Strona główna • Wywiady

Adam Małysz: "Myślę, że nie mogłem lepiej trafić"

Już za dwa tygodnie, w fińskim Kuusamo odbędzie się inauguracja zimowego sezonu olimpijskiego. Na kilka dni przed odlotem do Finlandii na pierwsze treningi na śniegu, Adam Małysz udzielił wywiadu dla naszego serwisu.


Skijumping.pl: Czy wśród Twoich marzeń z dzieciństwa było takie, aby zdobyć złoty medal olimpijski?

Adam Małysz: Oczywiście. Zacząłem trenować skoki mając sześć lat. I od razu pojawiła się we mnie taka myśl. Gdy tylko zacząłem skakać, marzyłem o zdobywaniu najcenniejszych trofeów. Po to się trenuje, by walczyć o medale. Igrzyska Olimpijskie są największą, najważniejszą, najbardziej wartościową imprezą, a więc medal z Igrzysk jest najcenniejszy. Nie bez powodu jest rozgrywana co cztery lata. Każdy chce zdobyć taki medal, a w danej konkurencji zdobędzie medale tylko trzech sportowców.

Skijumping.pl: Czy dzisiaj nadal marzysz o tym medalu tak samo mocno?

Adam Małysz: Dziś to już zupełnie inne marzenie. Udowodniłem, że mam predyspozycje, by taki medal zdobyć. To jest już marzenie dorosłego sportowca, marzenie bardziej realne. Taki medal można zdobyć. Mam przecież dwa takie krążki, choć nie mam tego najcenniejszego - złotego. Gdy marzyłem jako dziecko, moje marzenia wybiegały daleko w przyszłość. Przecież dziecko nie zdobędzie medalu, czeka je najpierw długa droga.

Skijumping.pl: Jak Twoje obecne przygotowania do sezonu różnią się od treningów w zeszłych latach?

Adam Małysz: Podstawową róznicą jest to, że wróciłem do Hannu Lepistoe, by ten doświadczony trener przygotował mnie jak najlepiej i to przede wszystkim do Olimpiady. Trening jest bardzo podobny do tego, który miałem przed Mistrzostwami Świata w Sapporo (Adam Małysz zdobył tam jeden złoty medal odzyskując po czterech latach tytuł Mistrza Świata na normalnej skoczni, w konkursie na dużej skoczni zajął czwarte miejsce). Różnica jest taka, że ten trening jest bardziej zróżnicowany i robiony "bardziej z głową". Wydaje mi się, że to, co miałem wykonać, wykonałem w stu procentach. Teraz wszystko będzie zależeć od tego, czy praca zaowocuje. Czy forma przyjdzie w odpowiednim momencie a tego nigdy nie można być pewnym. No i oczywiście dużo zależy od szczęścia. Ja jestem zadowolony z tego, co zrobiłem i na pewno nie można mi zarzucić tego, że coś zaniedbałem.

Skijumping.pl: A czy możesz zdradzić jakieś szczegóły?

Adam Małysz: W porównaniu z poprzednim sezonem, gdy trenowałem z Łukaszem Kruczkiem, to tego treningu było w tym roku więcej. Na pewno było więcej odbić. Nieco inaczej trenowałem siłę. Te ćwiczenia są bardzo podobne do ćwiczeń, które wykonywałem dwa lata temu, gdy Hannu Lepistoe był trenerem kadry. Różnice nie są jakieś kolosalne. Trening to trening. Odbicia to odbicia. Jest oczywiscie kilka rodzajów, ale w końcu trening skoczka sprowadza się do skoków treningowych. Nieco większe są różnice przy treningu siłowym. Można to robić na maszynach, można to robić ze sztangą. Każdy trener ma tu indywidualne podejście. Każdy ma jakieś ulubione metody.

Skijumping.pl: A jakie metody ma Hannu?

Adam Małysz: Hannu oczywiście ma metodę fińską. Czyli sztanga, podskoki ze sztangą, skoki przez płotki i trenowanie różnych rodzajów odbić. Skoków przez płotki było znów bardzo dużo.

Skijumping.pl:Jak układa Ci się współpraca z Hannu?

Adam Małysz: Cenię go za niesamowity profesjonalizm. On potrafi doskonale dobrać obciążenia treningowe po konkretnego zawodnika. Oczywiście teraz jest mu dużo łatwiej, bo ma tylko mnie (śmiech). Współpraca układa nam się doskonale. Znamy się dobrze, bo przecież już współpracowaliśmy. Jego doświadczenie imponuje. On przeprowadzał przecież skoczków od stylu klasycznego do stylu V. A zarazem jest to trener idący z duchem czasu, który nie boi się nowych metod. Są tacy starsi wiekiem trenerzy, którym nie da się wytłumaczyć, że metody z lat 70 czy 80 nie przystają dziś do skoków. Hannu łączy doświadczenie z elastycznością. Myślę, że nie mogłem lepiej trafić.

Skijumping.pl: No własnie ostatnio pojawiła się u was nowinka techniczna. Podczas treningu po każdym skoku od razu oglądasz go na ekranie, słuchając jednocześnie komentarza trenera.

Adam Małysz: Tak, naukowcy stwierdzili, że skoczek najlepiej się uczy, gdy może swój skok zobaczyć jak najszybciej. Poprzednio analizowałem wszystkie skoki dopiero po zakończonym treningu, jeden po drugim. Teraz po każdym pojedynczym skoku oglądam go w zwolnionym tempie, a trener przez krótkofalówkę udziela mi wyjaśnień.

Skijumping.pl: Jak wpadliście na ten pomysł?

Adam Małysz: To było w Lahti. Hannu przyjaźni się z ojcem fińskiego skoczka Kimo Yllriesto. On filmował moje skoki w Lahti i pokazywał mi je później. A któregoś dnia zaprezentował nam ten patent. Obraz z kamerki jest przekazywany drogą radiową prosto do monitora, który stoi koło stanowiska serwismena. Mogę obejrzeć go od razu nawet kilka razy i w zwolnionym tempie. To jest bardzo pomocne, bo wszystkie błędy są od razu widoczne jak na dłoni. Uważam, że to bardzo fajny pomysł. W dodatku łatwiej nam to zrobić, gdy jestem sam, gdybyśmy tak chcieli dużą grupą skoczków, trwałoby to chyba za długo.

Skijumping.pl: Hannu jest znany ze stoickiego usposobienia. Czy okazuje teraz jakies emocje? W końcu przygotowuje jednego z najwybitniejszych skoczków w historii do zwieńczenia jego wspaniałej kariery. Czy bywa nerwowy?

Adam Małysz: Nidy się z tym nie spotkałem. Wiem, że kiedyś miał sprzeczkę z Walterem Hoferem w Lahti. Mnie przy tym nie było, więc nie wiem jak to dokładnie wyglądało. Ale nigdy nie widziałem go w sytuacji, by się złościł czy nawet podniósł głos. To człowiek niesamowicie zrównoważony. Z drugiej strony, mimo że jest Finem, ma ogromne poczucie humoru (śmiech). Fina ciężko przyłapać na uśmiechu. Hannu lubi pożartować. Lubi czasem nawet komuś dociąć. Z tym też dobrze trafiłem, bo ja też jestem taką osobą. Lubię pożartować, lubię zrobić komuś kawał. I choć jestem od niego o połowę młodszy, to nigdy się nie obraża, gdy zrobię mu dowcip, lub gdy z niego zażartuję. Zawsze reaguje uśmiechem. Przyjmuje mnie takiego jakim jestem. W każdej sytuacji potrafi się zachować jak człowiek z klasą.

Skijumping.pl: To pewnie w waszym zespole jest wesoło.

Adam Małysz: Oczywiscie że tak. Lubimy sobie żartować przy każdej okazji. Na przykład gdy gramy w siatkówkę w ramach rozgrzewki. Grywamy we czterech. Zwykle ja gram z Robertem Mateją (asystentem trenera) a Hannu z Maćkiem Maciusiakiem (serwisman). Zawsze sobie dowcipnie dogryzamy gdy zagrania są nieudane, a gdy mi się uda zdobyć punkt to Hannu często żartuje, że to tylko fuksem, bo przecież słabo gram i że bez tego farta nigdy byśmy z nimi nie wygrali (śmiech). A ja też sie mu odwdzięczam, że gdyby nie szczęscie to nawet punkta by z nami nie ugrali.

Skijumping.pl: A czy Hannu zażartował kiedyś w ten sposób po wygranym przez Ciebie konkursie?

Adam Małysz: Nie. Jak przychodzi do zawodów, to już jest poważna sprawa. Co więcej nawet jeśli się zdarzyło kiedyś, że rzewczywiscie wygrałem dzięki szczęściu czy na przykład sprzyjającym warunkom, to zawsze szczerze mi gratulował i nigdy o tym nie wspominał.

Skijumping.pl: Jakim miejscem jest dla Ciebie Vancouver?

Adam Małysz: Pozytywnie mi się kojarzy. To tam w zeszłym sezonie nastąpił przełom na lepsze. To były pierwsze zawody w których mnie poprowadził Hannu, jeszcze przez telefon, gdy zdecydowaliśmy że formuła współpracy z Łukaszem Kruczkiem w moim przypadku się nie sprawdza. I zaliczyłem od razu bardzo dobry występ (po bardzo kiepskiej pierwszej połowie sezonu Adam Małysz zajął na skoczni w Whistler 8 i 4 miejsce - przyp. redakcja). To mnie podniosło na duchu przekonało, że sezon może jednak nie jest stracony. Skocznie w Whistler są specyficzne. Ale dla każdego skoczka będą takie same.

Skijumping.pl: Jak oceniasz Roberta Mateję - byłego skoczka i kolegę z drużyny w roli asystenta trenera?

Adam Małysz: Bardzo dobrze. Zarówno Robert jak i Maciek Maciusiak uczą się szybko wielu rzeczy od Hannu Lepistoe. Myślę, że mają zadatki by być w przyszłości dobrymi trenerami. Są nie tylko bardzo dobrymi kolegami, ale maja oko do skoków. Nie raz dają mi dobre rady.

Skijumping.pl: Kiedy jeździłeś na zgrupowania albo zawody całą kadrą zwykle byłeś w pokoju z Robertem albo z Marcinem Bachledą. A teraz?

Adam Małysz: Sam. Jakoś tak wyszło, bo Robert mieszka z Mackiem, a Hannu też lubi być sam, więc zwykle ja też jestem w pokoju sam.

Skijumping.pl: A nie brakuje Ci czasem trenowania w grupie, z kolegami z kadry?

Adam Małysz: Bywa, że brakuje. W grupie trening wygląda jednak trochę inaczej. Ja nie jestem typem samotnika. Lubię trenować wspólnie z kolegami i cieszę się gdy mam zgrupowania wspólnie z resztą kadry w jednym miejscu. Ale muszę się pogodzić z tym co jest. Po prostu jeśli chcę osiągnąć sukces musze teraz iść trochę inną drogą. Już się do tego przyzwyczaiłem i funkcjonuje to dobrze.

Skijumping.pl: Rozpoczyna się być może najważniejszy sezon w Twojej karierze. Czego oczekujesz od kibiców i dziennikarzy na progu zimy?

Adam Małysz: Potrzebuję przede wszystkim dużo spokoju i wyrozumiałości. Pracę wykonałem solidnie ale może być różnie. Mogą być dobre i złe skoki. Choć ja oczywiście liczę tylko na dobre skoki. Wiadomo, że kibice będa chcieli mnóstwo autografów wspólnych zdjęc, rozmów. Dziennikarze będą chcieli wywiadów. Będą wypytywali w jakiej jestem formie, czemu skaczę tak a nie inaczej, jakie mam przeczucia, czy na pewno zdobędę medal i tak dalej. A ja bym chciał poświęcić się jak najlepszemu przygotowaniu. Skupić się na skokach.

Skijumping.pl: Dziękuję za rozmowę i w imieniu swoim i wszystkich kibiców życzę powodzenia.

Adam Małysz: Dziękuję.

Rozmawiał Marcin Hetnał