz ulubiony komentator. Kazek krzyczy "Halo, Panie Szpakowski!" A Szpakowski na to "nie, ja jestem Szaranowicz". Naprawdę ich wtedy nie rozróżniał! Ale pan Szaranowicz się nie obraził, mamy oczywiście wspólne zdjęcie.

Doping dla rywali

Marek: Bardzo szanuję Martina Schmitta. Podniósł się z dołka i znów nieźle skacze. (...) A mój syn kibicuje Radikowi Żaparowowi z Kazachstanu

Grzegorz: Ja oczywiście kibicuję swojemu imiennikowi - Gregorowi Schlierenzauerowi.

Tomek: Bo u nas taka moda, Marek jakiś czas miał ksywkę "Marco" od Szwajcara Marco Steinauera. Mnie nazywano Tommi, od Tommiego Ingebrigtsena

Kazek: A mnie ochrzcili Kazuyoshi, po Funakim. Wiadomo - Kazuyoshi to po japońsku przecież Kazimierz.

Gośka: Zawsze miałam słabość do Ahonena. Wygląda mi na faceta z charakterem. Ostatni sezon miał fantastyczny.

Tomek: Był taki czas, gdy w Zakopanem nie lubiło się Hannawalda. Były nawet przypadki wygwizdania go a nawet - wstyd przyznać - obrzucania śnieżkami. To się zmieniło w jednej chwili. Prowadzący imprezę na skoczni didżeje rozpoczęli aplauz w takcie jego skoku. Skoku, w którym Sven bił rekord skoczni. Gdy siedział na belce, stadion jeszcze gwizdał. Gdy hamował po swym skoku, stadion wrzeszczał na jego cześć. Prowadzący oddawali mu honory jako nowemu rekordziście skoczni. Zrobili coś wspaniałego - rozochocili kibiców, podkreślając, że oddał fenomenalny skok. Nauczyli publiczność szanować innych skoczków za to, co oni robią na skoczni.

Agnieszka - paznokcie prawdziwego kibica (fot. Marcin Hetnał)

Radości i smutki

Marek: Ja najlepiej wspominam pierwszy wyjazd - spakowaliśmy się rano, przyjechaliśmy tu po raz pierwszy i Adam wygrał. Ale jeszcze większą radość przyniosła mi Planica rok temu. Trzy konkursy dzień po dniu i trzy zwycięstwa Adama na mamutach. Rewelacyjna końcówka sezonu. Udowodnił, że Kryształowa Kula mu się należy.

Kazek: Ja jeżdżę z Markiem (szwagrem) najdłużej, a najbardziej podobał mi się pierwszy wyjazd do Planicy - w 2002. To były emocje! A ta skocznia? Jak trzy nasze Krokwie!

Marek: Najgorszy dla mnie wyjazd - wtedy jak się Janek Mazoch wyłożył. Straszny wypadek, okropnie wyglądał no i w jego wyniku Mazoch przecież skończył karierę (17 sierpnia oddał pożegnalny skok). Był z nami wtedy taki kumpel z Kęt. No cóż, przed konkursem wypił o jedno piwo za dużo i był w kiepskiej kondycji. Pogoda była koszmarna, w trakcie kwalifikacji padał śnieg i chciano je przerwać. Kumpel się wkurzył, bo przecież zapłacił za bilet i zaczął skandować "złodzieje". Trochę wstydu było, trochę śmiechu...

Tomek: To nas lekko wkurza, że w Zakopanem osobno się płaci za kwalifikacje. Wszędzie jest to za darmo, albo "w pakiecie". No i bilety też nie są tanie. A najgorzej wspominam rok, gdy na skokach skręciłem nogę - w sobotę. Na niedzielny konkurs wyszedłem godzinę wcześniej, żeby zdążyć. Wystałem cały konkurs. W poniedziałek do szpitala i gips.

Grzegorz: To się nazywa poświęcenie.

Kazek: Smutny konkurs był też gdy w 2006 roku zawaliła się hala w Chorzowie. No i tej zimy, gdy zabili się ci dwaj piloci. Te ostatnie zimowe konkursy były takie smutne - bo zawsze w tym czasie jakaś tragedia się zdarzała.

Flagi i gadżety

Grzegorz: Pierwsza flaga brzmiała "Adam skocz do Bielska-Białej". Istnieje do dzisiaj, jeździła do Zakopanego i Planicy.

Tomek: W 2005 roku, gdy Ahonen był w gazie i wygrywał co chciał, przygotowaliśmy flagę "Not in our home, Janne." (Nie u nas w domu Janne) Operator telewizji ją sobie upatrzył i kilka razy pokazywał. Potem dziennikarz spytał o nią Ahonena. Ahonen odrzekł "it's funny (to zabawne). Ale to my śmialiśmy się ostatni, bo oba konkursy wygrał Adaś.

Marek: Jest jeszcze jedna flaga, o której było głośno. Po zdobyciu przez polskich siatkarzy tytuły wicemistrzów świata, w czasie gdy kadrę skoczków przejmował Hannu Lepistö, wykonaliśmy falgę z napisem "Thanks Raul, Hannu - do the same" (Dziękujemy Raul, Hannu - zrób to samo). Hannu nam się podpisał na tej fladze.

Tomek: W 2003 roku zimą przyjechał z nami kolega, który wziął ze sobą dzwonek. Mówił, ze to do polowań na dziki. Taki dzwonek - 20 kilo. Kiedy zaczął w niego bić - pomimo tego, że na początku konkursu był wokół nas straszny ścisk - w momencie zrobiło się luźno. Nikt w promieniu dwóch metrów nie mógł wytrzymać tego hałasu.

Grzegorz: Młodsi kolekcjonują autografy a starsi fotki. Nasz najnowszy nabytek, to fotka z Morgensternem, tyle że z nie z Thomasem a jego tatą - Franzem. Z Morgensternem to już każdy ma a z ojcem to mało kto! A tak na serio, to najfajniejszą fotkę mamy z Miką Kojonkoskim. Bardzo sympatyczny gość, pogadaliśmy z nim chwilkę.

Tomek: Dwa lata temu na skokach w lecie był ze mną mój dwuletni synek Krzyś - w wózeczku. Sfilmowała go jakaś telewizja, chyba był najmłodszym kibicem.

Kobiecy punkt widzenia

Aneta: To mój pierwszy wyjazd. Długo mnie namawiali, w końcu namówili. Atmosfera na skoczni rzeczywiście jest świąteczna.

Gośka: Ja jeżdżę tylko na letnie skoki, zresztą w ogóle chłopaki jakoś nie chcą nas brać zimą, twierdzą, ze to męskie wyjazdy.

Agnieszka: Od początku mych wyjazdów zbieram autografy. Mam cały zeszyt. Ostatnio wpisali mi się Morgenstern, Schlierenzauer i Loitzl. To była masakra, do Austriaków dziś się dopchać to cud. Teraz jeszcze poluję na Romørena i Maćka Kota. Najładniejszy charakter pisma ma Loitzl. Który jest najprzystojniejszy? No jasne, że Romøren!

Gośka: Najprzystojniejszy jest Martin Schmitt.

Aneta: Maciek Kot jest przystojny i Schlierenazauer też niezłe ciacho.

Kazek: Ciężko stwierdzić kto jest najprzystojniejszy, w tych goglach.

Kibice na zawsze

Marek: Boję się, że jak Małysz skończy karierę, to zainteresowanie skokami spadnie.

Kazek: My będziemy jeździć dalej. Nie będzie jego - będą następcy. Najbardziej liczymy na Murańkę. Ale wcześniej są Kot, Miętus. Może Kamil Stoch wreszcie zacznie skakać tak, jak potrafi.

Tomek: Klimek ma potencjał, ma charakter. Trzeba go tylko odpowiednio trenować i pilnować. On to pociągnie. A my będziemy już pod skocznią zawsze. Jak się zakochasz w skokach - to już na całe życie.