USA - kraj zaprzepaszczonych szans?

  • 2021-12-24 20:13

W przeciwieństwie do swoich kolegów z reszty świata amerykańscy skoczkowie nie nacieszą się świętami Bożego Narodzenia. W dniach 24-26 grudnia na odnowionych skoczniach w Lake Placid będą walczyli o bilet na igrzyska w Pekinie. Niejako przy tej okazji wybierzmy się dziś wirtualnie za ocean, by przybliżyć sobie w ogólnym zarysie historię tamtejszych skoków.

Przebudowa skoczni w Iron MountainPrzebudowa skoczni w Iron Mountain
fot. Kiwanis Ski Club
Alan Alborn w Kuusamo 2006Alan Alborn w Kuusamo 2006
fot. Tadeusz Mieczyński
Clint JonesClint Jones
fot. Vicktoria Murawska
Sarah HendricksonSarah Hendrickson
fot. Tadeusz Mieczyński
Lindsey VanLindsey Van
fot. Tadeusz Mieczyński
01.08.2015 - Podium Mistrzostw USA pań w Park City01.08.2015 - Podium Mistrzostw USA pań w Park City
fot. facebook.com/lemare.lea

Stany Zjednoczone od wielu lat próbują dorównać najlepszym drużynom świata, choć – póki co - bez większego powodzenia. Były jednak czasy, gdy skoki narciarskie w tym kraju biły rekordy popularności i aspirowały do miana sportu narodowego. Co zatem stało się, że okres świetności pozostał jedynie wyblakłym wspomnieniem?

Pionierzy z Norwegii

Historia skoków w USA sięga końca XIX w. i jest związana bezpośrednio z falą norweskich imigrantów. Jednym z prekursorów tego sportu był skoczek Sondre Norheim, który zamieszkał w Północnej Dakocie niedaleko Villard w hrabstwie McHenry. Norheim – uważany za pioniera współczesnego narciarstwa, bardzo znany w swej ojczyźnie - po przeprowadzce nie porzucił swej ukochanej dyscypliny sportu. Mówi się, że przed drzwiami wejściowymi jego domu zawsze stała para nart. Za swoje zasługi doczekał się mu pomnika w Scandinavian Heritage Park w Minot (1987), a rok później statua została odsłonięta w Morgedal (Norwegia) przez króla Olafa V. Drugą istotną dla popularyzacji skoków narciarskich w Stanach Zjednoczonych postacią był dwuboista Karl Havelsen (znany w USA jako Carl Howelsen). Swój amerykański sen przyjechał spełniać 20 lat po Norheimie osiedlając się w Kolorado. „Latający Norweg” - jak go nazywano - trenował tam biegi i skoki narciarskie, a w 1914 roku wybudował skocznię w Steamboat Springs. Wtedy też zorganizował pierwszy Zimowy Karnawał jako próbę promocji tego sportu i celebrację zimy. Kompleks skoczni nazwany jego nazwiskiem składa się dziś z obiektów o punktach K 18,27,41,68,90 i 114 m.  Havelsen powrócił do ojczyzny w 1922 roku, aby odwiedzić rodziców. To właśnie wtedy poznał swoją przyszłą żonę i zdecydował się pozostać w Norwegii aż do śmierci w 1955. Podobnie jak Norheim, również i on doczekał się swojego pomnika, który stanął na głównej ulicy Steamboat Springs. W 1983 wydano biografię Havelsena pt. „Latający Norweg” napisaną przez jego syna, Leifa.

W pierwszej połowie XX w. skoki narciarskie były coraz prężniej rozwijającą się, efektowną dyscypliną angażująca już nie tylko skandynawskich imigrantów, ale także rdzennych Amerykanów ciekawych nowego sportu. Zawody rozgrywano m.in. na Mount Rainier, w Cle Elum, Snoqualmie Pass, Leavenworth, Mount Spokane, Mount Baker czy White Pass. W 1924 roku podczas Igrzysk Olimpijskich w Chamonix Stany Zjednoczone wywalczyły za sprawą Andersa Haugena, jedyny jak dotąd, medal w skokach narciarskich. Amerykanin norweskiego pochodzenia otrzymał go jednak 50 lat później. Wszystko przez pomyłkę w punktacji, którą dostrzegł historyk Jacob Vaage. Przeglądając wyniki olimpiady zauważył, że Haugen prawidłowo otrzymał 17.916 punktów, zaś ocena jego rywala Thorlife'a Hauga była zawyżona (powinna wynieść 17 821 punktów, a nie 18 000 jak to wtedy obliczono). Mężczyzna powiadomił MKOL i po latach medal trafił w ręce prawowitego właściciela.

Śmiertelne żniwo

Przed II Wojną skoki w Stanach były uprawiane w sposób bardziej widowiskowy i efektowny niż w Europie, gdzie kładziono trochę większy nacisk na styl lotu zawodnika, czego pilnowali zwłaszcza dumni wynalazcy tego sportu, Norwegowie. W USA liczyła się przede wszystkim odległość, stąd często padały tam rekordy świata. Skoki traktowano również jak element popisów cyrkowych. Zdarzały się pokazy, w których skoczkowie skakali na nartach przez słonie... Powstawały skocznie budowane na dużych stadionach, a nawet w zamkniętych halach.

Gdy nowa dyscyplina zdawała się zdobywać serca Amerykanów, swoje żniwo na skoczniach zaczęła zbierać śmierć. Jednym z pierwszych, który doświadczył tego na własnej skórze, był 12-letni zaledwie Raymont Roullier. Chłopiec swój feralny skok oddał 25 stycznia 1925 roku na skoczni Goff Falls w Manchesterze w stanie New Hampshire. Błąd w powietrzu spowodował gwałtowny upadek zakończony złamaniem karku. Kolejną ze śmiertelnych ofiar był utalentowany Paul Bietila – mistrz USA juniorów z 1936 roku. Niestety, 5 lutego 1939 roku jego kariera została przedwcześnie przerwana przez wypadek, który wydarzył się podczas treningu przed mistrzostwami w St. Paul. Młody zawodnik po wylądowaniu na oblodzonym zeskoku stracił panowanie nad nartami i uderzył w płot znajdujący się po lewej stronie skoczni. Po tym nieszczęśliwym wypadku Bietila długo walczył o życie, jednak po 3 tygodniach zmarł na skutek powikłań, jakimi były zapalenie opon mózgowych i zapalenie płuc. Do równie tragicznego zdarzenia doszło w 1952 roku na skoczni nieopodal Beaver Lake w stanie Oregon, kiedy William Gundersen uderzył w widza. Reprezentujący Drammen BK zawodnik złamał kark i zmarł zanim zdążono przetransportować go do szpitala. Na szczęście, drugi z poszkodowanych przeżył.

Po tych wypadkach skoki narciarskie uznano na zbyt niebezpieczne i przestano je promować. Bez wsparcia mediów i sponsorów trudno było utrzymać zainteresowanie i wysoki poziom sportowy. Gwoździem do trumny okazał się pożar kompleksu skoczni Milwaukee Road Ski Bowl w Hyak 2 grudnia 1949 roku. Odbywały się na nim krajowe mistrzostwa w skokach narciarskich, a także próby drużyn olimpijskich (1948). W tamtym czasie był to największy tego typu kompleks w Ameryce Północnej. Niestety po tym, gdy spłonął, nie został nigdy odbudowany. Co prawda na terenie Stanów Zjednoczonych działały jeszcze inne skocznie, jak ta w Leavenworth, gdzie do końca lat 70. organizowano większe zawody (w tym mistrzostwa kraju), jednak zainteresowanie tą dyscypliną nie rosło, a brak środków na modernizację obiektów i szkolenie tylko pogłębiały ten impas.

Czas dużych talentów - od Hastingsa do Alborna

Nastały lata 80., a wraz z nimi najlepszy okres dla amerykańskich skoczków pod względem sukcesów na międzynarodowej arenie. Najzdolniejszym, jak dotychczas, reprezentantem tego kraju w historii był Jeffrey Hastings, który w Pucharze Świata zadebiutował w sezonie 1980/81. Pierwsze lepsze wyniki przyszły już kolejnej zimy, gdy w Strbskim Plesie po raz pierwszy stanął na podium. W najlepszej trójce znalazł się jeszcze pięciokrotnie. Podczas olimpiady w 1984 roku na dużej skoczni przegrał brązowy medal z Pavlem Plocem o 0,2 pkt! To najlepszy wynik Amerykanina od lat 20. Osiągnięcia Hastingsa były tym bardziej imponujące, że na co dzień zawodnik mieszkał w kampusie Williams College w Massachusetts - Jeff był unikatem w świecie skoków. W tygodniu studiował na uczelni, a w weekend opuszczał kampus i leciał do Europy czy Azji rywalizować z zawodnikami, którzy byli profesjonalistami i trenowali przez cały rok. - wspomina jego trener, Bud Fischer. Ale amerykańskie skoki miały też swoje inne zdolne dzieci. Sukcesy na światowych arenach odnosili także John Broman (3 miejsce w zawodach PŚ w Ironwood 13 lutego 1981 roku i wygrana tydzień później w Thunder Bay) oraz Mike Holland, który czterokrotnie stawał na podium Pucharu Świata, a w 1985 roku ustanowił w Planicy rekord długości skoku (186 m) pobity jednak tego samego dnia o metr przez legendarnego Mattiego Nykaenena. Na kartach historii zapisał się też brat Mike'a, Jim,drugi w PŚ w Thunder Bay w grudniu 1991 roku

Lata 90. to kolejne kroki w tył. Nadzieją na nawiązanie do dawnych sukcesów amerykańskich skoczków miał być fiński trener Karie Yliantil, którego zatrudniono przed igrzyskami w Salt Lake City. Na przełomie wieków świat usłyszał o dużych talentach - Clincie Jonesie i Alanie Albornie. Pierwszy z nich nie odniósł co prawda większych sukcesów na igrzyskach i w Pucharze Świata, za to w klasyfikacji Letniego Gdand Prix 2002, traktowanego wówczas przez najlepszych skoczków dużo poważniej niż dziś, uplasował się na drugiej pozycji, co pozostało jego największym sportowym osiągnięciem. Alan Alborn na igrzyskach w Salt Lake City poradził sobie nieco lepiej (11 miejsce na K-90 i 34 miejsce na K-120), choć najlepsze wyniki w karierze przyniosły mu konkursy Pucharu Świata, w których otarł się o podium - 6 i 4 miejsce w 2001 roku w Engelbergu oraz 6 lokata w 2002 w Bischofshofen. Obaj jednak na zawsze pozostali zawodnikami o niespełnionym potencjale. Jak sytuacja wygląda dziś? Nijak. Co prawda kadra narodowa, trenująca na co dzień w Słowenii jeździ regularnie na zawody Pucharu Świata, jednak Amerykanie rzadko kwalifikują się do drugiej serii. Kevinowi Bicknerowi, Casey Larsonowi czy Andrew Urlaubowi nie sposób odmówić talentu, ale bez wsparcia finansowego i technologicznego na najwyższym poziomie nie mają szans w wyścigu z Niemcami, Austriakami czy Norwegami. Co jakiś czas pojawiają się też nowe twarze (jak Patrick Gasienica, zawodnik o polskich korzeniach), lecz znajdują się lata świetlne za światową czołówką

Skoczkinie i kombinatorzy lepsi od skoczków

W przeciwieństwie do panów jeszcze całkiem niedawno na międzynarodowych skoczniach triumfy święciły przedstawicielki żeńskiej kadry narodowej. Na wyróżnienie zasługują przede wszystkim Lindsey Van (złota medalistka Mistrzostw Świata w Libercu w 2009 roku, druga zawodniczka klasyfikacji generalnej Pucharu Kontynentalnego, Puchar Świata jeszcze nie istniał, w sezonach 2004/2005 i 2005/2006 oraz trzecie miejsce kolejnej zimy), Jessica Jerome (trzecia w klasyfikacji generalnej PK w sezonie 2005/2006) czy najbardziej utytułowana amerykańska skoczkini – Sarah Hendrickson, która w 2013 roku zdobyła złoto Mistrzostw Świata w Val di Fiemme, w sezonie 2011/2012 sięgnęła po Kryształową Kulę, a rok później uplasowała się na drugim miejscu. Wśród jej zdobyczy są także srebro (2012) i brąz (2010) Mistrzostw Świata Juniorów. Niestety, po operacji pleców nigdy nie wróciła już do międzynarodowej rywalizacji, a w marcu tego roku oficjalnie ogłosiła zakończenie kariery. Warto zauważyć, że jeszcze jakiś czas temu spore sukcesy odnosili amerykańscy dwuboiści. Na wyróżnienie zasługują przede wszyscy tacy zawodnicy jak Johnny Spillane, Todd Lodwick czy legendarny Bill Demong. Ten ostatni jest prawdziwą gwiazdą kombinacji norweskiej, a do jego największych sukcesów zaliczyć można m.in. złoto i srebro na IO w Vancouver w 2010 roku, cztery medale Mistrzostw Świata (złoto w 2009, srebro 2007, dwa razy brąz 2009 i 2013), a także dwukrotnie trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ (2007/2008, 2008/2009).

Longest standing i Ironwood

Dwa lata temu polskie media rozpisywały się o niekonwencjonalnej odmianie skoków, całkiem popularnej w USA, rozgrywanej w formule Longest standing (ang. najdłużej ustany). W zawodach wygrywa po prostu ten, kto odda najdłuższy ustany skok. Tego typu zasadom sprzeciwia się jednak Światowa Federacja Narciarska wskazując, iż stanowią one poważne zagrożenie dla zdrowia i życia zawodników. - FIS patrzy na to nieprzychylnie, ale nie ma co się dziwić. Skoki obwarowane przepisami są dyscypliną kanoniczną, a to jest odstęp od tego kanonu, do tego rozgrywane poza strukturami FIS. Dodatkowo różnie bywa z bezpieczeństwem. Przykro by było, gdyby jakiś junior zrobił sobie krzywdę – mówił komentator skoków Igor Błachut w rozmowie ze sport.pl. (Trudno odmówić mu słuszności, lecz tam, gdzie jest dużo emocji i ryzyka, zawsze znajdą się chętni widzowie.)

Światełkiem w tunelu są z pewnością modernizacje infrastruktury, jakie poczyniono w ostatnim czasie. W Iron Mountain już w kolejnym sezonie ma zostać rozegrany Puchar Świata, a skocznie w Lake Placid, które jako jedyne w Stanach posiadają tory lodowe, będą gościły w 2023 zimową Uniwersjadę. Warto jeszcze wspomnieć o jedynej skoczni mamuciej poza Europą – w Ironwood (obecnie tych kryteriów nie spełniającej). Obiekt ten zbudowano w 1969 roku, jednak od 1994 nie oddawano na nim żadnych skoków (pierwsze i ostatnie zawody PŚ rozegrano w 1981 roku.) W ostatnich latach kilkukrotnie podejmowano próby przywrócenia jej dawnej świetności. W 2013 roku ulepszono m.in. wyciąg krzesełkowy i powiększono zeskok. Planowano także gruntowną przebudowę, aby przywrócić jej status skoczni mamuciej, a zwieńczeniem tych starań miało być rozegranie Letniego Grand Prix. Modernizacja, szacowana na około 13 (inne źródła 15) milionów dolarów, ostatecznie nie doszła do skutku ze względów finansowych.

Przed 100 laty skoki narciarskie w USA niewątpliwie przeżywały swój okres rozkwitu. Dla Amerykanów były one czymś niezwykłym, nowym i świeżym, a zarazem emocjonującym i przyprawiającym o adrenalinę i dużą dozę ryzyka. Niestety, ten ostatni czynnik mocno zahamował ich rozwój na długi czas i – pomimo pojawienia się paru dobrych zawodników przed kilkudziesięciu laty - obecnie pozostają tylko egzotyczną dyscypliną na peryferiach sportowego świata. 


Anna Pałac, źródło: Wikipedia, sport.pl, skijumping.pl, inf. własne
oglądalność: (9677) komentarze: (43)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Chester79 początkujący

    "...W zawodach wygrywa po prostu ten, kto odda najdłuższy ustany skok."

    To mi się podoba, rozumiem troskę o bezpieczeństwo, itd. itp., ale świetny patent na promocję skoków w ogóle. jasna klarowna sytuacja, kto skoczył najdalej wygrywa, nie tylko brak zaciemniających obraz przeliczników, ale też nawet not za styl, jedyny warunek to ustany skok. Nie mówię żeby od razu takie coś było w kalendarzu. ale kilka pokazowych zawodów w sezonie by się przydało.

  • Wojciechowski profesor
    @Bernat__Sola

    A tak, faktycznie, zapomniałem o Norwegu, on skakał jakoś w miarę wcześnie.

  • Bernat__Sola profesor
    @Wojciechowski

    Dziękuję za szczegółowy opis.
    Opaas chyba też się w top10 utrzymał, a nawet awansował odrobinę (jeśli tabelka z Wikipedii nie kłamie).
    A McGrane to historia podobna do Sakali w Seefeld.

  • Wojciechowski profesor
    @Bernat__Sola

    Cały ten konkurs był mocno loteryjny i zaskakujący, Nykänen i Weißflog odskoczyli mocno reszcie w pierwszej serii, a za nimi zupełna karuzela. Tylko Berg i Fijas zdołali jeszcze utrzymać się w pierwszej dziesiątce, Polak zresztą strasznie walczył o odległość w drugim skoku i mocno stracił na stylu. Za to Puikkonen fantastycznie wyszedł z progu, zawsze miał mocne odbicie, ale wtedy przebił samego siebie. Po pierwszej serii w ścisłej czołówce był bodaj Amerykanin McGrane, w drugiej serii wrócił „do normy” i gdzieś tam w otchłań przepadł, chyba na bulę spadł.

    Loteryjność tego konkursu potęgowała jeszcze inna rzecz – to były ostatnie igrzyska, gdy w obu seriach skakano w tej samej wylosowanej kolejności, więc nie dość, że w pierwszej kolejce faworyci byli rozrzuceni po liście startowej, to i w drugiej kolejce czołówka z pierwszej serii też była rozrzucona.

    I wyglądało to tak, że taki Weißflog musiał czekać ileś tam skoków na to, jak odpowie prowadzący po pierwszej serii Nykänen. Fin zepsuł skok finałowy, ale... i tak to nie był koniec konkursu, jeszcze ktoś tam skakał, jeden czy dwóch innych zawodników, którzy walczyli o jakieś tam dalekie miejsca. Na dużej skoczni podobnie było, znów Weißflog skakał przed Nykänenem w obu seriach. Fin zdeklasował wszystkich w pierwszej serii, w drugiej też, po nim ktoś tam jeszcze startował, ale mało kogo już to obchodziło.

    Aż trudno z dzisiejszej perspektywy pojąć, że tak późno ktoś wpadł na to, żeby także w imprezach mistrzowskich drugą serię ustawiać odwrotnie do wyników po pierwszej serii. W Pucharze Świata było tak od początku, a na igrzyskach dopiero w Calgary, na MŚ bodaj w Seefeld. W lotach był jeszcze większy cyrk... Dopiero w latach 90. jakoś to wszystko ujednolicono, a przecież to takie w sumie proste.

  • Bernat__Sola profesor
    @Wojciechowski

    W sumie to ja tych konkursów mistrzowskich z dawnych lat nie za bardzo kojarzę, więc dziękuję. Nazwisko Stannariusa znałem, bo był raz na podium w PŚ, a wszystkich podiumowiczów po nazwisku w miarę rozpoznam.
    A brak sensacji w jego wykonaniu został w pewien sposób zrekompensowany 4 lata później, gdy obaj brązowi medaliści wyskoczyli znikąd.

    P.S. Dobrze widzę, że Puikkonen na normalnej zdobył brąz, będąc 21. po I serii? Jeśli tak, to tym bardziej szkoda reprezentanta NRD.

  • Wojciechowski profesor
    @Bernat__Sola

    Na igrzyskach w Sarajewie doszło zresztą to pewnej ciekawej zbieżności w wynikach dwóch zawodników dziś trochę lub bardziej zapomnianych – właśnie Hastingsa i Stefana Stannariusa z NRD. Obaj zajęli w poszczególnych konkursach olimpijskich 4. miejsce i stracili dokładnie po 1,7 pkt do podium – Amerykanin na dużej skoczni, Niemiec na normalnej. Żeby tego było mało, obaj zajęli też... 9. miejsce – Amerykanin na normalnej, a Niemiec na dużej!

    I jeszcze jedno – obaj w tych mimo wszystko pechowych konkursach atakowali w z drugiej dziesiątki, oddając świetne próby w finale.

    Na tym jednak podobieństwa się chyba kończą. O ile medal dla Hastingsa nie byłby sensacją (choć nadal byłby niespodzianką), to podium dla Stannariusa już taką sensacją byłoby bez dwóch zdań. To był największy przebłysk jego dość skromnej kariery.

  • Bernat__Sola profesor

    Świetny artykuł i bardzo dobry debiut na stronie pani redaktor Pałac. Tylko kilka zastrzeżeń:
    - "Thorlife'a Hauga" = Thorleifa Hauga, "Karie Yliantil" = Kari Ylianttila. Może to czepialstwo, ale mi się jednak rzuciło w oczy, zwłaszcza to drugie.
    - "Podczas olimpiady w 1984 roku na dużej skoczni przegrał brązowy medal z Pavlem Plocem o 0,2 pkt!" - W przypadku starszych konkursów czasami w różnych źródłach są różne wyniki, ale np. wg strony pana Kwiecińskiego Hastings przegrał o 1,7 pkt.
    - Jeśli chodzi o Lindsey Van, to można było jeszcze wspomnieć, że w 2007 roku wygrała FIS Ladies Winter Tournee, czyli dawny żeński odpowiednik TCS. Do tego była trzykrotnie druga (lata 2004-06) i raz trzecia (2003). Na podium turniej kończyły też Karla Keck (druga w pierwszej jego edycji w 1999 roku) i wspomniana w tekście Jessica Jerome (trzecia, gdy odbył się on po raz ostatni w 2011).

  • Bernat__Sola profesor
    @j_sakala

    No ale nie można tak przejść obojętnie wobec występu Hastingsa w Sarajewie i w ogóle jego postawy w sezonie 1983/84, bo takiej formy Holland nigdy nie osiągnął.
    A to, że Jeff nie utrzymał się na dłużej w czołówce, wynikało po prostu z tego, że szybko zakończył karierę, jak pisali niżej @Wojciechowski i red. Dworakowski.

  • Bernat__Sola profesor
    @MrRadzio

    Dean jednak przechodzi ostatnio regularnie kwalifikacje, w zeszłym roku stał na podium PK, był bliski awansu do II serii na MŚ w Oberstdorfie. Oczywiście pierwszy raz usłyszałem o nim właśnie wtedy, jak przywieźli go na tego miksta w Czajkowskim, ale jednak można o nim powiedzieć coś oprócz tego.

  • Wojciechowski profesor
    @j_sakala

    Co do świadomości kibiców – zgadzam się, Holland przebił się na pewno bardziej, występy w lotach, rekord świata czy podia w legendarnych miejscach (Lahti czy Bischofshofen) robią swoje. Hastingsa „bronię” pewnie bardziej dlatego, że zdołał osiągnąć to w znacznie krótszym czasie, za to Holland całkiem długo rzeczywiście był w szerokiej czołówce.

    Inna sprawa, że Holland niemal zawsze zawodził w konkursach MŚ i IO, pełnię swojego potencjału pokazał chyba tylko na MŚ 1985 w Seefeld, gdzie byłby naprawdę blisko medalu, gdyby nie pewne braki w stylu. Zdecydowanie był to zawodnik raczej na te większe skocznie.

    Chyba że pójść w inną stronę i jednak... Haugena uznać za tego największego, wszak oprócz medalu olimpijskiego miał też rekordy świata. Trudna sprawa, tak trudno porównywać osiągnięcia z tak skrajnie różnych czasów.

  • Adrian D. redaktor
    @j_sakala

    Po prostu jego kariera trwała bardzo krótko. W przeciwieństwie do kariery Hollanda. Osiągnięte wyniki trzeba odnieść do czasu trwania aktywnego uprawiania sportu.

  • j_sakala stały bywalec
    @Wojciechowski

    Tak, ale właśnie nie wiem czy w związku z przywołanym przez Ciebie faktem wbił się z równą siłą do świadomości kibiców skoków z lat 80-tych co M.Holland, którego kariera jak na ówczesne uwarunkowania była wyjątkowo długa.
    Natomiast co do samych ,,suchych'' wyników to wyjąwszy występ Hastingsa w Sarajewie ich dossier jest bardzo zbliżone, myślę nawet, że z lekkim wskazaniem na Hollanda, który ma jednak więcej wysokich miejsc w pojedynczych konkursach PŚ, minimalnie wyższe PB w T4S no i lotnikiem był wybornym - parokrotnie plasował się w czołówce MŚ w lotach I TLN.
    Oczywiście moja ocena może być nieco wypaczona przez fakt, że skoki zacząłem śledzić jako dzieciak gdzieś w sezonie 86/87 i Hollandów pamiętam z transmisji telewizyjnych podczas gdy Hastingsa znam tylko z opowieści i tabelek. Niech zabiorą głos starsi użytkownicy. ;)

  • Fan Tkaczenki i Aalto profesor
    @Lataj

    No mówię - były takie wybryki, ale to są pojedyncze przypadki. Oficjalnie żadne państwo afrykańskie się w zawodach międzynarodowych nie prezentowało

  • Wojciechowski profesor
    @j_sakala

    Zasłużonym może tak, ale pytanie, co rzeczywiście oceniamy. „Top” Hastingsa trwał krótko najpewniej tylko dlatego, że po prostu po sezonie olimpijskim 1983/1984 zrezygnował ze skoków, bo wybrał karierę w innym zawodzie.

  • kwak11234@wp.pl profesor

    Sensacja dnia-
    Niemcy bez grupy narodowej w TCS

  • Shoutaro doświadczony

    Ironwood - jak dla mnie największa zaprzepaszczona amerykańska szansa ostatnich lat. Szkoda, że dalej będzie tak stać i niszczeć. Projekt był obiecujący, ale jak zaczął się odwlekać i odwlekać, to już wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Oby z Iron Mountain się udało - to ważne miejsce dla skoków.

  • j_sakala stały bywalec
    @Adrian D.

    Zgadzam się z Kolosem. Mike Holland jest zawodnikiem bardziej zasłużonym dla amerykańskich skoków niż Hastings - przez całe lata osiemdziesiąte utrzymywał się w światowej czołówce, węższej bądź szerszej. Osiągnięcia Hastingsa może i wyglądają lepiej w wymiarze ,,encyklopedycznym'', ale jego top trwał bardzo krótko.

  • j_sakala stały bywalec

    Bickner już z kwalifikacją olimpijską po wygranej w Lake Placid. Drugi w konkursie był Dean, a trzeci Larson.
    U Pań wygrana Hoffman, ale że Stany Zjednoczone jak dotąd bez kwoty startowej na Pekin to jej ,,kwalifikacja'' pozostanie raczej wirtualną.

  • Arturion profesor

    Jeśli Amerykanie uznają, że im się opłaca, to będą mieli skocznie (mamucie też) i zawodników na poziomie. Bo zawodników mają naprawdę wielu, tylko niekoniecznie im po drodze z FIS. Na razie mają to prawie gdzieś.
    A co do RPA i Gór Smoczych (które widziały śnieg chyba wtedy, jak smoki nad nimi latały), to musiałby być bardzo zawzięty multikultimilarder.

  • Fan Tkaczenki i Aalto profesor
    @MaciejoS

    O PŚ W Iron Mountain, czyli okazja na punkty dla Kazachów, Turków i innych Rumunów

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl