Strona główna • Kombinacja Norweska

Nie chcą kombinacji

W kraju wrze na temat zawirowań wokół PZNu i sztabu szkoleniowego kadry skoków. O innych sprawach się milczy, w szczególności nie dostrzega się, co się dzieje z innymi konkurencjami klasycznymi. Tymczasem miłościwie panujący nam związek wielce nieodpowiedzialnie zachował się nie tylko w stosunku do własnej kadry kombinacji norweskiej, ale także do naszych słowackich sąsiadów i całej Międzynarodowej Federacji Narciarskiej!

Na drugą połowę sierpnia i początek września FIS planowała rozegranie kolejnej, 6. już edycji Letniej Grand Prix w kombinacji norweskiej. Po raz pierwszy zawody tego cyklu, oprócz już tradycyjnych miejsc (jak Steinbach-Hallenberg czy Klingenthal) miały dotrzeć do Europy Wschodniej. W kalendarzu znalazły się dwa konkursy, inauguracyjny miał zostać rozegrany w Strbskim Plesie 15 sierpnia, zaś dwa dni później zawodnicy mieli rywalizować w Zakopanem. Mieli, bo do obu wspomnianych zawodów nie dojdzie. Dlaczego?

Głównym sprawcą tego stanu rzeczy jest Polski Związek Narciarski, który całkowicie zlekceważył prośby i wcześniejsze ustalenia FISu dotyczące rozegrania wyżej wymienionych zawodów. Związek w osobie prezesa Pawła Włodarczyka poinformował dyrektora PŚ w kombinacji norweskiej Ulricha Wehlinga, iż rozegranie konkursu LGP w podanym terminie w Zakopanem jest niemożliwe, gdyż planowana jest modernizacja Wielkiej Krokwi oraz tras nartorolkowych w kompleksie skoczni. Jednocześnie zaznaczył, że tym samym nie będzie można rozgrywać skoków na Średniej Krokwi. Ktoś by pomyślał - no cóż, remont bo remont, konieczny, trudno się mówi, nie można rozegrać konkurencji. Tak, wszystko było w porządku, gdyby nie jeden mały szczegół, iż PZN, oględnie mówiąc, całkowicie mija się z prawdą!

To, że bez problemu można było niedawno rozegrać Puchar Prezesa TZN na Średniej Krokwi, wszyscy dobrze wiemy. Ale o wiele ciekawsze jest to, że w oficjalnym kalendarzu Tatrzańskiego Związku Narciarskiego widnieją imprezy, które mają być rozegrane właśnie na tym obiekcie, krótko po terminie odwołanej już LGP!!! Mamy więc np. Puchar McDonalda w skokach dla najmłodszych adeptów tego sportu, który ma być rozegrany tydzień po niedoszłej LGP. PZN poinformował FIS, że planowane prace w kompleksie skoczni potrwają do października tego roku. Jakimż więc cudem mają być rozegrane międzynarodowe zawody dla dzieci? To samo tyczy się planowanych na wrzesień mistrzostw Polski. Przecież tłumaczenia PZNu wyglądają w tej sytuacji naprawdę śmiesznie! A'propos wspomnianego Pucharu Prezesa TZN - tutaj także uwidoczniła się niewątpliwa roztropność włodarzy związku. Postanowili oni zgłosić te zawody do FISu jako międzynarodowe i zakwalifikować je jako tzw. "FIS Race", co wprawdzie absolutnie nie podniosło ani ich rangi, ani poziomu, ale wiązało się z dodatkowymi, bezsensownymi kosztami, takimi jak np. opłaty kalendarzowe czy też opłacenie delegata technicznego ze Słowenii.

Wracając do omawianej sprawy - pół biedy byłoby, gdyby nieodpowiedzialność włodarzy związku dotyczyła tylko naszego kraju. A tymczasem w wyniku ich decyzji konkurs swój musieli odwołać także Słowacy ze Strbskiego Plesa! Stało się to z następujących powodów: po pierwsze, gdyby w Tatrach został rozegrany tylko jeden konkurs, mało która ekipa ze światowej czołówki zechciałaby nań przyjechać, co z kolei czyniłoby takie zawody kadłubowymi i tym samym podważałoby sens ich organizowania. Z drugiej strony - Słowacki Związek Narciarski (SLZ) nie ma niestety pieniędzy na rozegranie dwóch konkursów, jako że boryka się z poważnymi problemami finansowymi (tamtejszy rząd dokonał poważnych cięć w dotacjach na sport). Wystrychnięta na dudka została w tej sytuacji została oczywiście także Międzynarodowa Federacja Narciarska, dla której plany kalendarzowe LGP spaliły częściowo na panewce. A już z pewnością powody do narzekań musi mieć wyżej wspomniany dyrektor PŚ w kombinacji Uli Wehling, który w poniedziałek specjalnie pojawił się w Strbskim Plesie, aby dokonać inspekcji trasy biegowej, by zaraz potem dowiedzieć się, że z obu konkursów nic nie wyjdzie. Wreszcie, co jest z naszego punktu widzenia najważniejsze - nasi zawodnicy stracili możliwość zmierzenia się na własnym terenie ze światową czołówką. Ale, jak już zresztą od dawna dobrze wiemy, sytuacja i problemy naszych kombinatorów norweskich to jest jedna z ostatnich rzeczy, jaką interesuje się Polski Związek Narciarski.

Działania PZNu pokazują, jak bardzo niechętnie organizuje on międzynarodowe zawody w kombinacji. Przy okazji PŚ A w Zakopanem w sezonie 2001/2002 mówiono, iż było to zło konieczne, podobnie jak w przypadku PŚ B w sezonie 2002/2003. Zazwyczaj podkreśla się tylko fakt, iż FIS niejako 'wymusza' organizację mało popularnych imprez, w zamian za umożliwienie przeprowadzenia Jedynych Słusznych Zawodów, czyli Pucharu Świata w skokach. Jednak nawet najwięksi pesymiści nie przypuszczali, że działacze związkowi posuną się do zagrań nie fair w stosunku do FISu, aby tylko nie musieć organizować międzynarodowych imprez w kombinacji.

Jednak prezes PZN nie traci ani humoru, ani poczucia dobrze pełnionych obowiązków. W wywiadzie, jakiego udzielił 'Gazecie Wyborczej' (jego złote myśli można przeczytać również w internetowym wydaniu dziennika), stwierdza m.in.: "Nie chcę się chwalić. Ale proszę zobaczyć, co było, kiedy zostawałem prezesem w 1994 roku, a co jest teraz". Co jest teraz panie prezesie? Teraz mamy jednego zawodnika w skokach, a poza tym całkowity brak zaplecza w biegach i w kombinacji oraz resztki dogorywających klubów, które nie są w stanie prowadzić szkolenia na odpowiednim poziomie. Może więc przydałaby się choćby odrobina pokory, prawdomówności i trzeźwej oceny sytuacji