Goniąc za światem, czyli polska walka o igelit

  • 2022-07-02 20:00

Dumni "wynalazcy" skoków narciarskich, Norwegowie, na pewnym etapie dziejów swojego sportu złapali zadyszkę, bo zlekceważyli igelit jako niezbędny środek do przygotowania formy na zimę. Letnie skoki nie wpisywały się w założoną przez nich tradycję. W Polsce na igelit nikt się nie boczył, brak skoczni przygotowanych do letniego treningu wynikał z innych kwestii, natomiast niewątpliwie sprawiał, że często nie nadążaliśmy za światem.

Od słomy do igelitu

Pierwsze skoki na nartach w okresie letnim oddawano w Polsce już w drugiej połowie lat 40-tych, kiedy nikt w naszym kraju nie słyszał jeszcze o igelicie. Z inicjatywy między innymi Leopolda Tajnera zaczęto skocznie w Beskidach pokrywać matami ze słomy. W latach 1947-48 wyłożono słomą obiekt w Goleszowie oraz małą skocznię na górze Chełm. W wydanym w 1953 roku podręczniku autorstwa trenera Mieczysława Kozdrunia dla instruktorów skoków pt. “Skoki narciarskie” natrafiamy na opis celów i założeń towarzyszących letnim skokom na słomie:

“Trening skoczków na słomie odpowiada w przybliżeniu treningowi na tępym śniegu, a więc stwarza trudniejsze warunki lądowania, zmuszając skoczka do wąskiego prowadzenia nart i do wysuwania jednej nogi do przodu w momencie lądowania, aby uniknąć upadku do przodu. Przez trening na słomie skoczek nie traci kontaktu z nartami przez długi okres letni i ma możność wykonywania nawet całości pewnych ruchów, identycznie jak na śniegu, oraz przez częste powtarzanie – całkowitego ich zautomatyzowania. Błędem zasadniczym, jaki popełniano w Polsce (Szczyrk 1948) przy pierwszych próbach skoków na słomie, było osiąganie za długich skoków (do 30 m.), podczas gdy skoki takie nie powinny przekraczać 15 m długości. Skoki na słomie należy traktować wyłącznie jako ćwiczenie lądowania z wypadem i w pewnym stopniu odbicia, nigdy zaś jako okazję ustanawiania rekordów długości. Treningi skoków na słomie stosowane są również w Finlandii i w Związku Radzieckim, gdzie wprowadzono nawet pewne ulepszenia zastępując słomę na rozbiegu rolkami na łożyskach kulkowych, a słomę na zeskoku drobnymi wiórkami drzewnymi”

Pomysł wykładania słomą skoczni narciarskich latem był jednak rozwiązaniem na krótką metę i nie można powiedzieć, żeby się sprawdził. Największym problemem była nietrwałość słomianych mat i konieczność ich częstego naprawiania. W pierwszej połowie lat 50. niemiecki trener z Oberhofu poślizgnął się na wycieraczce w swoim mieszkaniu i doznał olśnienia, Mógł wówczas zakrzyknąć jak przed wiekami Archimedes – "Eureka!", bo szybko skonstatował, że odpowiednio zroszony wodą igelit doskonale sprawdzi się na skoczni. Polichlorek winylu, z którego w 80 procentach składa się igelit, został opatentowany w 1912 roku. Rozpowszechnił się w latach międzywojennych głównie w Niemczech. Po wybuchu II Wojny Światowej jego pochodne wytwarzała przede wszystkim niemiecka IG Farben Industrie. Po zakończeniu wojny fabrykę przejęli alianci i ją rozwiązali, a w produkcję igelitu zaangażowała się fabryka Buna w Lipsku, specjalizującą się w przemyśle gumowo - chemicznym. O ciekawej historii trenera Hansa Rennera pisaliśmy >>>TUTAJ<<<.

Igelit własnym sumptem

Pierwszą polską skocznią igelitową i jedną z 20 pierwszych w skali świata był obiekt na warszawskim Mokotowie powstały w 1955 roku. Ale zanim przystosowano go do letniego użytku, musiały minąć aż cztery lata. W 1957 roku "Echo Krakowa" informowało: "W pierwszej dekadzie czerwca nasi czołowi czołowi nasi narciarze — skoczkowie i kombinatorzy, wyjadą do Czechosłowacji na 14-dniowe zgrupowanie, gdzie przeprowadzą treningi na skoczni igelitowej w Harrachovie. (...) Na marginesie tego wyjazdu należałoby przypomnieć, że już od dwóch lat igelit na skocznię narciarską leży bezużytecznie w skrzyniach w Warszawie. Jest on własnością stolicy. Sprowadzono go do pokrycia nowowybudowanej skoczni warszawskiej. Niestety skocznia nie jest gotowa, a starania aby igelit wypożyczyć na jedną ze skoczni zakopiańskich, nie dały żadnych rezultatów. Tak więc narciarze nasi muszą wyjeżdżać na treningi za granicę, podczas gdy w kraju mieliby ku temu świetne warunki, aby znacznie lepiej, dłużej i taniej przygotowywać się do sezonu."

Skocznię w Warszawie zainaugurowano w 1959 roku, przez jakiś czas była ważnym punktem przygotowań polskich skoczków do zimy, ale po kilku latach jej znaczenie zaczęło maleć. Rozmiary obiektu, na którym skakało się po 30-40 metrów, szybko okazały się niewystarczające dla seniorów. Od drugiej połowy lat 50. trwały starania, by wykonywanie prób na igelicie umożliwić w sercu polskich skoków, w Zakopanem. W 1958 roku Polski Związek Narciarski podał do wiadomości, że latem 1959 roku pojawią się możliwości skakania na igelicie w górach. Wówczas do treningu na sztucznej nawierzchni miała zostać przystosowana Średnia Krokiew oraz skocznia w Szczyrku. W dalszej kolejności takie samo przeznaczenie miało spotkać obiekty w okręgu krakowskim oraz na Dolnym Śląsku. Nic z tych planów nie wyszło, a wszystko rozbiło się, a jakże, o pieniądze. Sprowadzenie sztucznej nawierzchni zza granicy nie należało do najtańszych przedsięwzięć.

Zmieniono zatem strategię. Pojawił się plan, by igelit na skocznię wyprodukować w kraju. Jego wytwarzaniem od 1947 roku zajmowały się trzy polskie fabryki. W 1961 roku prasa informowała: "Kilkuletnie starania o zakup igelitu na pokrycie 2 skoczni na Śląsku i w Zakopanem nie dały rezultatów. Przedsiębiorczość polskich działaczy i chemików dala jednak świetne rezultaty. Fabryka ceraty w Wojciechowie wykonała folię winidurową o przekroju 0,5 mm, która w niczym nie ustępuje tego typu foliom produkowanym za granicą. Trudność polegała jeszcze na tym, że nie było potrzebnych urządzeń do cięcia folii. Pokonano ją jednak, konstruując prototyp maszyny do cięcia i w grudniu ub. r. przeprowadzono już pierwsze próby. Okazało się, że koszt mat produkcji krajowej będzie o połowę tańszy od zagranicznych. Obecnie fachowcy, którzy wyprodukowali polską folię i polską maszynę do jej cięcia oczekują na zatwierdzenie dokumentacji. Po jej zatwierdzeniu produkcja mat może ruszyć natychmiast i w maju polscy skoczkowie narciarscy będą mogli już skakać na igelicie wyprodukowanym."

Maty z Czechosłowacji

Wszystko to okazało się jednak pobożnymi życzeniami. Polski producent nie był w stanie przygotować nawierzchni z prawdziwego zdarzenia, a najważniejsze polskie ośrodki wciąż pozostawały bez igelitu na skoczniach o rozmiarach odpowiadających potrzebom seniorów. Na taki trzeba było czekać do połowy lat 70. W książce "90 lat na śniegu - Historia Polskiego Związku Narciarskiego 1919 - 2009" czytamy: "Szukając przyczyn niepowodzeń polskich skoczków podczas Mistrzostw Świata w Falun (1974), zwrócono uwagę przede wszystkim na problemy braku całorocznych obiektów treningowych w postaci skoczni igelitowych. Niewielki obiekt tego typu istniał wówczas jedynie w Warszawie. Jeszcze pod koniec roku oddano do użytku kolejne, pokrywając igelitem trzy skocznie w Karpaczu. Nie spełniały one jednak oczekiwań ze względu na swe niewielkie rozmiary (punkt krytyczny największej z nich wynosił zaledwie 45 metrów). Dopiero pod koniec 1975 roku zakończono prace związane z pokryciem matami igelitowymi średniej skoczni na Krokwi w Zakopanem. Umożliwiała ona wykonywanie skoków na odległość ponad siedemdziesięciu metrów, stwarzając doskonałe warunki dla czołówki zawodników". Wcześniej, bo pod koniec lat 60. przykryto sztuczną nawierzchnia trzy mniejsze zakopiańskie skocznie, 15, 30 i 50-metrową.

Nie mogło być jednak za łatwo i obejść się bez żadnych problemów. Jeszcze latem 1975 Gazeta Krakowska donosiła: "Zaległości mają skoczkowie i dwuboiści, którzy nie zrealizowali planowej ilości skoków na igelicie. W Polsce mamy tylko jedną z prawdziwego zdarzenia skocznię igelitową w Karpaczu, są kłopoty ze Średnią Krokwią. Miała być gotowa w pierwszych dniach września, tymczasem źle przeprowadzono drenowanie i na skoczni nie można ćwiczyć. Nadal niestety nie załatwiono wysuwanych od lat postulatów natury organizacyjnej — poszczególne grupy nie mają zapewnionej opieki lekarskiej, brak jest masażystów, skoczkowie i dwuboiści nie mogą się doprosić o magnetowid".

Średnią Krokiew pokrytą matami przywiezionymi z Czechosłowacji otwarto ostatecznie wczesną jesienią 1975 roku. Pierwszym testerem obiektu był Stanisław Bobak, który w swoich próbach uzyskał 73,5 oraz 77 metrów. Ten drugi skok zakończył upadkiem. Ale to nie był koniec kłopotów związanych z wyłożeniem skoczni igelitem. W styczniu 1976 roku Marian Moyna-Orlewicz, zastępca dyrektora d/s sportu i szkolenia opowiadał w "Echu Krakowa" o problemach, które ciągnęły się aż do zimy: - Na jesieni położyliśmy na Średniej Krokwi igelit. Żeby w zimie na takiej skoczni można było skakać, trzeba założyć specjalne płotki odśnieżne, aby śnieg nie zsuwał się. Płotki zamówione w Czechosłowacji miały nadejść do 20 października, ktoś jednak w Warszawie nie złożył na czas podpisu i płotki nadeszły w ostatnich dniach grudnia. W ciągu paru dni założyliśmy je i na skoczni zawodnicy już skaczą. 

Do początku XXI wieku Średnia Krokiew była jedyną skocznią przystosowaną do skakania latem o rozmiarach przeznaczonych do rozgrywania zawodów seniorów w Polsce. W 2004 roku igelitu doczekała się Wielka Krokiew. Potem przyszedł czas na przebudowane skocznie w Wiśle-Malince i Szczyrku-Skalitem.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (13431) komentarze: (9)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Kolos profesor
    @Wojciechowski

    Nie sądzę, że autorowi tekstu chodziło o jakikolwiek wydźwięk. Niemniej to wskazane przezemnie zdanie jest błędne z punktu widzenia logiki po prostu.

    Faktu są takie, że "igelit" to nazwa handlowa polichlorku winylu. Sam Polichlorek winylu był znany wcześniej niż w latach 40, ale nie istniał w formie przystosowanej do krycia skoczni. Tę technologię wymyślono dopiero na początku lat 50. Tak więc w latach 40 nie tylko Polacy nie znali igelitu/igielitu ale i nikt na świecie.

  • Wojciechowski profesor
    @Kolos

    Jak dla mnie trzeba się bardzo uprzeć, żeby dojść do takiego wniosku. Wydźwięk tekstu jest raczej taki, że niedługo po wojnie tym zaściankiem właśnie nie byliśmy, tylko problemy zaczęły się później, gdy rzeczywiście inni poszli mocno do przodu, a my zostaliśmy daleko w tyle.

  • Kolos profesor
    @Wojciechowski

    Tak, ale w tekście zabrzmiało jakby Polscy byli zaściankiem, jakby tylko Polacy nie słyszeli. Tym czasem aż do początku lat 50 nikt nie używał igielitu/igelitu w celach pokrycia nim skoczni narciarskich więc nie byliśmy pod tym względem zapóźnieni, a nawet w wymyślaniu erzacu śniegu w lecie byliśmy pionierami a raczej pionierem był Leopold Tajner.

  • Wojciechowski profesor
    @Kolos

    Nikt nie słyszał o igelicie na skoczniach. Sam igelit produkowano już przed wojną.

  • Kolos profesor
    @Skokownik

    Akurat w latach 40 to byliśmy prekursorami. Gdy my skakaliśmy na matach słomianych, za granicą nie mieli nawet tego.

    Jednak o ile sama idea była dobra, i ta słoma pozwalała latem skakać to wartość szkoleniowa takiego treningu była znikoma.

    Potem zresztą wymyślono ten igielit/igelit i świat nam na dobre uciekł. Co do reszty to oczywiście zgoda. Patrząc na jakość PRL-owskiego zaplecza treningowego (to ne tylko skoki ale i inne dyscypliny) to aż dziw, że tych sukcesów sportowych mieliśmy aż tyle co było.

    Z drugiej strony to za PRL-u był bardzo sprawny system finansowania sportu (patronaty zakładów i fikcyjne etaty dla sportowców - to ogólnie) a skoczni narciarskich czynnych to za PRL było od ogroma, nie co to dziś. Także całkiem tamtego systemu pod kątem zarządzania sportem zawodowym bym nie krytykował. Choć fakt, że moglibyśmy osiągnąć dużo więcej gdyby nie PRL z jego układami i układzikami iwśród działaczy, bałaganem decyzyjnym i wszystkim co wymieniłeś.

  • Skokownik weteran

    Ciekawy artykuł opowiadający o tym, jak w Polsce przez lata letnie treningi były przeprowadzane w sposób nieodpowiedni(za dalekie skoki na słomie bądź za małe skocznie dla profesjonalnie trenujących seniorów). Pokazuje on również, że Polska przez lata była krajem zacofanym(bo tak było w latach 40. i przez cały PRL) także pod kontem technologii sportowych. Ukazuje nam też wszechobecny w PRL-u bałagan organizacyjny na przykładzie pola inwestycji sportowych. Widać też przykład propagandy PRL-u(ponoć kapitalne maty igelitowe, które w rzeczywistości było do niczego). Dla mnie jako osoby interesującej się czasami PRL-u(i w ogóle historią) ten artykuł był fascynujący. Dziękuję i pozdrawiam.

  • Oreo profesor

    przeczytałem tytuł jako "w pogoni za światłem" i miałem lekki dysonans poznawczy.

  • Kolos profesor

    "Pierwsze skoki na nartach w okresie letnim oddawano w Polsce już w drugiej połowie lat 40-tych, kiedy nikt w naszym kraju nie słyszał jeszcze o igelicie"

    Na świecie też jeszcze nikt wtedy (w latach 40) nie słyszał o igielicie/igelicie bo jeszcze nie istniał.

  • Arturion profesor

    "zlekceważyli igelit jako niezbędny środek do przygotowania formy na zimę",
    Igelit to coś dużo więcej. ;-)

    Edit - artykuł niesamowicie dobry. :-)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl