Poczet skoczków polskich: Franciszek Gąsienica-Groń - Pierwszy medal dla polskich nart

  • 2006-05-17 08:59
[strona=1]

Pierwszy medal dla polskich nart...

Długo czekaliśmy na swój pierwszy medal na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich i zdobyliśmyFranciszek Gąsienica-Groń w skoku go dopiero w 1956 roku, czyli w 32 lata od rozegrania pierwszej Olimpiady Zimowej w Chamonix pod Mont Blanc. W 1928 r. o krok od medalu był Bronisław Czech w St. Moritz, a w 1936 r. Stanisław Marusarz piąty w czasie otwartego konkursu skoków w Ga-Pa (Garmisch-Partenkirchen). Franciszek Gąsienica Groń z Zakopanego zdobył pierwszy medal w Igrzyskach Zimowych dla Polski w Cortina d ’Ampezzo (1956) i to w konkurencji która była od początku zdominowana przez Skandynawów - kombinacji klasycznej (norweskiej). Tytuł "króla nart" nadawano narciarzom wszechstronnym, znakomitym w biegach ale także w skokach. Do nich należały medale w tej konkurencji: najpierw "królem nart" był Thorleif Haug z Kongsbergu, potem Johan Grottumsbraaten, Hans Vinjarengen, Sven Eriksson, Oddbjörn Hagen i wielu innych. Aż tu nagle w 1956 r. Polak zdobywa brązowy medal w tej zdominowanej przez zawodników skandynawskich konkurencji. To była wielka sensacja i wielka radość polskiej ekipy olimpijskiej w Cortinie d' Ampezzo. Przypomnijmy, zatem jeszcze raz olimpijski start Franciszka Gąsienicy-Gronia.

Franciszek Gąsienica-Groń urodził się 30 września 1931 r. w Zakopanem. Specjalizował się w dwuboju klasycznym ( kombinacja norweska: bieg i skok). Największym jego sukcesem był brązowy medal na Igrzyskach Olimpijskich w Cortinie w roku 1956. Startował w barwach klubu "Wisła - Gwardia" Zakopane. Do "Wisły" zapisał się w roku 1948 za namową byłego zawodnika - Karola Łojasa. Jako junior słynął z wszechstronności i zdobywał medale w Mistrzostwach Polski juniorów w konkurencjach alpejskich. Z sukcesami startował także w narciarskich biegach. W 1952 r., po ukończeniu Technikum Mechanicznego w Gliwicach otrzymał bilet do wojska. Jako żołnierz startował w różnych konkurencjach spartakiadach Wojska Polskiego i Franciszek Groń jako drużba na weselu (po lewej)między innymi zwyciężył we Wrocławiu na 200 m kraulem, za co otrzymał pierwszą klasę sportową. Bardzo często grał w piłkę nożną, która stała się jego kolejną sportową pasją. Po wyjściu z wojska i powrocie do Zakopanego spotkał trenera Orlewicza. Ten zachęcił go, by powrócił do narciarskiego wyczynu, ale już jako kombinator klasyczny. Groń zgodził się. Mieliśmy wtedy bardzo dobrą grupę kombinatorów klasycznych. W jej skład wchodzili: Józef Krzeptowski-Daniel, Jan Raszka, Aleksander Kowalski i Groń. Rozpoczęły się eliminacje olimpijskie. Groń spośród naszej czwórki wydawał się zawodnikiem najmniej doświadczonym. Ale chciał wyjechać na olimpiadę. Przed startem olimpijskim trenował zawzięcie pod okiem trenera Orlewicza:

Przed olimpiadą trenowaliśmy na tzw. "pierwszym śniegu" na Kondratowej. Robiliśmy tam sobie skocznię terenową ze śniegu i na niej skakaliśmy. Taką samą skocznię robiliśmy w Pięci Stawach Polskich, a biegaliśmy po stawie. Trenowaliśmy w Pięciu Stawach i byliśmy na przewyższeniu (na dużej wysokości). Teraz wyjeżdża się w Alpy. Nikt wtedy sobie nie zdawał z tego sprawy. Siedzieliśmy przecież miesiąc w Pięciu Stawach przed Olimpiadą. Potem zeszliśmy do Zakopanego, ale po dwóch dniach zrobiła się odwilż i poszliśmy na Halę Kondratową. wieczorem trener Orlewicz zadzwonił, że idziemy do schronisko na Kondratową. Nie czekaliśmy do rana, tylko poszliśmy na Kondratową w nocy, zaraz po kolacji w "Imperialu". "Wujek" Orlewicz jeszcze każdemu załadował po cegle do plecaka, bo Jego zawsze trzymały się humory. Ja zaniosłem nawet dwie cegły, oprócz swojego sprzętu. Było nas Ślubne zdjęcia państwa Groniówtam około ośmiu kombinatorów: ja, Kowalski, Mracielnik, Raszka, Jerzy Wawrytko, Józef Daniel Krzeptowski plus skoczkowie. "Wujek" Orlewicz był doskonałym trenerem. Miał u nas wielki autorytet, był akademickim mistrzem świata, był po AWF-ie i umiał z nami rozmawiać i nami kierować. Skocznia na Kondratowej była położona pod tzw. Łopatą patrząc ze schroniska po prawej stronie. Skocznia była drewniana a zeskok był naturalny. Tam skakało się ponad 50 metrów, nawet do 60 metrów. Oprócz tego mieliśmy drugą skocznię na Kondratowej, zbudowaną ze śniegu na dole Polany. Na tej skoczni skakaliśmy gdy był wiatr i na dużej nie dało się skakać. ta skocznia była nad schroniskiem po lewej stronie. Mieszkaliśmy u Stanisława Skupnia, zawodnika i olimpijczyka (1932, Lake Placid). Na trening wstawaliśmy rano, po południu była przerwa, a potem znowu. Wszyscy byli bardzo zaangażowani w te treningi. Byliśmy jak jedna wielka rodzina..

[strona=2]
Polscy narciarze w Cortina D'AmpezzoPrzed Cortiną prawie nikt, no może poza trenerem Orlewiczem, nie wierzył w możliwości Gronia. Gdy na zgrupowaniu kadry pojawił się krawiec, którego zadaniem było zdjąć miarę całej czwórki naszych kombinatorów, ktoś skreślił Gronia z tego zamówienia. Nie był przewidziany na wyjazd olimpijski. Orlewicz zapowiedział wtedy, że jeśli Groń nie pojedzie na olimpiadę to on zrezygnuje ze swojej funkcji. Poskutkowało. Władze sportowe zgodziły się, by zakopiańczyk pojechał na przedolimpijskie zawody w kombinacji norweskiej do Le Brassus w Szwajcarii. Tam Polak wygrał kombinację. W ekipie polskiej wrzało. Trzeba było przecież czym prędzej zdobywać dla Gronia wizę do Włoch, której przecież nie posiadał. I Groń pojechał do Cortiny. Na treningach zadziwił wszystkich. Skakał najdalej z rywali, a mistrzowie kombinacji norweskiej - Norweg Sverre Stenersen i Eriksson ze zdziwieniem spoglądali na zawodnika, który przebojowo wdarł się do grona najlepszych. Franciszek Gąsienica-Groń wspomina:

Najpierw były skoki, moja silna broń. Podczas każdego treningu byłem na olimpijskiej skoczni lepszy od wszystkich swoich konkurentów. To była 29 stycznia. Od rana otaczał mnie tłum ludzi. "Franek trzymaj się, Franek musisz, pamiętaj...". Byłem strasznie zdenerwowany. Na stadionie tłumek wokół mnie powiększył się o hokeistów. Kochani chłopcy, oni też wierzyli we mnie. Startowałem z 32 numerem. Wreszcie zapowiedź: Groń Gonszenica, Polonia. Byłem tak naładowany energią, czułem się tak, jakbym miał wygrać te skoki. Ponieważ skakaliśmy ze skróconego rozbiegu, trzeba było przejść przez zwał śniegu, ustawić narty w kierunku rozbiegu trzymając się równocześnie przewieszonej liny. Napaliłem się na ten skok, chciałem uzyskać na rozbiegu jak największą szybkość. Coś poknociłem, że w końcu wystartowałem przy zachwianej równowadze. Błyskawiczna myśl: rany boskie, nie przewrócić się na rozbiegu. To wystarczyło, dekoncentracja, już próg skoczni, wybijam się za wcześnie. Straszne, lecę zupełnie na głowę. Końce nart dostają zeskoku, jakimś cudem się odchylam, palcami odbijam od zeskoku, zjeżdżam w dół, ale skok jest z upadkiem. Rozpacz, łzy leją mi się po policzkach, co za straszny pech. Przez dwa tygodnie skoków na olimpijskiej skoczni lądowałem najdalej ze wszystkich Dyplomy i trofea z narciarskich trasdwuboistów, nigdy ani razu się nie przewróciłem i musiało to mieć miejsce akurat teraz. Byłem zdruzgotany, kompletnie załamany.
Kończy się pierwsza seria skoków, a ja na tablicy wyników jestem ostatni. Kątem oka widzę, że na bardzo dobry miejscu jest Olek Kowalski, a Raszka i Krzeptowski daleko.
Ja na ostatnim miejscu - nie ma już przy mnie tłumu wielbicieli. Przyszedł trener, kochany "Wujek Orlewicz", on jeden nie stracił we mnie wiary. Nie rugał, nie dawał żadnych rad, zagadywał mnie o Zakopanem. W dwóch następnych seriach skoków musiałem być bardzo ostrożny. Skaczę więc z rezerwą, ale pewnie - 72,5 i 74 m, ostatecznie zajmuję dziewiąte miejsce. Olek Kowalski jest piąty. na nim więc koncentruje się uwaga i sympatia kibiców oraz kierownictwa. Dopiero gdy ochłonąłem z rozpaczy, przyszedł w naszym hotelu "Cortina" czas na trzeźwą ocenę sytuacji. Do pierwszego w konkursie Moszkina ze Związku Radzieckiego straciłem 14,5 punktu, do Olka zaledwie 6,5 punktu, ale przecież lepiej od nich biegałem. prócz fenomenalnego Norwega Stenersena, który był w skokach przede mną na drugiej pozycji, mogłem wszystkich innych konkurentów nalać w biegu od 2 do 6 minut.
Liczyłem się również z tym, że znajdujący się po skokach za mną na dalszych pozycjach tacy zawodnicy, jak Fin Korhonen, czy Norweg Barhaugen, albo Czechosłowak Melich, lepiej ode mnie biegają, ale w sumie sytuacja beznadziejna nie była1



1Tekst pochodzi z książki J. Fischera, Matzenauera, J. Kapeniaka, Kronika śnieżnych tras, Warszawa 1977.
[strona=3]
Gąsienica-Groń był zdruzgotany porażką w skokach. Liczył, po udanych treningach, co W skokunajmniej na miejsce w czołowej trójce. Postanowił, więc walczyć na trasie biegu na 15 km. Całą trasę obstawili polscy alpejczycy i hokeiści, by dopingować swoich kolegów.

W dniu decydującej batalii, przed biegiem na 15 km, wstałem o godzinie 7 rano. Wszyscy już byli po śniadaniu. Nie budzili mnie. Trener zabronił. Byłem świetnie wypoczęty, ale przeraziłem się, gdyż był najwyższy czas smarować narty. Wbiegłem więc do narciarni lecz tam moich desek nie było. Wypadłem przed hotel. Stały oparte o ścianę, były już wysmarowane. Zatroszczył się o to trener Orlewicz. Głupio zapytałem go, czy dobrze są posmarowane. Tylko się uśmiechnął. Ale po co ta mowa, miałem do niego bezgraniczne zaufanie. Potem wypadki toczyły się błyskawicznie. Miałem 30 - ty numer startowy. Przede mną z numerem 29 - tym biegł Melich, za mną z numerem 33 - cim świetny Stenersen.
Biegłem jak w transie, mijałem jednego przeciwnika za drugim. Podawano mi czasy do Melicha, na 3 km byłem gorszy od niego o 3 sekundy, na 8 km o 2 sekundy, ale Melich nie miał szans w dwuboju, gdyż słabo wyszedł w skokach.
Od 8 km już prowadzono mnie informacjami na punktowane miejsce. między 8 a 13 km trasa była gęsto obstawiona przez naszych narciarzy i hokeistów. Dopingowali mnie gorąco. Narty niosły świetnie, wypruwałem z siebie wszystkie siły. Wiedziałem już, że biegnę po punkty, przed oczami latały mi jakieś płatki. Na dwa kilometry przed metą dopadam świetnego Włocha Pruckera. Jest doskonale. Za chwilę sytuacja staje się tragiczna, bo Włoch nagle przewraca się na stromym zjeździe. Jestem za nim tuz tuż i do słownie w ostatniej sekundzie jakimś cudem go wymijam i wpadam w głęboki śnieg obok trasy. podnoszę się - narty całe - biegnę dalej, mijam Włocha, wpadam na metę.
Podbiegają do mnie ludzie, gratulują, jestem oszołomiony. Ktoś mnie całuje. Nagle dziennikarze i trenerzy ze Związku Radzieckiego przybiegają do mnie i mówią, że zdobyłem brązowy medal. Radość, gratulacje.
Olimpijski medal z 1956 rokuRosjanie zapraszają mnie do swojego autokaru. Jedziemy razem do hotelu. Wszyscy są zdenerwowani i czekają na oficjalne potwierdzenie wyników. Wszystko się potwierdza brązowy medal. W przerwie meczu hokejowego ZSRR - USA odbywa się ceremonia wręczenia medali za dwubój klasyczny. Norweg Stenersen na najwyższym podium, Szwed Eriksen drugi, ja trzeci. Oni ogromne chłopiska, nawet pasowałoby mi stanąć między nimi na najwyższym podium, gdyż byłem najmniejszy. Do srebrnego medalu zabrakło mi 7 sekund, może gdyby nie ten nieszczęsny Włoch, który zatarasował mi drogę. Straciłem tam więcej niż 7 sekund. Na stadionie gasną światła, tylko na nas padają reflektory. Widzę polską flagę na maszcie. Jest mi dobrze, bardzo dobrze, ale tracę głowę, nie wiem jak się zachować. W końcu Stenersen i Eriksen gratulują mi pierwsi zamiast ja im. A jednak Józef Rubiś miał nosa. Przepowiedział mi ten brązowy medal2


Wyniki kombinacji klasycznej podczas VII Zimowych Igrzysk w Cortinie d Ampezzo (1956) - pierwsza dziesiątka3
LpImię i nazwiskoKrajNota za skokNota za biegŁączna nota
1Sverre StenersenNorwegia215.0240.0455.0
2Bengt ErikssonSzwecja214.0223.4437.4
3Franciszek Gąsienica-GrońPolska203.0233.8436.8
4Paavo KorhonenFinalndia196.5239.097435.597
5Arne BarhaugenNorwegia199.0236.581435.581
6Tormod KnudsenNorwegia203.0232.0435.0
7Nikołaj GusakowZSRR200.0232.3432.3
8Alfredo PruckerWłochy201.0230.1431.1
9Eeti Olavi NieminenFinalndia206.0224.4430.4
10Leonid FedorowZSRR201.0228.5429.5



2Jw
3ZIO W Cortinie d Ampezzo (1956) - kombinację norweską rozegrano w następujących dniach: skoki w niedzielę 29 stycznia 1956 r., F. Gąsiency-Groń zajął 9 miejsce, biegi we wtorek 31 stycznia 1956 r. F. Gąsienca-Groń był siódmy i łącznie zajął3 miejsce z notą 436, 8 pkt - przyp. W.S.
[strona=4]
Medale Franciszka Gąsienicy-GroniaNa trzydziestu sześciu startujących Polak zajął doskonałe trzecie miejsce z notą 436, 8 pkt, w skokach był dziesiąty ze skokami na 66, 5 m, 72, 5 m, 71, 5 m, a w biegu zajął 7 miejsce). Po zakończeniu startów olimpijskich w 1956 r. Franciszek Gąsienica-Groń startował w kombinacji do 1964 roku. Za swój medal olimpijski otrzymał talon na motocykl WFM (popularna "wuefemka"). Startował nadal, ale już bez tak wielkich i spektakularnych sukcesów. Podczas Mistrzostw Świata w 1958 r. był 24 w kombinacji. Do jego sukcesów należą także starty w mistrzostwach Polski. Franciszek Gąsienica-Groń był mistrzem Polski w kombinacji klasycznej w roku 1958, podczas zawodów w Wiśle-Szczyrku, czterokrotnym wicemistrzem kraju: w kombinacji klasycznej (1956, 1957, 1959) i w skokach (1957). W 1957 r. doznał bardzo poważnej kontuzji podczas konkursu skoków rozegranego w ramach Memoriału imienia Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Upadek na Krokwi zakończył się dla Franciszka Gronia fatalnie: rozległy wstrząs mózgu, poważnie uszkodzone kręgi szyjne kręgosłupa. Trzy dni w szpitalu znajdował się w stanie śpiączki. Po wyleczeniu wrócił do skoków, ale już na krótko i po zakończeniu kariery został trenerem w „swoim klubie, czyli w "Wiśle". Szczególnie ciepło wspomina swojego trenera - Mariana Woynę-Orlewicza, który zawodnikom wkładał cegły do plecaka, gdy szli nocą na zgrupowanie na Kondratową. Był dla zawodników wielkim autorytetem, jako zawodnik i trener.

Ostatnio Pan Franciszek opowiadał o swoim skoku olimpijskim podczas Pucharu Świata w skokach w Zakopanem i w zakopiańskim Urzędzie Miasta. Wspomniał wspaniały moment, kiedy biało-czerwona poszła do góry, a on stał na podium z brązowym medalem olimpijskim zawieszonym na piersi. Cieszy go fakt, że jego wnuk, Tomasz Pochwała idzie w jego ślady. Tomek jest skoczkiem zakopiańskiej "Wisły", tak jak jego dziadek. Był honorowym gościem Zimowych Igrzysk Torino 2006.

Polski brąz w Cortina d' Ampezzo! Po 50 latach...

Z radości na western...

Zakopiańczyk, zawodnik zakopiańskiej "Wisły" Franciszek Gąsienica-Groń był uczestnikiem Franciszek Gącienica-Groń w domuZIO w Cortina d´Ampezzo (1956). W kombinacji norweskiej zdobył brązowy medal olimpijski. Był to pierwszy medal olimpijski zdobyty przez polskiego narciarza. Franciszek Gąsienica-Groń wspomina z "Dziennikiem":

Wojciech Szatkowski: Przed olimpiadą nie było Pana w składzie przygotowującym się do Igrzysk? Jak się więc stało, że pojechał Pan do Cortiny?
Franciszek Gąsienica-Groń: Wyjazd olimpijski wywalczyłem sobie zwycięstwem w zawodach w kombinacji norweskiej w szwajcarskim Le Brassus. Trener Woyna-Orlewicz uparł się, że musze jechać na te zawody i pojechałem. Tam zdobyłem kwalifikacje do startu olimpijskiego. Z Le Brassus pojechałem prosto do Cortiny na Igrzyska. Ja pojechałem na tę olimpiadę jako 4 zawodnik, rezerwowy. Obok mnie startowali: Józef Daniel-Krzeptowski, Jasiu Raszka i Olek Kowalski.

W.S: Na skoczni olimpijskiej "Italia" w treningach prezentował się Pan bardzo dobrze...
F.G-G: To prawda, skakałem prawie najlepiej, nie tylko z kombinatorów, ale i ze skoczków. Skakałem na sam dół skoczni. Trener nie pozwalał mi wiele skakać, ale koledzy i kibice chcieli oglądać moje skoki.

W.S: Jak Pan wspomina ceremonię otwarcia?
F.G-G: Nasza ekipa była dosyć duża, a w jej skład weszli: narciarze, hokeiści i bobsleiści. Otwarcie miało miejsce na nowoczesnym stadionie olimpijskim, zbudowanym w kształcie podkowy. Sztandarowym polskiej ekipy był biegacz Tadeusz Kwapień. Otrzymaliśmy na tę ceremonię ładne stroje: kurtki w kolorze ciemnopopielatym z kożuszkiem, czarne spodnie. Buty miałem stare, norweskie z cienką zelówką. Kupiłem je od Olka Kowalskiego, bo dla niego były za ciasne. Z tymi butami wiąże się też historia...

Ceremonia otwarcia miała miejsce na nowoczesnym stadionieW.S: Jaka?
F.G-G: W jednym ze skoków treningowych przyhamowałem dosyć ostro i moje buty rozleciały się. Urwała się zelówka! Nowe buty, które chcieli mi dać, turystyczne zresztą, nie pasowały. Trener Orlewicz dał te moje buty do szewca i szewc tak poprzyklejał wspaniale, dał taka samą cienką gumę, że te buty służyły mi jeszcze przez trzy lata.

W.S: Jakie wrażenie robiło miasto olimpijskie?
F.G-G: Cortina robiła duże wrażenie. Podczas jednego ze spacerów oglądaliśmy na wystawie jednego ze sklepów sportowych medale olimpijskie. Wtedy mój kolega z kadry, biegacz Józef Rubiś, powiedział: - Tobie Franek pasuje ten brązowy medal. Potem okazało się, że ta wróżba była prawdziwa. I szczęśliwa...

W.S: Najpierw rozegrano skoki do kombinacji norweskiej. Jak Pan wypadł?
F.G-G: Początek konkursu był dla mnie fatalny. W pierwszym skoku za wcześnie odbiłem się z progu. Wykręciłem pół salta w powietrzu i spadłem na plecy. Po pierwszej serii byłem ostatni! W drugiej serii skakałem z rezerwą, ale dobrze, a trzeci skok był lepszy od drugiego. W sumie wylądowałem na 9 miejscu.

W.S.: A w biegu?
F.G-G: Leciałem fest. Wpadłem na metę tak zmordowany, że długo nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Dopiero jak się napiłem, już nie pamiętam czego, przyszedłem do siebie. Obliczanie wyników trwało długo. Najpierw Rosjanie obliczyli, że jestem trzeci. Potem podano ten wynik oficjalnie.

W.S: Pamięta Pan ceremonię rozdania medali?
F.G-G: Tak, takie chwile pamięta się na całe życie. Rozdanie medali za kombinacjWpadłem na metę tak zmordowany...e norweską miało miejsce w czasie przerwy w meczu hokejowym. Podium na którym staliśmy było oświetlone reflektorami, a całość stadionu była w mroku. Specjalnie po to, by nas było widać. Byłem bardzo stremowany i nie wiedziałem jak się zachować. Wypadało, bym ja, jako brązowy medalista, pierwszy pogratulował Stenersenowi i Erikssonowi, którzy zajęli pierwsze i drugie miejsce, ale to oni pierwsi mi pogratulowali. Otrzymałem za 3 miejsce w kombinacji norweskiej dwa medale: olimpijski i brązowy medal FIS, gdyż w roku olimpijskim medaliści olimpijscy otrzymywali także medal od FIS.

W.S: Lata 50. to w Polsce czasy stalinizmu. Czy odczuwaliście tę atmosferę także tam, w Cortinie?
F.G-G:Tak, byliśmy stale kontrolowani przez "opiekunów". Podam przykład. Redaktor Trojanowski z radia "Wolna Europa" próbował się do mnie dostać do hotelu, gdzie mieszkałem i porozmawiać o medalu, ale nie został wpuszczony. Spotkałem się z nim dużo później. My byliśmy przyzwyczajeni do takich działań, bo wiadomo jak wtedy było w Polsce. To były ciężkie czasy.

W.S: Jaka była nagroda za brązowy medal olimpijski?
F.G-G: Z radości zabrano nas, to jest ekipę kombinatorów klasycznych, skoczków i chyba biegaczy też, do kina na western. Dostałem też talon na motor "wuefemkę"

W.S: Jakie różnice widzi Pan pomiędzy sportem z 1956 r. i współczesnym?
F.G-G:Różnice są w sprzęcie i treningu. Sport kiedyś, w moich latach, był całkowicie amatorski. Skocznie były dużo gorzej przygotowane do zawodów, a teraz mają nowoczesne profile, rozbiegi. Dzisiaj wszystko prowadzone jest dużo bardziej perfekcyjnie niż kiedyś. Za to ambicja i wola walki były u nas, dawnych reprezentantów Polski, ogromne.

Rozmawiał: WOJCIECH SZATKOWSKI, MUZEUM TATRZAŃSKIE

Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (25298) komentarze: (28)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim
    Próbuje skakac

    W tą zime zbudeje z bratem skcznie niemieszkam w górach. Zawsze w zime skacze na nartach nie do skakania lecz do zjazdów bardzo ciezko sie skacze ,ale zawsze udaje mi sie skoczyc pół metra to na mojej skoczni bardzo duzo proponuje isc w ślady moje

  • jozek_sibek profesor
    @Wojtek z Hól czyli W Szatkowski.

    Mam już potwierdzenie Twojego sprostowania.
    Polscy Olimpijczycy 1924-1984(Zygmunt Głuszek)- strona 303. Stanislaw Marusarz - 5 miejsce na 53 startujących - 73.0 m i 75.5 m nota 221.6 pkt.
    Jeszcze raz przepraszam za wprowadzenie w błąd( starsze wyniki trzeba potwierdzać w kilku żródłach-błędy) - ale dobrze,że mamy specjalistę(encyklopedia wiedzy czasów przedwojennych),który wszystko naprawi.

  • jozek_sibek profesor
    @Wojtek z Hól czyli W Szatkowski

    Wyniki IV ZIO Garmisch-Partenkirchen 1936 roku oparłem na almanachu Zbigniewa Porady,,Starożytne i Nowożytne Igrzyska Olimpijskie" - strona 753 oraz 823.
    Ksiazka jest z lat 80 - ostatnie wyniki ZIO z Lake Placid i letnich IO z Moskwy(1980r),opracowanie wygląda b.solidnie więc nie sprawdzałem w innych żródłach.
    Skoro masz orginalne wyniki z długościami skoków i notami za te skoki to ......narobiłem niechcacy trochę fermentu!!!!
    W takim razie przepraszam za zamieszanie i prosze Cię O poprawne podanie kolejnosći tego konkursu,do miejsca zajetego przez Japończyka(punkty i odległości).
    Znam kolejność tylko pierwszych 6 miejsc, i Shinji Tatsuta w 6 nie mieści się!
    Pozdrawiam.

  • Mada stały bywalec
    @Wojtek z Hól


    Oj Wojtku, umiesz budować napięcie....
    My nie poganiamy, my czekamy! :)))

    Mateusz Rutkowski powinien być co najmniej w kadrze B. Dajcie mu szansę, bo na nią zasługuje! W niespełna czterdziestomilionowym Kraju nie możemy, PO PROSTU NIE MOŻEMY sobie pozwolić na marnowanie talentów! W żadnej dziedzinie!

  • anonim
    Artykuł o stylach skoków

    @Małyszomaniak

    No właśnie, jestem tego samego zdania. Chcę włożyć jeszcze sporo pracy by powstało COŚ z prawdziwego zdarzenia, porządne opracowanie, a nie tylko mały artykulik:))) Dziekuję za zrozumienie.

    Pozdrawiam. Wojciech Szatkowski

  • Malyszomaniak profesor
    W.S.

    Ojjjj Wojtku toż to będzie perełka :) kurcze blade normalnie aż wytrzymac nie moge i doczekac się tak wspaniałego artykułu .... Ale nie spiesz się warto włożyć wiecej pracy w tak wspaniały tekst o stylach skoków jest to ogromny materiał i sporo tutaj jest pracy :) więc poczekam choć napięcie rosnie :).


  • anonim
    Shinji Tatsuta-rewolucjonista!!!???

    Zdjęcie znakomitego skoczka (pod względem stylu lotu) z Japonii Shinji Tatsuty oraz moje skromne dywagacje i przemyślenia co do stylu skoczków z Japonii z lat 30. umieszczę w tekście o ewolucji techniki skoków, gdyż Japończycy w 1936 r. prezentowali coś co dopiero w latach 50. przejęli Finowie i zaczęli wygrywać.A Japończycy już w 1936 r. wyprzedzili świat!!!!

  • anonim
    Konkurs w Ga-Pa 1936

    @Małyszomaniak

    W Ga-Pa były tylko dwie serie konkursowe, po 3. skoki były tylko na ZIO w 1964 r. w Innsbrucku i MŚ w Zakopanem 1962. Mam oryginalne wyniki konkursu skoków na IV. ZIO w Garmisch-Partenkirchen, z długościami, notami za styl, nazwiskami sędziów itd., a więc są to wyniki 100 procentowo pewne. Gdyby Marusarz miał 1. skok na 77,5 (byłby to najdłuższy skok w konkursie) to miałby medal, być może nawet złoty, ale tak nie było. Miał bowiem 73 m w 1. serii i 75.5 m w drugiej, to są poprawne długości skoków St. Marusarza w tym konkursie (józek sibek podał mylne - przyp. W.S)- a więc nie były to najdłuższe skoki na tych zawodach. Gdyby liczono długości skoków to wygrałby Shinji Tatsuta, ale nie ustał jendego ze skoków, no chyba że sędziowie zaniżyliby noty za styl, bo Shinji był zupełnie nieznany::))) Marusarz skakał mocno przeziębiony (był po grypie), szanse na medal były, nawet na złoty, ale nie w Ga-Pa lecz zdecydowanie bardziej w Lahti 1938. I tam nasz zawodnik miał najdłuższe skoki i był 2. z powodu stronniczych ocen sędziego noweskiego.

  • Malyszomaniak profesor
    Przepraszam

    To jakieś echo mnie się tu wkradło za co przepraszam

  • Malyszomaniak profesor
    @W.S.

    Wojtku ale czy aby wtedy nie było po 3 skoki ?

  • Malyszomaniak profesor
    @W.S.

    Wojtku ale czy aby wtedy nie było po 3 skoki ?

  • Malyszomaniak profesor
    @W.S.

    Wojtku ale czy aby wtedy nie było po 3 skoki ?

  • anonim
    Pomzka

    józef sibek

    Wyniki konkursu

    Niestety pierwszy skok Marusarza na IV ZIO Ga-Pa miał nie 77,5 m, ale 73 m, a więc nie miał Marusarz dłuższych skoków od Birgera i Andersena. Najdłuższe skoki w tym konkursie miał Japończyk Shinji Tatsuta, ale w jednym z nich upadł

  • Malyszomaniak profesor
    @W.S.

    Mam nadzieje że Mateusz będzie jeszcze miał szanse . Co do jego Kadry "B" to może sie uda mu do niej dotrzeć. Czego z całego serduszka mu życzę :).

    DAĆ MU SZANSĘ . MATEUSZ RUTKOWSKI Powinien dostać szanse wrócić do kadry. !!!!

    DAĆ MU SZANSE !!
    DAĆ MU SZANSE !!
    DAĆ MU SZANSE !!
    DAĆ MU SZANSE !!
    DAĆ MU SZANSE !!

  • Malyszomaniak profesor
    @Sibek

    Masz racje :) ale widać nie dane nam było

  • jozek_sibek profesor
    Pierwszy medal.

    Pierwszy medal na ZIO powinniśmy zdobyć 20 lat wczesniej!!! Medal mógł zdobyć Stanisław Marusarz w..........skokach narciarskich.

    IV ZIO Garmisch-Partenkirchen 1936 rok.
    1.B.Ruud(Norwegia) - 232.0 pkt 75.0 m i 74.5 m
    2.S.Eriksson(Szwecj)-230.5 pkt 76.0 m i 76.0 m
    3.R.Andersen(Norweg)-228.9 pkt 74.0 m i 75.0 m
    4.K.Wahlberg(Norweg)-227.0 pkt
    5.S.MARUSARZ(POLSKA)-221.6 pkt 77.5 m i 73.0 m

    Pan Stanisław oddał dłuższe skoki od złotego i brazowego medalisty ZIO,mimo to przegrał ze zwycięzcą aż o ponad 10 pkt!!!!!

  • Mada stały bywalec
    Miało pojść ok 11, ale coś mi znowu blokowało wejście na SJ. I to drugi raz. wi


    @Fanka
    Pod newsem o "Doskonałym mleku" napisałam, że będę to robić, a że słowna ze mnie bestyjka....

    Zwłaszcza, że "po sąsiedzku" z lewej strony już tak ładnie było...8%, a teraz znów spadło do 7%.

    Nie wiem ile wytrzymam. Na pewno do Mleka, a potem zobaczymy. No chyba, że wcześniej pewna, bardzo lubiana przez nas obie Osoba, wyraźnie powie, że nie warto. Wtedy zrezygnuję.

    Ta Osoba na pewno wie, że o Niej mówię, a Ty się pewno domyślasz kto to.

    Trzymajmy wszyscy bardzo mocno 25 maja za naszą kochaną Górską Stolicę. Oby za pięć lat zjechali tam najlepsi narciarze świata!

    Tylko czasm mam obawy, czy taki "cyrk" nie zaszkodzi naszym pięknym Tatrom na urodę.

    Mateusz Rutkowski powinien być co najmniej w kadrze B. Dajcie mu szansę, bo na nią zasługuje! W niespełna czterdziestomilionowym Kraju nie możemy, PO PROSTU NIE MOŻEMY sobie pozwolić na marnowanie talentów! W żadnej dziedzinie!

  • anonim
    @Wojtek

    Wszystkie "dzieci" z portalu skijumping będą Ci wdzięczne za prezencik ;)))

  • anonim
    Tekst o stylach w skokach

    Tekst o stylach w skokach coraz lepszy, właśnie zdobyłem, specjalnie dla Was, Drodzy Forumowicze, zdjęcie Jana Boekleva w locie z MŚ z Lahti, a więc jeszcze trochę cierpliwości...myślę 3 tygodnie i na 1 czerwca będzie gotów.

    Pozostaje z głęboką atencją.
    Wojtek z Hól

  • anonim
    Do wszystkich autor nadaje z Zakopanego

    Bardzo dziękuję za przychylne opinie o moim tekście. Mimo iż trudno oderwać się od ukochanej żony:))) i Tatr (nart) wiosną dla pisania:) to jednak cuda się zdarzają i tekst jest. Za tydzień (około) obiecany tekst o Gustawie Bujoku z KS "Start" w Wiśle.

    Co do Mateusza to cieszę się, że są ludzie którzy nie spisali Go (jak większosć) na straty.Trzeba o niego walczyć!!!! bo jest talentem i mimo "dołka" może się jeszcze odrodzić. Walczyć muszą trenerzy, działacze, ale i nasze skromne zdanie się liczy. Mateusz wracaj do skoków - to hasło tygodnia na www.skijumping.pl i mam tylko taką nadzieję, że się spełni i nie pozostanie tylko hasłem. Jesteśmy mistrzami w marnowaniu talentów (exemplum Fortuna (?>>>!!!), Fiedor, Szpunar, Gąsienica z Cyrhli, Gąsienica-Daniel i jeszcze paru uzdolnionych narciarzy), ale czas to zmienić. Piszcie więc drodzy forumowicze, a Mateusz się dowie że jesteśmy WSZYSCY z NIM!!!!A więc do roboty!

    Pozostaję z atencją.

    Wojciech Szatkowski, Zakopane

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl