Strona główna • Wywiady

Martin Kunzle: "Nie jesteśmy tak małą drużyną jak wszyscy myślą"

Martin Künzle już na dobre zadomowił się w Pucharze Świata. W sobotni poranek postanowiłyśmy porozmawiać z nim na temat sytuacji szwajcarskich skoków.

Skijumping.pl: Przygotowywałyśmy się do wywiadu, ale bardzo ciężko było znaleźć informacje na Twój temat. Twoje nazwisko nie pojawia się w tabelach wyników, mało jest artykułów związanych z Twoją osobą, więc może pierwsze pytanie. Dlaczego zdecydowałeś się na skoki narciarskie?
Martin Künzle: Naprawdę nic nie znalazłyście, przecież byłem aktywnym skoczkiem narciarskim. Niestety nie miałem na koncie żadnych większych sukcesów więc pewnie dlatego. W związku z brakiem wyników zdecydowałem się pójść w kierunku bycia trenerem. Skończyłem odpowiednie kursy i zdobyłem wykształcenie w tym kierunku w centrum olimpijskim w Szwajcarii.

Skijumping.pl: Jak wyglądały Twoje początki w tym zawodzie?
M.K.: Zaczynałem w klubie sportowym, pracowałem 2-3 lata z dziećmi, potem rozpocząłem współpracę ze związkiem narciarskim, też byłem odpowiedzialny za najmłodszych. I tak krok po kroku znalazłem się na samej górze. Pracowałem z najmłodszymi, juniorami a następnie z zawodnikami startującymi w Pucharze Kontynentalnym, a teraz od dwóch sezonów z najstarszymi. Praca z młodszymi zawodnikami daje mi ogromną satysfakcję. To nie był jakiś przypadek, że znalazłem się na tym stanowisku, Schuster odszedł do Niemiec, więc zdecydowałem się podjąć tego zadania. Związek musiał rozwiązać problem braku trenera i to chyba było najlepsze według nich.

Skijumping.pl: A jak zareagowała Twoja rodzina na Twoją nominację?
M.K.: Moja rodzina jest ze mnie dumna i szczęśliwa, że mogę wykonywać swoją pracę. Oczywiście wiele dni jesteśmy poza domem, ale mamy wspaniały kompleks skoczni w Einsiedeln, więc nie muszę często wyjeżdżać z domu.

Skijumping.pl: A czego się najbardziej boisz jako trener kadry narodowej?
M.K.: Najbardziej obawiam się, że któryś z moich zawodników złapie kontuzję. Zdrowie jest w tym momencie najważniejsze. Musimy dobrze przepracować sezon letni, aby następnie wystartować w zimie, bez urazów. Przy dwóch zawodnikach, którzy startują w Pucharze Świata, jeśli jeden z nich zostanie wyeliminowany, to będzie aż 50 procent drużyny. To byłoby najgorszy scenariusz.

Skijumping.pl: Skoki narciarskie nie cieszyły się w Szwajcarii ogromną popularnością...
M.K.: Skoki są bardzo popularne w Szwajcarii. Najważniejsze jest, że są młodzi zawodnicy, którzy chcą trenować skoki. Nie skończy się to na Andreasie i Simonie. Jest grupa młodych chłopców w wieku 12-14 lat, którzy są pełni energii i chęci do trenowania, tworzą dobre zaplecze dla rozwoju skoków w Szwajcarii. Nie ma ich za dużo, tak jak w Austrii ale są i to mnie jako trenera szczególnie cieszy. Oczywiście największy boom na skoki narciarskie był w momencie zdobycia przez Ammanna złotych medali na olimpiadzie, teraz się to wszystko uspokoiło. Jednak skoki są dalej popularne w Szwajcarii tak samo jak narciarstwo alpejskie czy piłka nożna.

Skijumping.pl: A jak wygląda praca trenerów z młodzieżą w Szwajcarii?
M.K.: Mamy wiele małych obiektów, na których młodzi mogą pracować nad swoją techniką. Bardzo dobrą pracę wykonują trenerzy klubowi. Podobnie jak w Polsce, Niemczech czy Austrii mamy cykl konkursów dla najmłodszych. Organizujemy także obozy dla dzieci - największy był w Oberstdorfie wzięło w nim udział około 130 zawodników w różnych kategoriach wiekowych. Nie wiem ilu jest dokładnie zawodników w Szwajcarii. Szacuje się, że około 150-200. Trenerzy klubowi muszą zainteresować młodych, aby przyszli do klubu i zaczęli trening. Jest to specyficzny sport. Aby być piłkarzem potrzebne jest boisko, które jest w każdej miejscowości, a do skoków trzeba dzieci zachęcić.

Skijumping.pl: Właściwie w Szwajcarii jest tylko dwóch skoczków na światowym poziomie. Najlepszy zawodnik w Pucharze Kontynentalnym zajął 99. miejsce.
M.K.: To są tylko statystyki na papierze. Staramy się startować we wszystkich konkursach jak FIS Cup czy Puchar Kontynentalny. Ale zgadzam się, mamy tylko dwóch skoczków na wysokim poziomie. Dla mnie jako trenera byłoby wspaniale, gdyby powstała drużyna. Najważniejsze w tym momencie jest zakwalifikowanie się do konkursu, jednak nie jest to takie proste, tak jak widzieliśmy to tutaj w Hinterzarten. Trzeba być naprawdę dobrym, aby wystąpić w konkursie. Naszym celem na ten sezon jest, aby przynajmniej czterech zawodników startowało w Pucharze Świata, abyśmy wreszcie mieli drużynę. To jest nasz główny cel na olimpiadę.

Skijumping.pl: Steiert powiedział kiedyś, że Twoja drużyna jest dla niego wzorem, ponieważ jest mało specjalistów, nad którymi trzeba panować, a zawodnicy są w czołówce. Czy naprawdę tak to wygląda?
M.K.: To tylko tak wygląda z zewnątrz, ale naprawdę tak nie jest. Na zawodach może nas nie ma wielu, ale nasz sztab składa się z około 10-15 osób, z którymi współpracuję, np. fizjoterapeuta, psycholog, lekarz, rzecznik prasowy, trenerzy wspomagający. Ja kieruję przygotowaniami do treningów, zajmuję się także pracą nad techniką skoków zawodników. Nie jesteśmy tak małą drużyną, jak wszyscy myślą.

Skijumping.pl: Jak ocenisz swój pierwszy sezon w roli głównego szkoleniowca w Szwajcarii?
M.K.: Jako trener jestem bardzo usatysfakcjonowany z jego przebiegu. Simon z pewnością chciał więcej osiągnąć, ale zajął drugie miejsce w generalnej klasyfikacji i z tego wyniku też był zadowolony. Andreas oddał bardzo dobry jeden skok i zgarnął najważniejszy medal w sezonie. Nie mam chyba powodów do niezadowolenia.

Skijumping.pl: W Libercu Küttel zdobył złoty medal w jednoseryjnym konkursie. Jednak czy te wyniki były obiektywne?
M.K.: Andreas bardzo lubi skocznię w Libercu. Odpowiada mu jej profil, na najeździe czuję się bardzo dobrze. W zawodach pucharowych przed mistrzostwami świata zajął na tej skoczni odpowiednio trzecie i szóste miejsce. Andi w ostatnim sezonie nie błyszczał, ale oddał na mistrzostwa najlepszy skok i zdobył najważniejszy medal. To był po prostu jego dzień.

Skijumping.pl: Jednak warunki nie były łatwe?
M.K.: Każdy widział jakie panowały warunki na skoczni. Padający śnieg uniemożliwiał przeprowadzenie drugiej serii. W przepisach jest punkt, który zezwala na przerwanie zawodów i uznanie wyników pierwszej serii jako ostateczne. Nie ma co przypuszczać, co by było gdyby odbyła się druga seria. Konkurs zakończył się po pierwszej i my okazaliśmy się szczęśliwcami.

Skijumping.pl: A jakie masz cele na nadchodzący sezon?
M.K.: Z pewnością igrzyska są najważniejszą imprezą w sezonie. Jednak staramy się jeszcze o nich nie myśleć. Puchar Świata zaczyna się w Kuusamo i dopiero za trzy miesiące od inauguracji będą zawody w Vancouver. Nie możemy skupiać się tylko na olimpiadzie, to nie służy dobremu przygotowaniu, jeśli tylko masz w głowie jeden cel.

Skijumping.pl: Wielu zawodników rezygnuje ze startów w Letnim Grand Prix, aby lepiej przygotować się do zimy, jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
M.K.: Dla mnie udział w konkursach Letniego Grand Prix jest bardzo ważny. Każdy start jest formą treningu. Nawet, jeśli wiele osób neguje starty w letnich konkursach większość myśli podobnie. Osobiście bardzo lubię tego typu zawody i całą otoczkę z nimi związaną, traktuję je bardzo poważnie. Zawsze jest to dodatkowa możliwość porównania się do pozostałych zawodników ze światowej czołówki.

Skijumping.pl: Czy mógłbyś nam krótko opisać Andreasa i Simona?
M.K.: Andreas jest teoretykiem, potrzebuje czasu, aby przystosować się do nowych warunków. Do wszystkiego musi się przyzwyczaić. Wszystko musi przemyśleć i przeanalizować. Simiemu wystarczy natomiast jeden skok, który odda na 100 procent swoich możliwości i wie, o co chodzi. Bardzo szybko się przyzwyczaja do nowego sprzętu a Andreas potrzebuje na to czasu.

Skijumping.pl: A jak wygląda Twoja współpraca z Küttelem, z tego co wiemy Andi ma ogromna wiedzę na temat skoków?
M.K.: Tak zgadza się i zawsze na treningach pyta, dlaczego i dlaczego. Dużo rozmawiamy o technice, ale to jest tylko teoria. W czasie skoku nie ma czasu na myślenie o teorii, on ma 2-3 sekundy, aby oddać dobry skok, nie może wtedy myśleć, dlaczego. Staram się mu wszystko wyjaśniać, aby wiedział, w jakim celu wykonuje ćwiczenia. Dla mnie jako trenera najważniejsze jest znaleźć u niego punkt, który pomoże mu w czasie skoku.

Skijumping.pl: Jesteś bardzo młodym trenerem czy nie miałeś problemów z aklimatyzacją w drużynie?
M.K: Ten temat w ogóle nie istniał. Z Küttelem znamy się od 7 lat, razem startowaliśmy w zawodach. Nie było żadnych problemów z zaakceptowaniem mnie na stanowisku trenera kadry, wszystko stało się bardzo płynnie.

Skijumping.pl: Młode pokolenie trenerów wprowadza nowe metody treningowe, pewne urozmaicenie dla zawodników, czy na naszych oczach powstaje nowa myśl szkoleniowa?

M.K.: To nie są nowe metody szkoleniowe, ja je znam od zawsze. Wszelkie wyjazdy i zgrupowania poza skocznią mają spowodować, że zawodnik przestanie myśleć tylko o skokach. Zabrałem skoczków na nurkowanie, aby poznali inne środowisko i poznali swoje ciało, to jak funkcjonuje w innych warunkach. Simi lubi latać na paralotni, więc dlaczego nie ma być to metodą treningową. Jest to pewnego rodzaju urozmaicenie w treningu.

Skijumping.pl: Opiekujesz się dwoma zawodnikami, którzy zdobyli tytuły mistrzowskie. Czy nie jest to dla Ciebie dodatkowe obciążenie?
M.K.: Nie z pewnością nie. Jest to ogromne wyzwanie. W każdych zawodach chcemy być najlepsi i chcemy zajmować miejsca w czołówce. Jeśli nie uda nam się spełnić zakładanych celów nikt nie będzie mógł powiedzieć, że się nie staraliśmy.

8.8.2009, Titisee-Neustadt