Dwa spojrzenia na świat. Kot i Żyła po konkursie drużynowym w Oslo

  • 2020-03-07 21:07

Tydzień po 6. miejscu w Lahti, reprezentacja Polski wróciła do grona ekip walczących o podium w rywalizacji drużynowej. W Oslo podopieczni trenera Michala Doležala przez cały konkurs balansowali na granicy 3. pozycji, lecz ostatecznie musieli uznać wyższość Słoweńców.  Bezpośredni wkład w osiągnięty przez naszą kadrę rezultat mieli Maciej Kot oraz Piotr Żyła.

Maciej KotMaciej Kot
fot. Tadeusz Mieczyński

Maciej Kot:

Skoczek z Limanowej piątkowymi skokami zasygnalizował niezłą dyspozycję. Niestety, w sobotę nie było aż tak dobrze, co odbiło się na odczuciach Kota odnośnie do całego dzisiejszego dnia.  –  Nie był to powrót, jaki bym sobie wymarzył. Wiadomo, że gdzieś ciąży na mnie ta odpowiedzialność za to, że nie stanęliśmy na podium. Zaważyły na tym przede wszystkim moje skoki – stwierdził 5. zawodnik sezonu 2016/17.

Jak się okazuje, jednym z elementów, który mógł odbić się na postawie reprezentanta naszego kraju, była pogoda. Stanowiła ona jednak tło dla mankamentów, których Kot, czego nie kryje, nie wystrzegł się w swoich próbach. – Różnica w samych skokach nie jest duża, ale nie brakuje jej w efekcie, jaki to wszystko daje. Wczoraj panowały nieco inne warunki i drobne błędy, które popełniałem, pozwalały jeszcze odlecieć. Dzisiaj trzeba było się zmagać z nieco trudniejszymi okolicznościami i podobne błędy nie umożliwiały dłuższych skoków – zdradził dwukrotny zwycięzca zawodów Pucharu Świata.

Wicemistrz świata juniorów z 2009 roku w swoich wypowiedziach nie szczędził miejsca na skrupulatną analizą głównej kwestii, przez którą nadal nie można w jego przypadku mówić o w pełni ustabilizowanej dyspozycji. Co bardzo istotne, problematyczny aspekt nie wydaje się złożony. Przeciwnie, przy odrobinie szczęścia być może uda się go wyeliminować w trybie natychmiastowym. Jednak z czym dokładnie zmagał się w sobotę 28-latek? – Walczę z pozycją dojazdową, co też zdarzało się w Pucharze Kontynentalnym, ale zazwyczaj bardzo szybko reagowaliśmy. Sytuacja wygląda tak, że jeśli dobrze dojadę do progu, wszystko funkcjonuje i jest dość automatyczne. Wczoraj tak było w skoku kwalifikacyjnym i to był jedyny skok, w którym to funkcjonował, jak należy. Dzisiaj ta sztuka się nie udała.

– Wracam do rytmu Pucharu Świata, kiedy jestem częścią polskiego kwartetu. Po rocznej przerwie nie jest to łatwe zadanie, aczkolwiek zawsze lubiłem konkursy drużynowe i często skakałem w nich lepiej niż w trakcie rywalizacji indywidualnej, dlatego szkoda mi, że dzisiaj tego nie potwierdziłem. Nie jest łatwo i nie chodzi o samą sytuację zawodów, czy fakt, że to ten czwarty był w tym sezonie problemem, a o sprawy czysto techniczne – dodał kilka chwil później Kot.

Seria małych niepowodzeń nie zraziła Kota. Olimpijczyk z Soczi oraz Pjongczangu jest gotowy wraz ze sztabem szkoleniowym stawić czoła wyzwaniu. – Musimy znaleźć na to jakieś lekarstwo. Wiadomo, że nie jest łatwo odnaleźć odpowiedni rytm przy nowym kombinezonie i sprzęcie, bo to inny materiał, w którym nie skakałem wcześniej, ale na pewno damy sobie z tym radę – zadeklarował.

Jednocześnie reprezentant klubu AZS Zakopane pozostał wierny swojej filozofii wysokich celów. W tym przypadku swoim zasięgiem objęły one całą polską ekipę.  – Jeżeli popatrzymy z pozytywnej strony, to występ w Oslo faktycznie był lepszy niż w Lahti. Jesteśmy jednak ambitnym zespołem, który wie, gdzie jest jego miejsce.  Każdy liczył na więcej. Seria próbna była dla nas dużo bardziej udana, więc to też pokazuje nasz potencjał. Chcielibyśmy wrócić na podium, na jego najwyższy stopień. Pracujemy nad tym – przekonywał medalista mistrzostw świata w drużynie.

Piotr Żyła:

Niewielka strata do miejsca na podium nie odbiła się negatywnie na nastroju wiślanina. Żyła zwrócił uwagę przede wszystkim na pozytywną stronę sobotniego konkursu. – Trzecie miejsce lepsze od czwartego, czwarte lepsze od szóstego. Reasumując, nie jest źle. Przed nami jeszcze jedna drużynówka. Będziemy walczyć  – zapowiedział 10. skoczek klasyfikacji generalnej.

Mimo iż w sobotnie popołudnie na Holmenkollen były rekordzista Polski w długości lotu spisał się więcej niż solidnie, to nie obyło bez pewnych, a zarazem znaczących niedociągnięć. Wszystko za sprawą skoku w rundzie finałowej, którego poziom nie sposób porównać do pierwszej próby 33-latka. – Delikatnie nadwyrężyłem limit. Co zrobić, czasami tak bywa – przyznał Żyła.

Chciałoby się powiedzieć, że szansa na poprawę już jutro, ale jeśli wierzyć prognozom, wcale nie jest to pewne. Meteorolodzy zapowiadają w Oslo bardzo silny wiatr. Jak na taki scenariusz zapatruje się najstarszy Polak, który występuje obecnie w zawodach najwyższej rangi? – Słyszałem na dole, że ma jutro wiać, ale najważniejsze, żeby nie padało, a będzie dobrze.

Przy okazji zmagań w Oslo, z wiadomych przyczyn, organizatorzy starają się podnieść świadomość ludzi na temat dezynfekcji. Przed konkursem w rolę instruktorów  wcieli się sami skoczkowie, w tym również Żyła. – Trzeba dbać o siebie, o higienę i dawać dobry przykład – zakończył triumfator jednego z konkursów na mamucie w Bad Mitterndorf.

Z Maciejem Kotem i Piotrem Żyłą rozmawiał Piotr Bąk


Michał Grzela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (4199) komentarze: (2)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl