Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Małysz i Lepistoe czyli duet na medal

Dla Hannu Hannu Lepistö trofea zdobyte z Adamem Małyszem są najcenniejsze. Dla Adama Małysza najcenniejsza jest współpraca z Finem.

Kiedy cztery lata temu rozpoczynali swoją współpracę, wielu zastanawiało się, czy Adam Małysz znajdzie wspólny język z Hannu Hannu Lepistö. I problemem nie była bariera językowa. Polski skoczek już wtedy radził sobie całkiem dobrze w porozumiewaniu się w języku niemieckim, którym posługuje się również Fin. Chodziło bardziej o kontakt pomiędzy mimo wszystko młodym skoczkiem, a ponad 60-letnim już wówczas trenerem. Wówczas Małysz odpowiadał, że nie ma wątpliwości, że współpraca będzie przebiegała bez zarzutu. Chyba jednak sam nie przypuszczał wówczas, że będzie ona tak udana. Pierwszą jej część można podsumować krótko: czwarty tytuł mistrza świata i czwarta Kryształowa Kula za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata dla Małysza. Druga część współpracy, czyli ta kiedy od stycznia 2009 roku Adam Małysz postanowił indywidualnie trenować pod okiem Fina, to srebrny medal igrzysk olimpijskich w Vancouver.

Adam Małysz jest pewny, że nie udałoby mu się uzyskać takich wyników, gdyby nie współpraca właśnie z Hannu Lepistö. - Nie sądzę by mogło się to wszystko udać bez niego. To jest wielki człowiek i wielki trener. Najważniejsze było, że on cały czas wierzył we mnie i przygotowywał mnie tak, żeby ta forma, jak najwyższa, przyszła właśnie podczas igrzysk - podkreślał Małysz tuż po tym, jak na jego szyi zawisł srebrny medal.

I choć nie jest to ten najcenniejszy z możliwych krążek, to zarówno dla samego zawodnika, jak i dla jego trenera jest bardzo ważny. Hannu Hannu Lepistö w taki sposób tłumaczy, dlaczego tak właśnie jest: - Trofea zdobyte z Małyszem są dla mnie szczególnie cenne, a ten medal chyba najbardziej. To bowiem pierwszy przypadek w mojej pracy szkoleniowej, że trenuję indywidualne z jednym zawodnikiem. Wspólnie musieliśmy stworzyć jakiś plan i sami krok po kroku go realizowaliśmy. Podjęliśmy ryzyko, bo nikt przecież nie mógł zagwarantować, że się uda - tłumaczy Hannu Lepistö, który w swojej karierze prowadził tylu wybitnych zawodników - między innymi Finów Matti Nykaenena i Janne Ahonena - że zapytany o liczbę zdobytych medali na igrzyskach przez jego podopiecznych nie był w stanie ich policzyć. Długo wymieniał skoczków i ich dokonania.

Fakt, że tak wysoko fiński szkoleniowiec cenni sukces w Vancouver jest więc znamienny. - Mogę zrozumieć dlaczego ten medal jest dla niego taki cenny - mówi Adam Małysz - Przyczyną, w jakiejś części jest fakt, że Hannu był bardzo zawiedziony, kiedy wypowiedziano mu umowę w Polskim Związku Narciarskim. On wtedy bardzo chciał udowodnić, że to co zrobił rok wcześniej, kiedy nam nie poszło, to był jeden wielki przypadek. Miał już wtedy przemyślane wszystko, ale nie mógł wprowadzić tego w życie - wspomina Adam Małysz, który w kolejnym sezonie przygotowywał się do startów wraz z kolegami kadry i z trenerem Łukaszem Kruczkiem. Ostatecznie trafił jednak ponownie pod skrzydła Fina...

Cały tekst z Przeglądu Sportowego na stronie Sport Onet.pl