Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Czara goryczy się przelewa...

To, że w polskich skokach źle się dzieje, widzą już wszyscy. Wyniki mówią same za siebie, nasi reprezentanci od początku sezonu skaczą raz słabo, a innym razem wręcz fatalnie. Nie jest nowością, że na drużynę liczyć nie możemy, ale dochodzące do tego katastrofalne starty Adama Małysza każą szukać odpowiedzialnych za tę sytuację.

Obok tej sprawy nie tylko media nie przechodzą obojętnie, ale przede wszystkim kibicie, a powoli już także związkowcy, wylewając swoje żale na łamach gazet, w telewizji, na blogach i forach. Adam Małysz był i jest naszym dobrem narodowym, nie dziwne więc, że ciężko jest nam patrzeć, gdy żywa legenda skoków narciarskich musi znosić na skoczni takie upokorzenia.

Gorycz jest tym większa, że podczas gdy Adam Małysz, którym od lat "żywi się" cały Polski Związek Narciarski, prezes odbywa podróż życia po Azji. Michał Pol, dziennikarz sportowy GW, na swoim blogu (michalpol.blox.pl), tak komentuję tę sprawę - "Ktoś powie, że nad przyczyną aż takiego dołka Małysza powinien łamać sobie głowę prezes Polskiego Związku Narciarskiego, Apoloniusz Tajner. Ale nie łamie ponieważ zamiast w Alpach przebywa w... Kambodży i Wietnamie."

Okazuje się również, że Apoloniusz Tajner nie do końca wie nawet, jak na prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni, prezentują się Polacy, problemu więc nie widzi. "Kiedy wczoraj dodzwonił się do niego kolega z redakcji, usłyszał, że żadnego komentarza do słabego występu Małysza nie będzie, bo prezes z ust dziennikarza dowiaduje się, że jest źle" - czytamy w felietonie.

Dalej padają kolejne ostre słowa - "Dla mnie to jakiś niebywały skandal, że szef największego polskiego związku sportów ZIMOWYCH robi sobie w trakcie ZIMY trzytygodniowy urlop. W całej jego dyscyplinie liczy się tylko dwoje zawodników: Justyna Kowalczyk i Małysz. I podczas kiedy pierwsza w miarę udanie występuje w prestiżowym cyklu Tour de Ski, a drugi zmaga się z formą w drugiej najważniejszej imprezie sezonu, prezes wyjeżdża do Kambodży!"

Dziennikarz zastanawia się czy prezesowi zależy w ogóle na tym jak spisują się sportowcy, którymi ma się opiekować i dlaczego w sytuacji kryzysowej opuszcza swoje stanowisko, a tym samym uniemożliwia podjęcie zdecydowanych kroków - "Klęska Małysza na TCS powinna być dla prezesa związku tym czym dla premiera czy prezydenta kraju jest klęska żywiołowa. Gdy do niej dochodzi, przerywają wizyty w najbardziej nawet egzotycznych krajach i wracają tam gdzie ich miejsce. Dowodzą akcją ratunkową, uspokajają atmosferę i przedstawiają plany odbudowy. Tymczasem jak pisze "Dziennik" Tajner nie tylko w niczym nie pomaga, ale jego nieobecność wręcz paraliżuje związek."

Lech Nadarkiewicz, wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego w rozmowie z nSport przyznaje, że sytuacja jest dramatyczna - "Takiego kryzysu w polskich skokach już dawno nie było. Nie chodzi tylko o kadrę "A", ale także o zaplecze reprezentacji."

Nadarkiewicz twierdzi, że faktyczne w szkoleniu zawodników najwięcej do powiedzenia ma prezes PZN, a nie trenerzy - "Większość decyzji nadal podejmuje Apoloniusz Tajner, a Łukasz Kruczek słucha jego poleceń. Tajner powinien być ciałem doradczym, a nie decyzyjnym."

Wiceprezes TZN zastanawia się nad przyszłością trenera kadry narodowej, Łukasza Kruczka - "Być może zostanie zwolniony. Tak było w przeszłości, kiedy wyniki nie były odpowiednie. Wielkim błędem było pozbycie się Hannu Lepistoe, który powinien pracować z kadrą do najbliższych IO" - osobiście jednak radzi powstrzymać się od spontanicznych decyzji - "Ja jednak dałbym Kruczkowi jeszcze szansę, choć może Adamowi Małyszowi przydałby się indywidualny trener."

"Plan przygotowań zatwierdzał prezes Związku Apoloniusz Tajner i on też powinien wziąć odpowiedzialność za to, co się dzieje z Małyszem" - zakończył Lech Nadarkiewicz.

Polski Związek Narciarski, któremu przewodzi Tajner, znalazł się również na "Czarnej liście 2008" opublikowanej przez dziennik sportowy "Sport". W felietonie opisano dziesięciu największych antybohaterów ubiegłego roku, PZN zajął 9. miejsce.

Dziennikarze "Sportu" nie żałując słów krytyki uzasadniają swój werdykt, pod adresem PZN padają zarzuty m.in. "zniszczenia" Adama Małysza - "Wszyscy ludzie ze środowiska Polskiego Związku Narciarskiego, których wspólną przewiną jest demontaż resztek potencjału sportowego Adama Małysza! Przyśpieszają tym samym naturalne procesy odmarszu Adama od światowej czołówki skoczków. Coraz liczniejsze grono przybocznych pragnie się przy nim pożywić, aliści nie jest w stanie mu pomóc w odbudowie załamanej formy. Nie daje rady główny trener Kruczek, którego atutem miało być rówieśnictwo z Małyszem, rozkłada ręce niegdysiejszy szkoleniowiec-prezes Tajner, zawodzą przereklamowani: fizjolog Profesor i psycholog Doktor. Ustalili wspólnie, że mistrz moc ma nadzwyczajną, jeno zgubił technikę. Z tym, że nikt nie odnalazł do niej tropu. Jak zawsze, gdy Małysz ląduje za blisko, SOS wysyła się do wujka Szturca. jako że zna skoczka od maleńkości, ma kojący wpływ na jego dyspozycję. Sztab uradził więc, że nic Małyszowi z wędrówek po europejskich skoczniach, najlepiej będzie jak zaszyją się na stoku w Łabajowie i tam zajmą się korepetycjami z podstaw techniki. Niestety, sztabowcy nie wiedzą, co robić dalej, w przypadku, gdyby korki u "wujka dobra rada", nie odniosły skutku? Dlatego podpowiadamy: oddać Adama pod szkoleniową opiekę jego osobistej małżonki. Ona zna go znacznie lepiej niż Szturc i na pewno sprowadzi go na właściwy tor..."

Jak na całą sprawę zareaguje Apoloniusz Tajner, który już 8 stycznia wraca z urlopu? Czy zgodnie z przedsezonową obietnicą weźmie na siebie ciężar odpowiedzialności za ogromny dół w polskich skokach? Pewne jest, że zarzutów pod adresem prezesa z czasem może zacząć przybywać, a optymistyczne spojrzenie w przyszłość niewiele pomoże, a już na pewno nie da odpowiedzi na najpilniejsze pytania.