Strona główna • Byli Mistrzowie

Władysław Gąsienica-Roj: "Całe życie dla polskiego narciarstwa..."

[strona=1]Władysław Gąsienica-Roj niedawno skończył 75 lat. Potraktujmy więc ten tekst, szanowni Czytelnicy, jako próbę podsumowania jego życia, a przede wszystkim działalności sportowej.

Grając po wojnie w szmaciankę marzyliśmy z kolegami o nowej piłce, porządnych nartach, udziale w prawdziwych zawodach sportowych - pisał po latach1. Marzenie się spełniło i został narciarzem. Władysław Gąsienica-Roj, zakopiańczyk, zaczynał w ciężkich powojennych czasach, kiedy brakowało wszystkiego: nart, kijków i obiektów, ale nigdy zapału. W 1949 r. zapisał się do HKS - Harcerskiego Klubu Sportowego w Zakopanem, gdzie trenowali go wybitni wychowawcy młodzieży - prof. Ludwik Fischer, Władysław Walkosz, "druh" Franciszek Marduła i Jan Szczerba. W maju 1949 r. HKS przestał istnieć i Władysław Gąsienica-Roj przeniósł się do nowo powstałego AZS Zakopane. Zdobywał medale Mistrzostw Polski juniorów, zdobył złoty, srebrny i brązowy medal akademickich mistrzostw Polski. Sukcesy święcił też w zawodach akademickich: był złotym i srebrnym medalistą akademickich mistrzostw świata - złoto zdobył w kombinacji norweskiej w Oberammergau w 1957 r., srebro - także w kombinacji norweskiej, w Zakopanem w 1956 r.

Lista jego udziałów w światowych imprezach jest bardzo długa, ale warto jeszcze dodać: 12. krotne uczestnictwo w akademickich mistrzostwach świata, był też rezerwowym zawodnikiem na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Cortina d´Ampezzo (1956). Po zakończeniu kariery sportowej został działaczem i sędzią narciarskim. W tej dziedzinie odniósł nie mniejsze sukcesy. Przez 21 lat był członkiem komisji sportów zimowych Międzynarodowej Federacji Sportu Akademickiego. Międzynarodowy sędzia FIS w skokach narciarskich i kombinacji norweskiej, czterokrotnie sędziował konkursy mistrzostw świata seniorów. Otrzymał Dyplom MKOL2, podpisany przez Przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego - pana Juana Antonio Samarancha. Współorganizator Zimowej Uniwersjady 1993. Prezes klubu olimpijczyka im. Stanisława Marusarza w Zakopanem. I to wszystko jest dziełem jednego człowieka, aż trudno uwierzyć, ale zacznijmy wszystko od początku.

Od zakopiańskiego "fisu" do kadry Polski...

Władysław Gąsienica-Roj urodził się 20 sierpnia 1933 r. w Zakopanem w góralskiej rodzinie Gąsieniców-Rojów. Pierwszym ważnym wspomnieniem związanym z narciarstwem były Mistrzostwa Świata FIS 1939 w Zakopanem, które oglądał razem z ojcem. Flagi państw -uczestników zawodów łopoczące na wietrze, wspaniała atmosfera i wielkie nazwiska zawodników przyciągały go jak magnes. Wspomina:

Oglądałem wtedy bieg na 50 km, który pamiętam doskonale. Pamiętam jak ci biegacze wyglądali, jakie mieli nauszniki, jakie stroje. Drugą konkurencją był niedzielny konkurs skoków. Stanęliśmy w takim nieszczęśliwym miejscu, koło „misia z którym chętnie widzowie się fotografowali. Ja też tak się zaabsorbowałem "misiem", że widziałem tylko cztery skoki. Wracaliśmy z tych skoków trochę smutni bo wygrał Niemiec Bradl, ale dobrze zaprezentowali się Marusarz i Kula - moi wujkowie3. Przez to zainteresowanie sportem w rodzinie było duże. Skakali przecież także: Jan Marusarz, Andrzej Marusarz oraz Stanisław Kula.


1 Władysław Gąsienica-Roj, Sen, w: 50 lat Akademickiego Związku Sportowego w Zakopanem, Zakopane 1999, s. 65 - 66

2 MKOL - Międzynarodowy Komitet Olimpijski (Comite International Olimpique), organizacja która powstała z inicjatywy wielkiego miłośnika sportu Francuza, barona Pierre de Coubertina na kongresie olimpijskim w Paryżu w 1894 r. Jest to najważniejszy organ w światowym ruchu olimpijskim, podejmujący zarazem najważniejsze decyzje. Siedziba MKOL znajduje się w Lozannie, a prezydentem MKOL jest obecnie Jaques Rogge z Belgii.

3 Jan Kula jest spowinowacony z Władysławem Gąsienicą-Rojem po linii ojca, a matka Stanisława Marusarza pochodziła z Tatarów, a dziadek Pana Władysława także z Tatarów - przyp. W.S

[strona=2]

Te sportowe fascynacje w rodzinie i najbliższym otoczeniu spowodowały, że zainteresował się nartami, jak to się mówi "po rodzinie". Zaczął stosunkowo szybko odnosić sukcesy w biegach i skokach narciarskich, ale jego konkurencją była z pewnością kombinacja norweska. W 1956 r. był rezerwowym zawodnikiem na Zimowe Igrzyska w Cortinie.

Z czwórki najlepszych pojechali: Kowalski, Krzeptowski - Daniel, Raszka i Gąsienica-Groń, który zdobył brązowy medal olimpijski. Po Igrzyskach startowałem w zawodach poolimpijskich w skokach i tam byłem 2,3 i 7 w Planicy i na skoczni w Košutniaku koło Belgradu, której zresztą byłem przez 5 minut rekordzistą. W zawodach tych wzięło udział wielu olimpijczyków z Cortiny, a ja kombinację na tych zawodach wygrałem. Tak, że mogę powiedzieć iż byłem w tym okresie w wysokiej formie sportowej. Po powrocie z Jugosławii wziąłem udział w konkursie olimpijczyków i zająłem w nim 5 miejsce, ale odniosłem kontuzję kolana. Dlatego mój start w akademickich mistrzostwach świata stał pod dużym znakiem zapytania.

Podczas akademickich mistrzostw świata w Zakopanem walczyłem najmocniej z zawodnikiem ZSRR, Fiedorowem. Na Buńdówkach na trawersie zaczęły mnie jednak łapać kurcze. Musiałem odpuścić, bo poczułem zagrożenie, że w ogóle mogę nie ukończyć biegu. Za to pchałem się z całych sił do mety. Potem był konkurs skoków do kombinacji. Na skokach tych było około 50-60 tysięcy kibiców, gdyż były to czasy, kiedy imprezy narciarskie cieszyły się ogromnym powodzeniem. Nie było telewizji, więc przychodziły tłumy. W kombinacji zająłem wtedy drugie miejsce. Pamiętam też dokładnie, że znalazłem się po raz pierwszy w telewizji, gdy stałem na podium, gdyż była transmisja z rozdania medali.

W 1957 r. wystartował w akademickich mistrzostwach świata w Oberammergau w Republice Federalnej Niemiec. Zawody te zakończyły się dlań życiowym sukcesem sportowym, zdobyciem tytułu akademickiego mistrza świata w kombinacji norweskiej.

Znowu pojechałem na zawody z kontuzją, z tym że zaleczoną w kraju. W biegu do kombinacji norweskiej zająłem 2 miejscu. Potem odbywały się skoki do kombinacji; warunki były paskudne - skocznia była słabo przygotowana do zawodów, wojsko zwoziło śnieg z boków skoczni. Poleciałem w czasie treningu na sam dół skoczni i ściągnęło mnie na te kopy zmarzłego śniegu, przygotowanego przez wojsko. Nastąpił upadek i pełne odnowienie kontuzji. Tak bolał mnie bark, że trener Krzysztof Grandys musiał mnie ubierać, gdyż sam nie byłem w stanie. Poszliśmy na skocznię i mimo kontuzji skakałem dobrze, po pierwszej serii prowadziłem i wygrałem mistrzostwo świata. Rozdanie nagród odbyło w dużej sali teatralnej, mnie wzięto pierwszego na tę dekorację. Wiedziano o mojej kontuzji, widziano że trener mi narty nosił, więc kibice i działacze na moją postawę zareagowali bardzo ładnie. Wszyscy wstali i dostałem długie brawa. Odegrano mi hymn polski i uważam to za swój największy sportowy sukces.

Złoty medal z Oberammergau przechowuje z wielką pieczołowitością do dzisiaj. Gdy pan Władysław pokazywał mi go w swoim domu widziałem w jego oczach ogromną radość. W okresie późniejszym nadal startował na wysokim poziomie, o czym świadczy fakt, że jako kombinator klasyczny ustanowił aż 7 rekordów różnych skoczni. - Pierwszy na skoczni w Warszawie na Agrykoli, gdzie skoczyłem 25 metrów, to był ostatni konkurs skoków na tym obiekcie, gdyż potem powstała większa skocznia na Mokotowie i na Agrykoli już nikt nie skakał. Drugi rekord w Austrii na skoczni w Semmeringu, gdzie osiągnąłem 78 metrów. Ta skocznia obecnie już nie istnieje, ale w moich czasach odbyły się na niej dwukrotnie Mistrzostwa Austrii i nikt mojego rekordu nie pobił. Byłem rekordzistą obiektu na Košutniaku - 54,5 m, pięć minut potem jeden z zawodników osiągnął tam 55 m. Biłem rekordy Małej Krokwi - z 49 na 53 m, potem skocznię przebudowano, skoczni w Rabce - Zarytem w 1952 r. osiągnąłem, jak pamiętam, ok. 46 m. W 1956 r. byłem też rekordzistą Średniej Krokwi - 71 m. W swojej karierze 22 razy startował w międzynarodowych zawodach w kombinacji norweskiej.

[strona=3]

Sędzia FIS i działacz sportowy...

Po zakończeniu kariery sportowej zajął się trenerstwem, a następnie spełniał się w roli działacza sportowego i międzynarodowego sędziego FIS i FISU. Jako trener skoczków w klubie AZS Zakopane miał grupę 40-50 zawodników, w tym kilku utalentowanych, którzy weszli do kadry Polski, byli nimi: Janusz Zalotyński, Józef Gąsienica-Bryjak i Marian Gayczak. Jako były skoczek doskonalił młodych adeptów skoków narciarskich i potrafił im przekazać swoją wiedzę. Miał też u nich duży autorytet. Oto przykład. Pewnego razu, na Średniej Krokwi, zawodnicy zwlekali z oddaniem skoku, aż w końcu jeden z nich wykrztusił z siebie: - To może trener skoczy pierwszy? Władysław Gąsienica-Roj nie namyślając się przypiął skokówki i osiągnął prawie 71 metrów. Kolejną formą spełnienia się w narciarstwie była praca działacza. W nowej dla siebie roli odniósł nie mniej sukcesów, niż w latach gdy był "rasowym" skoczkiem.

Sędziowałem ponad 100 międzynarodowych konkursów skoków, już jako działacz narciarski. Byłem też często delegatem technicznym na zawodach. Sędziowałem podczas Mistrzostw Świata w konkurencjach klasycznych seniorów, w 1962, wtedy jako sędzia kandydat, w komisji szybkich obliczeń. To co się działo wtedy, to dzisiaj już nikomu nie mieści się w głowie - trzy serie skoków narciarskich i wszystkie trzy liczone ręcznie. Obliczano wyniki według specjalnych tabel. Wręczono wtedy medale, ale jeszcze raz policzyliśmy wyniki i okazało się, że popełniliśmy błąd. I medal odebrano zawodnikowi niemieckiemu Lesserowi i wręczono Finowi Halonenowi.

Sędziowałem konkursy skoków podczas Mistrzostw Świata w konkurencjach klasycznych w Zakopanem (1962), Seefeld (1985), Falun (1993) i Zakopanem (1969). Sędziowałem w konkursie do kombinacji, w Innsbrucku sędziowałem konkursy indywidualne i drużynowe. Dwukrotnie sędziowałem podczas mistrzostw świata juniorów w Oernskoldsvik w 1980 r. i w Schonach 1981 r. a także w Vuokati oraz wielokrotnie zawody Pucharu Świata.

Byłem też członkiem jury podczas konkursu, w którym Matti Nykaenen ustanowił rekord świata w Oberstdorfie w 1984 r. - skoczył wtedy 182 i 185 m. W Falun w 1993 r. sędziowałem na 4 spośród 5 konkursów na skoczni. Brałem udział jako zawodnik i sędzia w 12 akademickich mistrzostwach Świata i Uniwersjadach, co też jest rekordem.

Wprowadzałem też wielu polskich sędziów do FIS. Ale powoli chcę to już oddać młodszym. Mam 70 lat i potrzeba, by młodzi się tym zajęli. Muszę powiedzieć, że nasi sędziowie są we władzach FIS bardzo wysoko oceniani. Z ostatnich lat bardzo mile wspominam ostatnie zawody Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi. Zwłaszcza sobotni konkurs stał na bardzo wysokim poziomie, trzeba było skoczyć 118 , by móc się do niego zakwalifikować. To było święto narciarstwa.

Dzięki narciarstwu zwiedził szmat świata: był członkiem-ekspertem ośmioosobowej komisji w Japonii, zwiedził Alaskę i ponad 40 krajów Europy. W Komisji Skoków FIS pełnił funkcję szefa (obmana) polskich sędziów. W latach 1981 - 84 był wiceprezesem w Polskim Związku Narciarskim, wiceprzewodniczącym w czasie organizacji Zimowej Uniwersjady 1991-93, następnie wiceprezesem 1962-78, a potem w latach 1978-1987 prezesem klubu AZS Zakopane. Pełnił funkcję wiceprezesa Tatrzańskiego Związku Narciarskiego1975-1979 - od 1994 do dzisiaj. Był także przewodniczącym Komisji Kombinacji Norweskiej i Sportu Akademickiego w latach 1983-1993, w latach 1983-2006 był członkiem Komisji Skoków FIS. Członek honorowy Akademickiego Klubu Sportowego. Wykształcenie: Szkoła Podstawowa w Zakopanem 1948, Technikum Handlowe w Zakopanem 1952, Szkoła główna Planowania i Statystyki w Warszawie 1952-57. Warto przypomnieć, że w latach 1978-1991 był zastępcą dyrektora ds. ekonomicznych w Wytwórni Nart w Szaflarach.

[strona=4]

Za swoją długoletnią pracę na rzecz polskiego, ale i światowego narciarstwa otrzymał dyplomy FIS z podpisem władz Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Cieszy go fakt, że sukcesy Adama Małysza spowodowały tak wielkie zainteresowanie skokami narciarskimi w naszym kraju. Ważne jest też to, że być może pojawią się następcy Małysza. Powiedział wtedy: - Myślę, że trener Apoloniusz Tajner ma jednak rację, gdy mówi, że trzeba postawić na młodych zawodników, takich, jak Bachleda, Pochwała i Tajner - dodaje. Dzisiaj wokół Małysza są nowi trenerzy a nowi szkoleniowcy to - nowe wyzwania. Także dla niego jako organizatora Pucharu Świata w Zakopanem.

Niedawno Władysław Gąsienica-Roj rozpoczął swój kolejny sezon związany z narciarstwem. Warto dodać, że jego zainteresowania sportem są niezwykłe: - uprawiałem zawodowo 17 dyscyplin sportowych - stwierdza krótko. Interesuje się stolarstwem i filatelistyką. Jeśli chodzi o sport to niewielu działaczy sportowych może się pochwalić takim jak on dorobkiem. Zaczynał przygodę z nartami w wieku około dwóch lat i pewnie się nie spodziewał, że narty staną się jego życiową drogą. Kolejno wylicza: 14 lat był zawodnikiem, 4 trenerem, a już ponad 45 sezonów przepracował jako sędzia i działacz narciarski Polskiego Związku Narciarskiego. Jak już było mowa, przepracował więc już około 60 lat dla polskich nart, ale wcale nie zamierza zaprzestać swojej działalności. Dołożył też swoje "trzy grosze" do wniosku olimpijskiego Zakopane 2006. Jest też prezesem Klubu Olimpijczyka im. Stanisława Marusarza w Zakopanem. Ostatnio pełni funkcję honorowego prezesa Tatrzańskiego Związku Narciarskiego. Jest prawie na każdych zawodach narciarskich na Krokwi, służąc organizatorom swoim niezwykłym doświadczeniem. Można powiedzieć, że żyje polskim narciarstwem, jego historią, ale przede wszystkim dniem dzisiejszym. Niedawno skończył 75 lat. Wypada tylko panu Władysławowi życzyć zdrowia i dalszej pracy dla polskich nart, które bez takich ludzi jak on nigdy nie rozwinęłyby skrzydeł. Wszystkiego dobrego, Panie Władku, życzą tego: niżej podpisany i kibice skoków narciarskich.

W tekście wykorzystano zdjęcia ze zbiorów Władysława Gąsienicy-Roja, zdjęcia współczesne Wojciech Szatkowski

Wojciech Szatkowski

Muzeum Tatrzańskie

im. Dra Tytusa Chałubińskiego

www.muzeumtatrzanskie.pl