Strona główna • Fińskie Skoki Narciarskie

Jeżeli Aho wraca do gry - felieton

Cechą charakterystyczną naszego portalu jest forum, na którym to udzielają się liczni i mocno zaangażowani w świat skoków narciarskich dyskutanci. Po raz kolejny prezentujemy na naszych łamach felieton jednego z nich - Marka Zająca, znanego przez współdyskutantów jako Marco Polo.


Umówiłem się z redakcją, a w zasadzie z jej reprezentantem, na ten tydzień na felieton dotyczący skokowej bieżączki. Nie było specjalnie ciekawego tematu i tu naraz taka bomba! No to piszę.

Zacznijmy od tego, że wiadomość nie jest potwierdzona na 100%. Więc do każdego zdania napisanego na ten temat powinien być dopisany duży znak zapytania. Ponieważ nie wyglądałby wtedy taki tekst specjalnie estetycznie to, nie czekając dłużej na ewentualne prasowe, agencyjne czy w końcu rzecznikowe poważne potwierdzenie tej wypowiedzi, pozwolę sobie przyjąć, że wiadomość ta jest prawdziwa. A czemu nie? No to wio.

Nie wyobrażam sobie, że taka decyzja była pochodną chwilowego nastroju Ahonena, który zdeterminowany słabą formą fizyczną byłych kolegów z zespołu i dodatkowo słabą odpornością psychiczną obecnego lidera zespołu zdecydował się w jednej chwili ruszyć na pomoc fińskim skokom. Tak oczywiście, wg mnie, być nie mogło i nie było. Myślę, że Aho planował taki rozwój wydarzeń znacznie wcześniej, kto wie czy już nie wtedy, kiedy „kończył" karierę. To jest perfekcjonista. Wielki skoczek, który w skokach zdobył prawie wszystko. Właśnie...

Prawie. Prawie, jak głoszą reklamy, robi wielką różnicę. W wypadku Fina wszyscy wiedzą o co chodzi. Mimo posiadania wielu trofeów najwyższej rangi Wielkiemu Niemowie vel Mrukowi (moim zdaniem zupełnie niezasłużony przydomek) brakuje najważniejszego. Olimpijskiego złota. Ba, on nie zdobył na igrzyskach jeszcze indywidualnie żadnego z medali. A ambitny, wbrew prezentowanemu ale moim zdaniem pozorowanemu tumiwisizmowi, jest niebywale. Jak każdy mistrz w swoim fachu. Chłodno patrząc na sprawę to takie zagranie, ze strategiczno-taktycznego punktu widzenia, to jest po prostu majstersztyk. Psychologicznie to raz. Podjarzył pewnie rywali tak, że do pierwszych zawodów z jego udziałem spokoju nie zaznają. Szczególnie aktualnie najlepsi. Powykreślali go ze swoich kajetów potencjalnych przeciwników wartych uwagi a tu bach! Niech jeszcze zacznie mieszać od grudnia w zawodach to się Schlierenzauer, Morgenstern et consortes dopiero zaczną stresować. Oni lubią dominować. Jak jest walka ramię w ramię to już to zaraz gorzej dla nich wygląda.

Druga rzecz. Bardzo ważna. Janne Ahonen rzeczywiście miał okazję porządnie odpocząć. Przez rok nie przejmować się zupełnie w jakiej jest formie i co tzw. opinia ma w tej sprawie do powiedzenia czy napisania. NIKT z jego potencjalnych rywali nie miał (i już miał nie będzie) przed Vancouver takiego komfortu. Oburzenie z tytułu powrotu Fina na skocznię w kontekście złamania danego całemu światu (tylko tak konkretnie to komu, bo sobie nie przypominam?) słowa, wyrażane w różnej formie przez niektórych forowiczów nie ma żadnego uzasadnienia. Wynika moim zdaniem z faktu, że nie mogą się pogodzić z tym, że w tak łatwy sposób Fin zyskał na starcie olimpijskiego sezonu przewagę. No ale nikt nie bronił Austriakom, Norwegom, Ammannowi czy Małyszowi wykonać podobnego manewru. Jako wielki fan naszego mistrza, patrząc dodatkowo na to, co się z nim dzisiaj wyrabia, gorąco boleję nad tym, że ludzie odpowiadający za jego formę na igrzyskach nie wpadli na podobny pomysł wiosną zeszłego roku. Co zrobić. Mądry Polak po szkodzie.

I rzecz trzecia. Przynajmniej od dwóch lat w tym sporcie wygrywa się również dzięki lepszemu sprzętowi i lepiej rozwiniętej w danym kraju tzw. medycynie sportowej. To znaczy jej praktycznym zastosowaniom. Ahonen, będąc z boku całego cyrku i nie musząc w nim uczestniczyć, miał możliwości i czas by poprawić swą wiedzę i wprowadzić ją w czyn również w tym zakresie. Jeśli faktycznie już od roku planował powrót na narciarską scenę byłby głupcem, gdyby nie próbował ulepszeń w tym obszarze.

Reasumując, bo czas ucieka. Są, jak w każdym przypadku, dwie strony medalu. Zacznę od tej gorszej. Adamowi Małyszowi, jeśli oczywiście będzie w roku olimpijskim w swojej charakterystycznej, wielkiej formie, przybędzie niespodziewany i kto wie czy nie największy konkurent. Strona lepsza to ta, że grono faworytów do olimpijskiego medalu, przynajmniej hipotetycznie i na dziś, wydatnie się poszerzyło. Zapowiada to, ze emocje w sezonie olimpijskim znakomicie wzrosną. Myślę, ze zajęcie przez Ahonena miejsca na podium w Vancouver byłoby pięknym zwieńczeniem jego wspaniałej kariery. Na tyle ważnym i wartościowym, że zupełnie ten jego dzisiaj ogłoszony powrót rozumiem i popieram. Niech tylko najwyższy szczebel kanadyjskiego podium zostawi w spokoju. Tam ma stanąć ktoś inny.