Upadki i wzloty – po MŚ w Oberstdorfie

  • 2021-03-10 20:00

Ach, cóż to były za mistrzostwa świata! Przepełnione wielkimi emocjami i spektakularnymi lotami. Z jednej strony chwilami pełnymi bólu i rozgoryczenia, a z drugiej obfitującymi w momenty euforii i ogromnej radości. W związku z powyższym nie mogło zabraknąć tradycyjnego rankingu „Upadków i wzlotów”. Z subiektywnego punktu widzenia wyłonieni zostali skoczkowie, którzy najbardziej zapadli w pamięć po głównej imprezie sezonu.

Upadki:

5. Bor Pavlovčič
Po weekendzie w Klingenthal nazwisko „Pavlovčič” stało się bardzo popularne w świecie skoków. Słoweniec pierwszy raz w karierze mógł cieszyć się z miejsca na pucharowym podium, mało tego – na Vogtland-Arenie uplasował się w czołowej trójce w obu konkursach. Wielu spekulowało, że to właśnie on może być czarnym koniem mistrzostw świata i sprawić kibicom wielką niespodziankę, podobnie jak Killian Peier przed dwoma laty w Innsbrucku/Seefeld. Trener Robert Hrgota obdarzył swojego podopiecznego dużym kredyt zaufania. Pavlovcic był pewien startu w pierwszym konkursie indywidualnym, bez względu na wyniki treningów. Kiedy na małej skoczni triumfował Piotr Żyła, 22-latek zakończył zawody na 8. miejscu i mogło się wydawać, że to obiecujący rezultat, biorąc pod uwagę fakt, że był to debiutancki występ Słoweńca na MŚ. Z każdą kolejną próbą skoczek wyglądał niestety coraz słabiej. W trakcie rywalizacji na dużym obiekcie nieoczekiwanie okazało się, że 24-latek został zdyskwalifikowany za nieprzepisową długość nart. Zabrakło go również w składzie na konkurs drużynowy. Sam Pavlovcic nie odniósł się do decyzji trenera. – Nowe doświadczenia, upadki i wzloty. Za mną 12 ekscytujących dni. Do zobaczenia w Planicy – podsumował krótko po zawodach. Czy mógł się spisać lepiej? Oczywiście. Wydaje się, że sam spodziewał się dużo lepszego rezultatu. Być może wygórowane oczekiwania i presja nieco go przygniotły.

4. Ryoyu Kobayashi 
Wielki dominator sezonu 2018/19 tej zimy długo nie mógł się odnaleźć. Kobayashi często „lądował” dopiero pod koniec drugiej dziesiątki zawodów, co nie było dla niego komfortowe. Turniej Czerech Skoczni zakończył na niezłym, jak na tamten moment sezonu, 6. miejscu. Po zakończeniu niemiecko-austriackich zmagań nastąpiło pewne przełamanie. Regularnie plasował się w najlepszej dziesiątce. Po wielu miesiącach przerwy w Zakopanem powrócił na podium i po raz 18. w karierze usłyszał swój ojczysty hymn. Ten wynik powtórzył także w Rasnovie. Wydawało się, że będąc w tak dobrej dyspozycji, powalczy o medale mistrzostw świata. Znów nie tym razem. Déjà vu z Seefeld - rywalizacja w Oberstdorfie okazała się dla niego o wiele trudniejsza, niż mogłoby się wydawać. Japończyk nie będzie mile wspominał spędzonego czasu w Niemczech, między innymi ze względu na upadek, który zanotował podczas występu na dużej skoczni. „To było głupie” – podpisał zdjęcie, na którym opuszczał zeskok z jedną nartą w ręku. Był w sportowym „gazie”, ale podobnie, jak w Seefeld, nie udało mu się zdobyć indywidualnego medalu. Niektórzy nazywają to klątwą Japończyków, którzy mają spory problem w trakcie najważniejszych imprez w sezonie. W takiej sytuacji trudno o optymizm, ale Ryoyu Kobayashi już nie raz udowadniał, że na skoczni potrafi być nieobliczalny.

3. Markus Eisenbichler 
Szalony policjant był pierwszym liderem sezonu, a także najlepszym skoczkiem niemieckiej reprezentacji. Wydawało się, że będzie się liczył w walce o Kryształową Kulę. Bój o pozycję lidera początkowo był udany, ale gdy do gry zaczęli powracać inni zawodnicy z czołówki, Markus Eisenbichler nieco obniżył loty. Mimo wszystko starał się zachowywać nerwy na wodzy, co na pewno nie było łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę jego porywczy i wybuchowy sposób bycia. Nawet po wielkich wpadkach potrafił się pozbierać i wyciszyć. Mistrzostwa świata w Oberstdorfie były najważniejszym punktem w harmonogramie obecnej zimy dla wszystkich drużyn. Szczególnie dla Niemców, którzy mieli chrapkę na zdobycie jak największej liczby medali. 2. zawodnik klasyfikacji generalnej PŚ imponował świetną dyspozycją od samego początku zmagań. W seriach próbnych i treningach prezentował się znakomicie, zostawiając konkurencję w oddali. Niestety, tylko na tyle wystarczyło. Marzenie gospodarzy wprawdzie się ziściło, ponieważ w filmie pod tytułem „MŚ 2021 – Oberstdorf” zmienili się jedynie aktorzy. Reprezentant klubu TSV Siegsdorf stracił główną rolę na rzecz Karla Geigera, który skupił na sobie uwagę wszystkich. Choć z drużyną Eisenbichler zdobył złoto, to z całą pewnością indywidualny medal dałby mu dużo więcej radości. To bardzo doświadczony zawodnik, a jednak można odnieść wrażenie, że w kluczowym momencie rosnące napięcie przerosło go. Jest w czołówce, ale w najważniejszych momentach usuwa się nieco w cień, co przydarzyło się właśnie w Oberstdorfie. 

2. Halvor Egner Granerud 
Jeżeli mielibyśmy stworzyć ranking największych pechowców tegorocznych mistrzostw świata, Halvor Egner Granerud z pewnością znalazłby się na pierwszym miejscu tego zestawienia. Norweg był murowanym kandydatem do złota nie tylko na dużym obiekcie, ale również na normalnym, chociaż nie jest to jego ulubiony rodzaj skoczni. Wygrał serię próbną, a także kwalifikacje. Przy odrobinie szczęścia znalazłby się na podium, gdyby skok w pierwszej rundzie ocenianej był dłuższy, a warunki bardziej łaskawe. 4. miejsce w innych okolicznościach byłoby świetnym wynikiem, ale nie w tym sezonie. Kolejną szansą był drugi konkurs indywidualny, lecz dzień przed kwalifikacjami marzenia o medalu obróciły się w pył. 24-latek musiał uznać wyższość najgorszego wroga tej zimy – koronawirusa. Jego występ na mistrzostwach w Oberstdorfie dobiegł końca. Lider Pucharu Świata był zawiedziony i bardzo smutny. – W życiu spotykają nas wzloty i upadki, ale dla mnie ten sezon i tak jest spełnieniem marzeń. Osiągnąłem swoje cele. Najważniejsze, aby wrócić teraz do pełni sił – pisał w mediach społecznościowych. Kiedy wydawało się, że nic nie będzie go w stanie pocieszyć, nadeszła pozytywna wiadomość. Rozstrzygnięto w końcu kwestie organizacyjne dotyczące pucharowego kalendarza. Indywidualne konkursy do końca zimy zostały zaledwie trzy, a to oznaczało jedno - Norweg został oficjalnie ogłoszony zdobywcą Kryształowej Kuli. – Nawet jeżeli to wydawało się bardzo prawdopodobne w ciągu ostatnich miesięcy, i tak jest to niesamowite uczucie, że w końcu otrzymałem potwierdzenie – cieszył się skoczek. Słodko-gorzkiego czempionatu w Oberstdorfie z pewnością nigdy nie zapomni.  

1. Kamil Stoch
Nie tak miały wyglądać mistrzostwa świata w wykonaniu naszego czempiona. Do Oberstdorfu wyruszał przepełniony pozytywną energią, tuż po zajęciu 2. pozycji w zawodach Pucharu Świata w Rasnovie. Niestety, dobra dyspozycja i waleczne nastawienie jakby uleciały, czego skutkiem były skoki, w których nie było widać charakterystycznej dla skoczka z Zębu energii i „nakręcenia”. Uśredniając wyniki indywidualne, 22. i 19. miejsce były jego najgorszymi rezultatami od debiutu w tej imprezie w 2005 roku w… Oberstdorfie. Historia zatoczyła koło, ale na szczęście miała swój happy end. Na osłodę – brąz zdobyty w drużynie i próby, które wlały sporo optymizmu w serca wszystkich polskich kibiców, a co najważniejsze, samego Kamila. – To była moja najlepsza wersja na tych mistrzostwach. Coś mnie odblokowało. Jaki był na to przepis? Nie wiem. Nie analizowaliśmy piątkowych zawodów – miałem iść i zrobić swoje – przyznał po konkursie drużynowym. Czy w tym szaleństwie jest metoda? Zdaje się, że tak, a jest jeszcze tej zimy o co walczyć. W końcu sezon jeszcze się nie zakończył, a zostało to, co Kamil lubi najbardziej – Planica i długo wyczekiwane loty narciarskie.

 

Wzloty: 

5. Witalij Kaliniczenko
Podczas gdy najlepsi skoczkowie rywalizowali o tytuł mistrza globu, w dolnej części tabeli toczyła się zażarta walka o jak najlepszy rezultat końcowy. Reprezentanci Ukrainy byli traktowani jako outsiderzy, a awans któregokolwiek z nich do konkursu głównego MŚ postrzegano jeszcze przed rozpoczęciem obecnego sezonu jako spore osiągnięcie. Witalij Kaliniczenko spisywał się jednak od początku zimy całkiem nieźle. Wysokie lokaty w Pucharze Kontynentalnym sprawiły, że trenerzy dali mu szansę startu w PŚ. W Zakopanem i w Rasnovie zajmował miejsca w czwartej i piątej dziesiątce, pokonując wielu bardziej utytułowanych zawodników. Zaskoczył wszystkich w Oberstdorfie, osiągając rezultat, którego nikt po nim się nie spodziewał. 29. miejsce wywalczone w konkursie indywidualnym na skoczni dużej jest życiowym osiągnięciem skoczka pochodzącego z Worochty. Wprawdzie w rywalizacji zespołowej nie udało mu się „pociągnąć” swojej ekipy, choć Ukraińcy uplasowali się nad Kazachami, którzy posiadają nieco większe doświadczenie w zmaganiach najwyższej rangi. Oby tak dalej!

4. Robert Johansson: 
W świecie skoków narciarskich to jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk, więc tym bardziej trudno uwierzyć, że to dopiero pierwszy indywidualny medal MŚ w karierze Roberta Johanssona. Chociaż w obecnym sezonie 30-latkowi udało się kilkukrotnie wskoczyć na podium, a nawet wygrywać zawody, nie błyszczał takim blaskiem, jak parę sezonów temu. Obecnie największą gwiazdą w kadrze Norwegii jest inny zawodnik, więc pozostałym skoczkom trudno było się przebić i konkurować na tym samym poziomie. W Oberstdorfie całą norweską drużynę zaskoczyła choroba Halvora Egnera Graneruda. Pojawił się stres, niepewność i zdenerwowanie. Start na dużej skoczni był zagrożony. Kiedy okazało się, że reszta kadry jest zdrowa, zawodnik z Lillehammer wykorzystał swoją szansę w stu procentach. W odpowiednim momencie udowodnił, że jest w stanie pokonać wszystkie negatywne emocje. Szczególnie skok w drugiej serii był potwierdzeniem świetnego przygotowania do mistrzostw. Cała ta historia sprawiła, że srebrny medal Johanssona „smakował” całej reprezentacji równie dobrze, jak złoty. 

3. Stefan Kraft
Dla Stefana Krafta walka o Kryształową Kulę zakończyła się już po pierwszym weekendzie sezonu. Najpierw z rywalizacji wykluczył go koronawirus w austriackim zespole. Gdy wydawało się, że problemy już za nim, odezwała się kontuzja pleców, która sprawiła, że musiał włączyć tryb „oszczędnościowy”. Wobec nieszczęśliwego splotu zdarzeń, Austriak wszystkie siły skupił na szlifowaniu swojej dyspozycji przed najważniejszymi zawodami zimy – mistrzostwami świata w Oberstdorfie. Okazało się, że perfekcyjną formę udało mu się przygotować na jeden, konkretny dzień. Kto wie, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby obecny był na starcie dominator zimy, Halvor Egner Granerud? Teraz jednak nie ma co gdybać. Kraft był najlepszy już w czwartkowych kwalifikacjach, a w piątek potwierdził, że na obiekcie o punkcie HS ulokowanym na 137. metrze czuje się najlepiej spośród wszystkich zawodników. Jego agresywny, „lotny” styl idealnie pasował do parametrów Audi Areny, dzięki czemu zdobył trzeckoi złoty medal mistrzostw świata w karierze. Ciekawostka - to właśnie w Oberstdorfie odniósł swój premierowy triumf w Pucharze Świata, a odkąd regularnie startuje w zmaganiach najwyższej rangi, nie zajął tam na dużym obiekcie niższej lokaty niż 7. miejsce. Teraz pozostaje życzyć dwukrotnemu zwycięzcy klasyfikacji generalnej PŚ dużo zdrowia. Niewykluczone, że jeśli tego nie zabraknie, Kraft powalczy równie skutecznie o medale mistrzostw świata za dwa lata w Planicy.

2. Karl Geiger
Geiger uważany był za zawodnika wybitnie „imprezowego”. I nie, absolutnie nie chodzi tu o zamiłowanie do wieczornych zabaw przy głośnym akompaniamencie muzyki, a o umiejętność przygotowania odpowiedniej dyspozycji na kluczowe momenty sezonu. A w bieżącym Niemcowi zdarzało się wpadać w większe lub mniejsze dołki formy. Nie dość przyznać, że po Turnieju Czterech Skoczni Geiger zaledwie dwukrotnie zajął lokatę w czołowej dziesiątce pucharowych zmagań. Tuż przed MŚ, w Rasnovie, błysnął, stając na najniższym stopniu podium. Tym samym zasygnalizował, że na swojej ziemi powalczy o najwyższe lokaty. Tak też się stało. Geiger został jednym z największych wygranych światowego czempionatu. Z Oberstdorfu wywiózł cztery medale - dwa złota zdobyte w rywalizacji drużyn męskich oraz mikstów, a także dwa wywalczone samodzielnie, choć z nieco mniej cennego kruszcu. Do pełni szczęścia zabrakło tytułu indywidualnego mistrza świata, ale srebro i brąz odpowiednio ze skoczni normalnej i dużej z pewnością zadowoliły 28-latka. – To szaleństwo. Nie spodziewałem się, że pójdzie mi tak dobrze w każdym konkursie. Bardzo się cieszę, że to wszystko stało się w mojej rodzinnej miejscowości – skomentował swoje występy. Cóż, w tym wypadku wypada po prostu pogratulować.

1. Piotr Żyła

Bezapelacyjnie – największy bohater mistrzostw. Zresztą nie tylko dla polskich fanów, ponieważ wyczyn Polaka doceniły także media z całego świata. Już pierwszy treningowy dzień zwiastował wysoką dyspozycję skoczka pochodzącego z Wisły. Każdego weekendu pierwsze skoki Żyły były nieco niemrawe, jakby leniwe. W Niemczech sytuacja wyglądała zgoła odmiennie. Próby na poziomie czołowej dziesiątki sprawiały, że zaczynano nieśmiało mówić o tym, że 34-latek może zostać czarnym koniem rywalizacji. Nie docenili go jednak bukmacherzy, którzy za wygranie przez nieco samej 1. serii medalowego konkursu wypłacali trzydziestokrotność stawki. On postanowił im zagrać na nosie, okazując się najlepszym nie tylko w pierwszej rundzie, ale triumfując w całych zawodach. Wprawne oko zauważyło pewną zależność, która mogła przesądzić o zwycięstwie Polaka. Na obiekcie normalnym parabola lotu Żyły 20 metrów po wyjściu z progu była zdecydowanie najwyższa z całej stawki. Gdy ten fakt udało się połączyć z wykorzystaniem umiejętności aktywnego „szukania” powietrza w locie i bardzo dobrym lądowaniem, jako wypadkową otrzymaliśmy złoty medal. Podopieczny Michala Doležala stał się z automatu jednym z najbardziej utytułowanych polskich skoczków narciarskich w historii. Przynajmniej dwoma indywidualnymi medalami światowego czempionatu mogą się pochwalić wyłącznie Adam Małysz i Kamil Stoch. Piotrowi na pewno będzie mało – sam przyznał, że zamierza walczyć o jeszcze więcej w 2023 roku w Planicy. – Za dwa lata wypolerujemy medal i będzie – przyznał humorystycznie po zdobyciu brązowego krążka w rywalizacji drużynowej. Życzymy mu samych „wypolerowanych” medali w przyszłości!

 


Piotr Bąk i Dominika Wierzba, źródło: Informacja własna
oglądalność: (7256) komentarze: (6)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Robert Johansson252 profesor
    @kkkk

    Przecież Włochów covid wykruszył...

  • zimowy_komentator profesor

    Zaraz, zaraz... czemu w upadkach nie ma Jędrzeja Stękały ? Według mnie to upadek większy niż Bora Pavlovcica, R. Kobayashiego czy nawet Kamila Stocha.

  • kkkk doświadczony
    Upadki i wzloty - drużyny

    Upadki
    1. Włochy
    2. Finlandia
    3. Norwegia
    4. Słowenia
    5. Japonia
    Wzloty
    1. Niemcy
    2. Ukraina
    3. Austria
    4. Rumunia
    5. Szwajcaria

  • KrzyK_ stały bywalec

    "Przy odrobinie szczęścia znalazłby się na podium, gdyby skok w pierwszej rundzie ocenianej był dłuższy, a warunki bardziej łaskawe". Z tymi warunkami się nie zgadzam. Przecież Norweg miał chyba tylko 2 punkty więcej dodane za wiatr od reszty (konkurs był bardzo sprawiedliwy). Po prostu zepsuł skok, gdyby trafił idealnie na progu itd. to on z takim wiatrem i tak na spokojnie prowadziłby po pierwszej serii.

  • Robert Johansson252 profesor

    Wreszcie nieźle napisane upadki i wzloty!

  • King profesor

    Szczerze mówiąc mnie bardziej zaskoczył Feldorean swoim chyba 45 miejscem i dobrym skokiem w drużynie niż ta "30" Kalinichenki ;)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl